Читать книгу Nowe oblicze Greya - Э. Л. Джеймс - Страница 12

Оглавление

ROZDZIAŁ DRUGI

Jestem już zupełnie rozbudzona, zaś erotyczny sen to jedynie wspomnienie.

– Leżałam na brzuchu. Musiałam się przekręcić we śnie – bronię się słabo.

Jego oczy ciskają błyskawice. Nachyla się, bierze ze swojego leżaka górę od mojego kostiumu i rzuca ją we mnie.

– Włóż to! – syczy.

– Christianie, nikt nie patrzy.

– Zaufaj mi. Patrzy. Jestem przekonany, że Taylor i ochrona świetnie się bawią! – warczy.

Jasna cholera! Czemu ciągle o nich zapominam? W panice zasłaniam dłońmi piersi. Od czasu sabotażu Charliego Tango nieustannie nam towarzyszą ci przeklęci ochroniarze.

– No i jacyś obleśni paparazzi też mogli zrobić ci zdjęcie. Masz ochotę znaleźć się na okładce „Star”? Tym razem naga?

A niech to. Paparazzi! Kurde! Gdy pospiesznie wkładam stanik, cała krew odpływa mi z twarzy. Wzdrygam się. W mojej głowie pojawia się nieprzyjemne wspomnienie oblężenia przez paparazzich przed siedzibą Seattle Independent Publishing, gdy do prasy przeciekła wiadomość o naszych zaręczynach – to wszystko składa się na życie z Christianem Greyem.

– L’addition! – warczy Christian do przechodzącej kelnerki. – Zbieramy się – mówi do mnie.

– Już?

– Tak. Już.

Cholera, jest w takim nastroju, że lepiej się nie sprzeciwiać.

Wkłada spodenki, choć z jego kąpielówek kapie woda, następnie szary T-shirt. Po chwili zjawia się kelnerka z jego kartą kredytową i rachunkiem.

Niechętnie wkładam turkusową sukienkę na ramiączkach i japonki. Gdy kelnerka odchodzi, Christian bierze z leżaka książkę oraz BlackBerry i skrywa wściekłość za przyciemnianymi szkłami okularów przeciwsłonecznych. Emanują z niego gniew i napięcie. Robi mi się smutno. Wszystkie kobiety na plaży opalają się topless – to przecież nic takiego. Prawdę mówiąc, ja wyglądam dziwnie w kompletnym stroju. Wzdycham w duchu. Myślałam, że Christian dostrzeże zabawną stronę sytuacji... tak jakby... Może gdybym pozostała na brzuchu... Teraz jednak po jego poczuciu humoru nie został nawet ślad.

– Proszę, nie złość się na mnie – szepczę, biorąc od niego książkę i telefon i wkładając je do plecaczka.

– Na to już za późno – mówi cicho... zbyt cicho. – Idziemy.

Bierze mnie za rękę i daje znak Taylorowi oraz jego dwóm pomocnikom, francuskim ochroniarzom, Philippe’owi i Gastonowi. Są jednojajowymi bliźniakami, co jest doprawdy dziwaczne. Cierpliwie obserwują z werandy nas i to, co dzieje się na plaży. Czemu ciągle o nich zapominam? Taylor ma kamienną twarz i oczy ukryte za ciemnymi okularami. Kurde, on też jest na mnie zły. Nie mogę się przyzwyczaić do oglądania go w takim swobodnym wydaniu: w krótkich spodenkach i czarnej koszulce polo.

Christian prowadzi mnie do hotelowego lobby, stamtąd zaś na ulicę. Milczy poirytowany, a to wszystko moja wina. Za nami podążają Taylor i jego ekipa.

– Dokąd idziemy? – pytam niepewnie, podnosząc wzrok na męża.

– Wracamy na łódź. – Patrzy przed siebie.

Nie mam pojęcia, która jest godzina. Myślę, że coś koło piątej, może szóstej. Kiedy docieramy do mariny, Christian prowadzi mnie na nabrzeże, gdzie zacumowano motorówkę i skuter wodny należące do Fair Lady. Gdy Christian odcumowuje skuter, podaję swój plecak Taylorowi. Zerkam na niego nerwowo, ale z jego twarzy, tak samo jak w przypadku Christiana, niczego się nie da wyczytać. Rumienię się na myśl o tym, co miał okazję widzieć na plaży.

– Proszę bardzo, pani Grey.

Taylor przynosi mi z motorówki kapok, a ja go posłusznie zakładam. Dlaczego tylko ja muszę mieć kapok? Christian i Taylor wymieniają spojrzenie. Jezu, na Taylora też jest wkurzony? Następnie Christian sprawdza paski w moim kapoku, mocno pociągając za środkowy.

– Może być – mruczy z obrażoną miną, nadal na mnie nie patrząc. Cholera.

Wsiada z gracją na skuter i wyciąga do mnie rękę. Chwytam ją mocno i jakoś udaje mi się przerzucić nogę przez siedzenie za nim, nie wpadając przy tym do wody. Taylor i bliźniacy wsiadają do motorówki. Christian odpycha się nogą od nabrzeża i skuter wpływa powoli do mariny.

– Złap się – nakazuje, a ja obejmuję go w pasie. To moja ulubiona część pływania na skuterze. Ściskam go mocno, wtulając nos w jego plecy, myśląc o tym, że swego czasu nie pozwoliłby mi się tak dotknąć. Ładnie pachnie... Christianem i morzem. Proszę, Christianie, wybacz mi... Sztywnieje. – Ruszamy – mówi, tym razem nieco łagodniej. Całuję go w plecy i opieram się o nie policzkiem, patrząc w stronę nabrzeża, skąd przygląda nam się kilkoro urlopowiczów.

Christian przekręca kluczyk i silnik budzi się do życia. Dodaje gazu, więc skuter rusza przed siebie, po czym prześlizguje się szybko po chłodnej, ciemnej wodzie, przez marinę do centrum portu w kierunku Fair Lady. Obejmuję go jeszcze mocniej. Uwielbiam to – jest tak bardzo ekscytujące. Gdy tulę się do Christiana, wyczuwam każdy mięsień jego szczupłego ciała.

Dogania nas Taylor w motorówce. Christian zerka na niego, po czym znowu dodaje gazu i skuter wystrzeliwuje do przodu, podskakując na powierzchni wody niczym wprawnie rzucony kamyk. Taylor kręci głową z pełną rezygnacji irytacją i kieruje się prosto w stronę jachtu, gdy tymczasem Christian mija Fair Lady i płynie na otwarte morze.

Woda rozpryskuje się wokół nas, a ciepły wiatr smaga mi twarz i wywija włosami związanymi w kucyk. To jest takie fajne. Być może Christianowi poprawi się dzięki temu humor. Nie widzę jego twarzy, ale wiem, że dobrze się bawi – dla odmiany zachowując się beztrosko, jak przystało na osobę w tym wieku.

Zatacza wielki łuk, a ja przyglądam się linii brzegowej – łodziom w marinie, mozaice żółtych, białych i piaskowych biurowców i apartamentowców oraz górującym nad wszystkim skalistym zboczom. Zupełnie nie przypomina to schludnych przecznic i kwartałów, do których jestem przyzwyczajona, ale wygląda niesamowicie malowniczo. Christian zerka na mnie przez ramię. Na jego ustach błąka się cień uśmiechu.

– Jeszcze raz? – przekrzykuje hałas silnika.

Kiwam entuzjastycznie głową. W odpowiedzi uśmiecha się szeroko, dodaje gazu i ponownie zawraca ku otwartemu morzu... i chyba już mi wybaczył.

– Złapało cię dziś słońce – mówi łagodnie Christian, rozpinając mi kapok.

Niespokojnie próbuję wyczuć jego nastrój. Znajdujemy się na pokładzie jachtu i jeden ze stewardów stoi obok nas, czekając na mój kapok. Christian podaje mu go.

– To wszystko, proszę pana? – pyta młody mężczyzna.

Uwielbiam jego francuski akcent. Christian zerka na mnie, zdejmuje okulary i wsuwa zausznik za kołnierzyk T-shirta.

– Masz ochotę na drinka? – pyta mnie.

– A przyda mi się? Przechyla głowę na bok.

– Dlaczego tak mówisz? – Głos ma łagodny.

– Wiesz dlaczego.

Marszczy brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.

– Prosimy dwa razy gin z tonikiem. I trochę orzeszków i oliwek – mówi do stewarda, który kiwa głową, po czym szybko się oddala. – Sądzisz, że zamierzam cię ukarać? – Głos Christiana jest iście aksamitny.

– A chcesz?

– Tak.

– W jaki sposób?

– Coś wymyślę. Może kiedy już wypijesz tego drinka.

I jest to groźba podszyta zmysłowością. Przełykam ślinę, a moja wewnętrzna bogini mruży oczy na leżaku, na którym zawieszoną na szyi tarczą odblaskową próbuje chwytać promienie słońca. Christian ponownie marszczy brwi.

– A chcesz tego?

Skąd on wie?

– To zależy – mamroczę, rumieniąc się.

– Od czego? – Skrywa uśmiech.

– Od tego, czy chcesz mi zrobić krzywdę czy nie.

Usta zaciska w cienką linię. W jego oczach nie czai się już wesołość. Nachyla się i całuje mnie w czoło.

– Anastasio, jesteś moją żoną, nie uległą. W żadnym razie nie chcę robić ci krzywdy. Powinnaś już to wiedzieć. Po prostu... nie rozbieraj się w miejscu publicznym. Nie chcę cię widzieć nagiej w bulwarówkach. Ty tego nie chcesz i jestem pewny, że twoja mama i Ray także.

Och! Ray. Jasny gwint, przyprawiłoby go to o zawał. Co ja sobie myślałam? W duchu ganię się surowo.

Steward przynosi nam drinki oraz przekąski i stawia je na stole z drewna tekowego.

– Usiądź – nakazuje Christian. Posłusznie siadam na krześle reżyserskim. Christian zajmuje miejsce obok i wręcza mi gin z tonikiem. – Na zdrowie, pani Grey.

– Na zdrowie, panie Grey. – Pociągam spory łyk. Drink jest zimny i przepyszny. Kiedy podnoszę wzrok, widzę, że Christian przygląda mi się uważnie. Nie potrafię wyczuć, jaki ma nastrój. To takie frustrujące... Nie mam pojęcia, czy nadal jest na mnie zły. Uciekam się do swojej sprawdzonej techniki odwracania uwagi. – Kto jest właścicielem tego jachtu? – pytam.

– Brytyjski szlachcic. Sir jakiś tam. Jego pradziadek zaczynał od sklepu z artykułami spożywczymi. A jego córka poślubiła jednego z europejskich książąt.

Och.

– Superbogaty?

W spojrzeniu Christiana pojawia się ostrożność.

– Tak.

– Tak jak i ty – mówię cicho.

– Tak.

Och.

– I tak jak ty – szepcze Christian i wsuwa do ust oliwkę.

Mrugam szybko powiekami... powraca wspomnienie eleganckiego Christiana w smokingu i srebrnej kamizelce... jego oczy przepełnione szczerością, gdy patrzy na mnie podczas naszej ceremonii zaślubin.

– „Wszystko, co moje, należy teraz do ciebie” – głośno i wyraźnie recytuje z pamięci słowa swojej przysięgi.

Należy do mnie?

– To takie nienaturalne. Najpierw nic, a potem – gestem pokazuję na otaczający nas zbytek – wszystko.

– Przyzwyczaisz się.

– Nie sądzę.

Na pokładzie pojawia się Taylor.

– Telefon, proszę pana.

Christian marszczy brwi, ale bierze od niego BlackBerry.

– Słucham – rzuca do aparatu i wstaje, po czym rusza na dziób jachtu.

Wpatruję się w morze, nie przysłuchując się rozmowie Christiana z Ros, jego prawą ręką. Jestem bogata... obrzydliwie bogata. Nie zrobiłam niczego, aby zasłużyć na te pieniądze... poślubiłam jedynie bogacza. Wzdrygam się, gdy moje myśli biegną ku naszej rozmowie dotyczącej intercyzy. To była niedziela, nazajutrz po jego urodzinach, i siedzieliśmy w kuchni, racząc się leniwym śniadaniem... wszyscy. Elliot, Kate, Grace i ja dyskutowaliśmy na temat wyższości bekonu nad kiełbaskami, podczas gdy Carrick i Christian czytali niedzielne gazety...


– Popatrzcie! – piszczy Mia, stawiając przed nami na stole swojego netbooka. – Na stronie Seattle Nooz Web pojawiła się informacja o twoich zaręczynach, Christianie.

– Tak szybko? – pyta zaskoczona Grace. I w jej głowie pojawia się jakaś mocno nieprzyjemna myśl, gdyż zaciska usta w cienką linię. Christian marszczy brwi.

– „Doszły nas słuchy – czyta Mia na głos – że najlepsza partia Seattle, Christian Grey, w końcu się ugiął i słychać już bicie weselnych dzwonów. Ale kim jest jego szczęśliwa wybranka? Nooz postara się jak najszybciej tego dowiedzieć. Jedno jest pewne: czyta teraz iście szatańską intercyzę”.

Chichot Mii szybko cichnie, gdy Christian piorunuje ją wzrokiem. Zapada cisza, a temperatura atmosfery w kuchni Greyów spada poniżej zera.

O nie! Intercyza? Coś takiego w ogóle nie przyszło mi do głowy. Przełykam ślinę, czując, jak z twarzy odpływa mi cała krew. Marzę o tym, by zapadła się pode mną ziemia. Christian poprawia się niespokojnie na krześle, gdy rzucam mu niespokojne spojrzenie.

– Nie – mówi do mnie bezgłośnie.

– Christianie – odzywa się łagodnie Carrick.

– Więcej nie będę poruszać tego tematu – warczy do ojca, który zerka na mnie nerwowo i otwiera usta, aby coś powiedzieć. – Żadnej intercyzy! – Christian niemal krzyczy i posępnie wraca do czytania gazety, ignorując wszystkich zgromadzonych przy stole. A oni patrzą najpierw na mnie, potem na niego... a potem wszędzie, byle nie na nas.

– Christianie – mówię cicho. – Podpiszę wszystko, czego będziecie chcieli ty i pan Grey. – Jezu, nie po raz pierwszy kazałby mi coś podpisywać.

Christian podnosi głowę i piorunuje mnie wzrokiem.

– Nie! – warczy.

Ponownie blednę.

– To ma cię chronić.

– Christianie, Ano, myślę, że powinniście to przedyskutować na osobności – upomina nas Grace.

Rzuca gniewne spojrzenie Carrickowi i Mii. O rety, wygląda na to, że oni także napytali sobie biedy.

– Ano, nie chodzi o ciebie – mówi uspokajającym tonem Carrick. – I mów mi, proszę, po imieniu.

Christian mierzy ojca spojrzeniem spod zmrużonych powiek, a mnie serce podchodzi do gardła. O kurczę... Jest naprawdę wkurzony.

Wszyscy powracają do ożywionej rozmowy, a Mia i Kate zrywają się od stołu, aby posprzątać po śniadaniu.

– Zdecydowanie wolę kiełbaski – oznajmia Elliot.

Wbijam wzrok w splecione dłonie. Jasny gwint. Mam nadzieję, że państwo Grey nie uznają mnie za jakąś naciągaczkę i łowczynię fortun. Christian kładzie rękę na moich obu dłoniach.

– Przestań.

Skąd on wie, o czym myślę?

– Nie zwracaj uwagi na to, co mówi tato – rzuca na tyle cicho, że tylko ja go słyszę. – Jest nieźle wkurzony z powodu Eleny. Ten atak wycelowany był we mnie. Szkoda, że mama nie utrzymała języka za zębami.

Wiem, że Christian czuje jeszcze ból po wczorajszej „rozmowie” z Carrickiem na temat Eleny.

– On ma rację, Christianie. Jesteś bardzo bogaty, a ja nie wnoszę do naszego małżeństwa nic oprócz kredytu studenckiego.

Christian patrzy na mnie z powagą.

– Anastasio, jeśli mnie zostawisz, równie dobrze możesz wszystko ze sobą zabrać. Już raz ode mnie odeszłaś. Wiem, jakie to uczucie.

– To było coś innego – szepczę poruszona intensywnością jego wyznania. – Ale... to przecież ty możesz chcieć zakończyć nasz związek. – Na tę myśl robi mi się niedobrze.

Prycha i kręci głową.

– Christianie, wiesz przecież, że mogę zrobić coś wyjątkowo głupiego, a ty... – Opuszczam wzrok na zaciśnięte dłonie. Przeszywa mnie tak wielki ból, że nie jestem w stanie dokończyć zdania. Utrata Christiana... kurwa.

– Przestań. Natychmiast przestań. Ten temat uważam za zamknięty, Ano. Więcej nie będziemy go poruszać. Żadnej intercyzy. Ani teraz, ani nigdy. – Posyła mi stanowcze spojrzenie, skutecznie mnie tym uciszając. Następnie zwraca się do Grace: – Mamo, czy możemy urządzić wesele u was?


I rzeczywiście nie poruszył więcej tej kwestii. Prawdę mówiąc, przy każdej nadarzającej się sposobności próbował mnie zapewniać, że jego pieniądze należą także do mnie. Wzdrygam się, przypominając sobie szalony wypad na zakupy, na które wysłał mnie w towarzystwie Caroline Acton – osobistej stylistki z Neimana Marcusa – z myślą o podróży poślubnej. Samo bikini kosztowało pięćset czterdzieści dolarów. Jest ładne, zgoda, ale to absurdalna kwota za cztery trójkąciki materiału.

– Przyzwyczaisz się – Christian przerywa moje rozmyślania, gdy wraca do stołu.

– Do czego?

– Do pieniędzy – mówi, przewracając oczami.

Och, mój Szary, może z czasem. Przesuwam w jego stronę niewielką miseczkę z solonymi migdałami i orzechami nerkowca.

– Pańskie przekąski, panie Grey – mówię z udawaną powagą, starając się wlać nieco humoru do naszej rozmowy po tych moich niewesołych rozmyślaniach i faux pas z górą od bikini.

– To pani jest dla mnie najsmaczniejszą przekąską, pani Grey. – Częstuje się migdałem. W jego oczach tańczą wesołe iskierki. Oblizuje usta. – Dopij drinka. Idziemy do łóżka.

Co takiego?

– Pij – mówi bezgłośnie, a jego oczy z szarych robią się niemal grafitowe.

O rety, samo to spojrzenie mogłoby ponosić wyłączną odpowiedzialność za globalne ocieplenie. Dopijam gin, nie odrywając wzroku od twarzy Christiana. Rozchyla usta i między zębami dostrzegam koniuszek języka. Uśmiecha się do mnie lubieżnie. Sekundę później wstaje i pochyla się nade mną, opierając dłonie o oparcie krzesła.

– Zamierzam dać ci nauczkę. Chodź. Nie idź siku – szepcze mi do ucha.

Nie idź siku? Jakie to niegrzeczne. Moja podświadomość podnosi zaniepokojona głowę znad książki – Dzieł zebranych Karola Dickensa, tom I.

– To nie to, co myślisz. – Christian uśmiecha się z wyższością i wyciąga do mnie rękę. – Zaufaj mi. – Wygląda tak seksownie i uroczo. Jak mogę się oprzeć?

– Dobrze. – Podaję mu dłoń, ponieważ prawda jest taka, że gotowa jestem powierzyć mu własne życie. Co on takiego zaplanował? Serce zaczyna mi szybciej bić.

Idziemy przez pokład, aż Christian wprowadza mnie do luksusowo urządzonego salonu, całego w pluszu, stamtąd zaś wąskim korytarzem do jadalni i dalej, po schodach do głównej sypialni.

W ciągu dnia została posprzątana, a łóżko zaścielone. To śliczna kajuta. Na obu ścianach ma iluminatory, ściany są kremowe, meble wykonane z ciemnego orzecha, a całości dopełniają dodatki w złocie i czerwieni.

Christian puszcza moją dłoń, ściąga przez głowę T-shirt i rzuca go na krzesło. W dwie sekundy pozbywa się japonek, szortów i kąpielówek. O rety. Czy kiedykolwiek spowszednieje mi oglądanie go nagiego? Jest niewiarygodnie przystojny i cały mój. On także się trochę opalił, a włosy ma dłuższe niż zazwyczaj, opadające na czoło. Ależ ze mnie szczęściara.

Ujmuje moją brodę, pociąga lekko, abym przestała przygryzać wargę, i przesuwa po niej kciukiem.

– Tak lepiej. – Odwraca się i podchodzi do bogato zdobionej szafy, w której znajdują się jego ubrania. Z dolnej szuflady wyjmuje dwie pary metalowych kajdanek i samolotową przepaskę na oczy.

Kajdanki! Jeszcze nigdy ich nie używaliśmy. Zerkam nerwowo na łóżko. Do czego on je, u licha, przymocuje? Christian odwraca się i bacznie patrzy na mnie błyszczącymi oczami.

– Coś takiego potrafi być bolesne. Wbijają się w skórę, jeśli pociągnie się za mocno. – Unosi jedną parę. – Ale chciałbym je teraz na tobie wypróbować.

O w mordę. W ustach czuję suchość.

– Proszę. – Podchodzi do mnie z gracją i podaje kajdanki. – Chcesz je najpierw przymierzyć?

Sprawiają wrażenie solidnie wykonanych, metal jest zimny. Mam nadzieję, że w prawdziwym życiu nigdy nie będę musiała ich nosić.

Christian uważnie mi się przygląda.

– Gdzie kluczyki? – W moim głosie słychać wahanie.

Pokazuje mi schowany w dłoni metalowy przedmiot.

– Pasuje do obu kompletów. To znaczy do wszystkich.

Ile on ich ma? Nie pamiętam, abym w muzealnej gablocie widziała choć parę.

Palcem wskazującym dotyka mego policzka, po czym przesuwa go w stronę ust. Nachyla się, jakby chciał mnie pocałować.

– Masz się ochotę pobawić? – pyta niskim głosem.

W moim podbrzuszu budzi się pożądanie.

– Tak – mówię bez tchu.

Uśmiecha się.

– To dobrze. – Składa na moim czole pocałunek, delikatny jak muśnięcie piórkiem. – Będziemy potrzebować hasła bezpieczeństwa.

Co takiego?

– „Przestań” nie wystarczy, ponieważ prawdopodobnie tak powiesz, ale wcale nie to będziesz miała na myśli. – Muska nosem mój nos. To w tej chwili nasz jedyny kontakt fizyczny.

Serce zaczyna walić mi jak młotem. Cholera... Jak to możliwe, że potrafi to zrobić samymi tylko słowami?

– Nie będzie bolało. Będzie intensywne. Bardzo intensywne, ponieważ nie pozwolę ci się ruszać. Dobrze?

O rety. To brzmi tak podniecająco. Mój oddech jest zbyt głośny. Kuźwa, jeszcze nic się nie dzieje, a ja już ciężko dyszę. Dobrze, że poślubiłam tego akurat mężczyznę, w przeciwnym razie coś takiego byłoby krępujące. Moje spojrzenie biegnie ku dowodowi jego podniecenia.

– Dobrze – mówię cichutko.

– Wybierz jakieś słowo, Ano.

Och...

– Hasło bezpieczeństwa – dodaje miękko.

– Lizak.

– Lizak? – pyta z rozbawieniem.

– Tak.

Uśmiecha się szeroko i odsuwa, by na mnie spojrzeć.

– Interesujący wybór. Unieś ręce.

Robię, co mi każe, a Christian chwyta za skraj mojej sukienki, zdejmuje mi ją przez głowę i rzuca na podłogę. Wyciąga rękę, a ja oddaję mu kajdanki. Kładzie oba komplety na stoliku nocnym, obok przepaski na oczy, i ściąga z łóżka narzutę.

– Odwróć się.

Odwracam, a on rozwiązuje mi górę od stroju kąpielowego i rzuca na sukienkę.

– Jutro przykleję to do twoich piersi – burczy i zdejmuje gumkę, rozpuszczając mi włosy. Zbiera je w dłoń i pociąga lekko, tak że robię krok do tyłu w jego stronę. Dotykając jego klatki piersiowej. Dotykając wzwodu. Wciągam głośno powietrze, kiedy przechyla mi głowę na bok i całuje w szyję. – Byłaś bardzo nieposłuszna – mruczy mi do ucha, a moje ciało przeszywają rozkoszne dreszcze.

– Tak – szepczę.

– Hmm. I co my z tym zrobimy?

– Nauczymy się z tym żyć.

Jego delikatne, niespieszne pocałunki doprowadzają mnie do szaleństwa. Christian uśmiecha się.

– Ach, pani Grey. Niepoprawna z pani optymistka.

Prostuje się. Starannie dzieli moje włosy na trzy części, splata je powoli w warkocz i zakłada gumkę. Pociąga za niego lekko i nachyla się do mego ucha.

– Mam zamiar dać ci nauczkę – mruczy.

Nagle chwyta mnie w talii, siada na łóżku i przekłada mnie przez kolano tak, że czuję na brzuchu twardy wzwód. Daje mi jednego klapsa. Mocnego. Wydaję okrzyk i chwilę później leżę na łóżku, a on wbija we mnie gorące spojrzenie. Chyba zaraz eksploduję.

– Wiesz, jaka jesteś piękna? – Przesuwa opuszkami palców w górę mego uda, a ja czuję mrowienie... wszędzie. Nie odrywając wzroku od mojej twarzy, wstaje z łóżka i bierze ze stolika obie pary kajdanków. Chwyta mnie za lewą nogę i zakłada mi jedne na kostkę.

Och!

Unosi prawą nogę, powtarza czynność, a ja mam teraz kajdanki przy obu kostkach. Nadal nie wiem, do czego zamierza je przypiąć.

– Usiądź – nakazuje, ja zaś natychmiast spełniam jego polecenie. – Teraz podkul kolana pod brodę.

Mrugam powiekami, po czym robię, co mi każe. Obejmuję nogi rękami. Christian nachyla się, unosi mi brodę i składa na ustach mokry pocałunek, po czym zasłania mi oczy przepaską. Nic nie widzę; słyszę jedynie swój przyspieszony oddech i wodę uderzającą o burty kołyszącego się lekko jachtu.

O rety. Jestem taka podniecona... a to dopiero wstęp.

– Jak brzmi hasło bezpieczeństwa, Anastasio?

– Lizak.

– Dobrze. – Bierze moją lewą rękę, zakłada kajdanki na nadgarstek, po czym to samo robi z prawą. Lewą dłoń mam przytwierdzoną do lewej kostki, prawą do prawej. Nie jestem w stanie wyprostować nóg. O kurwa. – A teraz – mówi Christian bez tchu – zamierzam pieprzyć cię tak, aż będziesz krzyczeć.

Co takiego? Z moich płuc ucieka całe powietrze.

Łapie mnie za pięty i popycha tak, że opadam na łóżko. Nie mam wyboru, nogi muszę trzymać zgięte. Kajdanki zaciskają się, gdy za nie pociągam. Christian ma rację... wbijają się w ciało, zadając niemal ból... Dziwnie się czuję, taka skrępowana i bezradna, w dodatku na jachcie. Rozsuwa mi stopy, a ja jęczę.

Całuje wewnętrzną część mego uda. Mam ochotę wić się pod nim, lecz nie mogę. Nie jestem w stanie się zaprzeć, aby unieść biodra. Stopy mam w powietrzu. Nie mogę się ruszyć.

– Będziesz musiała chłonąć całą przyjemność, Anastasio. Nie ruszając się – mruczy, pochylając się nade mną. Pociąga za sznurki po obu stronach dołu od bikini i chwilę później skrawki materiału opadają na bok. Jestem teraz naga, zdana na jego łaskę. Całuje mój brzuch, zahaczając zębami o pępek.

– Ach – wzdycham. To będzie trudne... Nie miałam pojęcia, że aż tak. Usta Christiana przesuwają się w górę, w stronę piersi.

– Ćśś... – mruczy uspokajająco. – Jesteś taka śliczna, Ano.

Jęczę, przepełniona frustracją. W normalnych okolicznościach unosiłabym już biodra, odpowiadając na jego dotyk własnym rytmem, ale teraz nie jestem się w stanie ruszyć. Pociągam za kajdanki. Chłodny metal wbija mi się w skórę.

– Aaa! – wołam. Tak naprawdę mam wszystko gdzieś.

– Doprowadzasz mnie do szaleństwa – szepcze. – Więc mam zamiar doprowadzić do szaleństwa ciebie.

Wisi teraz nade mną, opierając ciężar na łokciach, i uwagę kieruje na piersi. Przygryza, ssie, skręca brodawki palcami, nie przerywając ani na chwilę. To nie do wytrzymania. Och. Błagam. Napiera na mnie twardym członkiem.

– Christianie – jęczę błagalnie i wyczuwam na skórze jego triumfujący uśmiech.

– Mam sprawić, abyś doszła w taki sposób? – mruczy z ustami przy brodawce, od czego ta staje się jeszcze twardsza. – Wiesz, że to potrafię. – Ssie mocno, a ja wydaję okrzyk; rozkoszne dreszcze przenikają bezpośrednio do krocza. Pociągam bezradnie za nadgarstki, bez reszty ogarnięta tym doznaniem.

– Tak – jęczę.

– Och, maleńka, to byłoby zbyt proste.

– Och... błagam.

– Ćśś.

Jego zęby zahaczają mi o brodę, gdy usta wędrują ku moim. Głośno wciągam powietrze. Całuje mnie. Zwinny język wślizguje się do mych ust, smakując, badając, dominując, ale mój przyjmuje wyzwanie i oplata się wokół jego. Smakuje zimnym ginem i Christianem Greyem, a pachnie morzem. Chwyta mnie za brodę, unieruchamiając głowę.

– Nie ruszaj się, skarbie. Masz leżeć nieruchomo – szepcze mi do ust.

– Chcę cię widzieć.

– O nie, Ano. Tym sposobem będziesz więcej czuć.

Boleśnie powoli wysuwa biodra i wchodzi we mnie do połowy. Normalnie moje biodra wyszłyby mu natychmiast na spotkanie, ale nie mogę się ruszyć. Wycofuje się.

– Ach! Christianie, proszę!

– Jeszcze raz? – pyta. Głos ma schrypnięty.

– Christian!

Znowu wchodzi we mnie, nie do końca, po czym wysuwa się, całując mnie przy tym. Jego palce zaciskają się na brodawce. To jest aż zbyt rozkoszne.

– Nie!

– Pragniesz mnie, Anastasio?

– Tak – jęczę.

– Powiedz mi to – mruczy. Oddech ma przyspieszony. Drażni się ze mną raz jeszcze, wchodząc... i wychodząc.

– Pragnę cię – kwilę. – Proszę.

Słyszę przy uchu ciche westchnienie.

– Proszę bardzo, Anastasio.

Wbija się we mnie. Krzyczę, odrzucając głowę, pociągając za kajdanki, gdy uderza w najwrażliwszą część mego ciała. Staję się jednym wielkim doznaniem, wszędzie – to słodka, słodka udręka, i nie jestem w stanie się ruszyć. Christian nieruchomieje, po czym zatacza biodrami kółko, a ruch ten promieniuje w głąb mego ciała.

– Dlaczego mi się sprzeciwiasz, Ano?

– Christianie, przestań...

Ponownie zatacza biodrami kółko, ignorując moje błaganie. Wysuwa się powoli, po czym znowu wbija we mnie aż do końca.

– Powiedz mi. Dlaczego? – syczy przez zaciśnięte zęby.

Jęczę coś bez ładu i składu... tego dla mnie już zbyt wiele.

– Powiedz.

– Christianie...

– Ana, muszę to wiedzieć.

Znowu we mnie wchodzi, mocno, głęboko, a we mnie wzbiera... doznanie tak intensywne – zalewa mnie, przenikając do każdej części ciała, do każdej kończyny, aż do metalowych kajdanek.

– Nie wiem! – wołam. – Ponieważ mogę! Ponieważ cię kocham! Proszę, Christianie.

Jęczy głośno i wbija się głęboko, raz za razem, a ja się zatracam w rozkoszy. Doznanie jest niezwykłe... niesamowite. Tak bardzo pragnę wyprostować nogi, kontrolować zbliżający się orgazm, ale nie mogę... jestem bezradna. Jestem jego, tylko jego, i może robić ze mną to, co mu się podoba... Do oczu napływają mi łzy. To jest zbyt intensywne. Nie jestem go w stanie powstrzymać. Nie chcę go powstrzymać... chcę... chcę... o nie, o nie... to zbyt...

– Właśnie tak – jęczy Christian. – Poczuj to, maleńka!

Eksploduję wokół niego, krzycząc głośno, gdy orgazm rozrywa mnie na kawałki, paląc mnie niczym ogień trawiący wszystko na swojej drodze. Czuję się wykończona, po policzkach płyną mi łzy, moje ciało pulsuje i drży.

Czuję, że Christian klęka i pociąga mnie za sobą na kolana. Jedną ręką podtrzymuje mi głowę, drugą plecy i dochodzi we mnie, gdy cała jeszcze drżę. To takie wycieńczające, takie wyczerpujące, to piekło... to niebo. Rozszalały hedonizm.

Christian zrywa mi z oczu przepaskę i całuje mnie. Całuje oczy, nos, policzki. Scałowuje łzy, trzymając w dłoniach moją twarz.

– Kocham cię, Anastasio – szepcze. – Mimo że doprowadzasz mnie do szału. Przy tobie czuję, że żyję.

Nie mam siły otworzyć oczu ani ust. Bardzo delikatnie kładzie mnie z powrotem na łóżku i wysuwa się ze mnie.

Próbuję protestować, ale nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Christian wstaje z łóżka i uwalnia mnie z kajdanek, po czym delikatnie pociera mi nadgarstki i kostki. Kładzie się znowu przy mnie i bierze w ramiona. Prostuję nogi. O rety, ale mi dobrze. Tak dobrze. To był niewątpliwie najbardziej intensywny orgazm, jaki dane mi było przeżyć. Hmm... seks za karę w wykonaniu Christiana Greya alias Szarego.

Naprawdę częściej muszę być nieposłuszna.

Budzi mnie mocne parcie na pęcherz. Otwieram oczy zdezorientowana. Jest ciemno. Gdzie ja jestem? W Londynie? W Paryżu? Och, na jachcie. Czuję, jak się kołysze na falach i słyszę cichy szum silnika. Płyniemy. Obok mnie siedzi Christian, pracując na laptopie. Ma na sobie białą lnianą koszulę i spodnie khaki. Stopy bose. Włosy nie zdążyły mu jeszcze wyschnąć i czuję zapach żelu pod prysznic i zapach Christiana... Hmm.

– Hej – mruczy, przyglądając mi się ciepło.

– Hej. – Uśmiecham się, czując nagłą nieśmiałość. – Długo spałam?

– Tylko około godzinki.

– Płyniemy?

– Pomyślałem, że skoro wczoraj zjedliśmy kolację na mieście, a potem byliśmy na balecie i w kasynie, to dzisiaj spędzimy wieczór na pokładzie. Spokojny wieczór a deux.

Uśmiecham się szeroko.

– Dokąd płyniemy?

– Do Cannes.

– Okej. – Przeciągam się, gdyż ciało mam zesztywniałe. Żadna ilość ćwiczeń z Claude’em nie przygotowałaby mnie na dzisiejsze popołudnie.

Wstaję ostrożnie z zamiarem pójścia do toalety. Otulam się jedwabną podomką. Skąd ta nagła nieśmiałość? Czuję na sobie wzrok Christiana. Kiedy zerkam na niego, on marszczy brwi i wraca do pracy.

Gdy z roztargnieniem myję w umywalce ręce, wspominając wczorajszy wieczór w kasynie, poły podomki rozchylają się. Zaszokowana wpatruję się w lustro.

Jasna cholera! Co on mi zrobił?

Nowe oblicze Greya

Подняться наверх