Читать книгу Kiereński. Czerwony liberał - Andrzej Andrusiewicz - Страница 7

Wołga

Оглавление

Leżący w środkowym biegu Wołgi niewielki Symbirsk przeszedł do historii jako miasto-ojczyzna trzech uwielbianych i znienawidzonych ludzi, twórców największych wydarzeń w krytycznych latach początku XX wieku: ostatniego carskiego ministra spraw wewnętrznych Aleksandra Protopopowa, który swoją działalnością walnie przyczynił się do upadku władzy carskiej, miasto Władimira Uljanowa znanego jako Lenin i Aleksandra Kierienskiego. Wszyscy trzej służyli Rosji, każdy po swojemu. Uzyskali ogromną popularność i władzę. Co więcej, u schyłku istnienia monarchii na rosyjskiej arenie politycznej odgrywali niezmiernie ważną rolę.

Na symbirskim firmamencie błyszczały inne jeszcze nazwiska, które stały wysoko na giełdzie przewidywań przyszłej sławy. W pobliskim Michajłowsku urodził się Nikołaj Karamzin, który naukę pobierał w Symbirsku. Rozsławił Symbirsk jego wielki rodak Iwan Gonczarow – baczny obserwator tego na wpół mieszczańskiego i na wpół kupieckiego miasta. Pisarskie natchnienie czerpał z nadwołżańskiej rzeczywistości.

W życiu politycznym Symbirsk był miniaturą nastrojów i emocji wstrząsających imperium. Trzon elit miasta stanowili konserwatywni właściciele ziemscy, nastrojeni wrogo wobec wszelkich przejawów liberalizmu i modernizacyjnych reform Aleksandra II. Miejscowi adwokaci, nauczyciele, lekarze byli zainteresowani tendencją reformatorską, którą traktowali jak tarczę obronną przed siłami wrogimi cesarstwu. Wreszcie trzecia grupa mieszkańców – młodzi radykałowie, rewolucjoniści, przez władze nazywani nihilistami, którzy wprost czyhali na byle sposobność, żeby wszelkie próby liberalnych zmian obrócić w niwecz. Mówili, że nowa Rosja ziści się wtedy, gdy dokona się rewolucja, obalenie caratu i przejęcie władzy przez naród. Co jakiś czas wstrząsały miastem ostre spory polityczne. Protagoniści nie przebierali w słowach i brali się za łby. Padały gniewne słowa o zburzeniu samodzierżawia bądź o jego niezbędności i konieczności obrony. Radykałowie nie ustępowali – gdyby była tego potrzeba, zrównaliby całą Rosję z ziemią, byleby tylko zwyciężyła „sprawa”.

W 1887 roku Symbirskiem wstrząsnęła wieść, która nadeszła z Petersburga. W stolicy wykryto spisek na życie cara Aleksandra III. Jednym z niedoszłych zamachowców był syn dyrektora departamentu szkół ludowych i brat Władimira Uljanowa. Miasto ogarnął wielki wstyd, wszak jeden z jego mieszkańców zamachnął się na Pomazańca Bożego. Zamachowca powieszono, ale sprawa niedoszłego carobójstwa trwała jeszcze długo w pamięci mieszkańców, jak ciążące im brzemię. Przez Symbirsk przetoczyła się fala aresztowań. Jak było w zwyczaju, ludzi zatrzymywano po nocach. Od rodziny Uljanowów odsunęli się wszyscy. Los małego Symbirska, do którego nawet nie docierała kolej żelazna i dokąd nieregularnie przybywała poczta, związał się z losem wielkiego Petersburga. Wołga jakby złączyła się z Newą.

Był też inny Symbirsk – miasto nad wysokim brzegiem Wołgi, jedyny szlak komunikacyjny. Wiosną i latem rzeką kursowały parostatki handlowe i pasażerskie. Górował nad miastem sobór katedralny, pałac gubernatora, klasztor żeński, publiczna biblioteka. Poniżej wzgórza rozłożyły się domy, błotniste ulice i sady pełne jabłoni i wiśni. Obfitość sadów, drzew, krzewów tworzyła, zwłaszcza na wiosnę, niezapomniany widok białych kwiatów i zieleni, niczym barwny kobierzec.

Rzeka regulowała rytm życia miasta. Ludzie byli od niej uzależnieni. Rodzili się nad rzeką, tam umierali, niektórzy z nędzy, niechlujstwa i mozołu nieudanego życia, niektórzy ze starości, inni dlatego, że żyć nie chcieli. Wśród tragarzy, bosiaków i złodziejaszków było wiele nienawiści do życia i pogardy do wszystkiego na świecie. Ludzie udawali się nad ukochaną rzekę i tam śpiewali, pili, płakali, rozmawiali o życiu gniewnie, ze smutkiem, niekiedy z tkliwością. Nad bezkresną rzeką mieli poczucie prawdziwej wolności. Wszystko nastrajało melancholijnie. To szczęśliwe miejsce na długo pozostawało w pamięci tych, którzy tam byli. Odbijało się echem jeszcze po dziesiątkach lat. „W głębi duszy zacząłem odczuwać, że wszystko, co mnie otaczało, wszystko, co było ze mną związane, oznaczało łączność z Rosją: piękno Wołgi, wieczorny dom, archireje, wesołość siedzących w karetach zaprzęgniętych w czwórkę koni, katorżnicy w kajdanach, dobroduszne maleńkie dziewczynki, z którymi chodziłem na tańce, obdarci bosonodzy chłopcy, z którymi grałem latem, moi rodzice, rodzeństwo, niania, bohaterowie ruskich eposów, bezbrzeżna Wołga” – wspominał Kierienski po latach.

To był świat młodego Saszy. Biegał nad brzeg Wołgi spragniony jej widoku. Nigdy jej nie zapomniał. W swoim długim życiu pogrążał się w nadwołżańskich wspomnieniach i rozpamiętywał najdrobniejsze szczegóły „spotkań” z rzeką, o której z takim sentymentem pisał. Pociągały go odludne zakątki, gdzie mógł spokojnie oddać się dziecięcym marzeniom. Pełnia przeżyć wewnętrznych, jakich dostarczała ta rzeka, pozostała mu na całe życie, jak i pamięć rodzinnego miasta, raz sennego, leniwego, to znowu pulsującego życiem, hulankami i pracą tych, którzy pracę mieli. Dla niego Wołga, Symbirsk – to była Rosja. Był jej wierny całe życie, nawet wówczas, kiedy utracił ją na zawsze. Nigdy nie przyjął obcego obywatelstwa.

Czy rzeczywiście urodził się w Symbirsku? Według oficjalnej wersji (być może prawdziwej) przyszedł tam na świat 22 kwietnia (4 maja) 1881 roku. Kontrowersje wywołują dwie wersje nieoficjalne, według jednej matką jego była Hesia Helfman – żydowska terrorystka, skazana na karę śmierci za udział w zamachu na cara Aleksandra II (1881). W jej obronie stanęły organizacje społeczne, polityczne, kulturalne w całej Europie, terrorystki bronili Rosjanie o głośnych nazwiskach. Wykonanie wyroku odłożono, a później zamieniono go na dożywotnie zesłanie ze względu na stan brzemienny oskarżonej. W kazamatach twierdzy Pietropawłowskiej w siódmym miesiącu ciąży urodziła syna, któremu po obrzezaniu nadała imię Aaron. Jego biologicznym ojcem prawdopodobnie był terrorysta – narodowiec Nikołaj Kołodkiewicz, który zmarł w więzieniu w 1884 roku.

Policja oddała dziecko do sierocińca, zacierając wszelkie ślady poprzez rozpuszczenie pogłoski, że więźniarka urodziła dziewczynkę, która wkrótce zmarła. Władze obawiały się, iż syn sławnej bojowniczki, gdy dorośnie, stanie się bohaterem zrewolucjonizowanych środowisk żydowskich. Wersja o Aroncziku żyła własnym życiem, znali ją starzy bolszewicy i narodnicy. Powracano do niej jeszcze w latach trzydziestych XX wieku, a podczas procesów trockistów nieoficjalnie ją upowszechniano. Uwiarygodniał ją fligel-adiutant cesarza, komendant pałacu cesarskiego w Carskim Siole generał-major Władimir Wojejkow, dobrze obeznany w tajemnicach państwa, który „sprawę Aarona” opisał w swych pamiętnikach. Po śmierci matki Aronczika jakoby oddano na wychowanie do żydowskiej rodziny Kibritzów (Kibriców). Jeden z prominentnych członków rodu – wysoki urzędnik państwowy – za przestępstwa finansowe odbywał karę więzienia w miasteczku Kieriensk w guberni penzeńskiej. Zgodnie z obowiązującą procedurą asymilacyjną policja nadawała byłym żydowskim skazańcom nowe nazwiska pochodzące od nazw miejscowości. Chaim Kibritz przeszedł na prawosławie i stał się Kierienskim. Jego syn Fiodor usynowił Aronczika, nadając mu chrześcijańskie imię Aleksandr, po przybranym ojcu – Fiodorowicz.

Wersję Wojejkowa zdecydowanie odrzucały środowiska liberalne, rewolucyjne i niektóre żydowskie. Komendantowi zarzucano kłamstwo i antysemityzm w najgorszym czarnosecinnym wydaniu poprzez przypisywanie Kierienskiego do „wrogiej nacji”. Po upadku caratu aresztowano generała. Niektórzy członkowie Rządu Tymczasowego domagali się dla niego długoletniego więzienia bądź kary śmierci. Kierienski uratował mu życie.

I wreszcie trzecia wersja – etniczny, prawosławny Rosjanin Fiodor Kierienski (ur. 1839) jakoby ożenił się z młodą owdowiałą austriacką Żydówką o nazwisku Adler, po pierwszym mężu – Kibritz. Kierienski usynowił Aarona, nadał mu imię Aleksandr i nazwisko Kierienski. Ta wersja czyniła Kierienskiego pół-Żydem, co dla rosyjskich nacjonalistów nie miało większego znaczenia. Dla nich był Żydem, który przyczynił się do upadku monarchii. O półżydostwie Kierienskiego pisał angielski ambasador w Rosji George Buchanan. Agent wywiadu brytyjskiego, attaché wojskowy generał Alfred Knox, z nie mniejszym przekonaniem przyjął wersję o żydowskim pochodzeniu Kierienskiego. Tę wersję podtrzymywała część nacjonalistycznych środowisk żydowskich szczycących się swoim rodakiem.

Sam Kierienski nigdy, ani w kraju, ani na emigracji, nie odniósł się do rozpowszechnianych wersji. Czy znał prawdę i wybrał milczenie? Może nie przywiązywał żadnego znaczenia do tych pogłosek? Ale, czy były to tylko plotki? Jeżeli nawet któraś z wersji odpowiadała rzeczywistości, nie może i tak stanowić podstawy do interpretowania późniejszych wydarzeń. Co najwyżej świadczy o niezwykle pogmatwanych losach ojca rosyjskiej rewolucji.

Przyjmijmy jako wiarygodną wersję oficjalną, bo najdokładniejsze wiadomości, jakie mamy, pochodzą od niej właśnie. Jest rzeczą pewną, że Aleksandr bardzo wcześnie uświadomił sobie swoją godność człowieka z wyższej warstwy społecznej, do której jego rodzice, prawdziwi czy przybrani, dostali się dzięki własnej determinacji. Fiodor Kierienski pochodził z rodziny biednego duchownego z miasteczka Kieriensk. Nazwisko rodu Aleksandr wyprowadzał od nazwy rzeczki Kierienka, ale niepojęty los związał rodzinę z inną rzeką – Wołgą. W 1858 r. ukończył w Penzie seminarium nauczycielskie i pracował jako wiejski nauczyciel. Po zniesieniu dyskryminacyjnych ustaw ograniczających dostęp do uniwersytetów Fiodor Kierienski rozpoczął studia na jednej z najlepszych rosyjskich uczelni – uniwersytecie kazańskim, uzyskując dyplom z historii i filologii klasycznej. Został nauczycielem języka rosyjskiego i inspektorem w gimnazjum męskim w Kazaniu. Poprzez swojego stryjecznego brata (mąż siostry Wasyla Kluczewskiego) spokrewnił się z wielkim historykiem. Na wyższych kursach żeńskich, gdzie jako wyróżniającemu się absolwentowi powierzono mu wykłady, poznał studentkę Nadieżdę Adler, córkę naczelnika topografii przy kazańskim sztabie wojskowym. Była ona wnuczką chłopa pańszczyźnianego, który wiele skorzystał na reformie uwłaszczeniowej (1861) i już jako wolny obywatel rozpoczął w Moskwie działalność kupiecką.

Fiodor i Nadieżda zawarli związek małżeński. Ich pozycja społeczna i materialna zmieniła się na lepsze. W wieku 30 lat Fiodor został inspektorem szkół średnich, a siedem lat później – dyrektorem szkoły w Wiatce. Młody dyrektor zasłynął z talentów organizacyjnych i pedagogicznych. Awansowano go, przenosząc na stanowisko dyrektora jednego z najlepszych w Rosji gimnazjów męskich i średniej szkoły żeńskiej w Symbirsku. Ukształtowała się linia symbirska Kierienskich. Dzieci Fiodora znalazły się na różnych urzędach, ale ani jeden z rodzeństwa Aleksandra nie wzniósł się powyżej niego.

Spokój rodziny zakłóciła choroba Saszy – gruźlica kości biodra. Dziecko noszono na rękach. Wydawało się, że będzie kaleką do końca życia. Pomoc zaprzyjaźnionego chirurga, odpowiednia terapia i zastosowanie protez dały pozytywne efekty. Chłopiec stopniowo odzyskiwał sprawność ruchową aż do całkowitego wyleczenia uciążliwej dolegliwości. Od tego czasu cieszył się dobrym zdrowiem, niespożytą siłą.

Symbirska inteligencja podnosiła ogromnie znaczenie miasta, jakby tu, nad Wołgę, przywiewały wiatry atmosferę stołecznego Petersburga. Życie Kierienskich przebiegało w atmosferze przesiąkniętej kulturą, religią, uwielbieniem monarchii. Był to typowo inteligencki dom, charakterystyczny dla tej części inteligencji, która stała lojalnie przy tronie i dla której umiłowanie rosyjskiej tradycji było wartością najwyższą. Ceniono piękno muzyki. Matka, akompaniując sobie na fortepianie, śpiewała pieśni rosyjskie i arie operowe. O wieczorach muzycznych u Kierienskich rozprawiano w całym mieście. Sasza kochał książki i często po nie sięgał. „Czytanie stało się fundamentem mojego życia – pisał w Miemuarach. – Czytałem książki i czasopisma, romanse historyczne, opisy podróży, broszury naukowe, opowiadania o amerykańskich Indianach i o życiu świętych”. Te zainteresowania wypływały zarówno z wrodzonych predyspozycji, jak i z inspiracji ojca.

Młody Kierienski – jak chce legenda – już od wczesnego dzieciństwa doznawał wewnętrznego niepokoju na widok człowieka poniżonego, maltretowanego, kiedy nawet na to, żeby publicznie współczuć prześladowanemu antyreżimowcowi, trzeba było odwagi. Pewnego razu widział, jak ulicami Symbirska prowadzili zakutych w kajdany zesłańców na Sybir. Wzruszony ich losem, nagle podbiegł do konwojentów i dał im własny kołacz, prosząc, że to dla nieszczęśników. Postąpił, jak nakazywała chrześcijańska tradycja. Nietrudno w tym było rozpoznać religijne wychowanie. Wówczas rzeczywiście był jeszcze mocno przywiązany do Cerkwi. Jego rodzicom duchowni z miejscowego soboru katedralnego składali wizyty, przynosili książki i klatki z ptakami, które ku radości dzieci wypuszczano na wolność. Chłopiec był religijny, jak jego rówieśnicy, i nie tylko dlatego, że rodzice demonstrowali swoje przywiązanie do Cerkwi. Przodkowie ojca – pradziadek Josif Kierienski i dziadek Michaił Kierienski – byli prawosławnymi duchownymi. Gdy Aleksandr usłyszał dzwon cerkiewny, biegł do świątyni. Tajemnicza, piękna liturgia przyciągała młodzieńca o rozbudzonej wyobraźni. Kochał widowiska, a w cerkwi miał ich namiastkę. Pociągała go strona obrzędowa, a nie duchowa. W swoim dorosłym życiu sam był wytrawnym aktorem na scenie dziejów, grając pierwszoplanowe role w „spektaklach”, które sam reżyserował. Młodzieńcza religijność później wypłowiała, a jej wyznawca stanął w jednym szeregu z wrogami Cerkwi. Czy wyrzekł się religii? Przyznawał, że „religia stała się składową częścią jego życia”.

W 1889 roku skończyło się beztroskie życie nad Wołgą, skończyły się dziecięce zabawy, przejażdżki łodziami po rzece, a w zimie po lodzie, skończyły się rozkosze lata, zapach kwitnących sadów. Fiodor Kierienski otrzymał nową posadę – inspektora szkół w Turkiestanie. Powstała zupełnie nowa sytuacja rodzinna. Wyjazd na „ziemie okupowane”, jak nazywano niedawno podbite tereny, budził przerażenie przed nieznanym, jak i przed pełnieniem funkcji „rusyfikatora”. Sasza bał się dalekiej podróży, chciał uciec, ale dokąd? „Ten moment stał się dla mnie rozstrzygającym w wyborze drogi duchowej, którą potem kroczyłem przez całe życie” – tak wspominał wydarzenie, z którym trudno mu było się pogodzić. Pozostał sam ze swoją młodzieńczą rozpaczą, miał przy sobie jedynie ukochaną Wołgę. Poszedł ostatni raz nad jej brzeg. Było to żałosne spojrzenie, pożegnanie z rzeką, której już nigdy nie zobaczy i która na zawsze utkwiła w jego sercu.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Kiereński. Czerwony liberał

Подняться наверх