Читать книгу Abu Sajid Fadlullah ben Abulchajr i tegoż czterowiersze - Abu-Sa’id Ben Abi’l Chajr - Страница 4
Abû Saʿîd Fadl-ul-lâh ben Ab-ûl-chajr
Оглавлениеprzedny wiérszarz perski; i mędrzec niepospolity, urodził się w osadzie Mahnah, w okręgu Chawarańskim w Chorasanie, roku trzechsetnego pięćdziesiątego i siódmego hidżry, czyli R. P. dziewiećsetnego siedmdziesiatego i dziewiątego; a zmarł w miescu urodzenia roku czterechsetnego i czterdziestego, dnia czwartego miesiąca Szaʿbânu, w nocy s czwartku na piątek, przeżywszy miesiąców tysiąc, czyli ośmdziesiąt trzy i trzeć roku.
* * *
Bliższą wiadomość o osobie omawianego wiérszarza znajduiemy w dziele, „Haft jiklîm“ czyli w księdze siedmiu krajów. Oto, co mówią o nim księgi ojczyste: „Szejch Abû Saʿîd Fadl-ul-lâh ben Ab-ûl-chajr był cesarzem wieku, który go wydał; doszedł on był do sczebla doskonałości w różnorodnych wiedzach i, aczkolwiek przynależał do grona uczniów Pîra Ab-ûl-fadla, przyjął na roskaz mistrza suknię derwisza z rąk Szejcha ʿAbd-ur-rahmâna Sullamczyka“.
W księdze „Tezkieret-ul-lałlija“ czyli w Świadectwie przeszłości, opowiada się, jiż onego czasu, zatkawszy uszy bawełną, przez lat siedm siedział był w kącie, bessennie, i wołał jedno „Ałła! Ałła!“ aż nareszcie drzwi i ściany zawtórowały jego głosowi. Po upływie tych lat siedmiu zniknął był ludziom z oczu i przebywał drugie lat siedm na pustyni, żywiąc się kwiatem krzewu wrześniowego, ze wszelakim zwierzęciem obcując; poczym zyskał był tak znaczny rozgłos i uznanie, że łupiny harbuzowe, wyrzucone jego ręką, kupowano po dwadzieścia złotych. Ba! pewnego dnia, ludzie, dopadszy świéżego pomiotu jego wielbłąda, pociérali byli nim na ulicy głowę i oblicze.
On sam, Abu Sajid opowiadał: „Gdy sprawy tak daleko zaszły, zakopałem wszystkie księgi głęboko w ziemi i zbudowałem sobie coś nakształt sklepika. Przy każdéj jednak sposobności wmawiano we mnie rzeczy, z jakimi zgoła nic spólnego nie miałem, tak dalece, że udawano się do sędziego i oskarżano mię o bezbożność, zaś niewiasty gramoliły się na dachy i wyléwały na mnie wszelakie paskuctwo. Wskutek tych okoliczności, poczułem gwałtowną potrzebę zbliżenia się do Szejcha Ab-ûl-ʿabbâsa, mistrz Ab-ûl-fadl umarł był już bowiem. Po dłuzszéj wreszcie służbie u tegoż, zyskałem był wszystko, co wogóle kiedykolwiekbądź pozyskałem“.
* * *
Pir Ab-ûl-fâdl ben Mohammed był piérwszym mistrzem Abû Sajida. Zapoznanie się tych dwu ludzi nastąpiło za pośrednictwem Lokmâna z Szarachsu, znanego pod przydomkiem Szalonego. W téj sprawie księgi „Nefechât“ podają, co następuje: „Szejch Abû Saʿid opowiada: Pewnego dnia, przyszedszy pod bramy Szarachsu, ujrzałem na pagórku, usypanym z wyrzucanych popiołów, siedzącego szaleńca Lokmâna. Wspiąłem się i stanąłem obok siedzącego. Lokmân przyszywał właśnie płat skóry na odzienie; patrzałem się. Gdy Lokmân przyszył był kawał skóry, rzekł: „Abû Saʿidzie, przyszyłem cię ze skórą na tę łatę“ (przypatrujący się rzucał był cień na skórę Lokmâna). Poczym powstał, chwycił mię za rękę, zawiódł przed uczelnię Pira Ab-ûl-fadla i wywołał mistrza. A skoro wyszedł, Lokmân, wskazując na mnie, rzekł: „Pilnuj go dobrze, jest to jeden s twojich“. Ab-ûl-fadl wziął mię za rękę i wprowadził do zgromadzenia“.
* * *
W księdze „Taricheguzîde“ czyta się: „Szejch Abû ʿAlî ibn Sinâ potkał się był przypadkiem razu pewnego w towarzystwie z Abû Saʿidem. Po rosstaniu, wypytywali się towarzysze każdego z osobna, co jeden o drugim sądzi? Awisena rzekł: „Cokolwiek wiem, wié on także“. Abû Saʿid zaś: „Czego ja nie wiem, on wié spewnością“.
* * *
Do orzeczeń Abû Sajida należą: „Jim więcéj człowiek wié o Świecie, tym mniéj wié o Bogu“. Daléj: „Ten ci zajiste nie jest prawdziwym derwiszem, gdyż gdyby nim był, nie byłby derwiszem“. I mówił: „Nie są oni prawdziwymi derwiszami, gdyż gdyby nimi byli, nie mieliby tylu potrzeb“. Pytano go: jakim ma być Sufik? Odrzekł: „Zapomnij wszystkiego, cokolwiek masz w głowie, oddaj wszystko, cokolwiek masz w ręku i przed niczym, cokolwiek cię spotka, nie pierzchaj“. Pewien derwisz rzekł: gdzie jednak takiego szukać? A na to mistrz: „A gdzieżeś już waść szukał, jiżeś nie znalazł?“ Pytano go także: Co jest miłość? Odparł: „Niewód Pana Boga“.
Tyle w księgach ojczystych. Dodać należy, ze wiérsze Abû Sajida powstały w piérwszej epoce języka, znanego dziś pod nazwą nowoperskiego i, że z owoczesnego piśmiennictwa doszły do nas, oprócz dziś omawianych, nieliczne wiérsze kilku drobniejszych poetów.
* * *
Kluczem do dobrego myślenia jest sczerość, czyli sztuka besstronnego rospatrywania spraw ludzkich. Myśliciel musi iść za receptą delficką, przestawać s samym sobą i wżywać się w samego siebie, aby przes szkło własnego ja na wszystkie rzeczy i sprawy spoglądając, wydawać wyrok osobisty, rozumiejąc i czując, że jednostka jest wyłącznym ogniskiem, zatoczonym elipsą życia, że bez niej niema dla niej życia, że zatym właściwy pogląd na wszystkie sprawy życia ludzkiego w niéj tylko wyłącznie spoczywa i, że wszystko na cokolwiek nie odpowié echo wewnętrzne jednostki, niezrozumiałe jest, chociażby to była rzecz otrąbiona przes tysiące za najnieomylniejszą prawdę. Drogę taką właśnie przebył Abu Sajid i kluczem sczerości otworzył bramy myślenia. Dziewięćdziesiąt poniżéj podanych cztérowiérszów stanowi dla każdego dowcipnego czytelnika dziewięćdziesiąt ksiąg, zawiérających rosprawy z różnych zakresów myślenia; każdy cztérowiérsz wywoływa przed oczy obraz, odpowiedny osobistemu doświadczeniu i spostrzeżeniom, obraz otoczony licznym orszakiem myśli i wniosków, które poprzedziły jego wywołanie. Cztérowiérsz każdy, pomimo, że powstał przed tysiącem lat, wśród obcego narodu, wśród odmiennych warunków życia i myślenia, przemawia do serca dzisiejszego człowieka jasno, zdając się być wiérszem wczoraj napisanym, i to dla spółczesnych ludzi. Są to skutki myśli sczeréj, myśli tak sformułowanéj, jak prawo matematyczne. Taka myśl nie zna czasu, nie zna ojczyzny, nie zna narodowości, nie zna stanu, nie zna warunków; jistniała ona wówczas, kiedy nic nie było, jistnieje i jistniéć będzie — kiedy nic nie będzie.
* * *
Nie będę zastanawiał się nad posczególnymi zwrotkami, nie będę jich łączył w odpowiedne gromadki i, tak ułożonych gromadek nie zatoczę wielką linią kołową. Przyjemność zajrzenia za kulisy wierszowe zostawiam czytelnikowi; gdy jego dowcip będzie przeplatał czytanie wiérszów, bardziéj mu one smakować będą. Aczkolwiek jednak nie zawadzę ani o wiérsze miłosne, ani jinsze, które rostropność i pewne doświadczenie, mniéj lub więcéj, odczuć pozwoli, to jednak zwrócę przelotnie uwagę na wiérsze religijne, na zwrotki zwrócone do Boga. Ten Bóg! ten Bóg, do którego przemawia wiérszarz staroświecki, jest pojęciem tego rodzaju, że gdyby go nie było, trzebaby go było stworzyć, chociażby jedynie w celu, aby móc do niego przemawiać w tak wyniosły, tak serdeczny, a zarazem tak pokorny sposób; aby móc go tak nieskończenie miłować i tak besgraniczne zaufanie wysnuwać z rozmodlonego serca. Ten Bóg, który wkrótce stanie na obłokach poniższych wiérszów, jest ojcem, co mówię ojcem? dziadem, powiedzmy raczéj pradziadem, rozmiłowanym w człowieku, w prawnuku swojego rodu! Tak, to pradziad człowieczego rodu, rządzący nim, myślący o nim i błogosławiący go; słodki, jak sok trzciny cukrowéj, łagodny, jak wieczór majowy, dobry, jak uśmiéch młodego dziewczęcia, miłosierny, jak z własnéj woli umiérający pelikan, wdzięczny, jak wiérsz mistrzowskiego pióra, poważny, jako stary psalm Gomółki, Bóg ten jest przyjacielem z łzy i gorczycy utworzonego człowieka, dającym mu w każdéj chwili wolny przystęp, wręcz, bes pośrednictwa publicznych tłómaczów. Oto jest noc, noc cicha i pogodna; świat cały zasnął snem głębokim; pies nawet nie sczeka — samotny wiérszarz wyciąga ręce do Boga i myślą, aby głosem nie podraźnić ciszy, prosi Boga, aby mu otworzył furtkę, furtkę tylko, malutką furteczkę łaski swojéj, aby mógł niewidzialny i niesłyszany przez nikogo wślizgnąć się, do promyka nieważnego światła podobny. Co za pokora, co za serdeczna modlitwa! Zrozumié ją każdy, kto nadłamany, jak przydrożna roślina, szukając oparcia, przekracza wieczorkiem niedomknięte podwoje kościoła, klęka pod gockimi sklepieniami świątyni, podobnymi do złożonych rąk modlącego się mnicha i, bes słowa na ustach klęczy ze zwieszoną głową, przy zaléwającym dom boży pomroku…
* * *
Dążąc do najtreściwszego wyrażania myśli, wiérszarz on starodawny stworzył był nową modłę wiérsza, mianowicie cztérowiérszową, dosyć zawiłą, i w te, przes siebie wynalezione, ramki oprawiał rubiny poetyckiego natchnienia. Znany na całym Zachodzie poeta perski, Umar ibn Chajjâm, był właśnie tym, który piérwszy, podniósszy, przez Abu Sajida wynalezioną formę, naśladował go zewnętrznie. Odtąd cztérowiérsze stały się ulubionym wzorem wiérszarzów perskich; odtąd sypnęły się one, niby perły i szafiry, z ust tysiąca poetów, pomiędzy którymi książęta i królowie ubiegali się o zasczytne pierwszeństwo. Abu Sajid to wynalazł one cztérowiérsze, za jednę sztukę których niejeden perski poeta otrzymywał z ręku królewskich dnia jednego dziesięć tysięcy złotych, dnia następnego, za cztérowiérsz jinszy, okuty w kajdany, dostawał się pod klucz, a po roku albo i latach kilku wypraszał się przes trzeci, okolicznościowy, niesłychanie udatny. Persowie bowiem są narodem obranym przez Boga dla miłowania myśli i uczuć, wyrażanych w króciutkich utworach. Hijeratyczny Pers umié recytować cudowny cztérowiérsz i, zamilkszy następnie, wpatrywać się myślą w on klejnot umysłu ludzkiego, kiwać głową, ruszać ręką i podziwiać, niewiedzieć co: czyli zawartość przebrzmiałego wiérsza, czy też zdolność odczucia go, czyli też onego mistrza, któremu spaniałomyślność boża pozwoliła dzieło takie uczynić —
* * *
Aby ciekawym dać pojęcie o zewnętrznéj budowie omawianych cztérowiérszów, przepiszemy jeden literami polskimi:
Jade tû szebô rûz karîne dele mâst
Soudâje ruchet et kusze niszîne dele mâst
Ez chalgeje bendegît bîrûn nerewed
Tâ nagsze hajât der negîne dele mâst.
W piérwszym drugim i czwartym wiérszu powtarzają się ostatne wyrazy dele mâst. Powtarzanie to poprzedza rym, który w niniejszych wiérszach brzmi îne. Wiérsz trzeci, wyłamujący się zawsze spod praw rymowych, nie wiąże się w danym wypadku s pozostałymi wiérszami, ani przy pomocy powtarzanych wyrazów, ani przy pomocy rymu. Zawikłana ta forma da się w jednéj czwartéj odczuć w dosłownym przekładzie zwrotki:
Pamięć twoja noc i dzień towarzyszką serca naszego jest.
Żądza twéj twarzy w kącie siedząca serca naszego jest.
S pierścienia służby twojéj precz nie wyjdzie,
Dopokąd obras życia w sygnecie serca naszego jest.
Tak najczęściéj przedstawia się cztérowiérsz pod względem zewnętrznym. Zamiast jednak powtarzania ostatnego lub ostatnych wyrazów, w piérwszym, drugim i czwartym wiérszu, może być użyty jedno lub dwusylabowy rym np.:
Reftem betebîbô goftem ez derde nehân
Goftâ kie ze gajre dust berbend zebân
Goftem kie gezâ goft hemîn chûne dżegier
Goftem perhîzî goft kie ez her dû dżehân.
W zwrotce téj wiérsz piérwszy, drugi i czwarty wiąże się przy pomocy jednosylabowego rymu ân, zaś wiérsz trzeci pozbawiony jest wszelkiego rymu. W dosłownym przekładzie rymy uwidocznione być nie mogą:
Poszedłem do lekarza i rzekłem: z bólu ukrytego.
Rzekł: z wyjątkiem osoby kochanéj podwiąż język.
Rzekłem: pokarm; rzekł: wyłącznie krew wątroby.
Rzekłem: wstrzemięźliwość; rzekł: od każdego z dwu światów.
Niektóre zwrotki jak naprzykład:
Przes Ciebie wkradł się w serce ból — nie pytaj więcéj!
I serce me ścisnęło się — nie pytaj więcéj!
Mimo jednak ciasnoty serca, miłość twoja
Potrafiła się wślizgnąć w nie — nie pytaj więcéj!
dały się przetłómaczyć prawie dosłownie, s zachowaniem formy piérwowzoru; zwrotek takich jest jednak nie wiele.
Co się tyczy miary wiérsza perskiego w ogólności, w danym wypadku w sczególności, polega ona na umiejętnym po sobie następstwie sylab długich i krótkich.
Oprócz téj zewnętrznéj, mają perskie cztérowiérsze jescze jinszą właściwość, mianowicie: dwojakie znaczenie; jedno, uwidaczniające się na piérwszy rzut oka, wtóre — tajemne, ukryte pod szatą piérwszego. Zwykłym przykładem tego dwójnego znaczenia będzie wiérsz miłosny, zwrócony s pozoru do osoby umiłowanéj, w rzeczywistości zaś — do Boga. Od osobistych poglądów i woli czytelnika, względnie tłumacza, zależy zatym rozumienie wiérsza w znaczeniu jawnym lub tajemnym. Zazwyczaj wybiéra się z dwu znaczeń owo, s którego tryska ostrzejszy dowcip, jeżeli oczywiście komentarz jakowegoś żywociarza nie każe danego wiérsza rozumieć w tym, a nie jinszym sposobie.
* * *
Utwory Abu Sajida, po różnych książkach i rękopismach rozrzucone, zebrał był mozolnie JMP. Herman d’Ethé, w jilości dziewięćdziesięciu i przedstawił je Towarzystwu Przyjaciół Nauk w Mnichowie, częścią w Czerwcu 1875go roku, częścią w Lipcu roku 1878go. Przy przedłożonych cztérowiérszach załączył niemiecko-angielski uczony przekłady, przes siebie, w niemieckim języku dokonane. Są to przekłady o wiérszach niezmiernie długich, o często skracanych wyrazach dla rytmu, liczonego na palcach, i dla wcale niepotrzebnego rymu; jednym słowem są to przekłady ciężkie, w zupełności akademickie, również trudne do zrozumienia, jak pierwowzory. Wiérsze wydobyte przez wzmiankowanego badacza, w osobnéj książce do dziś dnia nie ogłoszone, nie stanowią całkowitéj spuścizny autora. Możnaby, niewątpliwie, odnaleść jescze z garstkę również pięknych wiérszów, poszukiwania jednak wymagałyby wielkiéj pracy i kosztów, oraz ustawicznego przenoszenia się z miesca na miesce, zaś garść, dających się odnaleść utworów ani, nie podwyższyłaby znaczenia poety, ani nie rozświetliłaby w niczym jego sposobu myślenia albowiem, w poniższych dziewięćdziesięciu zwrotkach autor odmalował siebie, jako nie można lepiéj, a zapatrywania jego stanęły w besczelnie odsłoniętéj nagości. Wielce jednak ciekawą rzeczą byłoby odczytać i ogłosić listy, wymienione niegdyś między Abu Sajidem i Awiseną. Listy te przechowywane są w Anglii.
* * *
Nazwisko Abu Sajida mało jest znane na Wschodzie, a jescze mniéj, albo lepiéj powiedziawszy wcale, na Zachodzie. Czy zaś Persowie nie recytują jego cztérowiérszów, bes zdawania sobie sprawy z nazwiska autora, tego nic zdołałem wyrozumiéć z rozmów, prowadzonych ze znajomymi mi Persami; wszakże, nie mogę przypuścić aby, wiérsze poety, który umiał był trafić w duszę ludzką bogdajby tylko kilką zwrotek, mogły były przebrzmiéć bez echa i nie błąkać się po uściech, smakujących w wybrednie wymyślonych wyrazach i zwrotach. Jeżeli zaś chcielibyśmy szukać przyczyny niepopularności wiérszarza, moglibyśmy ją znaleść w niezbyt jasnym stylu tegoż. Być może, że wynalasca cztérowiérsza nie umiał dostatecznie wżyć się w wynalezioną przes siebie modłę i, że dla ratowania formy gmatwał się niekiedy w stylu. Być może jednak, że niezbyt płynnemu stylowi omawianych cztérowiérszów winni są tychże przepisywacze, pozwalający sobie nieraz na rozliczne zmiany w pierwowzorach, a które to zmiany przekształcają s czasem odpisywane utwory podobnie, jak ospa przekształca twarz najpiękniejszéj dziewczyny. W każdym razie styl cztérowiérszów, które mamy przed oczyma, nie jest, że się tak wyrażę, stylem czystéj wody; nie są to wiérsze wycyzelowane do doskonałości, nie są to wyrazy stawiane, jako kamiéń na kamieniu, dla samojistnego spojenia się po wszystkie czasy. Jednym słowem nie są to wiérsze, któreby dały się czytać z gładkością, podobną do gładkości wiérszów, zawartych w Gulistanie.
* * *
Co się tyczy przekładów: Próbowałem był nadawać im różnorodną formę; ostatecznie zastosowana okazała się jednak najwłaściwszą. Myśl autora wszędzie rzetelnie zachowana (wątpliwość dotyczy tylko kilku cztérowiérszów), oddawaną jest wyłącznie wyrazami pierwowzoru z domieszką ozdób, przystających do nich zupełnie; zwroty zaś lub wyrazy, na które autor widoczny nacisk kładzie, są również w odpowiedny sposób cechowane w przekładzie. Wyjątek stanowią, wszakże, pewne gry słów, właściwe językowi perskiemu, których przenieść było niepodobna. Że zaś przekład z obcego języka podobny jest do zagranicznéj rośliny, przesadzonéj na grunt ojczysty więc, jako ogrodnik przes zastosowanie odpowiednéj sztuki stara się, jiżby obca roślina przyjęła się na nowéj ziemi, tak samo tłómacz zastosował odpowiedną swojim celom umiejętność aby, przeniesione z języka perskiego wiérsze, przyjęły się na gruncie naskim, kwitły i pachniały ku przyjemności ludzkiéj. To znaczy że: pomimo całéj wierności, przekłady poniższe nacechowane zostały w ogólności polską, w sczególności moją osobistością i, że ktokolwiek jinszy tłómaczyłby je na język polski, przełożyłby je w sposób znacznie odmienny.
Warszawa — Wiedeń — Paryż
w 1893 i 1894 r.