Читать книгу Agencja złudzeń - John Kenney - Страница 22

Podziękowania

Оглавление

To moja druga pierwsza powieść. Poprzednia nie została wydana na moje (i pewien jestem, że również na wasze) szczęście. Jeśli ta jest w jakimś sensie dobra, to w dużej mierze dzięki garstce ludzi, którzy we mnie wierzyli. A oto oni:

Sally Kim, moja redaktorka w Touchstone. Kupiła niedoskonały i wymagający pomocy produkt. Prowadziła mnie, motywowała, pomagała odszukać właściwą opowieść. Brak mi słów, by wyrazić, co do niej czuję. Ale gdybym je znalazł, zapewne byłyby to nieodpowiednie słowa, a ona potrafiłaby mi pomóc znaleźć te najbardziej trafione.

Stacy Creamer, David Falk, Marcia Burch, Wendy Sheanin, Michael Croy i wszyscy pozostali w Touchstone. Zapaleni czytelnicy i mistrzowie nieznanego pisarza.

Susan Morrison i David Remnick, którzy prowadzą moje Krzyki i szepty w „The New Yorker” od 1999 roku.

David Kuhn, który sprawił, że ta książka stała się rzeczywistością, podobnie jak Billy Kingsland, Maree Hamilton, Grant Ginder, Nicole Tourtelot i Jessie Borkan.

W „The New York Times” Scott Shane, Nora Krug, Michael Newman, Carmel McCoubrey i David Shipley, a w „Los Angeles Times” Nick Goldberg i Susan Brennenman.

Rick Knief, niezrównany przyjaciel, a także ojciec chrzestny mojej córki, który czytał szkic po szkicu. Jego niezrażony optymizm i szczerość pomogły mi na wielu zakrętach.

Deirdre Dolan dodała wiele odkrywczych komentarzy i słów zachęty.

Richard Syvanen, scenarzysta nadzwyczajny, drogi przyjaciel od czasu studiów, który zmarł w wieku trzydziestu pięciu lat i który po przeczytaniu mojego pierwszego scenariusza poradził mi, bym bezwzględnie zajął się powieściopisarstwem.

Mój ojciec, Charles Kenney, oraz bracia Charlie, Michael, Tom, Patrick i Tim. Sami dobrzy ludzie. I pamięci mojej mamy, Anne Barry.

Nie zamierzam dziękować ludziom z MacArthur Foundation, jako że ich notatka na odwrocie mojego odrzuconego podania o grant dla geniuszy („HA, HA!”) nie wydała mi się wcale zabawna.

Połowę tej książki napisałem w czytelni Nowojorskiej Biblioteki Publicznej. Każdego dnia otaczały mnie dziesiątki ludzi piszących, jak sobie wyobrażam, książki, wiersze, rozprawki, podania o pracę, scenariusze czy testamenty, choć był tam też jeden facet, który notował wyłącznie przekleństwa. To bardzo inspirujące, gdy siedzi się wśród osób próbujących coś stworzyć dzień w dzień. Są cichą przybraną rodziną, która szanuje milczenie, pasję oraz dobytek innych podczas krótkich przerw na wyjście do toalety. Zatem wielkie dzięki dla piszących współtowarzyszy oraz dla miasta Nowy Jork i jego dobroczyńców, którzy umożliwiają istnienie takiego miejsca.

Drugą połowę napisałem w kawiarni Once Upon a Tart przy Sullivan Street w SoHo. Jerome Audureau, właściciel, uprzejmie pozwalał mi przesiadywać tam całymi dniami nad jedną lub dwiema filiżankami kawy, zajmować stolik i korzystać z gniazdek elektrycznych. Niektóre z jego pracownic – Josie Canseco, Cleo Rivera, Samina Naz i Anna Marcel – dbały o mnie, karmiły i zawsze miały uśmiech w zanadrzu.

Moja córka i syn, Lulu i Hewitt, którzy pojawili się na świecie i pokazali mi, co jest naprawdę ważne.

I w końcu moja żona, Lissa. Nasza córeczka miała trzy miesiące, kiedy przyszedłem pewnego dnia do domu i oznajmiłem: „Właśnie zostałem zwolniony. I od jutra przestają pokrywać nasze ubezpieczenie zdrowotne. Pomyślałem, że może spróbuję napisać powieść”. W ciągu całego tego długiego, nadwerężającego pewność siebie procesu Lissa pomagała mi, wierzyła we mnie i wspierała. Wieczorami cierpliwie słuchała, gdy czytałem jej to, co pisałem przez cały dzień. Wyłapywała fałsz, przesadę, słabe dialogi. Uczyła mnie, i nadal uczy, co to znaczy kochać i być kochanym.

Agencja złudzeń

Подняться наверх