Читать книгу Agencja złudzeń - John Kenney - Страница 7

Nigdy nie zanudzaj publiczności

Оглавление

Paul Murphy był weteranem wojny w Wietnamie, podczas której w bitwie o Da Nang urwało mu obie nogi. Obecnie mieszkał w jednym z ośrodków dla weteranów w Bostonie. Poznałem go w ostatniej klasie liceum, kiedy musiałem napisać pracę zaliczeniową z historii współczesnej. Zadanie wymagało nie tylko umiejętności wyszukiwania informacji, ale też przeprowadzania wywiadów.

Wiele dni spędziłem z lekarzami, pielęgniarkami i sanitariuszami na rozmowach, które w rezultacie doprowadziły mnie do Paula. Początkowo traktował mnie z rezerwą, ale zdołałem ją przełamać, głównie dzięki temu, że przynosiłem mu fajki, a raz nawet butelkę wódki. Pewnego dnia, kiedy siedziałem w jego szpitalnym pokoju, który zazwyczaj czuć było środkami dezynfekującymi i czasami uryną, zagadnąłem go o lekturę szkolną Urodzony czwartego lipca, pamiętnik Rona Kovica, wiele lat później zagranego w filmie przez Toma Cruise’a.

– Czy ją czytałem? – spytał Murphy retorycznie, zaciągając się marlboro. – To opowieść o mnie.

– Urodził się pan czwartego lipca? – zdziwiłem się.

– Nie – odrzekł. – Dwudziestego czwartego kwietnia.

– Rozumiem…

– Wątpię – rzucił, odpalając kolejnego papierosa od tego, którego właśnie dopalał.

Paul Murphy był człowiekiem pełnym gniewu, lecz uczył się go kontrolować. Raz w tygodniu czytał książki dzieciom z ubogich dzielnic oraz niewidomym. Uwielbiał kręgle i należał do zespołu, którego członkowie grali, pili piwo, śmiali się, nosili drużynowe koszulki oraz brali udział w rozgrywkach ligowych. Spotykał się z pracownicą szpitala – młodą, pełną współczucia kobietą o imieniu Phyllis, pasjami pisującą do gubernatora listy z żądaniem budowy większej liczby podjazdów dla niepełnosprawnych w Bostonie i okolicach. Paul i Phyllis wytatuowali sobie na pośladkach swoje imiona. Murphy wyznał, że muszą być bardzo kreatywni w łóżku „z tej przyczyny, że mam miękką faję”. Wszystko to opisałem w pracy, którą zatytułowałem Śmierć za życia. Dostałem piątkę.

Nauczyciel historii pan Stevens zamieścił pod oceną krótki komentarz: „Fin, z tej pracy emanują wielka dojrzałość i niezwykła wrażliwość. Chwilami byłem głęboko wzruszony. Możesz być z siebie dumny. Świetna robota”.

I rzeczywiście byłem dumny. Jedyny problem w tym, że wymyśliłem każdy szczegół tej opowieści, włącznie z osobą Paula Murphy’ego. Ani jedno słowo nie było prawdą: jego imię, palenie, gniew, utracone kończyny czy pasja do kręgli. Wszystko sfabrykowałem. Napisałem, że w gimnazjum w Ashtabula w Ohio grał w drużynie piłki nożnej tylko dlatego, że podobało mi się brzmienie słowa Ashtabula. Wspomniałem, że gdyby Paul mógł wstać z wózka, mierzyłby 188 centymetrów. Napisałem, że miał problemy z erekcją, bo chciałem wpleść słowo „penis” w tekst, ponieważ bawił mnie jego widok na wydruku.

Nie chodzi o to, że nie starałem się wykonać zadania. Starałem się, ale raczej na pół gwizdka. Rozmawiałem z kumplem mojego starszego brata Larrym Gallagherem, który walczył w Wietnamie. Pracował jako zastępca kierownika w kręgielni Parkway Lines, choć głównie zajmował się sprzedażą na zapleczu małych torebek z trawą. Przeprowadziłem z nim wywiad, jeśli można za wywiad uznać zadanie kilku pytań, podczas gdy Larry spryskiwał wnętrze butów środkiem dezynfekującym. Poprosiłem, by opowiedział mi o Wietnamie i bliznach, które pozostawiła na nim wojna. Odparł, że nie ma żadnych blizn poza jedną na nodze, bo się skaleczył, wsiadając po pijaku do jeepa. Zapytałem o dojmujący ból, którego tam doświadczył. Odrzekł, że to wcale nie było bolesne, raczej śmiertelnie nudne. Dodał też, że bardzo lubił strzelać z pistoletu maszynowego i że „przerwy między walkami były świetne, bo Wietnamki potrafią się naprawdę dobrze pieprzyć”. Podziękowałem mu za czas, który mi poświęcił, a on pozwolił mi rzucić dwa razy za darmo, choć skasował mnie za buty.

Alfred Hitchcock twierdził, że film to życie, z którego wymazano plamy nudy. Wierzę, że tak właśnie postąpiłem, tworząc Paula Murphy’ego, którego pierwowzór z całą pewnością musiał żyć gdzieś w USA. Nie interesowało mnie dokopywanie się do prawdy, lecz tworzenie prawdy, w którą miałem ochotę wierzyć i w którą mogli uwierzyć inni. Bo wydawała się realna.

Zatem nikogo nie powinno dziwić to, że skończyłem w reklamie.

Agencja złudzeń

Подняться наверх