Читать книгу Żeglarz - Agnieszka Pruska - Страница 6

Dzień drugi

Оглавление

wtorek

Poranek przywitał mieszkańców Trójmiasta deszczem. Kto nie musiał, nie wychodził z domu, ale takich szczęśliwców w środku tygodnia nie było zbyt wielu. Właściwie rozpadało się krótko po północy i do rana lało jak z cebra, powodując w wielu punktach miasta lekkie podtopienia jezdni. Piesi byli z góry przegrani, kierowcy, choćby nie wiem jak się starali, nie byli w stanie uniknąć wjeżdżania w kałuże i zalewania przechodniów potokami wody. Nawet mewy, które przeważnie w poszukiwaniu pożywienia penetrowały dalsze rejony miasta, gdzieś zniknęły. Uszkier podjechał pod dom Kuśmierskiego i czekał na techników w samochodzie. Nie chciało mu się wychodzić z przytulnego wnętrza, moknąć, a potem stać na klatce schodowej. Siedzenie z zamkniętymi oczami i udawanie, że jeszcze śpi, zdecydowanie bardziej mu odpowiadało. Ten chwilowy błogostan przerwało energiczne pukanie w okno samochodu. Taniuk wskazał na klatkę schodową i natychmiast pobiegł do niej w ślad za Banachem, który już otwierał drzwi wejściowe. Chcąc nie chcąc, Uszkier zrobił to samo.

– Gdybym nie wiedział, że wczoraj było ładnie, to bym pomyślał, że tak leje od zawsze. – Banach z obrzydzeniem strząsnął z siebie wodę.

– Wchodzimy?

– Jasne, nie ma na co czekać. Fotografa nie zabraliście?

– Nie, bez szans, ma jeszcze dwa miejsca do obskoczenia. Poradzimy sobie, nie pierwszy raz będziemy za niego odwalać robotę.

– Sprawdzaliście wczoraj samochód?

– Nie my, ale został sprawdzony, nic podejrzanego raczej tam nie było. Pobrany materiał daktyloskopijny wrzucimy w AFIS – wyjaśnił Banach, wkładając kombinezon ochronny.

Ostrożnie, żeby nie zatrzeć ewentualnych śladów, weszli do środka, starannie zamykając drzwi. Sąsiedzi wiedzieli już o śmierci Kuśmierskiego, więc lepiej było nie wzbudzać ich ciekawości i chęci sprawdzenia, co się dzieje. Mieszkanie było całkiem spore, trzypokojowe. Co prawda jeden z pokoi właściwie nie zasługiwał na tę nazwę, bardziej bowiem przypominał większą garderobę, ale w funkcji jednoosobowej sypialni sprawdzał się znakomicie. Pozostałe dwa pokoje zostały urządzone jako gabinet i salon. Ten ostatni połączono z kuchnią, co było dobrym posunięciem, bo w wersji pierwotnej trudno było się w niej zmieścić dwóm osobom. Po pobieżnym przyjrzeniu się całemu mieszkaniu technicy przystąpili do przeszukania, a Uszkier jak zwykle czekał na jakieś „odkrycie”, powstrzymując się od własnoręcznego sprawdzania.

– Szukamy czegoś konkretnego?

– Nie. Facet został zamordowany i wrzucony do wody, a pomysłów na powód zabójstwa, jak na razie, brak. Może w domu znajdziemy coś, co nam pomoże w szukaniu sprawcy, ale za diabła nie wiem, co to by mogło być.

– Wolałbym wiedzieć, czego mam szukać, ale trudno – mruknął Banach.

– No nie poradzę. Na razie nikt ze znajomych nie zeznał niczego, co dałoby nam jakiś punkt zaczepienia, a ile było na topielcu istotnych śladów, to sami wiecie. Tak więc poruszamy się po omacku. Oczywiście testament jest zawsze mile widziany. Może trzymał go w domu?

– Nikt go w nic nie wrabia? O nic nie podejrzewa?

– O nic, ale przecież nie zdążyliśmy wszystkich przesłuchać... Zaraz, jedno wiemy. Facet przestał pływać kilka lat temu, ale nikt nie wie dlaczego.

– Chory był?

– Nie wiadomo. Szukajcie dokumentacji medycznej, zdjęć, listów, zapisków... Może gdzieś się pojawi informacja o przyczynie rzucenia żeglarstwa.

– To nie musi się wiązać z zabójstwem – zauważył Taniuk przeszukujący biurko.

– Nie musi. Ale sprawdzić trzeba, poza tym musimy nieco poznać naszego nieboszczyka, może jego rzeczy nam w tym pomogą.

– Nie był pedantem, to mogę panu od razu powiedzieć, i raczej nie zatrudniał nikogo do sprzątania, tylko robił to sam.

– Nie panuje tu jakiś totalny bałagan, kurz też przeciętny – zauważył Uszkier.

– Posprzątane po wierzchu, a tam, gdzie nie widać, jest brudno. Dla nas to lepiej, większe szanse na znalezienie „paluszków” – Banach już zabezpieczał ślady na jednym z często pomijanych podczas sprzątania miejsc, jakimi są spody podłokietników przy fotelach.

– Gdzie mogę pomyszkować? – Uszkier nie chciał wchodzić w paradę technikom.

– Tamtą szafę sprawdziłem. – Taniuk machnął ręką w stronę zabudowy. – Ślady linii papilarnych tylko jednej osoby, prawdopodobnie denata, sporo kurzu, na jednej z półek jakiś rozmazany smar albo coś w tym guście. Może pan tu poszukać, właściwie w całym pokoju, co mogłem, to sprawdziłem pod kątem śladów. Nic ciekawego.

– To sypialnia. Wszystkie należą do jednej osoby?

– Tak, raczej nikogo tu nie przyjmował, a w każdym razie nie ostatnio. Przy czym to ostatnio to dosyć długi czas...

– Jasne.

Przez kilka godzin mężczyźni pracowali praktycznie w milczeniu, jedynie od czasu do czasu wymieniając krótkie uwagi. Uszkiera powoli ogarniało rozczarowanie. Nie, nie spodziewał się, że podczas przeszukania domu denata odkryje powód morderstwa, ale nie mieli praktycznie nic. Zapłacone, niekoniecznie w terminie, rachunki, kolekcja butów (niejedna kobieta ma mniej), starannie udokumentowane wyniki regat i trofea sportowe wyeksponowane w salonie mówiły sporo o denacie jako człowieku, ale nie o przyczynie wyekspediowania go na tamten świat. Barnaba miał jeszcze nadzieję, że może w listach, najwyraźniej pieczołowicie przechowywanych przez zmarłego, coś uda się znaleźć. Z mieszkania Jana Kuśmierskiego zabrali, oprócz zdjęć, również różnego typu dokumenty, od aktu urodzenia poczynając, a na różnego rodzaju aktach notarialnych kończąc. Znaleziony testament był wręcz nudny. Wszystko, co miał, Kuśmierski zapisał rodzicom, żadnych legatów, warunków dziedziczenia, nic. Wychodząc z klatki schodowej, Barnaba spojrzał w niebo, nadal było całe zaciągnięte chmurami i nie wyglądało na to, aby w najbliższym czasie miało się przejaśnić.

Dojeżdżająca do Gdyni Więdzik po raz kolejny pomyślała, że jej szef przeważnie ma rację, co było zdecydowanie wkurzające, ale również ułatwiało życie. Tak było i tym razem. Za radą Barnaby skontaktowała się wczoraj po południu z kolegami z Gdyni i teraz podkomisarz Tokarski już na nich czekał na nabrzeżu. Gdyby nie telefon, zmarnowaliby rano nieco czasu.

– Co tak wzdychasz? – zainteresował się Jadlina.

– Zastanawiam się, kiedy zacznę ogarniać wszystko tak, jak Barnaba.

– Nie chcę cię martwić, ale on pewnie zawsze będzie lepszy. Czyli pewnie wtedy, kiedy pójdzie na emeryturę.

– Pocieszające...

– O coś konkretnie ci chodzi?

– Nie pomyślałam wczoraj o telefonie do Gdyni.

– Jak to? Przecież...

– No dzwoniłam, owszem, bo mi Uszkier przypomniał.

– Wkurzające. Słuchaj, dzisiaj jest normalny dzień pracy, do tego leje, myślisz, że zastaniemy kogoś na łódkach?

– Obawiam się, że nie. Ale pogadamy w marinie, a potem spróbujemy umówić się z ludźmi tam, gdzie aktualnie są, telefony mamy.

Po krótkim przywitaniu z komisarzem Tokarskim od razu poszli porozmawiać z bosmanem, który był człowiekiem najbardziej zorientowanym we wszystkich sprawach związanych z funkcjonowaniem gdyńskiego portu jachtowego. Na wybór rozmówcy miało wpływ i to, że na jachtach stojących w marinie nie było widać żywej duszy.

– Dzień dobry, policja – Tokarski dokonał prezentacji.

– No to nie wiem, czy dobry – mruknął bosman. – Coś się stało?

– Nie tutaj, w Gdańsku.

– Tam się coś stało, a mnie pytacie?

– Bo znał pan ofiarę.

– O kurwa, zabili jakiegoś żeglarza? Bardzo przepraszam – to ostatnie było wyraźnie skierowane do Więdzik.

– Zginął Jan Kuśmierski. Znał go pan, prawda?

– No a jak? Ja tu tyle lat pracuję, że wszystkich znam, tych, którzy teraz trzymają tu łódki, i tych, którzy się przenieśli gdzieś indziej albo już nie pływają. Z tego, co wiem, to Kuśmierski właśnie do tych ostatnich się zalicza.

– Niech pan o nim opowie – poprosił Jadlina.

– Ale co?

– Wszystko, co tylko się panu przypomni.

– No dobra, jak mus, to mus... Kuśmierski zaczął pływać jako nastolatek, najpierw tylko czasem, tak z doskoku, potem się wciągnął i był stałym załogantem, a z czasem siadł na sterze i to on zaczął mieć załogantów. Pływał na jachcie klubowym, swojego nie miał, chociaż z tego, co wiem, mógłby sobie na niego pozwolić. Najpierw pływał u nas, potem zmienił klub.

– Dobry był?

– Tak... Może nie najlepszy, ale w pierwszej trójce na regatach mieścił się bardzo często.

– Był lubiany?

– Zasadniczo tak...

Żeglarz

Подняться наверх