Читать книгу Szalona noc w Las Vegas - Amy Ruttan - Страница 4
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ОглавлениеSeattle, sześć miesięcy później
– Ohoho! – Emily wpatrywała się w zdjęcie USG przesłane jej przez Anę Ruchi, zaprzyjaźnioną lekarkę z niewielkiego szpitala między Portland i Seattle.
– Tak, bliźnięta zrośnięte. Dziewczynki. Mają osobne kręgosłupy, ale w dolnej partii połączony układ nerwowy. Mają również połączoną wątrobę i częściowo jelito grube. Dzielą trzy nerki.
– Dobrze, że mają w pełni uformowane osobne kończyny i narządy rozrodcze.
Przepołowienie wątroby i rozdzielenie bliźniaczek, myślała, da im szanse na samodzielne życie. Na szczęście obie dziewczynki miały własne serca i czaszki. Wspólne organy wewnętrzne da się względnie łatwo rozdzielić. Względnie… Operacja będzie ryzykowna, oceniła, ale wygląda to nie najgorzej.
Pozostawało pytanie, czy po rozdzieleniu kończyny będą sprawnie funkcjonować. I zasadnicza kwestia: czy bliźniaczki przetrwają poród?
– To są plusy – potwierdziła doktor Ruchi na drugim końcu linii.
– I rodzice wyrazili zgodę na przeniesienie do Seattle i na to, żebym przeprowadziła operację? – Emily powiększyła skan na ekranie.
– Tak, matkę poinformowano, że płody są zrośnięte i uprzedzono o ryzyku związanym z rozdzieleniem, ale zdecydowała się na poród.
Emily poczuła lekkie kopnięcie i spojrzała na swój brzuch. Szósty miesiąc. Ciąży nie dawało się już ukryć.
Pacjentka zdecydowała się urodzić… Słowa Any odbiły się echem w jej głowie. To dopiero ciężka decyzja. Na szczęście nie musi dokonywać takiego wyboru. Jej dziecko rozwija się normalnie.
– Kiedy planujecie odebrać poród?
– Szczerze mówiąc, wolałabym przenieść matkę do Seattle, żeby była pod twoją opieką. Za kilka tygodni płody będą bardziej rozwinięte i wydobędziecie je przez cesarskie cięcie. Przyda się wówczas twoja wiedza i doświadczenie. W końcu uznawana jesteś za najlepszego chirurga dziecięcego w kraju i przeprowadzałaś już rozdzielenia zroślaków.
– Jasne, niepokoi mnie tylko wspólna część układu nerwowego. Wątroba, nerki, nawet jelito grube – to mnie nie przeraża. Ale do rozdzielenia układu nerwowego potrzebny byłby światowej klasy neurochirurg.
– Mam takiego.
Emily poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła.
– Słucham?! – Dobrze, że koleżanka nie mogła widzieć jej twarzy. Przewidywała, kogo ma na myśli.
– Ryan Gary. Zgodził się przylecieć z San Diego. Chciałabym, żebyście razem operowali. To dla mnie ważne. Odbierałam pierwsze dziecko tej kobiety.
Ryan jest jak najbardziej właściwą osobą, Emily przyznała w duchu. Ma doświadczenie w rozdzielaniu zrośniętych bliźniąt. Ale operowanie ramię w ramię z facetem, któremu niedawno wysłała pozew rozwodowy, może być trochę kłopotliwe.
Z poprzedniego związku wyszła mocno poobijana. Była pełna obaw przed wiązaniem się z kolejnym chirurgiem. Obaw? Mało powiedziane. Była zdecydowana, by do tego nie dopuścić. Ta jednonocna przygoda w Las Vegas była wielką pomyłką. Och, noc była wspaniała, ale konsekwencje…
Za kilka miesięcy będzie samotną matką. Żałowała tego wariactwa. No, może nie do końca…
Tak czy owak, nie może odmówić koleżance tylko dlatego, że zaliczyła wpadkę z doktorem Garym po pijanej nocy w Las Vegas.
Kiedy próbowała się z nim skontaktować i poinformować, że zaszła w ciążę, dowiedziała się, że przebywa na misji medycznej w Trzecim Świecie.
Nie odezwał się nawet, gdy wysłała mu pozew rozwodowy. Nie to nie. Załatwi ten rozwód w ten czy w inny sposób.
Nie planowała macierzyństwa. Nie chciała być samotną matką. Ale stało się. Jest, jak jest.
– Emily? – dotarł do niej głos Any.
– Słucham? Ach, tak. Doktor Gary…
– Jakiś problem? – W głosie koleżanki słychać było nutę zaniepokojenia.
Zajęło jej lata, by nauczyć się wyłapywać niuanse w kontaktach z ludźmi. Potrafiła wyczuwać autentyczną troskę. Ostatnio ludzie zwracali się do niej, jakby było im jej żal.
– Wszystko w porządku. Pewnie będę musiała uzyskać zgodę naczelnego chirurga… W końcu w naszym Centrum Matki i Dziecka mamy własnego neurochirurga pierwszej klasy.
Kłamczucha!
Postawmy sprawę jasno, powiedziała do siebie. Masz problem z facetem. Nie odpowiedział na mejle z informacją o ciąży. Najwyraźniej nie poczuwa się do odpowiedzialności.
Po raz kolejny zawiódł ją mężczyzna. Potrafi jednak sama wychować dziecko. Nie chce żadnego faceta w swoim życiu.
Dla dobra pacjentki musi jednak z nim współpracować. Jest znakomitym chirurgiem.
– Z twoim szefem już wszystko załatwiłam – powiedziała łagodnie doktor Ruchi – ale wolałam mieć pewność, że ty też się włączysz. Nie chcę, żeby twój szef przydzielił moją pacjentkę jakiemuś innemu chirurgowi dziecięcemu.
– Ana, w końcu jestem ordynatorem kliniki!
– No dobrze – przyznała doktor Ruchi z westchnieniem. – Chodziło mi o jego zgodę na udział doktora Gary’ego w tej operacji. Chcę ciebie i jego. Nie ufam nikomu innemu. Oboje już przeprowadzaliście rozdzielenia. Wiem, że to potrafisz.
– Też to wiem. – Czy potrafi jednak stanąć przy stole operacyjnym z Ryanem?
Owszem, jest znakomitym chirurgiem, ale ma ochotę go udusić. Za to, że nie zdobył się ma odpowiedź na jej korespondencję. Nie była pewna, jak to wpłynie na atmosferę w sali operacyjnej.
Przestań się złościć, powiedziała do siebie. Po prostu zachowuj się profesjonalnie.
Ale jak? Potrząsnęła głową. Podziwiała jego umiejętności, pociągała ją pewność siebie, jaką emanował. A przy tym, przyznała w duchu, jest uroczy i diabelnie przystojny. Dlatego teraz ona jest w kłopotach.
Kiedy byli razem, nie odczuwała zażenowania i tremy. Jakby jego asertywność jej również się udzieliła. Przy nim czuła się pożądana.
– Kiedy matka i ojciec mają być tu przewiezieni?
– Wysłałam ci grafik i całą dokumentację. Powinni być przetransportowani jutro ambulansem powietrznym. Ale doktor Gary dotrze nawet wcześniej. Przyleciał do Portland wczoraj wieczorem i ma dolecieć dzisiaj do Seattle śmigłowcem wraz z chłopcem, którego ma operować. Dziesięciolatek z urazami kręgosłupa.
To także jej pacjent!
O przylocie chłopca była uprzedzona, ale bez szczegółowych informacji o towarzyszącym mu lekarzu. Czyli będą wspólnie zajmować się też tym dzieckiem. Ona i Ryan.
Niech to diabli, lepiej nie można było tego wymyślić!
Spojrzała na pager.
– Dobrze, Ana. Zaopiekuję się twoją pacjentką. Daj mi znać, kiedy będą od was wylatywać.
– Jasne. Dziękuję, Emily.
Odłożyła słuchawkę, jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
Nie, to nie dzieje się naprawdę!
Po rozstaniu z Robertem, który nie mógł przełknąć jej awansu na stanowisko ordynatora kliniki chirurgii dziecięcej, poprzysięgła sobie, że nigdy nie zwiąże się uczuciowo z chirurgiem.
No i masz.
Przez pięć lat unikała mężczyzn. Aż do tej konferencji w Las Vegas, kiedy oczarował ją Ryan Gary.
Powinna była stuknąć się w głowę!
Została wykorzystana. To bolało, ale pozbierała się. Nie będzie się nad sobą użalać. Ma dobrą pracę i spodziewa się dziecka. Wychowa je tak, by widziało w niej wzór do naśladowania. Nawet jeśli perspektywa samotnego macierzyństwa ją przerażała.
Ryan jest w drodze do Seattle i nie ma sposobu, by ukryć przed nim ciążę. Ale przynajmniej na miejscu wymusi na nim, by podpisał wniosek rozwodowy.
Wciągnęła głęboko powietrze. Poradzi sobie. W końcu daje sobie radę z rozwścieczonymi rodzicami, którzy wrzeszczą na nią i zespół, bo przełożono planowaną operację ich dziecka, gdyż trzeba było się zająć nagłym wypadkiem. Potrafiła wobec nich być grzeczna, lecz stanowcza. Tak samo odnosić się będzie do tego aroganta. Może być jednym z najlepszych neurochirurgów na świecie, ale ona też ma dokonania i renomę.
Dla dobra pacjentki zniesie jego obecność.
Hmm… Z pacjentami i rodzicami małych pacjentów radzi sobie, bo to jest jej praca. W życiu osobistym już nie jest tak dobrze.
Pod koniec ich związku Robert często ją deprecjonował. Naśmiewał się z jej przypadłości. Z tego, co różniło ją od innych, a co starała się pojąć przez całe swoje życie.
Jako osoba z zespołem Aspergera, łagodnym, wysokofunkcjonującym zaburzeniem osobowości, nigdy w pełni nie pasowała do otoczenia.
Gdy sprawy rozgrywały się na płaszczyźnie osobistej, traciła pewność siebie.
Przejrzy ją… Zorientuje się w jej słabościach.
Zabrzęczał pager. Śmigłowiec był w drodze. Serce zabiło jej mocniej.
Schowała aparat do kieszeni fartucha. Wstała i przeciągnęła się. Poczuła, jak dziecko wykonuje fikołka. Trudno było się nie uśmiechnąć.
Jakoś to będzie. Bywało gorzej.
Włożyła stetoskop i ruszyła do windy. Lądowisko znajdowało się na dachu Centrum.
– Pani doktor, proszę ze mną – zwróciła się do Amandy Teal, stażystki, która siedziała w pobliżu dyżurki pielęgniarek, wypełniając grafik. – Niech pani zorganizuje wózek i spotkamy się na lądowisku.
W windzie wbiła kod pozwalający wyjechać na górę. Nerwy miała napięte jak postronki.
Dzień był słoneczny. Z dachu Centrum widać było cieśninę Pugeta i kursujące po niej promy. Przez moment cieszyła się widokiem i spokojem późnowiosennego poranka. Po chwili usłyszała bicie łopat i pojawiła się sylwetka pomarańczowego medycznego śmigłowca.
Weź się w garść, powiedziała do siebie. Założyła ręce na piersi i przygryzła dolną wargę.
Jest tu wyłącznie z powodów zawodowych, przekonywała się. Chodzi o życie dziecka. Nie będzie żadnej wymiany uprzejmości.
Podmuchy powietrza z wirnika maszyny potargały jej krótkie blond włosy. Schroniła się w nadbudówce.
– Chodźmy. – Skinęła głową do doktor Teal, gdy wirnik zaczął zwalniać i obie, przygięte do ziemi, pobiegły do śmigłowca. Ratownicy na pokładzie przygotowywali się do przekazania pacjenta.
Kątem oka zauważyła Ryana. Wyglądał tak, jak go zapamiętała. Brązowa czupryna była zmierzwiona, zdumiewająco niebieskie oczy skupione na pacjencie i ratownikach. Wyrazisty podbródek zakrywała chusta, ale i tak można było dostrzec uroczy dołeczek.
Weź się w garść!
W tym samym momencie przeniósł wzrok na nią. Przez ułamek chwili na twarzy miał wymalowane zaskoczenie. Nie spodziewał się jej tutaj?
Nie, to mało prawdopodobne.
Odwróciła wzrok i ruszyła do ratowników.
Jeżeli ma zachować panowanie nad sytuacją, to musi traktować go jak każdego innego chirurga. Z dystansem. Ich relacje powinny mieć wymiar wyłącznie zawodowy.
Tak powinna była zachować się sześć miesięcy temu w Las Vegas. Zamiast pozwolić, by zawrócił jej w głowie.
A może tego potrzebowała?
Odgoniła tę myśl.
– Dziesięciolatek – raportował ratownik – z urazami kręgosłupa odniesionym podczas jazdy pojazdem terenowym. Złamanie między kręgiem C7 i T3. Doktor Gary wprowadził pacjenta w stan śpiączki farmakologicznej i hipotermię.
– Hipotermię? – Emily była zaskoczona.
– Żeby zabezpieczyć rdzeń kręgowy – wyjaśnił Ryan, stając po drugiej stronie noszy i pomagając przy umieszczeniu ich na wózku. – Być może dzięki temu znów będzie mógł chodzić.
Nie odezwała się do niego ani słowem.
– Przejmujemy opiekę – poinformowała ratownika.
Ratownik przekazał jej dokumentację. Odebrała papiery i popchnęła wózek w kierunku windy.
Czuła na sobie wzrok Ryana, lecz było jej wszystko jedno. Teraz musi umieścić pacjenta na Oddziale Intensywnej Terapii i nadzorować stabilizację. Z doktorem Garym będzie rozmawiać wyłącznie o kwestiach medycznych i podpisaniu pozwu. I tyle. Ale to nie jest właściwy moment na rozmowę o rozwodzie.
Kiedy zjeżdżali na piętro, na którym mieścił się OIT, usłyszała ryk silnika odlatującego śmigłowca. Szkoda, że Ryan nie został na pokładzie, pomyślała.
Hipotermia? Wprowadzanie w stan hipotermii pacjentów z urazami kręgosłupa często dawało dobre wyniki. Ale to stosowało się do dorosłych. W przypadku dzieci nie zalecano tej procedury.
Odbiło mu? Czy jest na tyle zadufany w sobie, że uważa się za Boga?
– Co do diabła przyszło ci do głowy, żeby w stan hipotermii terapeutycznej wprowadzać dzieciaka?! – wypaliła. Była rozjątrzona. Ale tak naprawdę nie chodziło jej o plan leczenia.
Wściekała się, bo ignorował ją przez pół roku.
Nie zareagował na wiadomość, że jest w ciąży. Sprawił jej ból. Przy doktor Teal nie mogła jednak tego powiedzieć. Krytykując jego decyzję, wyładowała wściekłość, jaką czuła od chwili, gdy go zobaczyła.
Zauważyła, jak na chwilę oczy Amandy Teal zrobiły się okrągłe. Poczuła się głupio, że pozwoliła sobie na wybuch w obecności stażystki.
Mężczyzna po przeciwnej stronie wózka uśmiechnął się do niej szeroko. Tym samym czarującym aroganckim uśmiechem, przez który narobiła sobie kłopotów.
– Miło jest znów cię widzieć, najdroższa żono.