Читать книгу Kolacja z Tiffanym - Agnieszka Lingas-Łoniewska - Страница 5

Prolog 2

Оглавление

Wyszedłem na korytarz. Było pusto. Wszyscy siedzieli na dole, w sali konferencyjnej. Miałem telefon połączony z kamerami w hotelowym korytarzu. Dzięki temu w każdej chwili mogłem zawrócić, schować się w jakimś pokoju albo uciec na schody. Widziałem to, co przede mną. Poruszając się bezszelestnie po grubej wykładzinie, dotarłem do pokoju numer dwanaście, który zajmował mój cel.

Wyjąłem z czarnego elastycznego kombinezonu kartę magnetyczną i po czterech sekundach byłem w środku. Od razu otworzyłem drzwi szafy w małym przedpokoju, gdzie znajdował się hotelowy sejf. Zabezpieczenie hasłem było banalne, takie sejfy otwierałem jako dwunastolatek, kiedy ojciec i wuj uczyli mnie fachu.

Po niecałej minucie moja dłoń w czarnej rękawiczce zanurkowała do środka hotelowej skrytki. Miałem na celowniku tylko jedną rzecz. Naszyjnik z ciemnych rubinów. Dostałem informację, że ceniona śpiewaczka operowa, która uświetni występem galę i pokaz znanego projektanta mody, będzie miała ze sobą ów cud sztuki jubilerskiej, ale nie założy go na występ. Rzeczywiście, nasz wywiad działał doskonale, bo naszyjnik już znalazł się w aksamitnym woreczku, a ten w kieszeni obcisłej czarnej buzy. Oprócz niej miałem na sobie legginsy, elastyczną koszulkę, na twarzy – kominiarkę, na dłoniach – rękawiczki, a na nogach wysokie buty na miękkiej gumowej podeszwie.

Zamknąłem sejf, zabezpieczyłem i po chwili byłem już na zewnątrz. Dałem sygnał do kamery i wiedziałem, że mój człowiek usunie z nagrania ten fragment, w którym wysoka czarna postać pojawiła się na piętrze eleganckiego hotelu. Hotelu – dodajmy – w którym nigdy nikogo nie okradziono. Nigdy dotąd… Zawsze musiał być czyjś pierwszy raz.

A wcześniej? Tiffany, czyli ja, po prostu nie miał tu nic do roboty.

Kolacja z Tiffanym

Подняться наверх