Читать книгу Wspaniałość życia - Michael Kumpfmuller - Страница 10

3

Оглавление

Najbardziej dziwi Doktora to, że śpi. Rzuca się w nowe życie, powinien się bać, powinien wątpić, tymczasem śpi, upiory się nie pojawiają, chociaż ciągle spodziewa się dawnych bitew w głowie. Ale tym razem wydaje się, że ich nie ma, jest cud i jest plan, wynikający z tego cudu. Doktor wiele o Dorze nie myśli, on ją wdycha i wydycha, popołudniami w kuchni, kiedy w myślach spacerują po Berlinie, w czasie kolacji, gdy doleci go jej zapach. Wieczorem, w łóżku, rozważa czasami jedno zdanie, kawałek jej skóry, rąbek spódnicy, jak wczoraj trzymała widelec, gdy podczas kolacji zapytał ją o ojca, ortodoksyjnego Żyda, z którym od dawna jest zwaśniona. W jego snach Dora się na razie nie pojawia. Ale Doktor nie gubi jej we śnie, rano od razu wie, że ona gdzieś jest, jakby między nim a nią była lina, którą powoli przyciągają się nawzajem. Dotąd jej właściwie nie dotknął, ale wie niemal na pewno, że ten dzień nadejdzie, jednak nie czuje do siebie za to nienawiści, jakby to było jego prawo, a strach był tylko pokonanym przesądem.

Od tygodnia spotykają się codziennie. Siostry i ich dzieci Doktor ogląda przede wszystkim przy śniadaniu, dopiero wczoraj usłyszał, że poświęca im za mało czasu. Tak powiedziała Elli, ale w rzeczywistości jakby akceptowała jego z tą Dorą, przynajmniej ma jakieś zajęcie w sennym Müritz i nie spędza nocy ze swymi śmiesznymi historiami. Doktor zawsze niechętnie mówi o pracy. Zapytany odpowiada, że nawet listów nie pisze, nawet do Maksa, któremu mógłby przynajmniej donieść, że zastanawia się nad przeprowadzką do Berlina. Ale ta możliwość jest zbyt krucha, bardziej tchnienie niż myśl, coś, co z trudem daje się ująć w słowa i, czego się Doktor obawia, co łatwo wypłoszyć jednym niewłaściwym zdaniem.

Maksowi spodobałoby się, że Dora jest ze Wschodu. Odkąd miasta pełne są uciekinierów stamtąd, wszyscy mówią o Wschodzie, także Maks, który ma nadzieję, że z tej strony nadejdzie ratunek dla wszystkich Żydów, ale ratunku nie ma, także ze Wschodu.

Ci ze Wschodu z dnia na dzień porzucili swoje życie, dlatego Dora jest znacznie bardziej wolna niż on, bardziej oderwana, a zarazem bardziej związana, jest kimś, kto wie, gdzie jego korzenie, właśnie dlatego, że je odciął. Nie wydaje się Doktorowi tajemnicza, jak z powieści Dostojewskiego, co prawdopodobnie twierdziłby Maks. Również Emmy nie jest tajemnicza, kochanka Maksa jest prawdziwą berlinianką, blondwłosa i niebieskooka, a jedyną jej tajemnicą jest związek z Maksem, który podobno dopiero dzięki niej dowiedział się, co to fizyczne spełnienie. Już kilkakrotnie mówił Doktorowi coś w tym sensie, na szczęście nie wchodząc w szczegóły, ale Maks jest jego przyjacielem, jest żonaty, czarująca Emmy, jak się zdaje, trochę wytrąciła go z równowagi. Na szczęście nie mieszkają w tym samym mieście, co oczywiście jest również wadą, w każdym razie dla Emmy, która skarży się, że widują się o wiele za rzadko. Użalała się również Doktorowi; odwiedził ją przejazdem w jej mieszkaniu przy ogrodzie zoologicznym i prosił, aby wczuła się w położenie Maksa.

Dora śmieje się z takich historii. Siedzą na plaży i opowiadają sobie o czekaniu. Doktor także czekał pół życia, przynajmniej teraz, z perspektywy, tak to odczuwa; człowiek czeka i nie wierzy, że ktoś się jeszcze pojawi, aż tu nagle tak właśnie się dzieje.

Następnego przedpołudnia leje jak z cebra. Doktor stoi na balkonie i obserwuje wielki ruch na kolonii, dzisiaj połowa dzieci odjeżdża do Berlina. Jest niedziela, Tile wraca również, koło jedenastej stoi w płaszczu przeciwdeszczowym w recepcji i walczy ze łzami. Doktor na pożegnanie kupił jej prezent, paterę w kolorze rubinu, którą kilka dni temu zobaczyła na wystawie. Często o niej mówiła, toteż nie posiada się z radości. Zobaczymy się w Berlinie, obiecuje Doktor, co znaczy tylko, że w drodze powrotnej odwiedzi ją w księgarni. Mimo to Tile płacze. Doktor pyta, dlaczego, a ona potrząsa głową i twierdzi, że z radości. Czy ma jej adres? Doktor potakuje, wszystko zanotował, napisze do niej, jak tylko będzie wiedział dokładnie, kiedy przyjedzie, bo jeśli nadal będzie tak padać, jego siostry wkrótce wrócą do domu. Pożegnanie bardzo się przedłuża. Tile głaszcze czerwoną misę, Doktor raz jeszcze dodaje jej odwagi w sprawie rodziców, z którymi życia Tile ostatnio sobie nie wyobraża, ale Doktor mówi, musisz, myśl o swoich balerinkach, obiecałaś.

Prawie odczuwa ulgę, że poszła. Nie powiedziałby tego Dorze, ale wydaje się, że jej też ulżyło, chociaż oboje natychmiast odczuwają brak dziewczyny. Dopóki była obecna, czuli się obserwowani, nie byli swobodni, za to bardziej beztroscy.

Mimo kiepskiej pogody umówili się na spacer. Dora powiedziała, że przyjdzie po niego koło dziesiątej, Doktor jest w swoim pokoju i czyta, a ona przychodzi pół godziny za wcześnie. Biegła po deszczu, wszystko mokre, twarz, włosy ciężkie od wilgoci. Przez chwilę jest dla Doktora obca, ale to dlatego, że znajduje się w jego pokoju. Więc Pan mieszka tutaj, mówi, jeszcze na poły w drzwiach; ma nadzieję, że mu nie przeszkadza. Pokój jej nie interesuje, stoi i uśmiecha się, patrzy na niego, niech Doktor tylko weźmie swój płaszcz, ale zamiast tego on bez uprzedzenia ją obejmuje. Raczej pochyla się, prawie osuwa, całuje jej włosy, czoło i do tego szepcze, nawet pocałunki są mniej lub bardziej szeptane, jest pełen radości. Odkąd odkrył ją w kuchni, jest pełen radości. Tak, mówi ona. Wciąż jeszcze stoi w drzwiach, jakby nadal czekając, że wyjdą, jego płaszcz wisi w szafie, musi go tylko wziąć, ale nie bierze. Mówi o Berlinie; jeśli Dora chce, jeszcze tego lata przyjedzie do Berlina. Naprawdę to powiedział? Dora kiwa głową, całuje jego dłoń, opuszki palców, wreszcie zdejmuje ten głupi płaszcz. Wydaje się, że jej zimno, pokój nie jest dobrze ogrzany, ma na sobie suknię, której on nie zna i w której można jedynie zmarznąć. Nie odchodź, mówi, gdy on z powodu jej płaszcza chce na chwilę odejść, a potem stoją długo, trochę jakoś skrzywieni, objęci, biodro oparte o biodro, jak para. Tęskniła do niego od razu, mówi, wtedy na plaży, chociaż w to nie wierzyła. Teraz wierzy. Czy można wierzyć pocałunkom? Pyta, o czym on myśli, teraz, w tej chwili, czy myśli o tym. Nie, nie mów tego, szepcze, przy czym właściwie nie wiadomo, dlaczego szepczą. Dora podchodzi do drzwi balkonowych i kręci głową pod adresem pogody, jeśli chodzi o pogodę, mają pecha. Teraz siedzi na kanapie obok wyjścia na balkon, gdzie on czasami czyta. Doktor robi uwagę na temat sukni, Dora ma ją z Berlina, co mu uświadamia, że przed tym latem czas dla niej już istniał i co on chce o tym czasie wiedzieć. Uświadamia sobie, że taka młoda, życie ma jeszcze przed sobą, jakim więc prawem on po nie sięga?

W nocy pojawiają się wątpliwości. Nie jest to walka, jaką zna, mimo to nie śpi do wczesnego ranka, leży, godziny dłużą się, nie ma mowy o śnie. Myśli płyną powoli, może się im przyjrzeć spokojnie, bez wielkich emocji, co stwierdza ze zdziwieniem: jak księgowy, który sporządza bilans i ufa cyfrom. Kolejność jest obojętna, bierze sprawy jak leci, rozważa jedną po drugiej i jeszcze raz. Jest chory, piętnaście lat starszy od niej, mimo to mógłby spróbować żyć z nią w Berlinie, na szczęście ona jest z Berlina, bo do innych miast nie ciągnęło go nigdy. To są okoliczności, które nazywa dość szczęśliwymi, nie licząc pocałunków przed południem. Wszystko inne przemawia przeciw, w ciągu tych dni tutaj nad morzem prawie nie przytył, czuje się słaby, nie wie, jak wytłumaczyć rodzicom, że jest ktoś, młoda kobieta akurat ze Wschodu, którym ojciec tak bardzo pogardza. Czy powinien stanąć przed nim i powiedzieć: poznałem ją tam, w Müritz, i wyjeżdżam do niej do Berlina? Doktor obmyśla różne zagajenia, próbuje najpierw z matką, potem z ojcem. Zadaje sobie pytanie, co jest w tym tak trudnego, i w końcu prawie się uspokaja, zaczyna jeszcze raz od początku, czy niczego nie przeoczył. Sytuacja w Berlinie, problem pokoju i znowu: jego siły, brak energii, co zarzuca sobie od lat, bez żadnego skutku.

Donosi Robertowi o tej nocy, nie dlatego, że jest ważna, od dawna mają zwyczaj wzajemnie uskarżać się na noce. Kiedy poznali się przed dwoma laty w sanatorium, często rozmawiali o tym, żeby przenieść się do innego miasta. Doktor nawiązuje do tego, muszą się szybko wyprowadzić, najpóźniej w przyszłym roku, na przykład na brudne uliczki żydowskie w Berlinie, gdzie mieszka Dora, chociaż Dory nie wspomina ani słowem.

Umówili się na popołudnie, żeby odrobić stracony spacer. Tym razem ona czeka na niego, znowu w tym płaszczu, trochę niepewna, jakby z miejsca potrafiła odgadnąć złą noc. Spogląda na niego pytająco, ale on zachowuje się jak gdyby nigdy nic, po raz pierwszy bierze ją za rękę, jest drobna i sucha. Po kilku zaledwie krokach są tam, dokąd zaszli poprzedniego dnia w jego pokoju, wciąż w tych szeptach, a wokół nich w sosnach i brzozach szumi deszcz. Doktor daje do zrozumienia, że od wczoraj jest zdezorientowany, wszystko jest zaskakująco nowe, wszystko w ruchu. Chciałby, żeby się nie rozczarowała, żeby właściwie oceniała jego i siebie, żeby później niczego nie żałowała. Ona mówi: Żałować? Czego? Doktor nie wie, jak to sformułować, jest człowiekiem chorym, od roku na emeryturze. Ma dziwne nawyki. Mówi o swojej gruźlicy, żeby wiedziała, w co się pakuje, bo tak zrozumiał ją wczoraj, tak sam to rozumie. Dorze jest obojętne, że jest chory. Nie obojętne. Chcę tylko być tam, gdzie ty jesteś, reszta się ułoży. On słyszy przede wszystkim słowo „my”; brzmi łagodnie i zdecydowanie, jakby niewiele więcej mogło im się teraz przydarzyć. O pokoju Dora już myślała. Zna ludzi, których może zapytać. Jeśli Doktor chce, dziś jeszcze napisze do Berlina. Chcesz? W drodze na plażę, zanim opuszczą las, oboje zmarznięci, choć deszcz się wyraźnie uspokoił, wymienia kilka nazwisk, których on nie zna. Poczekaj, pyta Dora, mam to zrobić? Myśli o pokoju, może jeszcze o czymś innym, Doktor mówi: napisz, proszę, i chce wiedzieć, jakież to niebiosa były tak łaskawe, że mu ją zesłały.

Wieczorem, w pokoju, Doktor próbuje zrekapitulować, o czym rozmawiali, ale pozostał tylko jej głos i milczenie, kiedy biegnąc, nie odzywają się. Więcej nie wie. Jest dość spokojny, wszystko toczy się swoim torem, jakby sam nie musiał niczego robić. Powinien tylko napisać wreszcie do Else Bergmann w sprawie podróży do Palestyny, bo do niej z pewnością nie dojdzie. Else nie będzie zbyt zaskoczona, że on nie jedzie, mimo to musi się wytłumaczyć. Nie chce udawać, że nie jest zadowolony, a przecież dokładnie to pisze.

Wspaniałość życia

Подняться наверх