Читать книгу Saga rodu Cantendorfów. Cena szczęścia Tom 2 - Krystyna Mirek - Страница 5

ROZDZIAŁ 2

Оглавление

Wiedźma Alice stała pod rozłożystym dębem na szczycie niewielkiego wniesienia. Patrzyła na zamek. Wiatr targał jej sukienką i włosami. Nie przejmowała się tym. Ona jedna w okolicy nie musiała dbać o uczesanie. Nawet lepiej, jeśli czasem miała potarganą fryzurę. Dobrze, żeby ludzie nie wiedzieli, że jest taką samą kobietą, jak inne, choć para się leczeniem ziołami, zna tajne sposoby na życiowe kłopoty i nazywana jest wiedźmą.

Przechodnie rozstępowali się na boki, kiedy szła przez targ. Może nawet szybciej, niż gdy w tym samym miejscu pojawiał się hrabia Cantendorf. Strach zwykle działa lepiej niż szacunek. Wiedźmy obawiano się powszechnie. Szeptano, że jeśli się zdenerwuje, jej zemsta bywa straszna. Potrafi pozbawić męskości, szczęścia w interesach, spokojnego snu. Jednocześnie nikt nie mógł sobie pozwolić na to, by jawnie okazać jej lekceważenie. Nigdy nie wiadomo, kiedy choroba zapuka do drzwi i trzeba będzie biec zachwaszczoną ścieżką do domu na skraju miasteczka, by prosić o pomoc.

Te uwarunkowania sprawiały, że Alice była dla mieszkańców ważną, a jednak w miarę możliwości starannie omijaną osobą. Żyła poza społecznymi układami. Nie bał się jej tylko hrabia Aleksander, ale z nim nie utrzymywała bliższych kontaktów. Dzieliło ich wszystko. Częściej zamieniała kilka słów z miejscowym pastorem. Był inteligentnym człowiekiem i rozmowa z nim sprawiała jej przyjemność. Jednak Alice stanowiła dla niego największą konkurencję. Był zobowiązany stawać przeciwko ludowym gusłom. Jeśli nawet czuł do niej sympatię, nie dawał tego po sobie poznać.

Była jeszcze madame Eleonor. Poznały się wiele lat temu i w pewien specyficzny sposób przyjaźniły. Wymieniały listy, a odkąd luksusowa guwernantka przybyła do hrabstwa Cantendorf, by opiekować się Kate, regularnie się spotykały. Alice uratowała kiedyś syna Eleonor od niechybnej śmierci i ta obiecała się odwdzięczyć. Dlatego zjawiła się w skromnym domu Miltonów, by podjąć się karkołomnego zadania przemiany ich młodszej córki w prawdziwą damę. Wykonała to zadanie z bardzo dobrym rezultatem.

Wczoraj wieczorem hrabia Aleksander poprosił ich podopieczną o rękę, wywołując tym samym największy skandal w swoim pełnym sensacji życiu. Spekulowano zawzięcie na temat przyczyn tego zdarzenia, ale nikt nie łączył go z osobą Alice. Tymczasem to właśnie ona wykorzystała dar od losu, jakim stała się dla niej pozornie zwykła dziewczyna. Kate. Jedna z bardzo nielicznych osób, która choć bała się wiedźmy, nie kierowała się w życiu wyłącznie uprzedzeniami i opiniami innych, ale włączała rozum, kiedy działy się ważne rzeczy, i wyrabiała sobie o nich własną opinię.

Miała szansę.

Tak sądziła Alice. I bardzo jej zależało, by Kate przetrwała w zamku. W tym celu dziewczyna musiała zbudować dobry, prawdziwy związek z hrabią. Zwykły układ matrymonialny nie wystarczał. Tutaj potrzebna była prawdziwa miłość. Zdolna ochronić młodą żonę przed tajemniczym złem mieszkającym w wiekowych murach, które bez skrupułów eliminowało kolejne przekraczające próg zamku kobiety.

Szczere uczucie było jedyną szansą na wygraną.

Alchemicy poświęcili wiele czasu, by znaleźć sposób produkcji złota. Typowi mężczyźni. Sądzili, że to bogactwo da im władzę i wszystko, czego pragną. Oddawali się całkowicie tej jednej sprawie. Mylili się. Prawdziwą władzę może zyskać ten, kto pozna sposób tworzenia czegoś, co ma o wiele większą moc. Miłości.

Alice znała recepturę. Nie stworzyła jej oczywiście samodzielnie. Miała dostęp do starych ksiąg i mądrości przekazywanych przez kobiety z pokolenia na pokolenie. Do tego była bystra i obdarzona zmysłem obserwacji. Do starych prawd dodawała nowe spostrzeżenia. Teraz zamierzała wykorzystać swoją wiedzę, przepis na tajny amulet cenniejszy niż złoto, by pomóc Kate zbudować prawdziwą miłość.

Oczywiście, za tę przysługę ktoś będzie musiał zapłacić. Przede wszystkim inteligentna, ale wciąż bardzo naiwna Kate. Młodziutka, zakochana siłą pierwszego zauroczenia dziewczyna, która stała się łatwym do manipulacji obiektem. Ale nie tylko ona, być może także sama wiedźma. Była na to gotowa.

Niczego prócz miłości matki nie dostaje się na tym świecie za darmo. Alice dobrze o tym wiedziała. A tym razem wikłała się w wyjątkowo skomplikowaną historię. Skoro kolejne młode mężatki ginęły na zamku, był jakiś istotny powód, dla którego żadne małżeństwo Aleksandra Cantendorfa nie mogło przetrwać.

Początkowo Alice sądziła, że informacja, której potrzebuje, nie ma związku z serią tajemniczych śmierci, ale teraz doszła do wniosku, że musi to być jedna zawiła historia, która wraz z upływem lat pochłania kolejne ofiary. Tajemnica tak ważna, że ukrycie jej wymaga od strażnika, który jej pilnuje, coraz więcej siły i starań.

Alice zeszła ze wzgórza. Skierowała się w stronę otoczonego wysokim murem zamkowego parku. Przeszła przez ukrytą w zaroślach dziurę i przystanęła na chwilę. Zawsze się tutaj zatrzymywała. Jeśli wzywano ją w przypadku choroby, tylko na moment, a gdy w sprawach mniej pilnych, dłużej. Za każdym razem rozpościerający się przed nią widok zachwycał ją tak samo mocno. W miejscu, gdzie się znajdowała, park rósł prawie dziko, choć czujny ogrodnik dyscyplinował co bardziej wybujałe okazy, dbał o zachowanie proporcji oraz utrzymanie ścieżek. Im bliżej zamku, tym bardziej ogród oraz park stawały się wzorem angielskiej dyscypliny i umiaru, by tuż pod jego murami okazać się ideałem proporcji i geometrycznego wręcz ładu.

W tym jednym miejscu, daleko od zamkowego wejścia, było inaczej. Stare drzewa otoczone zielenią krzewów i polnymi kwiatami wyglądały zjawiskowo. Poprzednie żony Aleksandra nigdy się tak daleko nie zapuszczały, wolały spacerować prostymi alejkami tuż przy zamkowych murach, obsadzonymi równymi rzędami róż i symetrycznie przyciętego bukszpanu.

Ponoć matka Aleksandra bardzo lubiła to miejsce i nie pozwoliła pozbawić go dzikiego uroku, więc hrabia zachował je w niezmienionej formie ze względu na nią. Alice czuła, że będzie to także ulubione miejsce Kate. Właśnie tutaj odbędą się wszystkie ważne rozmowy.

Teraz zamierzała dokonać małego rekonesansu. Sprawdzić, co słychać w tym strategicznym miejscu po wczorajszych, tak brzemiennych w skutki, wydarzeniach. Podsłuchać, o czym mówią ogrodnicy i służba. Może zadać komuś kilka pytań. Zawsze była zdania, że informacja to potęga.

Ale nie zdążyła. Ledwo pokonała rozległy park, otaczający zamek od południowej strony, na wąskiej ścieżce zobaczyła wyniosłą postać w ciemnej sukni. Nie miała wątpliwości, że stoi przed nią gospodyni. Kobieta pełniąca o wiele ważniejszą funkcję, niż powinno to wynikać z oficjalnie piastowanego stanowiska. Po śmierci rodziców wychowywała Aleksandra i traktowała go trochę jak własne dziecko, a on od lat na zbyt wiele jej pozwalał. Ten niezdrowy układ generował coraz więcej kłopotów.

Alice zatrzymała się. Kobiety zmierzyły się wzrokiem. Gospodyni zwykle liczyła się z wiedźmą. Od czasu do czasu, jak każdy, potrzebowała jej pomocy. Ale coś się chyba w tym układzie zmieniło. Pani Hammond sprawiała wrażenie bardzo zdeterminowanej, jakby nie miała nic do stracenia. Alice wycofała się. Była mądrą kobietą, wiedziała, jakich granic przekraczać nie warto.

Wróciła do domu. Otwarła szeroko okno i wpuściła nasycone słońcem powietrze. Pachniało upojnie. W ogrodzie pięły się ku górze świeże pędy ziół. Ich aromat unosił się nad wilgotną żyzną ziemią. Nie bez powodu poprzednia właścicielka, prawdziwa groźna wiedźma, wybrała dla siebie i dziewczynki, którą przygarnęła, akurat to miejsce. Dom leżał na uboczu, ale był solidnie wykonany i – co ważne – z miłością. Zbudował go fachowiec, dobry cieśla, dla ukochanej żony i syna. Kiedy wyjechał, nieruchomość wystawiono na sprzedaż i zamieszkały w niej dwie niezwykłe lokatorki. Stara kobieta i mała dziewczynka. Znajda, o której niewiele było wiadomo.

Po śmierci opiekunki Alice przejęła jej obowiązki. Zajmowała się zielarstwem i tak zwanym gaszeniem życiowych pożarów. Doradzała, pomagała, a czasem ratowała z poważnych opresji.

Nie była typową zielarką. Jej mądrość sięgała głębiej. Lubiła obserwować ludzi, sprawdzać, jakie tajemne powiązania sprawiają, że podejmują takie, a nie inne decyzje. Co nimi kieruje, czego się boją, o co walczą. Zbierała te informacje od dziecka. Wiedźma, która ją wychowała, nigdy jej nie chroniła przed trudnymi przeżyciami. Już jako kilkulatka Alice była świadkiem trudnych porodów, śmierci, zdrad, knowań, szantaży. Wraz ze swoją opiekunką znosiła pogardę mieszkańców miasteczka i patrzyła, jak te same osoby, które rzucały w nią kamieniami na targu, kilka tygodni później zginały się w pas, błagając o pomoc.

Dzieciństwo Alice było wyjątkowo trudne. Wiedźma nie ceniła higieny. Piękny dom szybko stał się zaniedbany, a pogarda ludzi mocno dawała się we znaki. Ich sytuacja finansowa też nie była łatwa. Czasem, zwłaszcza na początku, głodowały. Kupno domu pochłonęło całą gotówkę, a wiedźma pracowała tylko tyle, by zapewnić im najskromniejszy byt. Leczyła biedotę. Odbierała porody za kilka jajek czy torbę jabłek. I nienawidziła ludzi, którzy odpłacali jej tym samym.

Po jej śmierci Alice zmieniła zasady. Wysprzątała dom i sprawiła, że znów stał się pięknym, przytulnym, choć schowanym przed ludzkim spojrzeniem, zakątkiem. Uczyła się. Czytała stare księgi i zamawiała nowe. Była lepszym fachowcem i fama o niej szybko rozeszła się po okolicy. Zaczęła pomagać ludziom ze wszystkich sfer, także tym bardzo zamożnym, którzy za zatuszowanie skandalu lub wyleczenie dziecka gotowi byli zapłacić naprawdę wysoką cenę. Nikomu o tym nie mówiła, bo to by zaszkodziło jej mrocznej reputacji, ale chętnie pomagała bogatym, bo dzięki temu mogła leczyć ubogich za darmo i żyć spokojnie, na własnych warunkach.

Byłaby całkiem szczęśliwa, bo samotne życie wcale jej nie przeszkadzało, gdyby nie pragnienie, które dręczyło ją każdego dnia. Czasem mocno, innym razem lżej. Ale nie dawało o sobie zapomnieć.

Chciała wiedzieć, kim jest. Pewnej nocy, tuż przed śmiercią, jej opiekunka, osłabiona bólem i długo trwającą chorobą, przerwała swój opór i odpowiedziała na wciąż zadawane przez dziewczynkę pytanie o matkę. Ponoć rozwiązanie zagadki znajdowało się na zamku Cantendorf.

Od tej pory Alice czujnie spoglądała na zamek, interesowała się losami jego właścicieli. Szukała sprzymierzeńców. Jednak wszystko na darmo. Nikt nie umiał jej pomóc.

Wierzyła jednak, że rozwiązanie istnieje.

A Kate musi je znaleźć.

Z tym postanowieniem Alice wróciła do domu.

Saga rodu Cantendorfów. Cena szczęścia Tom 2

Подняться наверх