Читать книгу Nowe oblicze Greya - Э. Л. Джеймс - Страница 14

Оглавление

ROZDZIAŁ CZWARTY

Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Christian już ponad godzinę temu zaszył się w gabinecie na jachcie. Próbowałam czytać, oglądać telewizję, opalać się – w ubraniu – ale nie jestem w stanie się odprężyć i nie opuszcza mnie uczucie niepokoju. Przebrawszy się w szorty i T-shirt, zdejmuję niedorzecznie drogą bransoletkę i ruszam na poszukiwanie Taylora.

– Pani Grey – mówi, podnosząc z zaskoczeniem głowę znad powieści Anthony’ego Burgessa. Siedzi w mniejszym salonie, przylegającym do gabinetu Christiana.

– Chciałabym się wybrać na zakupy.

– Dobrze, proszę pani. – Wstaje.

– Chcę popłynąć skuterem.

Otwiera usta.

– Eee. – Marszczy brwi, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Nie chcę tym zawracać Christianowi głowy.

Wzdycha.

– Pani Grey... eee... nie wydaje mi się, aby panu Greyowi się to spodobało, a nie chciałbym stracić posady.

Och, na litość boską! Mam ochotę przewrócić oczami, ale tylko je mrużę, wzdycham głośno i wyrażam, jak mi się wydaje, odpowiednią porcję pełnego frustracji oburzenia, że nie jestem panią własnego losu. Z drugiej strony nie chcę, aby Christian wkurzył się na Taylora – ani rzecz jasna na mnie. Pukam więc do drzwi gabinetu i wchodzę.

Christian rozmawia przez BlackBerry, opierając się o mahoniowe biurko. Podnosi wzrok.

– Andrea, chwileczkę – rzuca do aparatu.

Minę ma poważną. Patrzy na mnie z grzecznym wyczekiwaniem. Kurde, czemu się czuję, jakbym się znalazła w gabinecie dyrektora szkoły? Ten mężczyzna wczoraj mnie skuł kajdankami. Nie dam mu się onieśmielać, to w końcu mój mąż, do diaska. Prostuję się i posyłam mu szeroki uśmiech.

– Wybieram się na zakupy. Zabieram ze sobą ochronę.

– Jasne, weź jednego z bliźniaków i Taylora – odpowiada i wiem już, że dzieje się coś naprawdę poważnego, gdyż nie zadaje mi dalszych pytań. Stoję i patrzę na niego, zastanawiając się, czy mogę mu jakoś pomóc. – Coś jeszcze? – pyta. Chce, żebym już poszła.

– Kupić ci coś? – pytam.

Obdarza mnie tym swoim słodko nieśmiałym uśmiechem.

– Nie, maleńka, niczego mi nie trzeba – odpowiada. – Załoga się mną zajmie.

– Świetnie. – Mam ochotę go pocałować. A co, wolno mi, to przecież mój mąż. Podchodzę do niego zdecydowanym krokiem i całuję go w usta, kompletnie go zaskakując.

– Andrea, oddzwonię – rzuca do telefonu. Odkłada go na biurko, bierze mnie w ramiona i całuje namiętnie. Kiedy mnie puszcza, brak mi tchu. Oczy ma pociemniałe z pożądania. – Rozpraszasz mnie. Muszę załatwić tę sprawę, aby móc wrócić do naszego miesiąca miodowego. – Przesuwa palcem wskazującym po mojej twarzy.

– W porządku. Przepraszam.

– Nie przepraszaj, proszę, uwielbiam, gdy mnie rozpraszasz. – Całuje kącik mych ust. – Idź wydać trochę pieniędzy. – Puszcza mnie.

– Dobrze.

Z uśmiechem opuszczam gabinet. Moja podświadomość kręci głową i sznuruje usta. „Nie powiedziałaś mu, że bierzesz skuter” – beszta mnie tym swoim śpiewnym głosem. Ignoruję ją. Co za megiera.

Taylor czeka pod drzwiami.

– Na górze wszystko uzgodnione. Możemy płynąć? – Uśmiecham się, starając się, aby w moim głosie nie słychać było sarkazmu.

Taylor nie kryje uśmiechu pełnego podziwu.

– Pani przodem, pani Grey.

Taylor cierpliwie zaznajamia mnie ze wszystkimi kontrolkami i przyciskami przy kierownicy skutera. Jego spokój i łagodność sprawiają, że dobry z niego nauczyciel. Znajdujemy się na motorówce podskakującej lekko na spokojnej wodzie w porcie obok Fair Lady. Towarzyszy nam Gaston, ze spojrzeniem ukrytym za ciemnymi szkłami okularów, a za sterami motorówki siedzi mężczyzna z załogi jachtu. Jezu, troje ludzi, tylko dlatego że chcę się wybrać na zakupy. To niedorzeczne.

Zapinam kapok i obdarzam Taylora promiennym uśmiechem. Wyciąga rękę, aby mi pomóc wsiąść na skuter.

– Proszę zawiązać pasek z kluczykiem wokół nadgarstka, pani Grey. Jeśli pani spadnie, silnik automatycznie zgaśnie – wyjaśnia.

– Okej.

– Gotowa?

Kiwam entuzjastycznie głową.

– Proszę przekręcić kluczyk, kiedy znajdzie się pani jakieś półtora metra od nas. Popłyniemy za panią.

– Okej.

Odpycha skuter od motorówki, a kiedy unosi w górę kciuk, przekręcam kluczyk i silnik budzi się do życia.

– Okej, pani Grey, dalej to łatwizna! – woła Taylor.

Dodaję gazu. Skuter wyskakuje do przodu, po czym gaśnie silnik. Do diaska! Jak Christian to robi, że wszystko wydaje się takie proste? Próbuję jeszcze raz, i jeszcze, i silnik znowu gaśnie. Kuźwa.

– Gaz trzeba dodawać powoli, pani Grey! – woła Taylor.

– Jasne, jasne – mamroczę pod nosem.

Próbuję raz jeszcze, bardzo powoli naciskając, i skuter rusza do przodu – ale tym razem silnik nie gaśnie. Tak! Płynie dalej. Ha! I płynie! Mam ochotę krzyczeć i piszczeć z podniecenia, opanowuję się jednak. Oddalam się powoli od jachtu i wpływam do głównego portu. Za sobą słyszę gardłowy ryk motorówki. Kiedy dodaję gazu, skuter wystrzeliwuje do przodu, prześlizgując się po wodzie. Z ciepłą bryzą we włosach i rozpryskującą się wokół mnie wodą czuję się wolna. Ale odjazd! Nic dziwnego, że Christian nigdy nie daje mi prowadzić.

Zamiast kierować się w stronę brzegu i przedwcześnie kończyć zabawę, skręcam, aby zrobić kółko wokół naszego okazałego jachtu. Wow, to jest naprawdę fajne. Ignoruję Taylora i resztę ekipy i po raz drugi okrążam Fair Lady. Gdy kończę to robić, na pokładzie dostrzegam Christiana. Chyba przygląda mi się zdumiony, choć trudno mi to dostrzec z takiej odległości. Odważnie unoszę jedną rękę i macham do niego entuzjastycznie. Wygląda jak wyciosany z kamienia, w końcu jednak unosi rękę i wykonuje coś na kształt machnięcia. Nie widzę jego miny, ale coś mi mówi, że wcale tego nie chcę, kieruję się więc w stronę mariny, prześlizgując się po błękitnej powierzchni Morza Śródziemnego, skrzącej się w popołudniowym słońcu.

Przy nabrzeżu czekam i pozwalam, by pierwszy do brzegu dobił Taylor. Minę ma ponurą i serce mi zamiera. Za to Gaston sprawia wrażenie lekko rozbawionego. Zastanawiam się, czy wydarzyło się coś, co ochłodziło relacje galijsko-amerykańskie i podejrzewam, że chodzi o mnie. Gaston wyskakuje z motorówki i zawiązuje cumy, Taylor zaś pokazuje mi, abym podpłynęła obok. Bardzo powoli manewruję skuterem, by znalazł się przy burcie motorówki. Spojrzenie Taylora nieco łagodnieje.

– Proszę po prostu wyjąć kluczyk, pani Grey – mówi spokojnie, łapiąc za kierownicę. Wyciąga rękę, aby mi pomóc przesiąść się do motorówki. Zwinnie zeskakuję ze skutera mile zaskoczona tym, że się przy tym nie wywracam.

– Pani Grey – mówi nerwowo Taylor, a jego policzki robią się różowe. – Pan Grey nie jest zbyt zadowolony z tego, że wsiadła pani na skuter. – Przestępuje z zakłopotaniem z nogi na nogę. Dociera do mnie, że zadzwonił do niego wzburzony Christian.

Och, mój ty biedny, patologicznie nadopiekuńczy mężu, co ja mam z tobą począć?

Uśmiecham się pogodnie do Taylora.

– Rozumiem. Cóż, pana Greya tu nie ma, a skoro nie jest zbyt zadowolony, na pewno sam mi o tym powie, kiedy wrócimy na jacht.

Taylor wzdryga się.

– Dobrze, pani Grey – mówi cicho, podając mi torebkę.

Gdy wysiadam z motorówki, na jego twarzy dostrzegam cień niechętnego uśmiechu i sama także mam ochotę się uśmiechnąć. Nie mogę uwierzyć, jak wielką mam słabość do Taylora, ale nie lubię, gdy mnie strofuje – nie jest w końcu moim ojcem ani mężem.

Wzdycham. Christian jest zły – a w tej akurat chwili ma na głowie wystarczająco dużo zmartwień. Co ja sobie myślałam? Gdy stoję na nabrzeżu i czekam, aż Taylor wysiądzie z motorówki, wyczuwam wibrującego w torebce BlackBerry. Your Love Is King Sade to melodyjka zastrzeżona dla Christiana.

– Cześć – mówię cicho.

– Cześć – odpowiada.

– Wrócę na jacht w motorówce. Nie złość się.

Chyba go tym zaskoczyłam.

– Ale fajnie było, wiesz? – szepczę.

Wzdycha.

– Cóż, jakżebym śmiał kłaść kres twojej zabawie. Po prostu bądź ostrożna. Proszę.

O kurczę! Pozwolenie na zabawę!

– Dobrze. Chcesz czegoś z miasta?

– Tylko ciebie, w jednym kawałku.

– Zrobię, co w mojej mocy, by tak się stało, panie Grey.

– Miło mi to słyszeć, pani Grey.

– Naszym celem jest sprawianie przyjemności – odpowiadam, chichocząc.

Słyszę w jego głosie uśmiech.

– Mam drugi telefon. Na razie, mała.

– Na razie, Christianie.

Rozłącza się. Kryzys skuterowy chyba został zażegnany. Samochód już czeka i Taylor otwiera przede mną drzwi. Wsiadając, mrugam do niego, a on kręci z rozbawieniem głową.

W samochodzie wystukuję szybki mejl.


Nadawca: Anastasia Grey

Temat: Dziękuję Ci

Data: 17 sierpnia 2011, 16:55

Adresat: Christian Grey

Za to, że nie zachowałeś się jak zrzęda.

Twoja kochająca żona

xxx


Nadawca: Christian Grey

Temat: Próbuję zachować spokój

Data: 17 sierpnia 2011, 16:59

Adresat: Anastasia Grey

Proszę bardzo.

Wróć w jednym kawałku.

To nie jest prośba.

x

Christian Grey

Prezes & Nadopiekuńczy Mąż, Grey Enterprises Holdings, Inc.

Czytając jego odpowiedź, uśmiecham się. Mój kochany kontroler.

Czemu w ogóle chciałam jechać na zakupy? Przecież ich nie znoszę. Ale w głębi duszy wiem czemu, i zdecydowanym krokiem mijam butiki Chanel, Gucci, Diora i innych projektantów, by antidotum na to, co mi dolega, znaleźć w końcu w małym sklepiku z pamiątkami dla turystów. To cienka srebrna bransoletka na kostkę z małymi serduszkami i dzwoneczkami. Pobrzękuje uroczo i kosztuje pięć euro. Zakładam ją jeszcze w sklepie. To jestem ja – to właśnie mi się podoba. Od razu czuję się swobodniej. Nie chcę stracić kontaktu z dziewczyną, której to się podoba, nigdy. Zdaję sobie sprawę z tego, że przytłacza mnie nie jedynie Christian, ale także jego bogactwo. Czy kiedykolwiek się do tego przyzwyczaję?

Taylor i Gaston posłusznie chodzą za mną pośród popołudniowego tłumu i wkrótce zupełnie zapominam o ich obecności. Chcę kupić coś dla Christiana, coś, co oderwie jego myśli od wydarzeń w Seattle. Ale co mam kupić komuś, kto ma wszystko? Zatrzymuję się na niewielkim nowoczesnym placu otoczonym sklepami i przesuwam wzrokiem po wszystkich po kolei. Kiedy dostrzegam sklep ze sprzętem elektronicznym, przypomina mi się nasza dzisiejsza wizyta w galerii, a jeszcze wcześniej w Luwrze. Podziwialiśmy tam wtedy Wenus z Milo... W mojej głowie rozbrzmiewają słowa Christiana: „Wszyscy podziwiamy kobiece kształty. Uwielbiamy na nie patrzeć, nieważne, czy to rzeźba, obraz czy film”.

Przychodzi mi do głowy zuchwały pomysł. Potrzebna mi jedynie pomoc w wyborze odpowiedniego prezentu, a znam tylko jedną osobę, która mogłaby mi jej udzielić. Wyjmuję z torebki BlackBerry i dzwonię do José.

– Kto...? – mamrocze sennie.

– Z tej strony Ana.

– Ana, cześć! Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? – Wydaje się już bardziej przytomny, wręcz niespokojny.

– Jestem w Cannes na południu Francji i wszystko w porządku.

– Na południu Francji, powiadasz? Mieszkasz w jakimś niezłym hotelu?

– Eee... nie. Na jachcie.

– Jachcie?

– Dużym jachcie. – Wzdycham.

– Rozumiem. – Jego głos staje się chłodniejszy.

Cholera, nie powinnam była do niego dzwonić. Coś takiego nie jest mi teraz potrzebne.

– José, potrzebuję twojej rady.

– Mojej rady? – pyta zdziwiony. – Jasne – dodaje i tym razem ton głosu ma znacznie przyjaźniejszy.

Opowiadam mu swój plan.

Dwie godziny później Taylor pomaga mi przedostać się z motorówki na trap jachtu. Gaston i marynarz pokładowy zajmują się skuterem. Christiana nigdzie nie widać, więc przemykam się chyłkiem do naszej kajuty, aby zapakować mu prezent. Przepełnia mnie dziecięce podekscytowanie.

– Dość długo cię nie było.

Christian mnie zaskakuje, kiedy przyklejam ostatni kawałek taśmy. Odwracam się i widzę, że stoi w drzwiach kajuty, bacznie mnie obserwując. A jednak napytałam sobie skuterem biedy? Czy może chodzi o pożar w biurze?

– W pracy wszystko pod kontrolą? – pytam z wahaniem.

– Mniej więcej – odpowiada, a przez jego twarz przemyka cień irytacji.

– Byłam na małych zakupach – mówię z nadzieją, że poprawię mu humor. Och, oby to nie na mnie był zirytowany.

Uśmiecha się ciepło i już wiem, że nie mam się czego obawiać.

– Co kupiłaś?

– To. – Stawiam nogę na łóżku i pokazuję mu bransoletkę na kostce.

– Bardzo ładna – stwierdza.

Podchodzi do mnie i dotyka maleńkich dzwoneczków, które pobrzękują wokół mojej kostki. Marszczy brwi i przesuwa opuszkami palców po czerwonej linii, a mnie przeszywa dreszcz.

– I to. – Podaję mu pudełko, mając nadzieję, że odwrócę tym jego uwagę.

– Dla mnie? – pyta zaskoczony.

Kiwam nieśmiało głową. Bierze ode mnie pudełko i potrząsa nim lekko. Uśmiecha się szeroko i siada na łóżku. Nachyla się, ujmuje moją brodę i składa na ustach czuły pocałunek.

– Dziękuję – mówi z nieśmiałą radością.

– Jeszcze nie otworzyłeś.

– Na pewno mi się spodoba. – Patrzy na mnie błyszczącymi oczami. – Nieczęsto dostaję prezenty.

– Ciężko ci coś kupić. Masz przecież wszystko.

– Mam ciebie.

– Zgadza się. – Uśmiecham się. O tak, Christianie, o tak.

Szybko rozrywa papier.

– Nikon? – Zaskoczony podnosi na mnie wzrok.

– Wiem, że masz tę małą cyfrówkę, ale ten aparat jest do... eee... portretów i takich tam. Ma dwa obiektywy.

Po jego minie widać, że dalej nic nie rozumie.

– Dziś w galerii spodobały ci się fotografie Florence D’elle. I pamiętam, co mówiłeś w Luwrze. No i, rzecz jasna, są jeszcze tamte zdjęcia. – Przełykam ślinę, starając się nie przywoływać obrazów, które odkryłam w garderobie.

Christian wstrzymuje oddech, a jego oczy robią się wielkie, gdy w końcu zaczyna rozumieć, o co mi chodzi. A ja szybko, nim stracę odwagę, kontynuuję:

– Pomyślałam, że mógłbyś, eee... chciałbyś zrobić zdjęcia... mnie.

– Zdjęcia. Tobie? – Wpatruje się we mnie, ignorując leżące na kolanach pudełko.

Kiwam głową, rozpaczliwie próbując wybadać jego reakcję. W końcu jego spojrzenie wraca do pudełka, a palce z nabożną fascynacją przesuwają się po fotografii aparatu.

O czym on teraz myśli? Och, nie takiej reakcji się spodziewałam, a moja podświadomość obrzuca mnie takim wzrokiem, jakbym była jakimś zwierzęciem hodowlanym. Christian przecież nigdy, przenigdy nie reaguje zgodnie z moimi oczekiwaniami. Podnosi głowę, a oczy ma pełne... czego? Bólu?

– Dlaczego sądzisz, że tego chcę? – pyta zdeprymowany.

Nie, nie, nie! To ty mówiłeś, że chciałbyś...

– A nie? – pytam, zagłuszając podświadomość, która zastanawia się głośno, czemu ktokolwiek miałby chcieć robić mi erotyczne zdjęcia. Christian przełyka ślinę i przeczesuje palcami włosy. Wygląda na mocno zagubionego. Bierze głęboki oddech.

– Dla mnie tego typu zdjęcia były najczęściej polisą ubezpieczeniową, Ano. Wiem, że zbyt długo uprzedmiotawiałem kobiety.

– I uważasz, że robienie mi zdjęć jest... eee, uprzedmiotawianiem mnie? – Z twarzy odpływa mi cała krew.

Zaciska powieki.

– Mam w głowie mętlik – szepcze. Kiedy otwiera oczy, widać w nich nieufność i coś jeszcze, jakieś intensywne emocje.

Cholera. To przeze mnie? Moje wcześniejsze pytania dotyczące jego biologicznej matki? Pożar w pracy?

– Czemu tak mówisz? – pytam cicho. Wzbiera we mnie panika. Sądziłam, że jest szczęśliwy. Że my jesteśmy szczęśliwi. Że go uszczęśliwiam. Nie chcę, aby miał w głowie mętlik. Chcę? Zaczynam gorączkowo myśleć. Od prawie trzech tygodni nie widział się z Flynnem. O to właśnie chodzi? To jest powodem jego zachowania? Cholera, powinnam zadzwonić do Flynna? I nagle, w chwili wyjątkowej przenikliwości, dociera do mnie prawda: pożar, Charlie Tango, skuter... Christian się boi, boi się o mnie, i potęguje to widok czerwonych śladów na mojej skórze. Od rana się nimi przejmuje, wprawiając tym siebie w konsternację, ponieważ nie jest przyzwyczajony do takiej reakcji na zadawanie bólu. Ta myśl mnie studzi.

Christian raz jeszcze wzrusza ramionami, a jego spoj – rzenie prześlizguje się na mój nadgarstek, gdzie wcześniej znajdowała się bransoletka, którą mi dziś kupił. Bingo!

– Christianie, te ślady to nic takiego. – Unoszę rękę, odsłaniając czerwoną linię. – Mieliśmy hasło bezpieczeństwa. Kurczę, wczoraj było naprawdę fajnie. Podobało mi się. Przestań się tym zamartwiać. Lubię ostry seks, już ci to mówiłam. – Moje policzki robią się szkarłatne, gdy próbuję opanować rosnącą panikę.

Przygląda mi się uważnie, a ja nie mam pojęcia, co się teraz dzieje w jego głowie. Może analizuje moje słowa.

– To przez ten pożar? – pytam. – Myślisz, że jest w jakiś sposób powiązany z awarią Charliego Tango? Dlatego tak się martwisz? Porozmawiaj ze mną, Christianie, proszę.

Nadal nic nie mówi, tak jak wcześniej dzisiejszego popołudnia. Jasna cholera! Nie odezwie się do mnie, ja to wiem.

– Nie myśl o tym za dużo, Christianie – mówię cicho.

Słowa te przywołują niepokojące wspomnienie – to, co mi powiedział na temat tego głupiego kontraktu. Biorę z jego kolan pudełko i otwieram je. Przygląda mi się biernie, jakbym była jakimś fascynującym, nieznanym mu dotąd okazem. Wiedząc, że aparat jest przygotowany do użycia przez niezwykle pomocnego sprzedawcę, wyjmuję go z pudełka i zdejmuję blendę. Kieruję obiektyw na Christiana, na jego piękną twarz, naciskam spust migawki i trzymam, a na karcie zapisuje się dziesięć zdjęć jego zaniepokojonej miny.

– W takim razie ja cię uprzedmiotowię – burczę, ponownie naciskając spust. Na ostatnim ujęciu kąciki jego ust niemal niezauważalnie się unoszą. I jeszcze jedna próba, i tym razem się uśmiecha... lekko, ale jednak to uśmiech. Znowu wciskam spust migawki i widzę, jak Christian się odpręża i absurdalnie wydyma usta do obiektywu. Chichoczę. Och, dzięki Bogu, wrócił pan zmienny. Jeszcze nigdy jego widok tak bardzo mnie nie ucieszył.

– Myślałem, że to mój prezent – burczy, ale wydaje mi się, że tylko się ze mną droczy.

– Cóż, miał zainicjować fajną zabawę, ale wygląda na to, że to symbol kobiecego uciemiężenia. – Pstrykam kolejne zdjęcia, robiąc zbliżenia jego rozbawionej twarzy. Wtedy oczy mu ciemnieją, a mina zmienia się na drapieżną.

– Chcesz być ciemiężona? – mruczy jedwabistym głosem.

– Nie, ciemiężona nie – odpowiadam, nie przerywając pstrykania.

– Nieźle mógłbym panią uciemiężyć, pani Grey – rzuca groźnie. Głos ma lekko schrypnięty.

– Doskonale o tym wiem, panie Grey. I całkiem często pan to robi.

Mina mu rzednie. Cholera. Opuszczam aparat i patrzę na niego.

– Co się stało, Christianie? – W moim głosie słychać frustrację. – Powiedz mi!

Milczy. Wrrr! To takie wkurzające. Ponownie unoszę aparat.

– Powiedz – nalegam.

– Nic – mówi i nagle znika z pola widzenia. Jednym ruchem zrzuca pudełko aparatu na podłogę, chwyta mnie i popycha na łóżko. Siada na mnie okrakiem.

– Hej! – wykrzykuję i robię kolejne zdjęcia.

Christian uśmiecha się do mnie. Chwyta aparat za obiektyw i fotograf staje się nagle modelem.

– A więc chce pani, abym robił jej zdjęcia, tak? – pyta z rozbawieniem, naciskając spust migawki. Zza aparatu widać jedynie jego niesforne włosy i szeroki uśmiech. – Cóż, na początek sądzę, że powinna się pani uśmiechać. – Łaskocze mnie bezlitośnie pod żebrami, a ja piszczę, chichoczę i wiję się pod nim, aż w końcu chwytam go za nadgarstek, próbując powstrzymać. Na próżno. Z uśmiechem jeszcze szerszym Christian łaskocze mnie niestrudzenie, nie przerywając robienia zdjęć.

– Nie! Przestań! – wołam.

– Żartujesz? – Odkłada aparat na łóżko, żeby móc mnie torturować obiema rękami.

– Christian! – protestuję ze śmiechem. Jeszcze nigdy mnie nie łaskotał. Rzucam głową na boki, próbując wywinąć się spod niego, chichocząc i odpychając jego ręce, on jednak nie odpuszcza – uśmiechając się szeroko i doskonale bawiąc.

– Christianie, przestań! – błagam, on zaś nagle spełnia moją prośbę.

Chwyta moje dłonie, unosi je i kładzie po obu stronach głowy, a sam wisi nade mną. Ciężko dyszę po tym ataku śmiechu. Jego oddech jest podobny i Christian patrzy na mnie z... czym? Moje płuca przestają funkcjonować. Z zachwytem? Miłością? Czcią? A niech mnie, co za spojrzenie!

– Jesteś. Taka. Piękna – wyrzuca z siebie.

Wpatruję się w jego kochaną twarz i płonące spojrzenie, a on wygląda tak, jakby widział mnie po raz pierwszy. Zamykając oczy, pochyla się i całuje mnie w usta. To sygnał dla mojego libido. O rany. Puszcza moje dłonie i wplata palce we włosy, a w reakcji na jego pocałunek moje ciało zalewa fala pożądania. Nagle jego pocałunek się zmienia, nie jest już słodki, pełen czci i podziwu, ale zmysłowy, głęboki i wygłodniały – jego język przypuszcza atak na moje usta, wślizgując się władczo i zdecydowanie. W tym pocałunku jest coś desperackiego. Podczas gdy w moim ciele krąży pożądanie, budząc każdy mięsień i tkankę, rodzi się we mnie niepokój.

Och, Szary, co się dzieje?

Christian wciąga głośno powietrze i z jego gardła wydobywa się jęk.

– Och, co ty mi robisz? – szepcze skonsternowany.

Nagle kładzie się na mnie, wciskając w materac – jedną dłonią trzyma mi brodę, druga prześlizguje się po moim ciele: po piersi, talii, biodrze, aż dociera do pośladka. Ponownie mnie całuje, wsuwając mi nogę między uda, unosząc moje kolano, napierając na mnie. Pomimo warstw ubrań jego wzwód ociera się o moją kobiecość. Łapię głośno oddech i jęczę mu do ust, oddając się jego rozgorączkowanej namiętności. Odsuwam na bok niepokój, wiedząc, że Christian mnie potrzebuje i że jeśli chodzi o komunikację ze mną, to jego ulubiona forma wyrażania siebie. Całuję go ulegle, przeczesując mu palcami włosy, zaciskając je w dłoniach, trzymając mocno. Tak pysznie smakuje i pachnie Christianem, moim Christianem.

Nagle nieruchomieje, po czym wstaje i pociąga za sobą, tak że stoję teraz przed nim oszołomiona. Odpina guzik przy moich szortach i klęka szybko, ściągając je ze mnie razem z bielizną, i nim zdążę złapać oddech, znów leżę pod nim na łóżku, on zaś rozpina rozporek. Nie rozbiera się, a ja zostaję w T-shircie. Przytrzymuje mi głowę i bez żadnych ceregieli wchodzi we mnie. Wydaję okrzyk zaskoczenia.

– Tak, maleńka – syczy mi do ucha. Nieruchomieje, po czym zatacza biodrami kółko, wchodząc jeszcze głębiej. Jęczę. – Potrzebuję cię – szepcze. Głos ma niski i schrypnięty. Prześlizguje się ustami po mojej brodzie, ssąc i kąsając zębami, a chwilę później znowu mnie całuje, i to mocno. Oplatam go nogami w pasie, przyciskając mocno do siebie, pełna determinacji, aby zagłuszyć to, co go gryzie, a on zaczyna się poruszać... poruszać, jakby próbował wejść we mnie cały. Raz za razem, gorączkowo, pierwotnie, desperacko i nim poddaję się temu rozszalałemu, ustalonemu przez niego rytmowi, raz jeszcze zastanawiam się, co go dręczy. Ale górę bierze moja fizyczność, zagłuszając tę myśl, zamieniając mnie w jedno wielkie doznanie. Moje ciało wyczekuje każdego kolejnego pchnięcia. W uchu mam jego oddech, głośny i urywany. I wiem, że się we mnie zatraca... Jęczę głośno, ciężko dysząc. To takie erotyczne... że tak mnie pragnie. I wspinam się... wspinam... a on zabiera mnie jeszcze wyżej, obejmując mnie w posiadanie, a ja tak bardzo tego pragnę. Tak bardzo... dla niego i dla siebie.

– Dojdź ze mną – dyszy. – Otwórz oczy – nakazuje. – Muszę cię widzieć. – Ton głosu ma naglący, nieustępliwy.

Natychmiast unoszę powieki i widzę go nad sobą – jego twarz pełną napięcia, oczy gorejące. Ten żar i miłość mi wystarczają i jak na zawołanie szczytuję, odrzucając głowę, a moje ciało pulsuje wokół niego.

– Och, Ana! – woła i dołącza do mnie, by po chwili znieruchomieć i opaść na moje ciało.

Obracamy się tak, że teraz to ja leżę na nim. Nadal znajduje się we mnie. Gdy moje ciało powoli dochodzi do siebie, mam ochotę uczynić jakąś uwagę o byciu uprzedmiotowioną i ciemiężoną, ale gryzę się w język niepewna, w jakim Christian jest nastroju. Podnoszę wzrok na jego twarz. Oczy ma zamknięte. Mocno mnie obejmuje, tuląc do siebie. Przez materiał lnianej koszuli całuję jego klatkę piersiową.

– Powiedz mi, Christianie, co się dzieje? – pytam miękko i czekam niespokojnie, czy teraz, zaspokojony po seksie, w końcu mi powie. Czuję, jak jego uścisk staje się jeszcze mocniejszy i to jedyna odpowiedź. Wpadam na pewien pomysł. – Ślubuję ci być wierną partnerką w zdrowiu i chorobie, stać przy twym boku w dobrych czasach i tych złych, dzielić z tobą radość, ale i smutek – mówię cicho.

Zamiera. Otwiera oczy i wpatruje się we mnie, a ja tymczasem kontynuuję:

– Obiecuję bezwarunkowo cię kochać, wspierać cię w twych dążeniach i marzeniach, darzyć cię szacunkiem, śmiać się z tobą i płakać, dzielić swoje nadzieje i marzenia i przynosić pociechę, gdy zajdzie taka potrzeba. – Robię pauzę, pragnąc, aby się w końcu odezwał. Obserwuje mnie, ale nic nie mówi. – I miłować cię do końca swoich dni. – Wzdycham.

– Och, Ano – szepcze i zmienia pozycję, tak że leżymy teraz obok siebie. Wierzchem dłoni gładzi mnie po policzku. – Ślubuję, że będę strzegł naszego związku i ciebie – szepcze. – Obiecuję ci miłość i wierność, w dobrych chwilach i złych, w zdrowiu i chorobie, bez względu na to, dokąd nas los zawiedzie. Że będę cię chronił, szanował i obdarzał zaufaniem. Dzielił twe radości i smutki i niósł pociechę, gdy będziesz jej potrzebować. Obiecuję miłować cię, stać na straży twych nadziei i marzeń i zapewniać bezpieczeństwo przy moim boku. Wszystko, co należy do mnie, jest teraz twoje. Oddaję ci siebie, swą duszę i miłość, od teraz aż do końca naszych dni.

Do moich oczu napływają łzy. Twarz Christiana łagodnieje.

– Nie płacz – mruczy, ocierając kciukiem zabłąkaną łzę.

– Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? Proszę, Christianie.

Zamyka oczy, jakby czuł ból.

– Ślubowałam, że będę ci nieść pociechę. Proszę, nie każ mi łamać obietnic – błagam.

Wzdycha i otwiera oczy. Minę ma posępną.

– To podpalenie – mówi zwięźle i nagle wydaje się taki młody i bezbronny.

O kurwa.

– I najbardziej martwi mnie to, że temu komuś może chodzić o mnie. A jeśli o mnie... – Urywa, nie będąc w stanie mówić dalej.

– ...To ten ktoś może wziąć na celownik mnie – szepczę. Christian wzdryga się, a ja wiem, że w końcu dotarłam do sedna jego niepokoju. Dotykam czule jego twarzy. – Dziękuję – mówię cicho.

Marszczy brwi.

– Za co?

– Że mi powiedziałeś.

Kręci głową i na jego ustach pojawia się cień uśmiechu.

– Potrafi pani być bardzo przekonująca, pani Grey.

– A ty potrafisz się zamartwiać i dusić wszystko w sobie i pewnie umrzesz na zawał, nim skończysz czterdziestkę, a ja chcę się cieszyć tobą znacznie dłużej.

– To ty mnie przyprawisz o zawał. Jak zobaczyłem cię na tym skuterze... Mało brakowało. – Zasłania dłonią oczy i wzdryga się.

– Christianie, to tylko skuter wodny. Nawet dzieci na nim jeżdżą. Wyobrażasz sobie, jak się będziesz zachowywał, kiedy wybierzemy się do twojego domu w Aspen i po raz pierwszy przypnę narty?

Wciąga głośno powietrze, a ja mam ochotę śmiać się na widok malującego się na jego twarzy przerażenia.

– Do naszego domu – mówi w końcu.

Ignoruję go.

– Jestem dorosła, Christianie, i znacznie bardziej wytrzymała, niż to widać na pierwszy rzut oka. Kiedy się w końcu z tym pogodzisz?

Wzrusza ramionami i zaciska usta. Postanawiam zmienić temat.

– No dobrze, pożar. Policja o nim wie?

– Nie. – Minę ma poważną.

– To dobrze.

– Ochrona zostanie wzmocniona – mówi rzeczowo.

– Rozumiem. – Omiatam spojrzeniem jego ciało. Nadal ma na sobie szorty i koszulkę, a ja T-shirt. Jezu, to był dopiero szybki numerek. Chichoczę.

– No co? – pyta z konsternacją Christian.

– Ty.

– Ja?

– Tak. Ty. Nadal w ubraniu.

– Och. – Zerka na siebie, potem na mnie, a na jego twarzy wykwita szeroki uśmiech. – Cóż, sama wiesz, jak trudno mi utrzymać ręce z dala od ciebie, zwłaszcza gdy chichoczesz jak uczennica.

No tak, łaskotanie. Ha! Siadam na nim szybko, ale on w tej samej chwili odgaduje mój zamiar i chwyta za nadgarstki.

– Nie – mówi poważnie.

Wydymam usta, ale uznaję, że nie jest na to jeszcze gotowy.

– Nie rób tego, proszę – szepcze. – Nie zniósłbym łaskotania. Nikt mnie nie łaskotał, gdy byłem mały. – Milknie, a ja opuszczam ręce. – Patrzyłem, jak Carrick łaskocze Elliota i Mię, i to wszystko tak fajnie wyglądało, ale ja... ja...

Kładę palec na jego ustach.

– Ćśś, wiem – całuję go lekko w usta, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się mój palec, po czym przytulam się do jego piersi. Wzbiera we mnie znajomy ból i bezbrzeżny smutek. Tak bardzo kocham tego mężczyznę, że zrobiłabym dla niego wszystko.

Obejmuje mnie i skrywa twarz w moich włosach. Gładzi mnie delikatnie po plecach. Nie wiem, jak długo tak leżymy, ale w końcu przerywam panującą w kajucie przyjemną ciszę.

– Jaki jest najdłuższy okres, przez który nie widziałeś się z doktorem Flynnem?

– Dwa tygodnie. Czemu pytasz? Znowu cię kusi, żeby mnie połaskotać?

– Nie. – Chichoczę. – Myślę, że on ci pomaga.

Christian prycha.

– I tak powinno być; w końcu niemało mu płacę. – Pociąga mnie lekko za włosy, żebym na niego spojrzała. – Martwi się pani moim dobrym samopoczuciem, pani Grey? – pyta miękko.

– Każda dobra żona przejmuje się samopoczuciem ukochanego męża, panie Grey – besztam go żartobliwie.

– Ukochanego? – szepcze i w tym słowie kryje się niepewne pytanie.

– Bardzo ukochanego. – Całuję go w usta, a on uśmiecha się nieśmiało.

– Chcesz zjeść kolację na brzegu?

– Chcę zjeść tam, gdzie tobie będzie najlepiej.

– Dobrze. – Uśmiecha się. – Na pokładzie jestem ci w stanie zapewnić bezpieczeństwo. Dziękuję za prezent. – Bierze do ręki aparat, unosi go i robi nam zdjęcie, jak leżymy, tuląc się do siebie.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiadam z uśmiechem, a jemu świecą się oczy.


Przechadzamy się po wystawnych, złoconych wnętrzach Wersalu. Początkowo skromny pawilon myśliwski, został przekształcony przez Króla Słońce w okazałą, pełną przepychu siedzibę władcy, a wkrótce stał się świadkiem upadku monarchii absolutnej.

Najbardziej okazała wydaje mi się na razie Galeria Zwierciadlana. Popołudniowe słońce wślizguje się przez okna, odbijając się w wiszących na ścianie wschodniej lustrach i rozświetlając złote ozdobne liście oraz olbrzymie kryształowe żyrandole. To widok zapierający dech w piersiach.

– Ciekawie zobaczyć, co się dzieje z despotycznym megalomanem, który izoluje się pośród takiego przepychu – mruczę do Christiana, stojącego przy moim boku.

Przechyla głowę i przygląda mi się z rozbawieniem.

– Chce pani coś powiedzieć, pani Grey?

– Och, to jedynie taka uwaga, panie Grey.

Pokazuję ręką otaczające nas bogactwo. Uśmiechając się lekko, Christian udaje się za mną na środek sali, gdzie podziwiam widok – spektakularne, odbijające się w zwierciadłach ogrody i spektakularnego Christiana Greya, mojego męża.

– Zbudowałbym to wszystko dla ciebie – szepcze. – Po to tylko, aby zobaczyć, jak w słońcu błyszczą twoje włosy, tu i teraz. – Zakłada mi za ucho pasmo włosów. – Wyglądasz jak anioł. – Całuje mnie tuż pod uchem, bierze za rękę i dodaje: – My, despoci, robimy to dla kobiet, które kochamy.

Rumienię się, słysząc ten komplement. Z nieśmiałym uśmiechem idę za Christianem przez wielką salę.


– O czym myślisz? – pyta Christian miękko, pociągając łyk kawy.

– O Wersalu.

– Pretensjonalny, prawda? – Uśmiecha się.

Rozglądam się po nieco bardziej oszczędnej w środkach przepychu jadalni Fair Lady i zasznurowuję usta.

– To akurat trudno nazwać pretensjonalnością – mówi nieco obronnym tonem Christian.

– Wiem, tu jest ślicznie. Najlepszy miesiąc miodowy, jaki można sobie wymarzyć.

– Naprawdę? – pyta, autentycznie zaskoczony. A potem uśmiecha się nieśmiało.

– Oczywiście.

– Zostały nam tylko dwa dni. Jest coś, co chciałabyś zrobić lub zobaczyć?

– Po prostu być z tobą – mruczę.

Wstaje od stołu, podchodzi do mnie i całuje w czoło.

– Cóż, a przez jakąś godzinę wytrzymasz beze mnie? Muszę sprawdzić mejle, dowiedzieć się, co słychać w domu.

– Pewnie – odpowiadam pogodnie, próbując ukryć rozczarowanie. To dziwaczne, że chcę z nim spędzać każdą chwilę?

– Dziękuję za aparat – mówi i udaje się do gabinetu.

Wróciwszy do naszej kajuty, postanawiam nadrobić zaległości we własnej korespondencji i włączam laptopa. W skrzynce czekają mejle od mamy i Kate przesyłającej mi najświeższe ploteczki i pytającej, jak tam miesiąc miodowy. Cóż, fantastycznie, a przynajmniej do czasu, jak ktoś próbował puścić z dymem GEH, Inc... Gdy kończę pisać mejl do mamy, w skrzynce pojawia się wiadomość od Kate.


Nadawca: Katherine L. Kavanagh

Data: 17 sierpnia 2011, 11:45

Adresat: Anastasia Grey

Temat: O mój Boże!

Ana, właśnie się dowiedziałam o pożarze w firmie Christiana.

Myślisz, że to podpalenie?

K xox

Kate jest online! Uruchamiam swoją nowo odkrytą zabawkę – Skype – i widzę, że jest dostępna. Szybko piszę wiadomość.

Ana: Hej, jesteś?

Kate: TAK, Ana! Co słychać? Jak podróż poślubna? Widziałaś mój mejl? Christian wie o pożarze?

Ana: U mnie wszystko dobrze. Podróż super. Tak, widziałam twój mejl. Tak, Christian wie.

Kate: Tak też myślałam. Elliot nie chce mi niczego powiedzieć.

Ana: Polujesz na ciekawy temat?

Kate: Ależ ty mnie znasz.

Ana: Christian niewiele mi przekazał.

Kate: Elliot dowiedział się od Grace!

O nie, jestem pewna, że Christian nie chce, aby wieści o pożarze rozeszły się po całym Seattle. Próbuję swojej sprawdzonej techniki odwracania uwagi nieustępliwej Kavanagh.

Ana: Co u Elliota i Ethana?

Kate: Ethana przyjęto w Seattle na studia uzupełniające z psychologii. Elliot jest kochany.

Ana: Dobra robota, Ethan.

Kate: A jak tam twój ulubiony były Pan?

Ana: Kate!

Kate: No co?

Ana: TY WIESZ CO!

Kate: Sorki.

Ana: Dobrze. Lepiej niż dobrze. ☺

Kate: Cóż, jeśli tylko ty jesteś szczęśliwa, to ja także.

Ana: Jestem bardzo szczęśliwa.

Kate: ☺ Muszę uciekać. Możemy pogadać później?

Ana: Nie jestem pewna. Sprawdź, czy będę online. Te strefy czasowe są do bani!

Kate: Zgadza się. Kocham cię, Ana.

Ana: Ja ciebie też. Na razie. x

Kate: Na razie. <3

Można się było domyślić, że Kate zacznie węszyć. Przewracam oczami i wyłączam Skype’a, nim Christian zobaczy nasz chat. Nie spodobałaby mu się uwaga o byłym Panu i nie jestem tak do końca pewna, czy czas przeszły jest tu na miejscu...

Wzdycham głośno. Kate wie o wszystkim. Tamtego wieczoru, trzy tygodnie przed ślubem, kiedy obie byłyśmy wstawione, w końcu ugięłam się przed inkwizycją Kavanagh. Mocno mi ulżyło, że nareszcie mogę z kimś o tym porozmawiać.

Zerkam na zegarek. Od kolacji minęła godzina i tęsknię już za mężem. Udaję się na pokład, aby sprawdzić, czy skończył pracę.


Znajduję się w Galerii Zwierciadlanej, a obok mnie stoi Christian, uśmiechając się z miłością. Wyglądasz jak anioł. Odpowiadam mu promiennym uśmiechem, kiedy jednak zerkam w lustro, widzę, że stoję sama, a sala wokół mnie jest szara i ponura. Nie! Odwracam głowę ku jego twarzy i przekonuję się, że uśmiech ma smutny i tęskny. Zakłada mi włosy za ucho. Następnie odwraca się bez słowa i powoli odchodzi, a od luster odbija się odgłos jego kroków w tym wielkim pomieszczeniu, gdy tak kieruje się ku podwójnym, znajdującym się na końcu drzwiom... zupełnie sam, bez lustrzanego odbicia... i budzę się, walcząc o oddech. Cała w panice.

– Hej – szepcze w ciemności, a w jego głosie słychać troskę.

Och, on tu jest. Nic mu nie grozi. Czuję przemożną ulgę.

– Och, Christianie – mamroczę, próbując odzyskać kontrolę nad walącym sercem. Bierze mnie w ramiona i dopiero wtedy dociera do mnie, że po policzkach płyną mi łzy.

– Ana, co się stało? – Gładzi mnie po policzku, ocierając łzy.

– Nic. Niemądry sen.

Całuje mnie w czoło i mokre od łez policzki, uspokajając mnie.

– To tylko zły sen, maleńka – mruczy. – Jestem tu. Ze mną będziesz bezpieczna.

Otulona jego zapachem trzymam się go kurczowo, starając się ignorować to, co czułam we śnie. I już wiem, że najbardziej na świecie boję się utraty Christiana.

Nowe oblicze Greya

Подняться наверх