Читать книгу Bulimia. Moja historia choroby - Aleksandra Dejewska - Страница 5
ОглавлениеI
Wstęp
Przez wiele lat nie myślałam o sobie dobrze. Czułam się niewystarczająca. Zawsze porównywałam siebie do innych. Wręcz obsesyjnie. Moja wartość zależała od tego, jak mnie postrzegano. Dzisiaj wiem, że takie postępowanie nie ma sensu, ale wtedy wydawało mi się, że to jedyna słuszna droga. Nie podobał mi się mój wygląd, byłam mało refleksyjna. To, co wtedy o sobie sądziłam, było echem tego, co słyszałam na swój temat: „jesteś krnąbrna”, „jesteś leniwa”, „niczego nie potrafisz doprowadzić do końca”, „kto się wróblem urodził, ten kanarkiem nie zostanie”, „będziesz w przyszłości zamiatała ulice”. Było we mnie wiele złości i agresji. Nie wiedziałam, z czego to wynika. Wychowywałam się w domu, w którym było dużo kłótni, zmienności nastrojów oraz przemocy. Jako dziecko próbowałam brać winę na siebie, by bronić mamy. Jako nastolatka wylewałam z siebie agresję i złość. Byłam buntowniczką, która nie akceptowała status quo. Słyszałam, że sprawiam problemy wychowawcze. To całe doświadczenie pomogło mi dojść do momentu, w którym aktualnie jestem.
Potrafiłam ukrywać chorobę przed rodziną. Odkupywałam zjedzone produkty, zacierałam wszelkie ślady. Niektóre napady planowałam, inne były poza moją kontrolą. Karałam się za brak restrykcyjnej diety. Czasem nawet wyobrażałam sobie, że stoję naprzeciwko siebie i okładam siebie pięściami – tak bardzo siebie wtedy nienawidziłam. Zaczęło się od chęci zrzucenia kilku kilogramów, a skończyło na 15, 20 napadach prowokowania wymiotów tygodniowo. Katowałam ciało ćwiczeniami, czasem tak długo ćwiczyłam, że drętwiały mi kolana.
Przeszłam przez fazy wyparcia choroby, odwlekania leczenia i wreszcie leczenia. Nauczyłam się żyć w nowej rzeczywistości, na nowych zasadach.
Walka z chorobą trwała dwa lata. Szukałam pomocy u trzech specjalistów, po czym postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. W księgarni medycznej kupiłam specjalistyczne książki. Poznając różne teorie psychologiczne, zaczęłam rozumieć pewne mechanizmy i podważać to, co wiem na swój temat. Uważniej analizowałam, co mówią inni. Przestałam niszczyć komplementy, w zamian zaczęłam je analizować. Dlaczego tak powiedział, czy naprawdę tak jest, co sprawia, że widzę siebie inaczej – to tylko część pytań, jakie sobie zadawałam. Odkryłam również, że nie tylko moje zachowanie zostało uwarunkowane przez środowisko, w jakim się wychowałam, ale i zachowanie moich rodziców. Dzięki temu przestałam obwiniać moją rodzinę o chorobę. Im bardziej ich rozumiałam, tym bardziej sobie odpuszczałam. Niestety poznanie mechanizmów własnej rodziny nie uzdrowiło mnie, bo kolejne pytanie brzmiało: „Świetnie, że to wszystko wiesz, ale co masz teraz zrobić z tą wiedzą?”. To było bardzo ważne pytanie, ponieważ sprawiło, że znowu szukałam rozwiązania. Znalazłam w swoim otoczeniu osobę stabilną emocjonalnie i równocześnie radzącą sobie z jedzeniem (nie liczyła kalorii, odżywiała się zdrowo, ale były odstępstwa). Porównywałam swoje zachowania z jej i zastanawiałam się, na ile jest to wpływ genów, a na ile to są nawyki. Wiedziałam, że genów nie zmienię. Jeżeli zaś chodzi o nawyki, odkryłam, że skoro potrafię zmusić ciało do tak ekstremalnych zachowań jak wymioty czy głodówki, to oznacza, że potrafię wyrobić każdy nawyk. Tak zaczęła się żmudna praca nad nawykami. Zdobywałam wiedzę na temat zaburzeń odżywiania. Założyłam blog, który okazał się dla mnie dodatkową terapią. Chciałam być szczera. Ważyłam każde słowo, ponieważ wiedziałam, że źle sformułowany wpis może zwiększyć liczbę napadów u kogoś, kto go przeczyta. Zaczęłam rozmawiać z innymi, dzięki czemu przestałam się czuć jak odmieniec. Złożyłam sobie też obietnicę: „to ja wydymam bulimię, a nie ona mnie”. I tak ją wykorzystałam, by pomagać innym. Od tamtego momentu nieustannie się uczę. Im więcej wiem, tym bardziej zdaję sobie sprawę, ile jeszcze czeka mnie nauki.
Pozbyłam się 40 000 zł długu, który powstał podczas choroby. Dług narastał przez moje błędne decyzje finansowe. Zamiast spłacać zadłużenia, kupowałam jedzenie, które wyrzucałam do toalety.
Zdobyłam dyplom dietetyka, ale okazało się, że sama wiedza dietetyczna to za mało. Było wiele mechanizmów, które blokowały przed zmianą relacji z jedzeniem. Moje własne doświadczenie było niewystarczające, by pomagać innym. Studia psychologiczne, kursy z terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach oraz racjonalna terapia zachowań były brakującymi elementami. Dzięki takiej wiedzy jestem w stanie profesjonalnie prowadzić terapię.
Nie ma co ukrywać, życie bez choroby jest wspaniałe. Czuję prawdziwą wolność. Nie martwię tym, co jem. Spotykam się ze znajomymi w kawiarniach przy cieście, w restauracjach, chodzę do pubów. Jeżeli uczestniczę w imprezach okolicznościowych, to czuję komfort i spokój. Moja głowa nie analizuje porażek czy zjedzonych kalorii, czuję luz nawet gdy „godzina posiłku” się przesunęła. Słucham potrzeb swojego ciała. Odzyskałam radość, szczęście, wolność i przyjaźń. Jednym słowem odzyskałam życie. Tobie też tego życzę.
Zastanawiasz się, czy ta książka jest dla ciebie? Odpowiedz sobie, czy:
• starasz się ograniczać jedzenie lub prowokujesz wymioty;
• gdy zaczynasz jeść, nie potrafisz przestać i objadasz się tak, że czujesz się po tym źle;
• wszystkie kalorie, które zjesz, starasz się spalić podczas ćwiczeń;
• stosujesz środki przeczyszczające;
• boisz się przybrania na wadze;
• cały czas kontrolujesz swoją wagę;
• dążysz do perfekcjonizmu;
• myślisz w kategorii „wszystko albo nic” (odniosłam sukces albo porażkę);
• nie panujesz nad jedzeniem;
• pewne produkty (słodycze, chleb, ryż) wywołują u ciebie napady głodu;
• liczysz kalorie każdego produktu;
• źle czujesz się w swoim ciele;
• uważasz, że gdy schudniesz, to zaczniesz siebie akceptować;
• widzisz w sobie więcej wad niż zalet;
• czujesz przymus zadowalania innych;
• sądzisz, że nie zasługujesz na szczęście i pomoc;
• uważasz, że jesteś do niczego, głupia.
Jeżeli choćby jeden z powyższych punktów pasuje do ciebie, to znaczy, że masz w ręku odpowiednią książkę.
Wspólnie przejdziemy przez proces zdrowienia oparty na moim przykładzie. Nie zawsze będzie łatwo, ale gwarantuję, że warto. Wierzę, że masz potencjał, by pokonać chorobę. Pamiętaj, to, że czegoś nie widzimy, nie oznacza, że tego nie ma. W gorsze dni nie dostrzegamy swoich sukcesów, co nie oznacza, że ich nie ma, czy się skasowały. One nadal są!