Читать книгу Kłamca - Нора Робертс - Страница 7

Rozdział trzeci

Оглавление

Otworzyła wszystkie pokoje, włączyła ogrzewanie, a nawet kominki – wszystkie siedem sztuk. Kupiła świeże kwiaty, upiekła ciasteczka.

Spędziła nad laptopem mnóstwo czasu, szukając najlepszych sposobów na szybką sprzedaż mieszkania, i dowiedziała się, że muszą być ciasteczka i kwiaty. I, jak to powiedziała agentka nieruchomości, wszystko musi wyglądać neutralnie.

Z tego, co wiedziała, gdy się tutaj wprowadzili, miejsce było neutralne. Nigdy nie uważała tego wielkiego domu za ciepły i przytulny. Może gdyby był umeblowany innymi meblami, w cieplejszych odcieniach – wtedy poczułaby się jak w domu.

Ale to była kwestia jej wrażliwości, a w tej chwili jej wrażliwość nie miała znaczenia.

Im szybciej sprzeda ten cholerny dom, tym szybciej pozbędzie się części długu.

Agentka nieruchomości przyjechała z kwiatami oraz ciasteczkami i Shelby pomyślała, że mogła oszczędzić sobie fatygi. Kobieta przywiozła cały zespół, który zaczął chodzić po domu, przesuwać meble, rozstawiać kwiaty i zapalać świece. Shelby kupiła świece zapachowe, stwierdziła jednak, że albo zachowa je dla siebie, albo zwróci.

– To miejsce jest nieskazitelnie czyste. – Agentka uśmiechnęła się szeroko do Shelby i poklepała ją po ramieniu. – Pani ekipa sprzątająca świetnie się spisała.

Shelby przypomniała sobie, jak nocami polerowała i szorowała wszystkie powierzchnie, i tylko się uśmiechnęła.

– Chcę, żeby dom ładnie wyglądał – powiedziała.

– Wygląda, proszę mi wierzyć. Sprzedaż po cenie niższej niż ustalona może być trudna i odstraszy kilku potencjalnych nabywców, jestem jednak przekonana, że szybko dostaniemy korzystne oferty.

– Mam nadzieję. W poniedziałek ma przyjść ktoś od mebli, ale jeśli któryś z klientów będzie chciał kupić dom z meblami, to nie ma problemu.

– Wspaniale! Jest tu wiele pięknych sprzętów. Powiem wszystkim, że one też są na sprzedaż.

Shelby po raz ostatni krytycznie rozejrzała się wokół, pomyślała o broni, dokumentach i gotówce, zamkniętych w sejfie w gabinecie Richarda.

Potem podniosła swoją dużą torbę.

– Ja i Callie zejdziemy państwu z drogi. Mam do załatwienia kilka spraw.

I minivana do kupienia.

***

Tacie pewnie nie spodobałoby się, że nie kupiła amerykańskiego samochodu, ale pięcioletnia toyota, którą znalazła przez portal CarMax, uchodziła za bardzo bezpieczne i bezawaryjne auto. I miała w miarę niską cenę.

Cena spadła jeszcze bardziej, gdy zaczęła się targować i zaproponowała gotówkę. Najprawdziwszą gotówkę.

Kiedy liczyła pieniądze, zaczęły drżeć jej ręce – ale je opanowała. Połowa ceny teraz, połowa kolejnego dnia, przy odbiorze samochodu.

Potem Shelby odjechała kilka ulic dalej i na chwilę oparła czoło na kierownicy. Jeszcze nigdy nie wydała tylu pieniędzy naraz. Nigdy w życiu nie kupowała samochodu.

Teraz już mogła się trząść, ale tym razem nie ze zdenerwowania. Tylko z zachwytu.

Shelby Anne Pomeroy – bo takie nazwisko podała – właś­nie kupiła sobie toyotę z dwa tysiące dziesiątego w radosnym wiśniowym kolorze. Sama.

I jeszcze zaczęła się odważnie targować i udało jej się zejść z ceny tysiąc dolarów.

– Callie, damy radę – powiedziała, chociaż córeczka była całkowicie pochłonięta Shrekiem. – Naprawdę damy radę.

Zadzwoniła do firmy leasingowej i umówiła się na odbiór samochodu, a potem zmusiła się do poproszenia, żeby podrzucono ją po odbiór minivana.

Od razu mogła załatwić kwestię ubezpieczenia – Callie i tak cały czas oglądała film. Przez chwilę potraktuje SUV-a jak tymczasowe biuro.

Gdy już załatwiła przeniesienie ubezpieczenia samochodowego, sprawdziła stronę internetową, na której wystawiła wina na sprzedaż.

– O mój Boże, Callie, ludzie zaczęli składać oferty!

Zachwycona i zafascynowana przejrzała proponowane ceny, zliczając wszystko w głowie, i okazało się, że ma już około tysiąca dolarów.

– Dzisiaj wystawię kolejnych dwanaście butelek, tak, tak właśnie zrobię.

Ponieważ wyglądało na to, że tego dnia miała szczęście, postanowiła pojechać do Filadelfii. Nawet z nawigacją zabłądziła trzy razy, była przerażona ruchem na ulicy. Wreszcie jednak znalazła sklep i wniosła do środka nigdy nienoszone futro z szynszyli i córkę.

Była zaskoczona, bo nikt nie patrzył na nią ze współczuciem ani nie dawał jej odczuć, że jest gorsza, bo zwraca futro. Dzięki temu spłaciła część długu na karcie kredytowej, a pozostała część nie wydawała jej się już taka przerażająca.

Zbyt długo zwlekała, przez długi czas była jakby zahibernowana. Teraz zabrała swoją małą dziewczynkę na Happy Meala. Czekała zdecydowanie zbyt długo. Ale właśnie udało jej się przerwać tamę i miała zamiar doprowadzić do powodzi.

Wyjechała z miasta, zatankowała – przeklinając mróz i ceny paliwa – a potem przez jakiś czas jeździła bez celu, bo Callie zasnęła.

Dwa razy przejechała obok swojego domu – albo domu wierzycieli – i liczyła stojące przed nim samochody. To dobrze, oczywiście, że to dobrze, przecież każdy, kto przyszedł oglądać dom, mógł ostatecznie zdecydować się na zakup. Ale, na Boga, ona chciała już tam wrócić, położyć Callie, uzupełnić arkusz kalkulacyjny.

Czekała zbyt długo, agentka z pewnością wszystko już załatwiła.

– Przepraszam, proszę dać mi chwilkę – powiedziała Shelby w drzwiach. – Callie musi do toalety.

Ledwo udało im się zdążyć. Gdy wróciła do salonu, agentka siedziała i pracowała na tablecie.

– To były bardzo udane drzwi otwarte. Ponad pięćdziesiąt osób, teraz jest idealna pora roku na sprzedaż. Dom wzbudził ogromne zainteresowanie, są też dwie oferty.

– Oferty? – Zaskoczona Shelby postawiła Callie na podłodze.

– Niskie i firma pożyczkowa chyba ich nie zaakceptuje, ale nieźle jak na początek. Pewna czteroosobowa rodzina jest poważnie zainteresowana. Mam co do nich dobre przeczucia. Przemyślą sobie ten zakup i się ze mną skontaktują.

– To cudownie.

– Mam również ofertę na zakup mebli z głównej sypialni. Jedna z kobiet przyprowadziła swoją siostrę, która nie chce wprawdzie kupować domu, ale jest zainteresowana meblami. Moim zdaniem kwota jest trochę zbyt niska, ale ona chce natychmiast je zabrać. Najpóźniej w poniedziałek.

– Sprzedane.

Agentka się zaśmiała, a potem zamrugała z zaskoczeniem, uświadomiwszy sobie, że Shelby nie żartowała.

– Ale ja przecież jeszcze nawet nie powiedziałam, ile ona zaproponowała.

– Nieważne. Nienawidzę tych mebli. Nienawidzę każdego mebla w tym domu. Poza pokojem Callie – dodała i poprawiła włosy, patrząc, jak córka wyciąga kosz z zabawkami, trzymany na dole jednej z szafek w kuchni. – Tylko tamte meble mogłam sama wybrać. Jeśli o mnie chodzi, ta kobieta może zabrać wszystko dzisiaj. W tym domu jest mnóstwo miejsca do spania.

– Możemy usiąść?

– Przepraszam, oczywiście. Przepraszam, pani Tinesdale, jestem trochę rozemocjonowana.

– Proszę mi mówić Donna.

– Donno, chcesz kawy albo czegoś do picia? Zapomniałam o dobrych manierach.

– Po prostu usiądź. Masz mnóstwo na głowie. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak sobie z tym wszystkim radzisz. Chcę ci pomóc. Na tym polega moja praca. Zaproponowana kwota za meble jest zbyt niska. Pozwól mi przygotować kontrofertę. Shelby, nie ma nic złego w ubijaniu interesu, mam jednak wrażenie, że dajesz się wykorzystywać! Chociaż z drugiej strony te meble są naprawdę brzydkie.

– Och! – Shelby poczuła ulgę. – Też tak uważasz? Naprawdę?

– Każdy mebel tutaj jest brzydki. Poza pokojem Callie.

Shelby zaczęła się śmiać, ale po chwili jej śmiech przeszedł w płacz.

– Przepraszam. Boże, przepraszam.

– Mamusiu. – Callie wspięła się jej na kolana. – Nie płacz. Mamusiu, nie płacz.

– Wszystko w porządku. – Shelby przytuliła Callie i zaczęła ją kołysać. – Nic mi nie jest, to tylko zmęczenie.

– Mamusia musi się przespać.

– W porządku. W porządku, kochanie. Nie martw się.

– Naleję ci kieliszek wina – oznajmiła Donna i wyjęła chusteczki z kieszeni. – Zostań tutaj. Widziałam butelkę w lodówce.

– Jest za wcześnie.

– Nie, dzisiaj nie jest za wcześnie. A teraz powiedz mi – zaczęła mówić z kuchni, wyjmując kieliszki i wino – co jeszcze chcesz sprzedać? Dzieła sztuki?

– O Boże, tak! – Wymęczona do granic możliwości Shelby nie protestowała, gdy Callie wytarła jej twarz chusteczką. – Mam to wszystko na liście. Kompletnie nie czuję takiej sztuki.

– Dywany? Lampy?

– Chcę pozbyć się wszystkiego poza meblami z pokoju Callie i moimi ubraniami, no i kilkoma rzeczami, których będę potrzebowała podczas mieszkania tutaj. Nie chcę zachować niczego stąd, pani… Donno. Nawet naczynia kuchenne nie są moje.

– Na dole jest piękna kolekcja win.

– Dwadzieścia cztery butelki wystawiłam w internecie na sprzedaż. Ludzie składają już oferty. Dzisiaj wystawię kolejną część.

Donna przekrzywiła głowę i popatrzyła uważnie na Shelby.

– Ale ty jesteś mądra!

– Gdybym była mądra, nie dałabym się w to wmanewrować. Dziękuję – dodała, gdy Donna postawiła przed nią kieliszek.

– To nieprawda, ale zacznijmy od początku. Podaj mi nazwę firmy, do której zgłosiłaś się z ofertą sprzedaży mebli.

– Dolby and Sons z Filadelfii.

– To dobrze. To bardzo dobrze, właśnie ich bym ci poleciła. – Sącząc wino, Donna napisała coś na tablecie, a potem zaczęła mówić z ożywieniem: – Złożę kontrofertę, ale ta klientka będzie musiała pójść po rozum do głowy, jeśli naprawdę chce kupić te meble. W przeciwnym razie Chad Dolby, najstarszy syn, to pewnie on przyjedzie tutaj, żeby wycenić meble, a z pewnością złoży ci rozsądną propozycję. Znam też kogoś, kto kupi od ciebie naczynia, kieliszki, zastawę. Mam także dwóch sprzedawców dzieł sztuki.

– Nie wiem, jak mam ci dziękować.

– To moja praca – przypomniała jej Donna. – I przyjemność. Mam córkę młodszą od ciebie o zaledwie kilka lat. Mam nadzieję, że jeśli kiedyś znajdzie się w takim… w takiej sytuacji, też ktoś jej pomoże. Zauważyłam, że opróżniłaś garderobę męża.

– Tak. Kochanie, mamusia czuje się już dobrze. – Pocałowała Callie we włosy. – Idź się pobawić. Większość ubrań zawiozłam do Drugiej Szansy – powiedziała, gdy Callie zeszła jej z kolan.

– Cudownie. Macey i Cheryl są świetne w tym, co robią, i mają duży ruch.

– Czy ty znasz wszystkich w okolicy?

– To część mojej pracy. A co z książkami?

– Spakowałam już te, które lubię. Richard kupił książki stojące teraz w bibliotece na aukcji.

– I w ten sam sposób je sprzedamy. – Donna pokiwała głową i przez chwilę stukała na tablecie. – Dopiszę to do spraw do załatwienia. A jeśli chcesz, podam kilku osobom kontakt do ciebie, żebyś mogła się umówić.

– Byłoby cudownie. Jestem ci bardzo wdzięczna. Mam wrażenie, że za długo żyłam w marazmie i nie wiedziałam, co mam z tym wszystkim zrobić.

– Z tego, co widzę, świetnie sobie poradziłaś.

– Dziękuję, ale jak ktoś coś podpowie i wskaże kierunek, jest o wiele łatwiej. Jesteś taka miła. Nie wiem, dlaczego tak strasznie denerwowałam się przed naszym spotkaniem.

Teraz Donna zaczęła się śmiać.

– Niektórzy ludzie tak na mnie reagują. Podawać numery na komórkę czy telefon stacjonarny?

– I jeden, i drugi. Staram się nosić telefon w kieszeni, ale czasami go zapominam.

– W porządku. To są ludzie interesu, chcą zarobić, ale z pewnością cię nie oszukają. Jeśli przyjdzie ci do głowy coś jeszcze, po prostu daj mi znać. – Uśmiechnęła się. – Naprawdę znam wszystkich. I, Shelby, zobaczysz, doprowadzę do tego, żebyś otrzymała ofertę kupna tego domu. Dobrą ofertę. To piękna przestrzeń w rewelacyjnej lokalizacji, właściwy klient na pewno gdzieś jest. I ja go znajdę.

– Jestem pewna, że ci się uda.

I ponieważ Shelby rzeczywiście była tego pewna, tej nocy spała tak spokojnie, jak nie spała od kilku tygodni.

***

Przez kolejny tydzień musiała być cały czas skupiona. Dogadała się z Dolby and Sons, wysłała butelki wina do osób, które wygrały licytacje, otrzymała bardzo przyzwoity czek za część ubrań Richarda – i ze swojej garderoby wyniosła trzy torby ciuchów.

Przyjęła ofertę kupna naczyń oraz zastawy i wszystko spakowała – po czym kupiła sobie zestaw kolorowych plastikowych talerzy, misek i kubków.

Na razie muszą wystarczyć.

I chociaż powinna jak najbardziej oszczędzać, do końca spłaciła jedną z kart kredytowych.

Jedna już, pomyślała, jeszcze jedenaście.

Sztuka – kopie, w przeciwieństwie do tego, co twierdził Richard – nie była warta tyle, ile by sobie życzyła. Ale ostatecznie coś się uzbierało.

Każdego dnia Shelby czuła się odrobinę lepiej. Nie zniechęciła jej nawet burza śnieżna, podczas której spadło pół metra śniegu. Opatuliła Callie jak Eskimoskę i zrobiły razem pierwszego bałwana.

To nic takiego, pomyślała, ale sfotografowała go telefonem i wysłała zdjęcie do Tennessee.

Przygoda na śniegu zmęczyła Callie i Fifi tak bardzo, że padły o siódmej. Dzięki temu Shelby miała dla siebie długi wieczór i mogła sobie wszystko dokładnie zaplanować.

Czy powinna spłacić jeszcze jedną z niższych kwot na kartach kredytowych i mieć z głowy kolejny problem? A może powinna zacząć spłacać którąś z wyższych kwot, żeby obniżyć odsetki?

Bardzo chciała móc powiedzieć, że spłacone są dwie i zostało już tylko dziesięć, ale okazało się, że lepiej było obniżyć odsetki.

Dokonała płatności online, a potem otworzyła arkusz kalkulacyjny.

Spłaciła czterysta osiemdziesiąt sześć tysięcy czterysta dolarów. Zostały jej już tylko dwa miliony sto tysięcy i osiemdziesiąt cztery dolary długu.

Nie licząc kolejnych rachunków od prawników i księgowych. Ale w tej chwili wydawało się to Shelby marną kwotą.

Zadzwonił telefon, błyskawicznie odebrała, bo zobaczyła na wyświetlaczu imię Donny.

Może…

– Słucham.

– Cześć, Shelby, z tej strony Donna. Wiem, że jest już trochę późno, ale chcę ci powiedzieć, że mamy dobrą ofertę kupna domu.

– Och! To świetne wieści!

– Wydaje mi się, że firma kredytowa ją zaakceptuje. Wiem, że to może potrwać wiele tygodni, a nawet miesięcy, ale zrobię wszystko, żeby jak najszybciej sfinalizować sprzedaż. To ta rodzina, o której ci mówiłam, z drzwi otwartych. Dom naprawdę ich zauroczył, a lokalizacja idealnie im pasuje. I jeszcze jedno: kobiecie bardzo nie podobają się meble.

Shelby zaczęła się śmiać i wreszcie się rozluźniła.

– Naprawdę?

– Tak, stwierdziła, że są okropne. Powiedziała, że aby dostrzec piękno domu, musiała sobie wyobrażać, że w ogóle ich nie ma. Z kolei mąż denerwuje się samą kwestią zakupu, ale ona bardzo pragnie tu zamieszkać, więc go przekonała. I wydaje mi się, że jeśli firma udzielająca kredytu hipotecznego zażąda trochę wyższej ceny, to oni i tak się zgodzą.

– O mój Boże, Donno!

– Nie chcę uprzedzać faktów, ale dzisiaj powinnaś urządzić sobie małe święto.

– Mam ochotę rozebrać się do naga i zacząć tańczyć w tym cholernym domu.

– Może być.

– Może jednak sam taniec, bez rozbierania się. Dziękuję. Bardzo ci dziękuję.

– Trzymam kciuki, Shelby. Jutro rano od razu skontaktuję się z tą firmą. Dobrej nocy.

– Wzajemnie. I jeszcze raz dziękuję. Na razie, pa.

Nie rozebrała się do naga, ale przyniosła radio, włączyła Adele i zaczęła tańczyć i śpiewać w gabinecie.

Kiedyś miała ambicje, plany, marzenia. Chciała zostać słynną piosenkarką. Jej głos był wielkim darem, dbała o niego i bardzo go doceniała.

Richarda poznała właśnie dzięki śpiewaniu, przyszedł do małego klubu w Memphis, w którym była główną wokalistką w zespole o nazwie Horizon.

Miałam dziewiętnaście lat, pomyślała. Byłam za młoda, żeby kupić sobie piwo, ale Ty, perkusista, który trochę się w niej podkochiwał, czasami przemycał jej coronę.

Boże, jak cudownie było znowu śpiewać i tańczyć. Pomijając kołysanki, nie śpiewała od wielu miesięcy. Przesłuchała Adele i przeszła do Taylor Swift, a potem usłyszała, że znowu dzwoni jej telefon, więc wyłączyła muzykę.

Nadal się uśmiechając i podrygując w miejscu, podniosła słuchawkę.

– Słucham.

– Szukam Davida Mathersona.

– Przykro mi, pomyłka.

– Davida Mathersona – powtórzył mężczyzna i podał numer telefonu.

– Tak, to ten numer, ale… – Poczuła nagły ścisk w gardle. Musiała to wyjaśnić. Złapała mocniej słuchawkę. – Tutaj nie mieszka nikt o takim nazwisku. Przykro mi.

Rozłączyła się, zanim mężczyzna zdążył powiedzieć coś więcej, a potem poszła szybko do sejfu i wbiła szyfr.

Wyjęła szarą kopertę, położyła ją na biurku i drżącymi palcami otworzyła.

W kopercie trzymała wszystkie znalezione w skrytce dokumenty, z których uśmiechała się do niej twarz Richarda.

Jeden komplet dokumentów był na nazwisko Davida Allena Mathersona.

Nagle straciła ochotę na śpiewanie i tańczenie. Poczuła nieodpartą potrzebę sprawdzenia wszystkich drzwi i włączenia alarmu.

Mimo że miała oszczędzać, zostawiła światło w foyer i w korytarzu na piętrze. Zamiast położyć się w swoim łóżku, poszła do Callie.

I przez długi czas leżała z córką i modliła się, żeby telefon już nie zadzwonił.

***

Firma skupująca meble przysłała ekipę, która spakowała wszystko z dwóch pokoi gościnnych, z foyer i jadalni, w której Shelby nie jadła od czasu wypadku Richarda. Po krótkich targach zgodziła się sprzedać meble z sypialni prywatnej klientce.

Spłaciła drugą kartę kredytową.

Już dwie, zostało dziesięć.

Bez mebli dom zdawał się jeszcze większy i mniej przyjazny. Shelby odczuwała potrzebę wyniesienia się stąd, wiedziała jednak, że musi zająć się jeszcze wieloma sprawami.

O pierwszej trzydzieści miała spotkanie z klientem na książki – specjalnie wybrała porę drzemki Callie. Spięła włosy i założyła piękne turkusowe kolczyki, które dostała od rodziców na święta. Dodała trochę brązera i różu na policzki, bo wyglądała strasznie blado. Zamieniła grube skarpety, w których lubiła chodzić po domu, na eleganckie czarne szpilki.

Babcia twierdziła, że szpilki uciskają palce, ale jednocześnie zwiększały pewność siebie kobiety.

Gdy rozległ się dźwięk dzwonka przy drzwiach, Shelby podskoczyła. Facet od książek przyjechał piętnaście minut za wcześ­nie, a ona chciała jeszcze zaparzyć kawę i naszykować ciasteczka w bibliotece.

Zbiegła na dół z nadzieją, że mężczyzna nie zadzwoni po raz drugi. W czasie drzemki Callie miała bardzo lekki sen.

Otworzyła drzwi mężczyźnie młodszemu i przystojniejszemu, niż się spodziewała.

– Panie Lauderdale, przyszedł pan w samą porę.

– Pani Foxworth. – Wyciągnął do niej rękę na przywitanie.

– Proszę wejść, na zewnątrz jest bardzo chłodno. Nigdy nie przyzwyczaję się do zim na północy.

– Chyba mieszka pani tutaj od niedawna?

– Tak, jedną zimę. Wezmę pański płaszcz.

– Dziękuję.

Był mocnej budowy, miał kwadratową szczękę i chłodno patrzące orzechowe oczy. Zupełnie nie przypominał starszego, chudego mola książkowego w okularach, którego się spodziewała.

– Donna, to znaczy pani Tinesdale, powiedziała, że może być pan zainteresowany moimi książkami. – Powiesiła płaszcz w szafie w foyer. – Może przejdźmy od razu do biblioteki, żeby mógł pan im się przyjrzeć.

– Ma pani imponujący dom.

– No cóż, z pewnością jest wielki – powiedziała i zaprowadziła go na tyły, przez salę z wielkim fortepianem, na którym nikt nie grał, część wypoczynkową ze stołem bilardowym, który musiała jeszcze sprzedać, do biblioteki.

Gdyby mogła uczynić to miejsce bardziej przytulnym, z pewnością stałoby się jej ulubionym pomieszczeniem poza pokojem Callie. Na razie jedyne, co mogła zrobić, to włączyć kominek i rozsunąć ciężkie zasłony – które również miały trafić na sprzedaż – by wpuścić do środka promienie zimowego słońca.

Meble z biblioteki, żółta skórzana sofa, ciemnobrązowe krzesła i zbyt lśniące stoły miały zostać sprzedane do końca tygodnia.

Shelby żywiła nadzieję, że taki sam los spotka regały z oprawionymi w skórę książkami, których tutaj nikt już nie przeczyta.

– Jak wspominałam przez telefon, niedługo się przeprowadzam, muszę więc sprzedać książki. Spakowałam już te, które chcę ze sobą zabrać, ale te… no cóż, szczerze mówiąc, kupił je mąż, bo myślał, że będą wyglądać ładnie w bibliotece.

– Wyglądają imponująco, tak jak cały dom.

– Chyba tak. Ale mnie bardziej interesuje to, co jest w książce, niż to, jak ona wygląda na półce. Proszę na nie spojrzeć, a ja w tym czasie zaparzę kawę.

Podszedł do regału i wyjął pierwszą książkę z brzegu.

Faust.

– Czytałam artykuł o tym, po co ludzie kupują takie książki. Żeby stanowiły ozdobę.

Skupiła się na odzyskaniu spokoju. Przecież powinnam być już do tego przyzwyczajona, pomyślała. Nie mogę się tak ciągle denerwować.

– Wydaje mi się, że dla oka, a przynajmniej dla mojego oka, byłoby milej, gdyby one wszystkie nie wyglądały tak samo. Gdyby nie miały takich samych okładek i wysokości. No i muszę przyznać, że z całą pewnością Faust nie jest lekturą, którą wybrałabym do czytania przy kominku.

– Nie jest pani jedyna. – Schował książkę z powrotem na miejsce i spojrzał na nią chłodnymi oczami. – Pani Foxworth, nie nazywam się Lauderdale. Jestem Ted Privet.

– Och, czyli przysłał pana pan Lauderdale?

– Nie jestem handlarzem książkami, tylko prywatnym detektywem. Dzwoniłem do pani kilka wieczorów temu. Pytałem o Davida Mathersona.

Cofnęła się o krok. W obcasach czy nie, wyrzuci go stąd. Na zewnątrz, jak najdalej od Callie.

– A ja wtedy panu powiedziałam, że nikt taki tutaj nie mieszka. Proszę już iść. Czekam na kogoś.

– Zajmę pani tylko minutę. – Uśmiechnął się i podniósł ręce, żeby uwierzyła, że nic jej nie zrobi. – Pani Foxworth, ja… ja tylko wykonuję swoją pracę. Wyśledziłem Davida Mathersona aż do tego miejsca, a z moich informacji wynika… mam zdjęcie. – Jedną ręką sięgnął do kieszeni, a drugą cały czas trzymał w górze, żeby ją widziała. – Proszę tylko zerknąć. Zna pani tego mężczyznę?

Serce waliło Shelby jak szalone. Wpuściła do domu obcego człowieka. Przez to, że ostatnio przewijało się tutaj tyle osób, straciła czujność i go wpuściła. A na górze śpi dziecko.

– Podał się pan za kogoś innego – powiedziała ostro. – Czy na tym polega pańska praca?

– Właściwie to tak. Czasami.

– Nie podoba mi się ani pan, ani pańska praca. – Wyrwała zdjęcie z jego ręki i mu się przyjrzała.

Wiedziała, że to będzie Richard, ale mimo wszystko jego uśmiech gwiazdora filmowego i brązowe oczy ze złotymi cętkami mocno ją uderzyły. Miał ciemniejsze włosy i krótką kozią bródkę, która zdaniem Shelby go postarzała, tak samo jak na dokumentach ze skrytki. Ale to był Richard.

Mężczyzna na zdjęciu to jej mąż. Jej mąż kłamca.

A kim ona jest?

– To jest zdjęcie mojego zmarłego męża Richarda.

– Siedem miesięcy temu ten mężczyzna, przedstawiający się jako David Matherson, oszukał pewną kobietę z Atlanty na pięćdziesiąt tysięcy dolarów.

– Nie wiem, o czym pan mówi. Nie znam żadnego Davida Mathersona. Mój mąż nazywał się Richard Foxworth.

– Dwa miesiące wcześniej David Matherson oszukał niewielką grupę inwestorów z Jacksonville na Florydzie na dwukrotnie wyższą kwotę. Mógłbym tak wyliczać i wyliczać, łącznie z włamaniem w Miami jakieś pięć lat temu. Ukradziono wtedy dwadzieścia osiem milionów dolarów w rzadkich znaczkach i biżuterii.

Oszustwa nie zrobiły już na niej większego wrażenia. Ale kradzież i wymieniona kwota sprawiły, że poczuła ucisk w żołądku i zakręciło jej się w głowie.

– Nie wiem, o czym pan mówi. Proszę stąd wyjść.

Schował zdjęcie, ale nie spuszczał z niej wzroku.

– Ostatnio Matherson działał z Atlanty, gdzie robił przekręty na rynku nieruchomości. Przed przyjazdem tutaj mieszkaliście w Atlancie, prawda?

– Richard był doradcą finansowym. I nie żyje. Rozumie pan, co do pana mówię? Zginął tuż po świętach, nie może więc odpowiedzieć na pańskie pytania. Ja również nie znam na nie odpowiedzi. Nie ma pan prawa nachodzić mnie w ten sposób, kłamać ani próbować mnie nastraszyć.

Po raz kolejny podniósł ręce – ale coś w jego oczach mówiło jej, że był zupełnie nieszkodliwy.

– Nie chcę pani nastraszyć.

– No cóż, właśnie pan to zrobił. Wyszłam za Richarda Foxwortha w Las Vegas w Nevadzie, osiemnastego października dwa tysiące dziesiątego. Nie wyszłam za nikogo o nazwisku Matherson. Nie znam takiego człowieka.

Skrzywił się, a po chwili na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

– Byliście małżeństwem przez cztery lata, ale twierdzi pani, że nie ma pani pojęcia, w jaki sposób mąż zarabiał na życie? Co naprawdę robił? Kim naprawdę był?

– Jeśli próbuje mi pan powiedzieć, że jestem głupia, to musi się pan ustawić w kolejce. Zarabiał na życie? Na jakie życie? – Zaczęła machać rękami ze zdenerwowania. – Ma pan na myśli ten dom? Jeśli nie uda mi się go jak najszybciej sprzedać, zostanie przejęty. Chce mi pan powiedzieć, że Richard oszukiwał ludzi, okradał ich? Że jest im winien prawie trzydzieści milionów dolarów? No cóż, jeśli to prawda, to osoba, która pana zatrudniła, też musi ustawić się w kolejce. Właśnie próbuję spłacić trzy miliony długu, które mi zostawił. Proszę już iść i powiedzieć swojemu klientowi, że to nie ta osoba. A jeśli ta, to już nie żyje. I nie mogę nic na to poradzić. A jeśli chce odzyskać utracone pieniądze ode mnie, to cóż, jak powiedziałam, musi się ustawić w kolejce. I to długiej.

– Naprawdę chce pani, żebym uwierzył, że mieszkała z nim pani przez cztery lata, ale nigdy nie słyszała o Mathersonie? Że nic pani nie wie?

Wściekłość pokonała strach. Shelby miała już dość. Po prostu dość, nagle poczuła furię.

– Mam gdzieś, w co pan wierzy, panie Privet. Naprawdę guzik mnie to obchodzi. A jeśli przybył pan tutaj z nadzieją, że wyciągnę panu z kieszeni znaczki i biżuterię albo wyślę panu setki tysięcy dolarów, to jest pan nie tylko niegrzeczny, ale i głupi. Wynocha.

– Ja tylko szukam informacji o…

– Nie mam żadnych informacji. Nie wiem, o czym pan mówi. Wiem tylko, że utknęłam w miejscu, którego nie znam, z domem, którego nie chcę, bo…

– Bo…?

– Już nie wiem. – Wściekłość minęła. Teraz Shelby była tylko potwornie wykończona. – Nie umiem panu powiedzieć, czego nie wiem. Jeśli ma pan jeszcze jakieś pytania, proszę zgłosić się do Michaela Spearsa albo Jessiki Broadway. Spears, Cannon, Fife i Hanover. To prawnicy z Filadelfii, którzy próbują wyciągnąć mnie z tego bagna. A teraz albo pan wyjdzie, albo wzywam policję.

– Już wychodzę – powiedział i podążył za Shelby. Szybkim krokiem doszła do szafy i wyjęła jego płaszcz.

Wyciągnął wizytówkę i jej podał.

– Jeśli coś sobie pani przypomni, proszę się ze mną skontaktować.

– Nie mogę sobie przypomnieć czegoś, czego nie wiem. – Ale wzięła wizytówkę. – Jeśli to Richard zabrał pieniądze pańskiego klienta, to bardzo mi przykro. I proszę już tutaj nie wracać. Drugi raz pana nie wpuszczę.

– Następnym razem przed pani drzwiami mogą stanąć policjanci. Proszę o tym pamiętać. I zachować wizytówkę.

– Nie wtrącają do więzienia za głupotę. A to moje jedyne przestępstwo.

Otworzyła drzwi i podskoczyła na widok mężczyzny, który właśnie miał zadzwonić.

– Ach, pani Foxworth? Przestraszyłem panią. Jestem Martin Lauderdale.

Starszy mężczyzna o wyblakłych niebieskich oczach, w okularach w drucianej oprawie i z krótką brodą o odcieniu bardziej soli niż pieprzu.

– Dziękuję za przybycie, panie Lauderdale. Do widzenia, panie Privet.

– Proszę zachować tę wizytówkę – powiedział Privet, minął Lauderdale’a i poszedł odśnieżonym chodnikiem w stronę szarego samochodu osobowego.

Znała się na autach – bądź co bądź jej dziadek był mechanikiem samochodowym – więc dokładnie przyjrzała się pojazdowi. Szara honda civic na tablicach rejestracyjnych z Florydy.

Jeśli jeszcze raz zobaczy ten samochód w okolicy, od razu zadzwoni na policję.

– Wezmę pański płaszcz – powiedziała do Lauderdale’a.

***

Pod koniec tygodnia biblioteka i sypialnia były już puste. Przez Craigslist Shelby sprzedała stół do bilarda, sprzęt z siłowni Richarda i mnóstwo innych rzeczy. Była bardzo bliska spłacenia kolejnej z dziesięciu kart kredytowych. Sprzedała pozostałe obrazy, drogi ekspres do kawy i równie drogi blender kielichowy.

A gdy obudziła się rano pierwszego dnia wiosny i zobaczyła kilkadziesiąt centymetrów białego puchu oraz sypiący śnieg, miała ochotę wejść z powrotem do śpiwora z księżniczką Fioną, który chwilowo pełnił funkcję jej łóżka.

Mieszkała w przeklętym, niemal pustym domu. Co gorsza, mieszkała w nim również jej córeczka, która nie miała przyjaciół i nikogo do zabawy poza swoją mamą.

Cztery i pół roku wcześniej, pewnego ciepłego październikowego wieczoru na Zachodzie kupiła sobie ładną niebieską sukienkę – Richard lubił ją w tym kolorze – i spędziła godzinę na prostowaniu włosów tak, jak lubił. A potem szła nawą w małej kapliczce, trzymając w ręku jedną białą różę.

Myślała, że to najpiękniejszy dzień w jej życiu, ale to wcale nie było jej życie. To była tylko iluzja, a co gorsza, tylko kłamstwo.

I odtąd każdego dnia robiła wszystko, by być dobrą żoną, nauczyła się gotować tak, jak lubił Richard, pakować się i wyjeżdżać, gdy Richard tego zapragnął, ubierać się tak, jak lubił. Pilnować, żeby Callie była czysta, nakarmiona i ładnie ubrana, kiedy wracał do domu.

Ale to wszystko się skończyło, pomyślała.

– To wszystko się skończyło – mruknęła. – Dlaczego więc nadal tutaj jesteśmy?

Poszła do swojej garderoby i z wahaniem zaczęła pakować się do walizki Louis Vuitton, którą Richard kupił jej w Nowym Jorku, żeby mogła ją nosić zamiast worka marynarskiego, zabranego podczas ucieczki z ukochanym.

Teraz zaczęła pakować się z większym zdecydowaniem, a potem złamała jedną ze swoich żelaznych zasad i posadziła Callie w kuchni z płatkami oraz Shrekiem, żeby móc w spokoju spakować rzeczy córki. Matka wpoiła jej, że przed dziewiątą rano nie wolno dzwonić do nikogo oprócz policji, straży pożarnej i hydraulika – poczekała więc do dziewiątej i zadzwoniła do Donny.

– Cześć, Shelby, co słychać?

– Znowu pada śnieg.

– Ta zima nie chce minąć. Mówili, że spadnie około dwudziestu centymetrów, mnie się wydaje, że do soboty będzie co najmniej z pięćdziesiąt. Miejmy nadzieję, że to naprawdę ostatnie podrygi.

– Nie liczyłabym na to. Donno, w domu zostałyśmy już tylko praktycznie ja i Callie. Chcę zabrać telewizor z kuchni, ten podwieszany, dla babci. Będzie zachwycona. I któryś z dużych płaskich telewizorów. Którykolwiek. Naliczyłam ich w domu dziesięć. Chcę zabrać jeden dla taty. Nie wiem, może klienci będą chcieli kupić resztę? Wiem, że umowa nie została jeszcze podpisana, możemy zaproponować im taką możliwość. Szczerze mówiąc, nie interesuje mnie, ile za nie zapłacą.

– Oczywiście, zaproponuję im to. Niech złożą jakąś propozycję.

– Świetnie. Jeśli nie będą ich chcieli, albo nie wszystkie, zajmę się sprzedażą reszty.

Jakoś, pomyślała, pocierając tętniącą bólem skroń.

– Ale... gdy skończymy rozmawiać, dzwonię do firmy przeprowadzkowej. Nie zmieszczę mebli Callie do vana, nie z tymi wszystkimi pudłami, walizkami i jej zabawkami. I, Donno, mam do ciebie ogromną prośbę.

– Oczywiście, co mogę zrobić?

– Chcę, żebyś założyła konto depozytowe dla tej nieruchomości, zajęła się wszelkimi formalnościami, jeśli będzie taka konieczność, i przysłała mi to mailem czy pocztą. Donno, muszę jechać do domu.

Po wypowiedzeniu tych słów Shelby po prostu się uspokoiła.

– Muszę zabrać Callie do rodziny. W tej sytuacji nie ma się tutaj z kim bawić, nie ma ani jednego dziecka w swoim wieku. Ten dom jest pusty. Chyba zawsze był, teraz jednak nie można już udawać, że jest inaczej. Nie mogę tutaj dłużej zostać. Jeśli uda mi się wszystko zorganizować, wyjedziemy jutro, najpóźniej w sobotę.

– Nie ma najmniejszego problemu. Zajmę się domem, nie martw się. Pojedziesz sama w taką długą trasę?

– Mam Callie. Zlikwiduję telefon stacjonarny, ale w razie potrzeby możesz dzwonić na komórkę. I biorę laptopa, więc będę mieć dostęp do maila. Jeśli sprzedaż się nie powiedzie, po prostu pokażesz nieruchomość komuś innemu. Mam jednak nadzieję, że wszystko się uda, że ci ludzie go kupią i uczynią z niego prawdziwy dom. Ale my musimy stąd wyjechać.

– Napiszesz mi maila, gdy dojedziecie na miejsce? Będę się trochę martwiła.

– Napiszę, ale na pewno nic mi nie będzie. Szkoda, że wcześ­niej nie wiedziałam, jaka jesteś miła. No dobrze, to zabrzmiało strasznie głupio.

– Wcale nie – zaśmiała się Donna. – To samo mogę powiedzieć o tobie. O nic się nie martw. Jeśli po przyjeździe do domu będziesz czegoś potrzebowała, po prostu daj mi znać. Shelby, pamiętaj, że w Filadelfii masz przyjaciółkę.

– A ty w Tennessee.

Shelby rozłączyła się i odetchnęła. Sporządziła listę wszystkiego, co należało zrobić przed wyjazdem. Gdy skreśli ostatni punkt, wyjedzie do domu.

Zabierze Callie do Rendezvous Ridge.

Kłamca

Подняться наверх