Читать книгу Ronaldinho. - Luca Caioli - Страница 4

RADOŚĆ

Оглавление

– Dlaczego zawsze jest pan uśmiechnięty, panie Ronaldinho?

Pytanie banalne, a nawet zuchwałe. Wywołuje śmiech u rozmówcy.

Ale, prawdę powiedziawszy, w przypadku Ronaldo de Assis Moreiry to pytanie jest obowiązkowe i jak najbardziej zasadne. Może ze względu na zęby à la Królik Bugs (które niedawno wyprostował za 50 tysięcy euro), a może charakter Brazylijczyka, jednak nie podlega dyskusji, że uśmiecha się on zawsze – w tunelu prowadzącym na plac gry; na boisku; wtedy, gdy celebruje strzelenie gola, ściskając swoich kolegów; kiedy pozdrawia publiczność i kiedy gra; kiedy dziękuje rywalom po meczu i kiedy podaje rękę kibicowi. Uśmiecha się, kiedy myli się w bardzo prostej akcji. Jest też w stanie się uśmiechać – sarkastycznie – do przeciwnika, który kopnął go w ochraniacz. Uśmiecha się – zakłopotany i zarazem z błagalnym wyrazem twarzy – do sędziego, który pokazuje mu czerwoną kartkę.

Uśmiecha się nawet wtedy, gdy przegrywa, jak choćby 18 grudnia 2013 roku w Marrakeszu. Ronnie zmierza w stronę tunelu prowadzącego do szatni, ale jeden z piłkarzy Raja Casablanca zastępuje mu drogę. Chce się wymienić koszulką z autorem najpiękniejszego gola meczu. Po kilku sekundach Brazylijczyk zostaje otoczony przez całą drużynę rywala, łącznie z zawodnikami rezerwowymi i sztabem szkoleniowym. Wszyscy chcą zamienić z nim słowo, podnieść na duchu, dotknąć. Ronnie się uśmiecha. To uśmiech nieśmiały, grzeczny, pełen wdzięczności i cierpliwości. Widać, że piłkarz jest przygnębiony. Jednak uśmiecha się, mimo że marokańska drużyna właśnie wyeliminowała jego Atlético Mineiro (1:3) w półfinale Klubowych Mistrzostw Świata. Uśmiecha się nawet wtedy, gdy Vivien Mabidé uwiesza mu się na szyi, mówiąc coś i całując go przez długie 15 sekund. Nie wiadomo, co Środkowoafrykańczyk szepcze mu do ucha, ale prawdopodobnie prosi go o jakąś pamiątkę z tego magicznego momentu, bo schyla się i z pomocą dwóch kolegów zaczyna zdejmować mu buty. Stojąc na środku boiska, Dinho robi, co może, żeby utrzymać równowagę.

Tymczasem nie ustają brawa. Kibice go oklaskują, a on kładzie rękę na sercu, by im podziękować. Nieważne, że stracił właśnie – po raz drugi – szansę na zdobycie jednego z nielicznych trofeów, których mu brakuje. Liczy się to, że znów jest sobą. Wciąż ma charyzmę, ten urok, który sprawił, że stał się jednym z najbardziej uwielbianych i podziwianych piłkarzy na świecie. W trakcie swojej kariery popełniał błędy, ale jemu wybacza się praktycznie wszystko. I udaje mu się to bez czynienia wielkich wysiłków ani uderzania się w piersi. Nie, Ronaldinho posiada sekretną broń o wiele silniejszą niż jakikolwiek publicysta: swój uśmiech.

Jego uśmiech nie jest tajemniczy jak ten Mony Lisy, lecz szczery i wyraźny. Stał się jego znakiem rozpoznawczym, który na całym świecie zawsze kojarzony jest z jego imieniem.

Dziś Ronaldinho przeżywa ostatni etap piłkarskiej kariery, co nie znaczy, że stracił na popularności. Przeciwnie – wciąż jest „czarodziejem wiecznego uśmiechu”. Podbija serca widzów, kibiców, sponsorów, futbolistów, byłych piłkarzy, dziennikarzy i innych ludzi z branży. Nieliczni zastanawiają się, co kryje się za tym uśmiechem – czy jest szczery, czy jest rodzajem maski, a może skrywa przebiegłość. Nikt jednak nie pyta, czy zachowanie Brazylijczyka jest zabiegiem marketingowym, czy jego wspinaczka na piłkarski szczyt to krok po kroku zaplanowana strategia. Ludzie po prostu dają się uwieść, ponieważ łatwiej jest wierzyć, że wszystko jest prawdziwe, wierzyć w bajkę ze szczęśliwym zakończeniem.

Ronnie to Kapitan Uśmiech, obrońca wyobraźni i magii, przeciwnik nudy, objawiającej się w taktycznych schematach, ćwiczeniach i pressingu. Jest wiecznym chłopcem, dzięki któremu wszyscy na powrót stajemy się dziećmi zauroczonymi poskramiaczem lwów; jest czarodziejem, który wyciąga królika z kapelusza, albo gimnastykiem na trapezie, fruwającym pod sufitem. Razem z nim raz jeszcze przeżywaliśmy mecze rozgrywane na ubitej ziemi, na ulicy, na podwórku czy w szkole; czasy, kiedy podziwialiśmy kolegę z klasy, który był mistrzem piłki, potrafiącym przedryblować własny cień. Wówczas mecze przeciągały się aż do zapadnięcia zmroku i nawet jeśli strzelano nam sześć goli, to do domu i tak wracaliśmy szczęśliwi.

Dzięki Ronaldinho ożywają wspomnienia kibiców, którzy w dzieciństwie sami grali w piłkę. Nawet dziś, mimo wzlotów i upadków, jakie miały miejsce w trakcie całej jego kariery, jest w stanie ożywić każdy mecz, bez względu na to, jak bardzo nudne i słabe byłoby to spotkanie. Gaúcho potrafi wykonać podanie, patrząc w stronę trybun, przedostać się tam, gdzie nie ma miejsca, przedryblować kilku przeciwników, zagrać piłkę piętą, przerzucić ją nad rywalem… Niewątpliwie najbardziej znane są jego zagrania na ścianę z dwoma zawodnikami, porównywalne z partią pinballa: piłka zostaje wystrzelona po wypchnięciu przez dźwignię, zapalają się wszystkie światła, a punktacja zwiększa się w zawrotnym tempie. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że nigdy nie wiadomo, jak dotknął piłki. Wszystko albo jest dla niego łatwe, albo przynajmniej potrafi on sprawić, że to, co trudne, wydaje się proste. To właśnie wprowadza dezorientację w szeregach rywali i wywołuje burzę braw na trybunach. W wieku 34 lat Ronaldinho nadal jest błogosławieństwem dla futbolu.

Michel Platini powiedział o nim nawet, że „swoim uśmiechem zdobył serca ludzi na całym świecie”, zaś były włoski selekcjoner Marcello Lippi stwierdził: „Patrzy na ciebie, uśmiecha się, pokazując zęby, i natychmiast czujesz do niego sympatię”. Nieważne, co robi, nie mają znaczenia ani jego nocne eskapady, ani popełniane gafy. Ronaldinho i tak jest uwielbiany. Jego radość jest zaraźliwa i przewyższa wszystko inne. Oczywiście, że wie, co to buczenie i krytyka, wie, że trenerzy przestają w niego wierzyć i że media zapominają o jego osiągnięciach na boisku i skupiają się wyłącznie na jego wyczynach pozasportowych. Dinho jest geniuszem piłki, ale także piłkarzem nieregularnym, któremu dość często brakowało wystarczającej motywacji, aby w każdym meczu dawać z siebie 100 procent. To jest jego największa słabość, która zarazem zrównuje go z innymi śmiertelnikami. Jednak nawet w tych najgorszych momentach nigdy nie stracił radości z gry w piłkę. Rzadko widzieliśmy go poważnego, a jeszcze rzadziej złego. Również pod tym względem jest wyjątkiem, człowiekiem, który dobrze wie, że sportowe zachowanie to absolutna podstawa. Bez cienia wątpliwości Ronaldinho wprowadził trochę kolorytu do świata pełnego posępnych twarzy, brutalnych zagrań, wyzwisk i ciągle protestujących wielkich geniuszy. Dlatego – chociaż z biegiem lat to inni, młodsi piłkarze zaczęli zajmować pierwsze strony gazet i sprzedawać więcej koszulek – Ronnie wciąż wywołuje powszechny podziw. Jaki inny futbolista może powiedzieć, że jego rywale na znak szacunku bili mu pokłony, jak w przypadku Jaira Torrico z boliwijskiej drużyny The Strongest? Albo że poderwał z krzesełek publiczność na Santiago Bernabéu, grając w koszulce Barcelony? Da się ich policzyć na palcach jednej ręki. Ronaldinho jest wyjątkowy, jest piłkarzem innym niż reszta, z nietypową karierą, ponieważ do gry na wysokim poziomie wrócił w wieku, w którym wielu myśli już o zawieszeniu butów na kołku. Zresztą w grudniu 2013 roku zdetronizował Neymara na pozycji najlepszego piłkarza występującego w Ameryce Łacińskiej. Nagroda, przyznawana przez urugwajski dziennik „El País”, jest uważana za Złotą Piłkę kontynentu.

– Dlaczego zawsze jest pan uśmiechnięty, panie Ronaldinho?

– Bo jestem szczęśliwy. Gram w piłkę, prowadzę życie, o jakim marzyłem od dziecka – wyjaśnia ze śmiechem.

Pytający nie daje za wygraną:

– Czy kiedyś przestaje się pan uśmiechać?

– Owszem, są momenty, gdy się nie uśmiecham: kiedy się z czymś nie zgadzam, kiedy coś nie funkcjonuje, jak należy. Moi przyjaciele mogą to potwierdzić. Ale zdarza się to bardzo rzadko. Dlaczego? To proste: jestem w uprzywilejowanej sytuacji, moje życie to fiesta, ludzie okazują mi mnóstwo sympatii i uwagi. Ci, którzy mnie otaczają, są zadowoleni, jestem więc najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dlatego każdy moment przeżywam z radością.

Skąd bierze się ta radość?

„My, Brazylijczycy, jesteśmy szczęśliwi z natury, mamy ogromne szczęście być radosnym narodem. Wszystkich mieszkańców tego ogromnego kraju cechują dwie rzeczy: radość i zamiłowanie do futbolu”, mawiał wspaniały pomocnik z Rio de Janeiro, Sócrates Brasileiro Sampaio de Souza Vieira de Oliveira.

Jest jeszcze religia (i tu już nie żartujemy, ponieważ Ronaldinho jest wierzący). Piłkarz stwierdził kiedyś: „Każdy człowiek otrzymał od Boga dar: talent do śpiewania, tańczenia, malowania, pisania… Mnie dał możliwość uszczęśliwiania ludzi graniem w piłkę. Dlatego staram się maksymalnie wykorzystać tę szansę, którą dostałem od Pana…”.

Ronaldinho.

Подняться наверх