Читать книгу Ta straszna Środa? - Aleksandra Pawlicka - Страница 6

Оглавление

Na wstępie


Czy Magdalena Środa mogłaby zostać pierwszym polskim prezydentem kobietą?

Nie, nie, to żart, choć najwyższa pora, by temu urzędowi nadać jakąś powagę, rozmach, świeżość, europejski standard. Dlatego potrzeba kobiety. Mężczyźni są zmęczeni, zblazowani, leniwi, nie uczą się, nie znają języków, nie ciekawią się światem, nie przyswajają nawet elementarnych zasad etykiety, robią błędy ortograficzne, a mimo to są bardzo pewni siebie. Bronisław Komorowski traktuje prezydenturę jako docelowy punkt swojej kariery. Osiągnął go i już nic więcej nie musi. Spoczął na laurach, nie uczy się, nie ma wizji, nie pracuje nad sobą. On tylko celebruje, zbiera hołdy i delektuje się prestiżem. A przecież wygranie wyborów to tylko pierwszy krok do ciężkiej pracy, również i intelektualnej, pracy nad sobą, której nikt za niego nie wykona. Komorowski liczy co prawda na to, że wykonają ją doradcy, ale to nie to samo! Lech Kaczyński z kolei realizował aspiracje swojego brata i nie czuł się dobrze w tej roli; uciekał od niej, był niezręczny, „rozsypany”, przerażony jak każdy, kto nosi nie swoje buty… Gdyby nie ta katastrofa w Smoleńsku, historia potraktowałaby go jako nader miernego prezydenta, psychologia zaś jako postać neurotyczną, uwikłaną w jakąś ciemną (genetyczną?) zależność od demonicznego brata. Lech Wałęsa był prezydentem, jakim był, i nie sposób mieć o to do niego pretensji, bo jednak miał charyzmę, biografię i zasługi, których po nim nie miał nikt. Pal diabli więc etykietę. Najlepszy paradoksalnie był Aleksander Kwaśniewski, bo mimo swojej komunistycznej genealogii, która nie przysparzała mu zwolenników w środowiskach intelektualnych, uczył się, pracował, rozwijał i osiągnął prawdziwy sukces. Zupełne przeciwieństwo Komorowskiego, choć ten genealogię ma prawidłową: szlachecko-harcersko-bogobojno-martyrologiczną. Ale biografia w dzisiejszych czasach na nic się już nie przekłada. Komorowski zdaje się tego nie wiedzieć. Dlatego uważam, że czas na kobietę. Ambitna, mądra, propaństwowa, z wyważoną, ale jednocześnie odważną wizją roli Polski w dzisiejszym świecie bardzo by się przydała. Zawsze powtarzam, że w polskiej polityce wszyscy się sprawdzili, wszystkie zmiany już były; potrzeba nam teraz jednej, najważniejszej – zmiany płci.

Dlaczego więc nie pani?

Jeśli o mnie chodzi, to pomysł z kandydowaniem jest raczej dowodem na potęgę Internetu niż antycypacją czegokolwiek.

Znam osoby, które – na Facebooku – uważają, że powinny mnie już do tego przygotowywać. I takich osób, które z jakichś powodów są politycznie pożądane, jest mnóstwo, choć nie biorą udziału w żadnej z liczących się gier. Może jednak zmienią to internetowe wybory bezpośrednie? Jan Jakub Rousseau dowodził dwieście lat temu, w czasach narodzin nowożytnej demokracji, że właśnie jej forma bezpośrednia jest najlepsza. Oczywiście przez wieki była ona niemożliwa. Z racji dużej liczebności społeczeństw musieliśmy zbudować demokrację reprezentatywną, która właśnie przeżywa kryzys; iluż ludzi nie głosuje, bo demokracja – jak twierdzą – ogranicza ich wybór do osób wybranych przez szefa partii, a oni woleliby sami decydować zamiast niego. Według Rousseau, jeśli każdy będzie głosował w zgodzie z własnym rozeznaniem i rozsądkiem, będzie to znacznie lepsze dla wszystkich niż wtedy, gdy ludzie głosują zgodnie z interesem partyjnym, bo tak przecież najczęściej robią. Dotyczy to również wyboru na prezydenta. Do pewnego stopnia pokazał to przykład Baracka Obamy, w którego wyborze Internet odegrał znaczącą rolę. No, ale akurat ja do roli prezydenta nie aspiruję… I dość mnie dziwi, że ktoś ma taki pomysł.

Dziwi? Może to po prostu efekt zapotrzebowania na osobę, która ma wyraziste poglądy, jest osobowością.

W życiu publicznym brakuje nam rzetelnych administratorów, a nie osób mających wyraziste poglądy. Tych mamy w nadmiarze. Wyraziste poglądy mają Stefan Niesiołowski, Antoni Macierewicz, Jarosław Kaczyński. Ba, powiedziałabym, że nawet nader wyraziste, choć oczywiście pozostaje pytanie, czy taką wyrazistość można wiązać z osobowością czy raczej z niewyparzonym językiem? Każdemu z tych panów wydaje się, że może chlapać byle co, to znaczy to, co kupią media. Ale oczywiście można medialnie się sprzedawać i nie mieć w głowie nic prócz siana. Dobrym przykładem jest tu też molierowski świętoszek, poseł Jarosław Gowin. Płaszcze od Armaniego, uśmiech z publikacji świadków Jehowy, treść wystąpień ze wczesnego średniowiecza. I ten pan należy ponoć do nowoczesnej partii, jaką się mieni Platforma Obywatelska? A tak, à propos charyzmy: pamiętam, jak Joanna Kluzik-Rostkowska promowała podczas kampanii prezydenckiej swojego ówczesnego idola Jarosława Kaczyńskiego, mówiąc, że jego atutem jest charyzma. Boże, chroń nas więc przed charyzmą! Choć trzeba też przyznać, że w Polsce charyzma mylona bywa z brakiem rozsądku czy z niezrównoważeniem psychicznym. Natomiast jest rzeczywiście jakiś głód poglądów, które wychodzą poza parlamentarny mainstream, poza katolicką, narodową, historyczną poprawność, która nas ogromnie ogranicza i cenzoruje (a nawet autocenzoruje). Jeśli o mnie chodzi, prawdą jest, że coraz więcej nieznajomych ludzi zaczepia mnie po różnych spotkaniach, na ulicy, w sklepach i gratuluje mi…. odwagi. Nie świadczy to bynajmniej o mojej odwadze, ale raczej o strachu innych i deficycie pewnych poglądów. Ot, wczoraj podszedł do mnie na dziale mięsnym wielkiego sklepu jakiś pan. Ukłonił się i zniknął, potem znów podszedł i uśmiechnął się. Na końcu dopadł mnie w dziale warzywnym i powiedział, że dzięki ludziom, którzy myślą tak jak ja, jego życie ma sens. Oczywiście przesadził, to taka retoryka, ale to wcale nierzadki przypadek. Choć najczęściej obawiam się, że ktoś taki podejdzie i mi przyłoży, bo nie kocham Maryi, bo nie wierzę w Pana Boga, bo śmieszy mnie kawałkowanie ciała Jana Pawła II na relikwie, bo jestem za prawem kobiet do aborcji, bo bronię zwierząt, a nie rodzin wielodzietnych, bo denerwuje mnie nasza nabzdyczona narodowo-powstaniowa pycha, bo uważam, że jest krzyczącą niesprawiedliwością, że żyjemy w kraju rządzonym przez mało rozgarniętych mężczyzn, podczas gdy kobietom wmawia się, że ich boskim powołaniem jest cicho siedzieć, rodzić i wykonywać nieodpłatną domową pracę. Ale okazuje się, że w Polsce jest wiele osób myślących tak jak ja, choć żywiących poważne obawy, że takie poglądy wyrażane publicznie są czymś niebezpiecznym. I że potrzeba odwagi, by je głosić publicznie. Myślę, że w tych „komplementach” ważne jest też to, że wyrażane przeze mnie opinie są poglądami, które nie służą prowadzeniu gry politycznej. Zabierając głos w debacie czy pisząc felieton, nie walczę o punkty dla konkretnej partii. A jednocześnie werbalizuję odczucia, które – jak się okazuje – podziela bardziej otwarcie bądź skrycie niemała część Polaków.

Feministka, antyklerykałka, etyczka, to najczęściej pojawiające się przy pani nazwisku określenia. Od czego więc zaczynamy?

Zacznijmy od feministki.


Ta straszna Środa?

Подняться наверх