Читать книгу Emancypantki - Болеслав Прус, Болеслав Прус - Страница 26

Tom I
30. Rój po odlocie matki

Оглавление

Tej nocy Madzia wcale nie spała, trapiona złymi przeczuciami co do własnej przyszłości. Co niebawem zaczęło się potwierdzać.

Z rana przyszedł do niej, do niej samej, rewirowy i począł wypytywać: gdzie wyjechała pani Latter, o której godzinie, jaki był numer dorożki i czy z pewnością skierowała się ku dworcowi warszawsko-wiedeńskiemu? Rewirowy zadawał pytania w sposób łagodny; niemniej jednak jego pałasz i zakręcone wąsy były dla Madzi stanowczym dowodem, że popełniła zbrodnię, za którą zostanie okuta w kajdany i wrzucona do lochu tak głębokiego, jak wieża ratuszowa jest wysoką.

Ledwie wyszedł rewirowy udając, że nie ma zamiaru okuć Madzi w kajdany i wrzucić do podziemnych pieczar, aliści ukazał się – rządca domu. Ten znowu zwrócił się do Madzi i znowu zaczął ją wypytywać: gdzie wyjechała pani Latter? czy mówiła, że ma zamiar powrócić? czy nie wspomniała o kwalifikacji do paszportu i o zapłaceniu za komorne? Rządca nie miał wprawdzie wąsów ani pałasza, ale był zezowaty, co Madzi nasunęło myśl, że pewnie ją pociągną do zapłacenia komornego, dzięki czemu z owych trzech tysięcy rubli, które jej zapisała babcia, nie zostanie ani jednego grosika.

Jeszcze rządca nie ukończył badań, gdy zjawił się niespokojny – gospodarz domu. Ten również zaczepił Madzię, lecz nie pytając, gdzie pojechała pani Latter, zaczął od razu narzekać, że straci część komornego, ponieważ wszystkie meble są podobno własnością pana Stefana Zgierskiego, z którym może być zawikłany proces.

Zdziwiona tym odkryciem Madzia była pewna, że nie tylko przepadną jej pieniądze po babci, ale że nienasycony gospodarz na zaspokojenie komornego każe przyaresztować jej tualetkę, serwetkę i brązowy lichtarz ze szklaną profitką.

W ciągu tych ciężkich godzin wprawdzie niekiedy przypominała sobie, co powiedział Dębicki, że pani Latter w każdej chwili może mieć pieniądze. Lecz wspomnienie to wydawało jej się snem wobec realnych wąsów rewirowego, krzywych oczu rządcy domu i niepokoju właściciela.

„Co tu poradzi biedny Dębicki!…” – myślała wyobrażając sobie, że na jej kędzierzawą główkę wali się pensja pani Latter, cała kamienica, cały świat…

Lecz około pierwszej po południu zmieniła się sytuacja tak dalece, że Madzia z najgłębszej rozpaczy wzniosła się do najwyższego optymizmu.

Przede wszystkim, gdy wręczyła pannie Howard klucze zostawione jej przez panią Latter i gdy po otworzeniu biurka w obecności całej pensji znaleziono w szufladzie kilkaset rubli, gospodyni, panna Marta, wpadła w taką radość, że w pierwszej chwili podejrzewano ją o zachwianie władz umysłowych. Zaczęła skakać płacząc i wołając:

– Wystarczy na utrzymanie domu!… Będą obiady!… Przysięgnę, że pani wróci… Ona pewnie pojechała do Częstochowy ofiarować Pannie Najświętszej swoje zgryzoty z tym krymina…

– Proszę być cicho!… – zgromiła ją panna Howard, która na widok gotówki uczuła, że jej władza nad pensją posiadała realną podstawę.

Bez względu na upomnienie panna Marta nie przestawała manifestować swojej uciechy. Damy klasowe zaczęły wyliczać zalety przełożonej, sługi wyrażały ufność, że nie przepadnie im zapłata, a zagrożone głodem pensjonarki same nie wiedząc czego tarły sobie oczy i rzucały się jedna drugiej w objęcia.

I w smutnym przed chwilą gabinecie zrobiło się tak wesoło, iż nawet Madzia nabrała otuchy i pomyślała, że może nie okują jej w kajdany i nie rzucą do podziemnych pieczar.

W chwili największego hałasu cicho jak cień wsunął się do gabinetu okrąglutki, pulchniutki i skromnie, choć elegancko ubrany pan Zgierski. Jego łysina wydawała się olbrzymią, a czarne oczki mniejszymi i bystrzejszymi niż zwykle. Spojrzał naprzód na meble, potem na panienki; potem jego czoło wyrażało frasunek, a twarz nadzieję; nareszcie dostrzegłszy pannę Howard posunął się do niej krokiem kontredansowym i czule ujmując za rękę rzekł:

– Cóż to za piękne zgromadzenie!… Nie mogę odmówić sobie przyjemności ucałowania rączki pani – dodał, delikatnie jak zefir dotykając ustami odnośnej części ciała panny Klary.

– Są pieniądze!… są pieniądze!… – powtarzała gospodyni klaszcząc w ręce.

Przestrach błysnął na obliczu Zgierskiego i w jego świderkowatych oczach. Skombinował bowiem, że to jego posądzają o zamiar wspomożenia upadającej pensji.

– Co znowu!… – przerwał dosyć szorstko. – To ja mam pięć tysięcy rubli u pani Latter…

– Ale pani zostawiła pieniądze w biurku – odparła gospodyni.

Teraz fizjognomia Zgierskiego zajaśniała uczuciem błogości.

– Spodziewałem się tego – rzekł. – Pani Latter jest zbyt szlachetną kobietą…

Umilkł jednak sądząc, że właściwiej będzie pierwej zbadać, co jest, a dopiero później chwalić lub ganić.

Na znak panny Howard pensjonarki, panna Marta i Stanisław szybko usunęli się z gabinetu. Przykład ich naśladowały damy klasowe w sposób odpowiadający powadze ich stanowiska.

– Pani raczy mnie zaprezentować tym damom – szepnął Zgierski do panny Howard patrząc na Madzię.

Emancypantki

Подняться наверх