Читать книгу Karol Szalony - Aleksander Dumas (ojciec) - Страница 7
II.
ОглавлениеJeżeli czytelnik nie obawia się zaawanturować z nami w te uliczki Paryża, któreśmy mu w końcu poprzedniego rozdziału pokazali zdaleka, puste i ciemne, zaprowadzimy go na róg ulic Coquilliére i du Sejour. Stanąwszy na miejscu, zobaczymy mężczyznę jakiegoś, wychodzącego tajemnemi drzwiami z pałacu książąt de Touraine. Mężczyzna ten, owinięty w długi i obszerny płaszcz, z kapturem spuszczonym na czoło, zatrzymawszy się chwilkę dla policzenia uderzeń wielkiego zegaru Luwru, który właśnie wydzwonił dziesiątą, zauważył zapewne, że godzina ta jest już dość późną i niebezpieczną, gdyż, chcąc być przygotowanym na możliwą napaść, wydobył z pochwy szpadę i spróbował jej sprężystości, zginając ją na progu. Zadowolony widać z rezultatu próby, wyszedł, drzwi zaniknął i począł iść krokiem pewnym, krzesząc końcem stali iskry z bruku i pośpiewując sobie zwrotki starej ballady o panu de Coucy.
Idźmy za nim ku ulicy des Etuves, ale idźmy wolno, zatrzyma się on bowiem u stóp krzyża du Trahoir, gdzie krótką odmówi modlitewkę. Potem podniesie się i, śpiewając dalej swoją śpiewkę, puści się wielką ulicą Saint Honoré, przyciszając głos w miarę, jak będzie się zbliżał do ulicy de la Feronnerie. Tak było; doszedłszy do rogu, mężczyzna przestał zupełnie śpiewać i w milczeniu posuwał się dalej wzdłuż muru Cmentarza Niewiniątek, do trzech czwartych całej jego długości. Tu nagle stanął, przebiegł szybko ulicę w linii prostej i zatrzymał się przed małemi drzwiczkami, do których zlekka po trzykroć zapukał.
Snać oczekiwano go tutaj, gdyż pomimo cichego stukania, odpowiedziano mu natychmiast słowami:
— Czy to wy, Mości Ludwiku?
Na potakującą jego odpowiedź drzwi pocichu się otworzyły i zamknęły za nim również pocichu, skoro tylko próg przestąpił.
Jakkolwiek śpieszno było mężczyźnie, nazwanemu Ludwikiem, jednak przystanął w korytarzu, schował szpadę do pochwy i zrzucił na ramiona kobiety, która go wprowadziła, płaszcz swój szeroki. Teraz możemy przyjrzeć mu się bliżej. Jest to człowiek młody i piękny, ubrany w skromny, lecz elegancki kostyum koniuszego. Kostyum ten składał się z czapeczki czarnej aksamitnej, z kaftana takiegoż o rękawach z wylotami, z pod których zieleniły się rękawy atłasowego żupana. Dla uzupełnienia opisu dodać należy pantalony z materyi fioletowej, mające z jednej strony u góry wyhaftowaną tarczę herbową z trzema złotemi liliami. Nad tarczą świeciła książęca korona.
Gdy się przybyły pozbył płaszcza, pomimo braku lustra i światła, poświęcił kilka chwil swojej toalecie i dopiero poprawiwszy na sobie ubranie i przekonawszy się, że piękne jego blond włosy w regularnych zwojach opadają na ramiona, — zapytał swobodnym głosem, choć pocichu:
— Dobry wieczór — mamko Joanno! — Czujną jesteś, dziękuję ci... Cóż robi śliczna twoja pani?
— Oczekuje pana.
— To dobrze! Jest w swoim pokoiku, nieprawdaż?
— Tak, panie.
— A ojciec? — Śpi.
— Dobrze!
W tej chwili końcem trzewika o spiczastym nosie, i napotkał kręcone wschody, prowadzące na wyższe piętra tego domostwa, a chociaż bez światła, począł wstępować na nie z pewnością człowieka, dobrze z miejscowością obeznanego. Przybywszy na drugie piętro, dostrzegł światło, przedostające się przez szparę drzwi. Pocichutku zbliżył się do nich i, popchnąwszy je zlekka, znalazł się w pokoiku, którego umeblowanie nosiło cechę mieszkańców średniego stanu.
Nieznajomy wsunął się na palcach — niedosłyszany, mógł więc przez chwilę nasycić oczy swoje prześlicznym: obrazem, jaki mu się teraz przedstawił.
Przy łóżku rzeźbionem, osłoniętem zieloną adamaszkową kotarą, na klęczniku — klęczała młoda dziewica. Ubrana była w długą suknię białą, której szerokie rękawy spadały aż do ziemi, odsłaniając od łokcia ramiona wdzięcznie zaokrąglone i zakończone białemi i prześlicznemi rączkami, na których w tej chwili spoczywała jej główka. Długie jej włosy blond, spadające falisto na ramiona, sięgały niby płaszcz, złocisty, aż do posadzki. W stroju tym było coś tak prostego, tak powiewnego i anielskiego, że dziewica wydawała się zjawiskiem nie z tego świata, gdyby nie tłumione łkania, z piersi jej się wydzierające, które wyraźnie dowodziły, że i ona jest córą ziemi, zrodzoną z kobiety i do cierpień stworzoną.
Słysząc te łkania, nieznajomy poruszył się, dziewczę się odwróciło... Nieznajomy pozostał nieruchomy przy drzwiach, widząc ją tak smutną i tak bladą.
Wtedy ona podniosła się i, powoli postąpiwszy kii młodzieńcowi, który patrzał na nią milczący i zdziwiony, przyklękła na jedno kolano.
— Co robisz, Odetto? — zawołał — i co znaczy ta postawa?
— Robię to — odpowiedziała dziewica z godnością, wstrząsając głową — co robić powinnam i co każda mnie równa zrobić powinna, gdy się znajduje wobec tak wielkiego pana i księcia.
— Ty śnisz, chyba, Odetto!?
— Oby się Bogu podobało, abym śniła, Mości Książę, i obym się po zbudzeniu była taką, jaką byłam, zanim was poznałam, bez łez w oczach i bez miłości w sercu!
— Na moją duszę! albo ci się w głowie pomieszało, albo ci kto kłam jakiś podszepnął!
Przy tych słowach objął ją ramionami i podniósł z ziemi, ale ona, odpychając go zlekka..........................