Читать книгу Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma - Agnieszka Błażyńska - Страница 5

Оглавление

Aśka

Sylwia nie odbierała. Z reguły tak było, więc nie powinnam się temu dziwić. Zawsze po kilku godzinach oddzwaniała, ale dzisiaj nie było czasu na czekanie. Pierwszy raz wybrałam numer Sylwii, gdy dojeżdżałam do Częstochowy. Dałam jej godzinę, ale się nie odzywała, więc potem dzwoniłam co dziesięć minut. Gdzie ta dziewczyna się błąka?! Pewnie odsypia piątkową imprezę.

Ależ ona ma dobrze! Gdy ja wychodzę do knajpy, następnego dnia moje dzieci kierowane nadzwyczajnym zmysłem złośliwości wstają o szóstej trzydzieści i zaczynają swoje szurum-burum jak jakieś małe słodkie gnomy. Chwilę potem wpadają do sypialni z litanią weekendowych życzeń. Kiedy próbuję je zbyć pozwoleniem na nieograniczone oglądanie fimów, to zawsze wymyślą dodatkowe żądania i alarmy: śniadanie, śniadanie robione przez mamę, naleśniki, placuszki à la pizza, kakao, plama z mleka na nowej kanapie i tak bez przerwy. Nawet jeśli Krzysiek wspaniałomyślnie postanawia ogarnąć te małe bestie, to się okazuje, że nie wie, gdzie jest mąka i czy kupiłam jajka, a jak nie ma jajek, to musi wyjść do sklepu, a ja w tym czasie powinnam dopilnować dzieci. Koniec końców wstaję, robię naleśniki, a przy okazji kawę, a jak już zrobię kawę, to mi się zupełnie odechciewa spać. Odechciewa mi się też żyć, więc ograniczam stopniowo wieczorne wyjścia, bo czuję się po nich coraz gorzej. I chociaż oczywiście jestem świadomą praw kobiet nowoczesną matką, to niezwykle łatwo wchodzę w kapcie tradycyjnej baby. Kocham moje dzieci, ale czasem myślę, że gdybym miała wypowiedzieć tylko jedno życzenie, poprosiłabym o tydzień w łóżku. Samotnie. Tylko książki, poduszka i ja. Zazdroszczę Sylwii nie tyle tych wszystkich imprez, ile raczej tego, że się może po nich wyspać.

Gdy tak czule myślałam sobie o spaniu, zaczęły mi ciążyć powieki. Nagle z tego prawie letargu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Nie, to nie była Sylwia, tylko mój osobisty mąż.

– Aśka, gdzie jesteś? – zapytał ze słabo skrywaną złością.

– Drogowskaz mówi, że piętnaście kilometrów od Piotrkowa Trybunalskiego – odpowiedziałam zgodnie z tym, co mignęło za oknem.

– Ty naprawdę jedziesz do Białowieży! – wykrzyknął, jakby do tej pory myślał, że kręcę kółka wokół osiedla albo siedzę w jakiejś kawiarni z latte i muffinką. W sumie to był bardzo rozkoszny obraz i pomyślałam, że muszę którejś soboty tak zrobić.

– Dlaczego myślałeś, że blefuję? – zapytałam szczerze zdziwiona.

– Bo to bardzo głupi pomysł? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

– Najbliższe dni nam pokażą, co było głupim pomysłem – odparowałam, nie dając się zbić z tropu.

– No dobrze, rób, jak uważasz – sapnął bezradnie. Dokładnie jak moja matka, kiedy robiłam coś, czego nie akceptowała.

– Tak właśnie będzie – powiedziałam i się rozłączyłam. Czemu wyszłam za kopię własnej rodzicielki? Czy tak bardzo się bałam, że będę miała męża na podobieństwo ojca? Westchnęłam do siebie jak domorosła psychoterapeutka.

Złościłam się na Krzyśka, było mi przykro, że nie uszanował mojej decyzji. Zamiast spakować mi kanapki i zarezerwować hostel, sabotował moje rozpaczliwe działania. Tak, była w nich jakaś rozpacz wynikająca z bezradności, ale zawsze lepiej robić coś, niż nie robić nic. Przecież pójście na policję byłoby takim nic. Koleżanka z pracy opowiadała mi kiedyś, że jej sąsiadka zaginęła. Policja spisała raport i dodała zdjęcie tej kobiety do bazy osób zaginionych. I tyle. Przez kilka lat nie zrobili nic. Przecież nie mogę czekać nie wiadomo jak długo. W ogóle nie mogę czekać. Tak już mam i nic na to nie poradzę.

Korzystając z czerwonego światła, wybrałam jeszcze raz numer Sylwii. Bez rezultatu. Zaczęłam się zastanawiać, do kogo mogłabym zadzwonić, żeby się czegoś o niej dowiedzieć, ale szybko doszłam do wniosku, że nie ma takiej osoby. Pana Sylwiowego nie ma i nie było żadnego od paru dobrych lat, do matki nie wolno dzwonić, bo ma słabe serce i skłonność do histerii jeszcze większą niż inne polskie matki. Redakcja, w której pracuje, to grupa freelancerów rozsianych po całej Polsce, a naczelna ogarniająca tę wesołą gromadkę ma dom w Egipcie i tam spędza większość czasu. Sylwia z nikim nie utrzymuje bliskich kontaktów.

Nagle przyszło mi do głowy, że może one obie zaginęły. Wybrały się gdzieś i wsiąkły. W końcu był środek wakacji. Ale czemu nic by mi o tym nie powiedziały? Zawsze myślałam, że nasza przyjaźń jest bardzo dojrzała. Przez tyle lat udawało nam się nie zachowywać jak w podstawówce, gdzie układy trójkowe się nie sprawdzają, bo w którymś momencie dwie się zmówią przeciw trzeciej, a tu proszę! Jadą i nic nie mówią, a ty się martwisz, nie śpisz po nocach, naleśniki przypalasz i emitujesz kilogramy zbędnego CO2, bo jak szalona ruszasz na ratunek, którego być może nikt nie potrzebuje.

Gdy się tak nakręcałam własnymi myślami i już prawie szukałam możliwości zawrócenia – bo czułam się zdradzona, oszukana i wykiwana przez osoby, które jeszcze godzinę temu uważałam za przyjaciółki – zadzwonił telefon.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma

Подняться наверх