Читать книгу Sztuka życia - Zbigniew Lew-Starowicz - Страница 7

Оглавление

Znam profesora Zbigniewa Lwa-Starowicza od kilku lat. Uważam się za niebywałą szczęściarę, że to właśnie ja jestem współautorką cyklu najnowszych książek profesora. I przy każdym naszym spotkaniu zastanawiam się, jak to jest możliwe, że człowiek, który ma kalendarz zapisany drobnym maczkiem dzień po dniu na wiele miesięcy naprzód, który widzi na co dzień nieszczęśliwych ludzi, bo szczęśliwi do jego gabinetu nie przychodzą, jest zawsze pogodny, spokojny, uśmiechnięty, energiczny, chodzi sprężyście jak młody człowiek. Po godzinie spędzonej z profesorem łapię się na tym, że sama zaczynam patrzeć na własne problemy z innej perspektywy.

Nagrywamy nasze rozmowy w różnych miejscach – w gabinecie, samochodzie, bywam u państwa Starowiczów w pięknym domu pod Warszawą, z wielkim ogrodem na skraju lasu. Mieszkają niesamowicie: otoczeni zielenią i przyjaciółmi. Lata temu razem z kilkoma najbliższymi znajomymi kupili sporą działkę i zbudowali mikroosiedle. Na solidnych przyjaznych fundamentach. Latem brzęczą w ciepłym powietrzu owady, a wieczorem – cykają świerszcze. Wtedy dobrze jest usiąść na tarasie z herbatą i dobrą książką. – Żebym tylko miał na to czas – wzdycha profesor na moją sugestię, że ja bym tylko siedziała, czytała i napawała się zielenią.

Profesor jest wiecznie zajęty. Wprawdzie wczoraj rano jeszcze nie wiedział, co będzie robić w listopadzie 2018 roku, ale wieczorem zadzwonił telefon i okazało się, że właśnie za rok planowana jest konferencja, na którą go zapraszają. Zna już za to rozkład jazdy na styczeń-luty-marzec 2018. Jeżeli więc ktoś z państwa ma jakieś plany wobec profesora, proszę nie ociągać się z rezerwowaniem terminów, bo może być za późno. Mimo napiętego kalendarza profesor ma jednak priorytety, których nic nie jest w stanie zmienić.

Godzina 11 – wyjmuje kozi twarożek i banana.

– Miła i ładna pani dietetyczka powiedziała mi kiedyś, że do banana muszę dodać białko – wyjaśnia i spożywa drugie śniadanie.

I tak jest każdego dnia o 11. Drugie śniadanie musi być. Podobnie jak muszą być w życiu profesora inne rzeczy: taniec, dobra książka, ulubiona muzyka, bursztynowa bransoletka zakładana podczas jazdy samochodem („żeby prąd nie kopnął”), kwiaty w ogrodzie, niewielki kalendarzyk z najważniejszymi notatkami, długopis dobrze leżący w ręku. I kolacja – zawsze z rodziną, zawsze o 23.

Profesor jest szczęściarzem: ma świetną rodzinę, oddanych przyjaciół i... nigdy nie był na diecie. Umie się szczerze śmiać z dowcipów, ma poczucie humoru i chłopięcy błysk w oku. Bywa ironiczny, ale nigdy cyniczny. A mógłby być: łatwo stracić wrażliwość w zetknięciu z najbardziej mrocznymi stronami ludzkiej psychiki i seksualności. Jako biegły sądowy w sprawach dotyczących przestępstw seksualnych, gwałtów, przypadków pedofilii i zabójstw widział wiele wstrząsających obrazów. Czekając na spotkanie z nim, wielokrotnie widziałam skutych kajdankami więźniów, którzy byli przyprowadzani przez policjantów na badania do szpitala, w którym pracuje profesor. Raz czy dwa widziałam go zasępionego, zawsze było to w przypadku, gdy właśnie był po rozmowie z mężczyznami o wyraźnych rysach psychopatycznych. Miałam wrażenie, że obawia się o przyszłość potencjalnych partnerek, które się z takim mężczyzną zetkną.

Gdy widziałam go w pracy, a także w gronie rodzinnym, nieustannie nurtowała mnie kwestia, jak można zachować równowagę psychiczną i dobre samopoczucie, jeżeli wieczorami pisze się opinie dla sądu będące analizą na przykład długoletniego maltretowania, kazirodztwa czy innych form wykorzystywania seksualnego? Jak można mimo to cieszyć się życiem? Czy człowiek jest w stanie nie przesiąknąć mrokiem tych spraw i na zawsze nie stracić dziecięcej spontaniczności i umiejętności cieszenia się z niewielkich rzeczy?

W przypadku profesora Starowicza odpowiedź na szczęście jest pozytywna. To zresztą widać po tym, jak reagują na niego ludzie. Moi znajomi często pytają mnie, jaki jest profesor, „bo wygląda na fajnego faceta”. Odpowiadam im: „Tak, jest fajnym facetem. Jest zupełnie NORMALNY”. Od jego studentów wiem, że uwielbiają jego zajęcia, a od współpracowników – że praca z nim to przyjemność.

Niedawno w warszawskich Złotych Tarasach jedliśmy razem obiad (ja – sałatka z mozzarellą, profesor – dorsz i tuńczyk z surówką z marchewki – dosyć spora porcja). Zanim dostaliśmy dania, profesor grzecznie odstał w kolejce, ale to właśnie na jego widok pani przy kasie promiennie się uśmiechnęła i zaczęła szukać najlepszych porcji. Kiedy umawiamy się w jakimś publicznym miejscu, rzadko się zdarza, żeby ktoś do nas nie podszedł i nie zapytał o fachową poradę. Wiadomo, „pan od seksu” wie wszystko.

A skoro wie wszystko, trzeba było go także zapytać o jego sztukę życia.

 Co robi, żeby utrzymać równowagę po męczącym dniu (profesor codziennie pracuje od 10 do 21)?

 Jak radzi sobie ze stresem?

 Dlaczego nie przypadło mu do gustu merengue tańczone na Dominikanie?

 Czego nauczył się od swoich rodziców?

 Czy woli aplauz w czasie wykładu, czy szczęście w związku?

 Co myśli o cierpieniu i śmierci?

 Woli żyć dla siebie, czy dla innych?

 Jak wygląda według niego idealny dzień?

 Dlaczego nie warto być na diecie?

 Czego się można nauczyć od Marka Aureliusza?

 Jakie książki warto zostawiać w pociągu, a jakie koniecznie trzeba mieć na półce?

 Czy w samotności można odnaleźć szczęście?

 Co daje nam kontakt z naturą i dlaczego trzeba koniecznie pielęgnować swoją wrażliwość?

Siedząc na tarasie domu na skraju lasu, rozmawialiśmy o budowaniu szczęścia. O tym, że na poczucie szczęścia składają się bardzo drobne sprawy: uśmiech kochanej osoby, przystrzyżony trawnik, dobra muzyczna składanka w samochodzie, makaron z oliwkami, kieliszek dobrego wina, taniec (do tańczenia profesor potrafi przekonywać z wielkim żarem), telefon od przyjaciela, planowanie kolejnego wyjazdu – może być na koniec świata, a może być na wieś na Podlasiu.

– Moja przyszłość to najbliższe tygodnie. Owszem, mam kalendarz i mogę zaznaczyć, że za rok spotykamy się o tej porze. Ale to jest ogólna wizja – może się spełnić albo nie. Doświadczenie nauczyło mnie, że jutro może mnie już nie być: nagła śmierć, poczuję się kiepsko i okaże się, że rokowania są złe. Ale może tak nie będzie – mówi profesor – i dodaje, cytując ulubionego przez siebie Marka Aureliusza: „Nie należy się gniewać na bieg wypadków, nic ich to bowiem nie obchodzi”.

Czy to jest sekret sztuki życia według profesora Zbigniewa Lwa-Starowicza?

Krystyna Romanowska

Sztuka życia

Подняться наверх