Читать книгу Balady i romanse - Адам Мицкевич, Adam Mickiewicz - Страница 5

RYBKA

Оглавление

(Ze śpiewu gminnego)

Od dworu, z pod lasu, z wioski

Smutna wybiega dziewica;

Rozpuściła na wiatr włoski

I łzami skropiła lica.

Przybiega na koniec łączki,

Gdzie w jezioro wpada rzeka,

Załamuje białe rączki

I tak żałośnie narzeka:

„O wy! co mieszkacie w wodzie,

Siostry moje, Świtezianki,

Słuchajcie w ciężkiej przygodzie

Głosu zdradzonej kochanki.

„Kochałam pana tak szczerze!

On mię przysięgał zaślubić;

Dziś księżnę za żonę bierze,

Krysię ubogą chce zgubić.

Niechże sobie żyją młodzi,

Niech się z nią obłudnik pieści, —

Niech tylko tu nie przychodzi,

Urągać się z mych boleści!

„Dla opuszczonej kochanki

Cóż pozostało na świecie?

Przyjmijcie mię, Świtezianki;

Lecz moje dziecię – ach, dziecię!”

To mówiąc, rzewnie zapłacze,

Rączkami oczy zasłoni,

I z brzegu do wody skacze,

I w bystrej nurza się toni.

Wtem z lasu, gdzie się dwór bieli,

Tysiączne świecą kagańce;

Zjeżdżają goście weseli,

Muzyka, hałas i tańce.

Lecz mimo tego hałasu,

Płacz dziecięcia słychać w lesie;

Wierny sługa wyszedł z lasu

I dziecię na ręku niesie, —

Ku wodzie obraca kroki;

Gdzie łoza, gęsto spleciona,

Wzdłuż wykręconej zatoki

Okryła rzeki ramiona —

Tam staje w ciemnym zakątku,

Płacze i woła: „Niestety!

Ach któż da piersi dzieciątku?

Ach! gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?”

„Tu jestem, w rzece u spodu,

Cichy mu głos odpowiada,

Tutaj drżę cała od chłodu,

A żwir mi oczki wyjada.

„Przez żwir, przez ostre kamuszki

Fale mnie gwałtowne niosą;

Pokarm mój: koralki, muszki,

A zapijam zimną rosą.”

Lecz sługa, jak na początku,

Tak wszystko woła: „Niestety!

Ach, któż da piersi dzieciątku?

Ach! gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?”

Wtem się coś zlekka potrąci

Śród kryształowej przezroczy,

Woda się zlekka zamąci —

Rybka nad wodę podskoczy,

I jak skałka płaskim bokiem,

Gdy z lekkich rąk chłopca pierzchnie,

Tak nasza rybka podskokiem

Mokre całuje powierzchnie.

Złotemi plamki nadobna,

Kraśne ma po bokach piórka,

Główka jak naparstek drobna,

Oczko drobne jak paciorka.

Wtem rybią łuskę odwinie,

Spojrzy dziewicy oczyma;

Z głowy jasny włos wypłynie,

Szyjka cieniuchna się wzdyma;

Na licach różana krasa,

Piersi jak jabłuszka mleczne;

Rybią ma płetwę do pasa, —

Płynie pod chrósty nadrzeczne,

I dziecię bierze do ręki,

U łona białego tuli,

„Luli, woła, mój maleńki!

Luli, mój maleńki, luli.”

Gdy dziecię płakać przestało,

Zawiesza kosz na gałęzi,

I znowu ściska swe ciało

I główkę nadobną zwęzi.

Znowu ją łuski powleką,

Od boków wyskoczą skrzelki —

Plusła, i tylko nad rzeką

Kipiące pękły bąbelki.

Tak co wieczora, co ranka,

Gdy sługa stanie w zakątku,

Wraz wypływa Świtezianka,

Żeby dać piersi dzieciątku.

Zacóż jednego wieczora

Nikt nie przychodzi na smugi?

Już zwykła przemija pora:

Nie widać z dziecięciem sługi.

Nie może on przyjść tą stroną,

Musi zaczekać troszeczkę,

Bo właśnie teraz pan z żoną

Poszli przechadzką nad rzeczkę.

Wrócił się, czekał zdaleka,

Za gęstym usiadłszy krzakiem;

Lecz próżno czeka i czeka,

Nikt nie powracał tym szlakiem.

Wstaje i dłoń w trąbkę owinął,

I patrzył przez palców szparę,

Ale i dzień, już przeminął

I mroki padają szare.

Czekał długo po zachodzie,

A gdy noc gwiazdy zapala,

Zbliża się zlekka ku wodzie

I śledzi oczyma zdała.

Przebóg! cudy, czy moc piekła?

Uderza go widok nowy:

Gdzie pierwej rzeczułka ciekła,

Tam suchy piasek i rowy.

Na brzegach porozrzucana

Wala się odzież bez ładu, —

Ani pani, ani pana

Nie widać nigdzie ni śladu —


Balady i romanse

Подняться наверх