Читать книгу Ekonomia dla każdego - czyli o czym każdy szanujący się obywatel, wyborca i podatnik wiedzieć powinni - Thomas Sowell - Страница 10

CZĘŚĆ II PRZEMYSŁ I HANDEL
Rozdział 6
Rola zysków i strat

Оглавление

Ludzie mają skłonność do rozumienia przedsiębiorczości jako systemu nastawionego na zyski. To wielki błąd. W rzeczywistości jest to system składający się nie tylko z części odpowiadającej zyskom, lecz także z części odnoszącej się do strat. Te ostatnie, w mojej opinii, odgrywają nawet ważniejszą rolę. Zasadnicza różnica między zyskiem a stratą nie leży w tym, jaki rodzaj działalności przedsięwzięliśmy, lecz w tym, jaką działalność kontynuujemy, a z jakiej rezygnujemy… Bowiem zasadniczym warunkiem osiągnięcia wzrostu i rozwoju jest prowadzenie działalności przynoszącej owoce i zaniechanie takiej, która prowadzi do fiaska.

Milton Friedman

Skuteczność gospodarki opartej na mechanizmie cenowym wynika z faktu, że produkty zwykle „podążają za pieniędzmi" i nie ma znaczenia, czy ich producent wie, dlaczego ludzie kupują jedne produkty tutaj, inne gdzie indziej, nie mówiąc o różnicach preferencji zachodzących w czasie, czy tego nie wie. Jednakże śledzenie ruchu pieniędzy pochodzących od klientów to nie wszystko, w równym stopniu potrzebna jest wiedza na temat tego, ile pie niędzy należy zapłacić dostawcom surowców, części zamiennych, pracownikom itp. Skrupulatność, z jaką obserwujemy te poszczególne strumienie gotówki, może oznaczać różnicę pomiędzy stratą a ewentualnym zyskiem.

ZYSKI

Zyski są prawdopodobnie jednym z najbardziej opacznie rozumianych pojęć ekonomii. Socjaliści przez długi czas stosowali tu uproszczenia – mistrz tego gatunku, George Bernard Shaw nazywał zysk „narzutem" czy wręcz „oszustwem", Karol Marks – „wartością dodatkową". Z ich punktu widzenia zysk, profit były niepotrzebnym „dodatkiem" do kosztu produkcji dóbr czy usług, podnoszącym cenę ich nabycia płaconą przez konsumentów. Jedno z największych wyzwań socjalizmu w czasach, gdy była to jeszcze teoria idealistyczna bez żadnych konkretnych zastosowań w praktyce, odnosiło się do zapowiedzi wyeliminowania tych zbędnych dodatków. Miało to doprowadzić do większej dostępności dóbr i usług, szczególnie w odniesieniu do ludzi mało zarabiających. Jednakże z chwilą, gdy socjalizm przekształcił się w różnych państwach z teorii w praktykę gospodarczą, wyszła na jaw bolesna prawda, że ludzie w krajach socjalistycznych mają większe trudności z nabywaniem dóbr i usług niż w krajach kapitalistycznych, gdzie nie tylko są one tańsze, ale i powszechnie dostępne.

Zgodnie z teorią, ceny pozbawione zysku, w krajach socjalistycznych, powinny być niższe. Dlaczego nie obserwowaliśmy tego w praktyce?

Zysk jako forma zachęty

Wróćmy na moment do pryncypiów. Czynnikiem, który w systemie kapitalistycznym wymusza na właścicielu biznesu produkcję po jak najniższych kosztach i sprzedaż po cenie, jaką konsu ment ma chęć zapłacić, jest nadzieja na osiągnięcie zysku i strach przed stratą. Pod nieobecność tych form przymusu, kierownictwo przedsięwzięć w systemie socjalistycznym ma znacznie mniej zachęty do osiągania maksymalnej – w danych warunkach – wydajności, a tym bardziej do reagowania na zmieniające się warunki i szybkiego dostosowywania się do ich wymogów niż przedsiębiorca kapitalistyczny, który chce przetrwać.

To właśnie premier Związku Sowieckiego powiedział, że kierownictwo gospodarcze jego kraju stroni od „innowacji jak diabeł od święconej wody". Znając jednak system zachęt obowiązujący w socjalizmie, należy sobie zadać pytanie, dlaczego ludzie ci mieliby się wysilać i stosować udoskonalenia, skoro w ten sposób nie tylko niczego nie byli w stanie zyskać, a w przypadku fiaska mogli wręcz stracić swoją pracę (czy nawet coś gorszego).

W systemie kapitalistycznym nawet najbardziej zyskowne przedsiębiorstwo może stracić swój rynek, jeśli nie podąża za innowacjami. Musi być nowatordkie, jeśli nie chce być pochłonięte przez konkurentów. Na przykład, w latach 1970. Intel, przy pomocy „kostki" wielkości ludzkiego paznokcia, wyparł z rynku o wiele większe komputery produkowane przez IBM, a mimo to musi nieustannie zabiegać o nowości, usprawniając produkowane przez siebie układy scalone w tempie wykładniczym, gdyż w przeciwnym razie jego rywale, tacy jak: Advance Micro Devices, Cyrix czy inni mogą mu zagrozić technologicznie w każdej chwili. Intel nie raz inwestował w udoskonalanie produkowanych przez siebie układów scalonych ogromne kwoty pieniędzy, ryzykując w ten sposób swoją przyszłość finansową. Jednakże alternatywą takiego postępowania było wystawienie się na ryzyko przejęcia firmy przez konkurencję, co dla Intela stanowiło jeszcze większe zagrożenie.

O ile w kapitalizmie zysk, którego w socjalizmie nie ma, jest kosztem widocznym, o tyle w socjalizmie koszt ten jest niewidoczny. Jest nim brak skuteczności, brak efektywności. Czynnikiem eliminującym brak efektywności jest w kapitalizmie strata lub widmo bankructwa. Z faktu powszechnej dostępności oraz niższej ceny dóbr w kapitalizmie wynika, że zysk kosztuje mniej niż niewydol ność ekonomiczna. Albo inaczej, zysk jest ceną płaconą za efektywność ekonomiczną. Gdyby było inaczej i efektywność ekonomiczna znaczyła mniej niż zysk, wówczas socjalizm sprowadzałby się – zgodnie z przewidywaniami jego twórców – do niższych cen i większej prosperity. Tak się jednak w praktyce nie stało.

O ile kapitaliści traktowani są jako ludzie robiący pieniądze, korzystający z zysków, o tyle tym, co im w rzeczywistości przypada w udziale jest prawo do zatrzymania resztek po tym, co pozostało z pieniędzy otrzymanych od konsumentów po opłaceniu kosztów działalności. Te „resztki" mogą w praktyce być większe od zera, mniejsze od zera lub równe zeru. Robotnicy muszą otrzymać zapłatę za pracę, zaspokojone muszą być roszczenia wierzycieli, w przeciwnym razie mieliby legalny tytuł do rozpoczęcia przejęcia majątku firmy. Jedyną osobą, której dochody zależą od tego, jak dobrze biznes jest prowadzony, jest jego właściciel. Fakt ten jest źródłem nieustannej presji na właściciela, aby w odniesieniu do wytwarzanych przez siebie produktów monitorował to, co dzieje się w jego firmie oraz na rynku. W przeciwieństwie do systemu wielu szczebli władzy nadzorującej działanie przedsiębiorstwa w gospodarce zarządzanej przez państwo, właściciel biznesu prywatnego – pod względem skuteczności ekonomicznej – jest nienadzorowanym nadzorcą. Interes osobisty właściciela pełni rolę kontroli zewnętrznej, która zmusza go do większej dbałości o szczegóły, do poświęcenia działalności nadzorczej znacznie więcej czasu i energii, niż uczyniłby to jakikolwiek system prawa bądź gremium władzy. W tym prostym fakcie zasadza się ogromna przewaga kapitalizmu. Co więcej, z faktu tego wynika, iż w sterowanej cenami gospodarce rynkowej ludzie cieszą się zdecydowanie wyższym standardem życia.

Opaczne pojmowanie zysku, jako „dodatkowej opłaty" dołożonej arbitralnie do ceny dóbr czy usług dotyczy nie tylko ludzi prostych, niewykształconych. Podobną ignorancją popisali się wysoce wykształceni George Bernard Shaw i Karol Marks. Nawet dzisiaj wysokim zyskom, kojarzącym się wielu ludziom z wysokimi cenami, przypisuje się często motyw zwykłej „chciwości". Tymcza sem gros największych fortun Ameryki powstało dlatego, że ktoś zapragnął obniżyć ceny do minimum, by dzięki temu przyciągnąć jak największą liczbę nabywców produkowanych przez siebie wyrobów. W przypadku samochodów postąpił tak Henry Ford, w odniesieniu do ropy naftowej – Rockefeller, sieć sklepowa A&P zrobiła tak w handlu spożywczym, Alcoa – w produkcji aluminimum, zaś Sears, Wal-Mart czy inne super- i hipermarkety – w odniesieniu do reszty handlu.

Sieci supermarketów w systemie kapitalistycznym mogą mówić o dużym szczęściu, jeśli uda im się zarobić na każdym dolarze, na czysto jednego centa. Te pojedyncze centy, poprzez system kas, do których każdego dnia wpływają setki, tysiące dolarów, składają się z jednej strony na znaczący ilościowo „zwrot na inwestycji" w supermarket, z drugiej zaś nie obciążają zbytnio ceny płaconej przez konsumenta. Zakładając, że cała zawartość sklepu sprzedawana jest przez około dwa tygodnie, każdy taki jeden cent zarabiany na dolarze staje się „ćwiartką" (moneta 25 centowa – przyp. tłum.), a właściwie 26 centami w skali roku, gdyż każdy dolar obracany jest przez rok 26 razy.

W systemie socjalistycznym tego jednego centa nie będzie, nie będzie jednak także presji na kierownictwo firmy, aby trzymało koszty pod kontrolą. Konsument w kraju socjalistycznym, płacąc 2 dolary za towar, za który konsument w kraju kapitalistycznym płaci jednego dolara, ma pewność, że ani cent z jego dwóch dolarów nie idzie do kieszeni kapitalisty w postaci zysku. Jest to doprawdy niewielka pociecha w porównaniu z niższym standardem życia, jaki jej towarzyszy.

Większości ludzi zapytanych, jaka ich zdaniem jest stopa zysku osiąganego przez biznesmenów, wydaje się, że jest ona znacznie wyższa niż jest w rzeczywistości. W latach 1978 – 1998 stopa zysku amerykańskich korporacji oscylowała pomiędzy ok. 6 proc. i 13 proc. w skali rocznej. W ciągu 30 lat kończących się na roku 1998 zyski wielkich spółek (po podatku) nie przekroczyły nigdy 9 proc. całości dochodu osiąganego przez Amerykanów, a przez większość tego okresu znajdowały się poniżej 6 proc. rocznie. Jednakże nie zrozumienie roli zysku dotyczy nie tylko jego bezwzględnej wysokości, równie wiele nieporozumień odnosi się do roli, jaką pełni on w gospodarce sterowanej cenami, gdzie jest zarówno zachętą do działania, jak i służy do wprawiania cen w ruch. Co więcej, gros ludzi nie zdaje sobie sprawy z istnienia różnicy pomiędzy zyskiem osiąganym na inwestycji a zyskiem osiąganym ze sprzedaży danego produktu.

Stopa zysku

Zysk ze sprzedaży różni się dość zasadniczo od zysku stanowiącego zwrot na inwestycji. Jeśli dany sklep nabył w hurcie jakiś artykuł za 10 dol., a sprzedaje go za 15 dol., mogłoby się wydawać, że jego zysk na każdym sprzedanym artykule wynosi 5 dol. Tymczasem sklep musi przecież zapłacić ludziom, którzy w nim pracują, musi zapłacić elektrowni, która dostarcza oświetlenia, energii do wprawienia w ruch kas czy innych urządzeń, a także dostawcom innych usług, bez których sklep nie byłby w stanie funkcjonować. Zyskiem netto nazywamy ilość pieniędzy jaka pozostała po opłaceniu tych wszystkich wydatków. Jest ona z reguły znacznie niższa niż zysk brutto. W dalszym ciągu nie jest to jednak tożsame z „zyskiem na inwestycji".

Załóżmy, że ktoś inwestuje 10 000 dol. i chciałby wiedzieć, ile wynosi jego stopa zwrotu (zysku) na tejże inwestycji, bez względu na to, czy ulokował te pieniądze w sklepach, nieruchomościach, akcjach czy obligacjach. Zysk ze sprzedaży nie jest tym zyskiem, na którym nam najbardziej zależy. Jest nim natomiast zysk osiągnięty w stosunku do całości zainwestowanego w interesujący nas biznes kapitału. Towar można sprzedać za cenę znacznie wyższą od tej, jaką za niego zapłaciliśmy, a mimo to – jeśli zalegał on na półkach sklepowych przez wiele długich miesięcy – może się okazać mniej zyskowny niż inne artykuły, na których „marża" nie była tak wysoka, lecz za to sprzedawały się w przeciągu tygodnia. Sklep sprzedający pianina osiąga na każdej sprzedaży niewątpliwie wyższy procentowo zysk niż sprzedająca chleb piekarnia, jednakże pianino – zanim zostanie sprzedane – zalega w sklepie znacznie dłużej, niż chleb zalega w piekarni. Gdyby chleb miał czekać na nabywcę tak długo, jak pianino, dawno by się zepsuł.

Sieć sklepów spożywczych, która zakupiła chleb za 10 000 dol. otrzymuje swoje pieniądze z jego sprzedaży znacznie szybciej niż sklep sprzedający pianina, który za takie same 10 000 dol. nabył instrumenty. Jeśli sprzedawca pianin chce osiągnąć na swojej inwestycji 10 000 dol. taką samą stopę zysku, jaką osiąga piekarz, musi nakładać na sprzedawane przez siebie pianina wyższą marżę. Dzięki temu, że supermarket otrzymuje swoje pieniądze z powrotem znacznie szybciej, jest w stanie zainwestować je powtórnie i to kilkakrotnie w ciągu roku, kupując za te same pieniądze nowy chleb lub inne towary spożywcze. W ciągu roku te same pieniądze reinwestowane są w supermarkecie parokrotnie, zarabiając za każdym razem określony zysk. Dzięki temu, nawet jeden cent zarobiony na sprzedaży towarów wartości jednego dolara może przynieść w konsekwencji znacznie więcej zysku, niż przynosi go sprzedaż jednego pianina przy znacznie wyższej marży, lecz za to o wiele wolniejsza.

Zysk na sprzedaży oraz zysk na inwestycji to nie tylko dwa różne pojęcia. Bardzo często mogą się one poruszać w przeciwnych kierunkach. Jedna z tajemnic ogromnego sukcesu finansowego sieci sklepów spożywczych A&P w latach 1920. leżała w tym, że dzięki świadomej decyzji kierownictwa firmy, dla uzyskania wyższego zysku na inwestycji, zminimalizowano zysk na sprzedaży jednostkowej. Z nowymi, niższymi cenami osiągniętymi dzięki minimalizacji zysku jednostkowego, sieć A&P była zdolna przyciągnąć do swoich placówek większą ilość konsumentów. Większa ilość konsumentów to większy wolumen sprzedaży, a to oznaczało wyższy profit całkowity, czyli wyższy zwrot na inwestycji. Zarabiając jedynie kilka centów na dolarze, przy około 30-krotnym obrocie zapasami w ciągu roku, stopa zysku sieci A&P sięgała zenitu. Strategia niskiego zysku jednostkowego przy wysokim wolumenie sprzedaży stała się standardem obowiązującym odtąd w branży spożywczej i innych przedsięwzięciach handlowych. W późniejszych czasach ogromne hipermarkety były zdolne jeszcze bardziej ograniczyć margines zysku jednostkowego, co przy wzrastającym wolumenie sprzedaży doprowadziło do spadku cen, a w konsekwencji do pozbawienia A&P jej dominującej pozycji.

KOSZTY PRODUKCJI

Ponieważ zysk stanowi różnicę pomiędzy tym, co płaci konsument, a tym, ile kosztuje wyprodukowanie danego towaru i jego dystrybucja, nie bez znaczenia jest precyzyjna znajomość tego, co składa się na koszty. Niestety, w odniesieniu do kosztów panuje równie wiele nieporozumień, co w kwestii zysków.

Po pierwsze, nie istnieje coś takiego, jak jeden, określony „koszt wytworzenia danego towaru czy usługi". Henry Ford udowodnił wiele lat temu, że koszt wyprodukowania samochodu w przypadku, gdy produkuje się 100 pojazdów różni się znacznie od kosztu produkcji w sytuacji, gdy wynosi ona 100 tys. szt. W przypadku masowej produkcji samochodów opłaca się zainwestować w drogie taśmy i maszyny, gdyż ich koszt w przeliczeniu na jeden samochód, o ile tych samochodów będzie wiele, okaże się stosunkowo niewielki. Jeśli jednak uda nam się sprzedać jedynie połowę ilości wyprodukowanych samochodów, koszt maszyn produkcyjnych w przeliczeniu na jeden sprzedany pojazd będzie dwukrotnie wyższy. Szacuje się, że poziom produkcji samochodów, zapewniający dziś efektywność ekonomiczną, to kilkaset tysięcy aut. W 1896 roku największy producent samochodów w Stanach Zjednoczonych wytwarzał sześć pojazdów rocznie. Przy takim poziomie produkcji na samochód mogli sobie pozwolić tylko ludzie naprawdę bogaci. Zasługą Henry Forda było to, że dzięki umasowieniu produkcji samochodów uczynił ich cenę dostępną dla kieszeni zwykłego Amerykanina.

Podobne reguły obowiązują w innych gałęziach przemysłu. Dostawa 100 kartonów mleka do jednego supermarketu kosztuje znacznie mniej niż dostawa 10 kartonów mleka do dziesięciu róż nych, rozsianych po okolicy sklepów. Koszty budowy browaru posiadającego zdolność produkcyjną rzędu 4,5 mln baryłek dziennie będą w przeliczeniu na jedną baryłkę co najmniej trzykrotnie niższe niż koszty budowy browaru o zdolnościach przerobowych rzędu 1,5 mln beczek. Skala produkcji przy warzeniu piwa wpływa na więcej czynników.

Wprawdzie firma browarska Anheuser Busch wydaje na reklamę Budweisera i innych swoich piw miliony dolarów rocznie, to dzięki ogromnej wielkości produkcji koszt reklamy w przeliczeniu na baryłkę produkowanego napoju są o ok. 2 dol. niższe niż u ich konkurentów, w browarach Coors czy Miller.

Innymi słowy, koszt produkcji danego wyrobu czy usługi różni się w zależności od wielkości produkcji. W języku ekonomii nazywa się to „efektem skali". Ale to tylko pół prawdy. Jeśli od skali produkcji zależy jej koszt, dlaczego nie produkować samochodów w jeszcze większych fabrykach, w jeszcze większych ilościach? Gdyby tak złączyć General Motors, Chryslera i Ford'a, może udałoby się produkować samochody jeszcze taniej, zyskując na tym więcej, niż ma to miejsce obecnie, kiedy firmy te ze sobą konkurują?

Tak by się najprawdopodobniej nie stało. W każdej działalności produkcyjnej istnieje bowiem punkt, poza którym koszty produkcji jednostkowej przestają spadać; mimo wzrostu ilości produkcji, jej koszt się nie zmienia. W rzeczywistości, po przekroczeniu pewnego poziomu wielkości danego przedsięwzięcia, zarządzanie nim staje się tak trudne, a kontrola prawie niemożliwa, w myśl powiedzenia: „nie wie lewica, co czyni prawica", że koszty produkcji jednostkowej, miast maleć, zaczynają rosnąć. Koordynacja zadań w ramach takiej organizacji staje się równie trudna, co w całej gospodarce. Organizacji takiej brakuje mechanizmu cenowego, co uniemożliwia przekazywanie informacji, stąd do koordynacji produkcji i kontroli stosować trzeba narzędzia znacznie bardziej uciążliwe, takie jak choćby ciągły monitoring i nieustanne pouczanie.

W czasach kiedy American Telephone and Telegraph Company była największą spółką świata, jej prezes zwykł mówić: „AT&T jest tak wielka, że kiedy kopniesz ją w tylne miejsce dzisiaj, reszta zareaguje westchnieniem dopiero po dwóch latach". General Motors jest największym producentem samochodów na świecie, a mimo to koszt wyprodukowania tam samochodu jest o kilkaset dolarów wyższy niż u Forda, Chryslera czy czołowych producentów japońskich.

Mówiąc krótko, istnieje „ekonomia skali", ale istnieje też „niegospodarność" ze skali tej wynikająca. Gospodarka i niegospodarność istnieją obok siebie równocześnie na wielu szczeblach produkcji i organizacji. Zawsze istnieją rzeczy, które firma mogłaby zrobić lepiej, gdyby była większa, i takie, które mogłaby zrobić lepiej, gdyby była… mniejsza. Ponieważ niegospodarność przy pewnej wielkości firmy dominuje gospodarność, dlatego nie opłaca się rozrastać poza punkt, w którym tak się dzieje. Z tego m.in. powodu poszczególne gałęzie przemysłu składają się z wielu firm, a nie z jednego, gigantycznie wielkiego monopolu.

W Związku Sowieckim, gdzie fascynacja ekonomią skali przewyższała obawy związane z niegospodarnością skali, zarówno przedsięwzięcia rolnicze, jak i przemysłowe należały do największych w świecie. Przeciętne sowieckie gospodarstwo rolne było dziesięciokrotnie większe od swego amerykańskiego odpowiednika i zatrudniało ponad dziesięć razy więcej pracowników. A mimo to sowieckie gospodarstwa rolne były nieustannie niewydolne. Jednym z powodów ich nieefektywności była, cytowana przez sowieckich ekonomistów, „wadliwa koordynacja".

Gospodarność i niegospodarność przybierają wiele form. Oznaczają one równocześnie, że nie istnieje coś takiego, jak jeden określony koszt wykonania danej rzeczy czy czynności. Przykładowo, dla amerykańskiego lotnictwa cywilnego byłoby taniej przewieźć pasażera bezpośrednio z punktu A do punktu B, zamiast wozić go najpierw do punktu C, skąd inny samolot dowiezie go do punktu docelowego – zakładając, że wszystkie inne czynniki są identyczne. Czynniki te nie są jednak identyczne, gdyż okazuje się, że zwykle taniej jest przewieźć 200 pasażerów samolotem liczącym 200 miejsc, niż zrobić to przy użyciu dwóch samolotów po 100 miejsc każdy, lub dwoma samolotami dwustumiejscowymi zapełnionymi pasażerami do połowy.

Decydując się na poniesienie ekstra wydatku związanego z przewiezieniem pasażera do portu zwanego „pępkiem" („hub"), gdzie dołączy on do innych takich pasażerów przybywających z innych miast, lecz zmierzających do tego samego przeznaczenia, linia lotnicza ma możliwość zapełnienia pasażerami większego samolotu wylatującego z „pępka", redukując w ten sposób swoje koszty w przeliczeniu na pasażera. Innymi słowy, w powyższym przykładzie występuje zarówno „ekonomia skali", jak i „niegospodarność" ze skali tej wynikająca. To, która z nich w danej sytuacji przeważy zależy od natężenia ruchu pomiędzy dwoma miastami oraz różnicy kosztu przypadającego na pasażera w zależności od wielkości samolotu. Jeśli na trasie z A do B ilość pasażerów wystarczy do zapełnienia dużych samolotów, wówczas taniej – w przeliczeniu na pasażera – kosztuje przewiezienie ich z punktu A do B bezpośrednio niż wożenie ich najpierw do „hub" a dopiero potem transportowanie do miasta B. I znowu, nie istnieje coś takiego, jak określony „koszt" dowiezienia pasażera z jednego miasta do drugiego, nie można też powiedzieć, że jeden sposób – bez względu na okoliczności – jest zawsze tańszy od drugiego. Z tego m.in. powodu większość linii lotniczych posiada zarówno loty do portów zwanych „hub", jak i połączenia bezpośrednie.

Punkt, w którym ustaje korzyść wynikająca z efektu skali, różni się w zależności od gałęzi przemysłu czy gospodarki w ogóle. Z tego m.in. powodu restauracje są mniejsze niż huty czy stalownie. Dobrze prowadzona restauracja wymaga zwykle nieustannej obecności właściciela zainteresowanego nieustannym nadzorem nad przebiegiem czynności, od których zależy powodzenie biznesu, zwłaszcza że niewiele jest interesów tak wrażliwych na fiasko, jak właśnie gastronomia. Nie tylko kuchnia musi być odpowiednia, by zadowolić gusta klienteli, również kelnerzy czy kelnerki muszą wykonywać swoją pracę w sposób zachęcający konsumentów do ponownych odwiedzin tego sympatycznego miejsca. Nie bez znaczenia jest także wystrój wnętrz, meble oraz odpowiedni rodzaj nakryć podawanych obsługiwanym gościom.

Co więcej, żaden z tych problemów nie może być rozwiązany raz na zawsze. Odpowiednia jakość kuchni, smak i wygląd dań, a zwłaszcza satysfakcja konsumentów wymagają, aby dostawcy ryb, warzyw, mięsa czy innych surowców podlegali nieustannemu monitorowaniu. W celu zapewnienia odpowiedniego standardu obsługi, nadzorowi musi podlegać także szef kuchni i podległy mu personel. Chodzi również o to, by odpowiednio szybko i sprawnie reagowali na nowe trendy kulinarne czy upodobania klienteli, eliminując te, które nie cieszą się już jej wzięciem.

Normalna w biznesie rotacja kadr wymaga od właściciela, aby dokonywał selekcji nowych pracowników, trenował ich i nadzorował ich pracę. Co więcej, zmiany zachodzące na zewnątrz restauracji – na przykład zamiany w dzielnicy, w której się ona znajduje – mogą doprowadzić do rozkwitu biznesu bądź jego bankructwa. Wszystkie te czynniki wymagają ze strony właściciela ciągłego nadzoru, monitorowania i podejmowania decyzji, od których zależy być albo nie być jego interesu.

Takie spektrum zadań wymagających bezpośredniej, osobistej wiedzy i nadzoru osoby, która bez względu na wysokość swojej pensji jest zainteresowana ich rozwiązaniem, ogranicza rozmiary restauracji w porównaniu z wielkością stalowni, fabryki samolotów czy kopalni. Nawet w przypadku sieci restauracyjnych o zasięgu ogólnokrajowym wiele lokali zarządzanych jest bezpośrednio przez właścicieli, którzy nabyli od centrali prawo do „franchise", i choć w jej ramach otrzymują gotowe standardy obsługi, reklamę czy ogólne dyrektywy, wiele zadań kontrolnych i nadzór pozostaje w rękach poszczególnych właścicieli. Pionierem restauracyjnej franszyzy była w latach 1930. firma „Howard Johnson" – od niej pochodziła połowa kapitału, druga połowa wnoszona była przez zarządców poszczególnych biznesów. Taki system czynił tych ostatnich udziałowcami biznesu, a nie pracownikami najemnymi cieszącymi się stałą, bezpieczną pensją.

Koszty produkcji różnią się nie tylko ze względu na jej wielkość, różnią się nie tylko pomiędzy poszczególnymi sektorami gospodarki, różnice dotyczą także stopnia wykorzystania zdol ności produkcyjnych. Jeśli w posiadającym 200 miejsc samolocie na chwilę przed startem zajętych jest 180 miejsc, koszt posadzenia dodatkowych 20 pasażerów z listy oczekujących wręcz nie ma znaczenia. Fakt ten wyjaśnia, skąd biorą się tak zasadnicze różnice w cenach biletów pasażerów lecących tym samym samolotem. Niektórzy z nich kupili bilety objęte pełną gwarancją miejsc, inni kupili zasadniczo szansę (obietnicę) otrzymania miejsca. Różne poziomy prawdopodobieństwa czy gwarancji oznaczają dla linii lotniczej – i nie tylko – różne poziomy kosztów. Priorytet, jaki dla poszczególnych pasażerów stanowi gwarancja otrzymania miejsca jest różny dla różnych pasażerów w różnym miejscu, w różnym czasie. Ci, którzy znajdują się w pilnej podróży służbowej muszą mieć niepodważalne gwarancje otrzymania miejsca nawet kosztem droższego biletu, inni, dla których koszt podróży ma znaczenie zasadnicze, mniej dbają o termin lotu, bardziej zaś o cenę biletu.

Ekonomia dla każdego - czyli o czym każdy szanujący się obywatel, wyborca i podatnik wiedzieć powinni

Подняться наверх