Читать книгу Niepokorne. Silne kobiety w Imperium Romanowów - Andrzej Andrusiewicz - Страница 7
Wstęp
Оглавление„Cherchez la femme (szukajcie kobiety) za każdym postępkiem mężczyzny” – głosi stare francuskie przysłowie. Kobiety imperium Romanowów – 11 postaci wyposażonych w silną wolę, inteligencję, własne poglądy na świat, na życie, praktycznie wykorzystujących swoje cechy w walce z powszechnie obowiązującymi zasadami, przy tym niezaniedbujących uroków życia, uwodzicielskich, mających własne upodobania. Przez całe życie poszukujących takiego horyzontu, jaki sobie wymarzyły. W swoich dążeniach wykraczały poza granice, które wyznaczała tradycja, religia, normy obyczajowe, wieczny porządek zapisany w patriarchalnym Domostroju (zbiorze przepisów obyczajowych z XVI w.), swoistym kodeksie uciemiężenia kobiety. Podczas pierwszego Ogólnorosyjskiego Zjazdu Kobiet Rosji (1908) nie brakło planów, projektów i pomysłów, jak ulżyć doli kobiety, jak odwrócić złą tradycję. Przeważała myśl, że wystarczy, aby kobieta – matka i żona – stała się prawdziwą panią domu, a świat stanie się lepszy, utraci swoje agresywne ostrze. Na zjeździe wybuchła kłótnia. Socjalistki miały zupełnie inną wizję roli kobiety. Wołały, że dotychczasowi „władcy życia” winni ustąpić miejsca kobietom, gdyż są one bardziej zaradne, sprawiedliwsze, potrafią zaprowadzić porządek, uporać się z tysiącami spraw, z którymi nie radzą sobie mężczyźni.
Walka o emancypację kobiet napotykała niesłychany opór. Na zjazdach i konferencjach nie można było w ciągu godziny zburzyć wszystkiego, co budowano setki lat. Lew Tołstoj uważał, że przeznaczeniem kobiety jest wychowywanie dzieci, nie zaś działalność społeczna. Ale oto inny mistrz pióra dał wyraz bezgranicznej miłości do kobiety, otworzył rodakom oczy na jej poniewierkę i poniżenie. Podczas odsłonięcia w Moskwie pomnika Puszkina (1880) Fiodor Dostojewski za pochwałę jednej z Puszkinowskich bohaterek otrzymał od kobiet wieniec laurowy udekorowany szarfą z napisem: „W podzięce za dobre słowo, jakie wypowiedział pan o Rosjance!”.
Patrząc na malarskie wizerunki bohaterek Niepokornych, pytamy siebie, co się kryje pod tym pięknym czołem i białością odkrytych ramion? Widać ich uśmiech – nie widać rozterek, bólu. Dumne ze swej urody, pochodzenia, buntowały się, przełamywały stereotypy, zmieniały całą gradację wartości, zajmowały w nich miejsce jedyne i główne. Nie zawahały się przed żadną trudnością – zarówno w miłości, jak i działalności publicznej.
Jak to się działo, że kobiety władzy uchodziły w oczach dynastii panującej za buntowniczki albo pozbawione moralności? Czy dwór Romanowów był mniej lub bardziej „zepsuty” od dworu francuskiego, pruskiego, austriackiego? Zofia, Katarzyna, Anna, Elżbieta, Maria, Alix postawiły sobie wzniosły cel zbudowania imperium, które miało budzić podziw i lęk. Nie było w Europie Wschodniej kobiet, które cieszyłyby się większym rozgłosem niż rosyjskie imperatorowe. Odważne, niejako wcielały się w dotychczasową rolę mężczyzn, wprowadzały własny styl. Jaką trzeba było mieć wyobraźnię, siłę woli, aby wyrwać się ze świata ukształtowanego wiekami tradycji. Labirynt spraw, w jakich się znalazły, jest niezwykle frapujący. Już pod koniec XVII wieku kobiety zaczęły wchodzić na szczyty władzy jako samodzielna siła polityczna, wykazując nie mniej energii niż ich małżonkowie czy faworyci. W następnych wiekach same były już na szczycie władzy i same decydowały. Kronikarze jednak nie mieli dla nich zrozumienia. Historię Rosji pisali mężczyźni i była to historia „męska”.
Kobiety trzęsły tronami i mężczyznami, potrafiły kochać, nienawidzić i być przy tym światowymi damami. W pamięci potomnych zachowało się kilka znakomitych kobiet, które swoim rozumem, charakterem, śmiałością, fantazją, talentami górowały zarówno nad współczesnym im pokoleniem kobiet, jak i nad mężczyznami, nad którymi miały faktyczną władzę, a także władzę nad państwem. Wychodziły zwycięsko z trudnych życiowych zakrętów. Już w dzieciństwie wszystkie przejawiały niezwykłą energię, odwagę, niepokorność, były bardziej chłopięce niż dziewczęce. Jako dojrzałe kobiety wyzwoliły się z krępującego gorsetu obyczajowego, kulturowego. Miały wyraźnie zarysowane cele, do których konsekwentnie dążyły. Wiedziały, co czynić, gotowe znieść wiele, aby osiągnąć szczęście – tak jak je pojmowały. Ówczesne superwomen tak dalece zapanowały nad światem mężczyzn, że ci po prostu ich się bali. O takich kobietach pisał Goethe, dając wyraz równowadze, w jakiej psychologicznie męsko-kobieca siła życiowa prowadzi do zdumiewającej doskonałości: „Jeżeli kobieta nabierze męskości, zyskuje na tym: jeżeli bowiem zdoła swoje wrodzone zalety wzmóc jeszcze energią, powstaje kobieta, od której doskonalszej nie można sobie wymarzyć”. I chodziło nie tylko o kobiety formalnej władzy (cesarzowa), lecz także te, które stały za kulisami – damy wytworne i niewytworne, aktorki i kokoty, trzymały w swych delikatnych rękach wszystkie sprężyny życia politycznego, obyczajowego, towarzyskiego. Przełamały stereotyp słabej płci. W wieku XVIII na tronie rosyjskim przez 67 lat zasiadało aż pięć kobiet.
Dotąd kobiety stały w cieniu mężów – carów, marszałków, senatorów – w cieniu ich sławy, padały ofiarą ich gniewu. Teraz one rządziły. Na tym tle zrodziły się stereotypy, fantazje dziejopisów. Gdy jedni sytuowali niepokorne kobiety niezwykle wysoko i były dla nich przedmiotem serwilistycznych pochwał, drudzy nie kryli bezgranicznej niechęci. Ileż kłamstw o nich napisano: „przebiegłe demony”, „hetery”, „urojone wielkości”, „wyuzdane seksualnie”, „herod-baby”, „zimne”, „okrutne”. Czyż trzeba było więcej, by zaczęły krążyć zniesławiające wieści, a już zwłaszcza w państwie, które nie obfitowało w nadmiar wybitnych kobiet na szczytach piramidy społecznej? Jaka mogła być alternatywa? Powrót do tego, co było w wiekach minionych? Cesarzowe stworzyły warunki, w których powrót do przeszłości stał się niemożliwy. Mimo ogromnej władzy, oddania w służbie dynastii i państwa były tylko kobietami pragnącymi kobiecego szczęścia. Cóż za okazja do obrzucania ich epitetami, wbrew prawdzie historycznej. Nawet tak popularny historyk francuski jak Henri Troyat poszedł tym tropem i nazwał osiemnastowieczne cesarzowe terribles tsarines (strasznymi carycami). A rewolucjonistki, które walczyły nie o władzę, lecz o wielkie ideały – czy nie miały prawa pragnąć szczęścia, namiętnych uczuć?
W Rosji nie było zbyt wiele takich wojujących „męskich” kobiet, ale te, które były, nie miały sobie równych w całej Europie. Chciały czegoś, wierzyły w coś, nie tylko zajmowały się rzucaniem bomb pod powozy carskich funkcjonariuszy czy marzeniem o wolnej miłości. Już Marks pisał, że „wielkie przewroty społeczne byłyby niemożliwe bez kobiecego fermentu”.
Książka jest opowieścią o kobietach nieustraszonych, kobietach, które doświadczyły surowości życia, same stając się surowymi, obdarzonych przenikliwością bądź egocentryzmem. Wszystkie miały mężów, kochanków, dzieci ślubne i nieślubne, ale nade wszystko miały siłę charakteru, ostentacyjnie walczyły o uznanie i walkę prowadziły jak bitwy wojenne. Silne w porywach miłosnego pożądania, czyniły spustoszenie w sercach mężczyzn. Przelotne romanse i skandale mijały szybko i były rychło zapomniane, wielkie romanse pamiętano długo i przeszły do historii. Były to czasy, gdy miłość i sława chodziły w parze. Panina, Szeriemietiewska (księżna Brassow), Krzesińska miały dużo sprytu, potrafiły zadbać o swoje interesy i znały się nie tylko na brylantach. Szeriemietiewska i Panina imponowały urodą, stanowczością, talentem politycznym, Krzesińska – talentem artystycznym.
Kobiety władzy i miłości, kobiety walki o lepszy świat pozostawiły znaczną spuściznę pisarską (pamiętnikarską, epistolograficzną), będącą cennym źródłem historycznym. Obdarzone talentem zajęły zaszczytne miejsce w historii literatury. Czy jednak zawsze o swym życiu pisały prawdę, czy odsłaniały swoją duszę, swoje najtajniejsze poczynania i myśli? Czy mogły pisać prawdę o sobie? Czy ją znały? Poznajemy setki szczegółów, anegdot, które jednak nie rekonstruują rzeczywistego życia, tajemnic serca, wewnętrznych zmagań. Oczywiście, nie sposób poznać całej prawdy o nich. Prawdę znały tylko one i zabrały ją do grobu. Ujrzeć to, co niewidoczne, to największa trudność. Ale wiemy dostatecznie dużo.
Przedstawiam galerię jedenastu portretów kobiecych. Pomijam najsilniejszą z silnych, Katarzynę II Wielką, gdyż na jej temat powstała już ogromna literatura. Prezentuję osobistości mało znane, wcale nieznane lub zapomniane przez historię i historyków, które kiedyś były na ustach całej Europy, kusiły dziejopisów i beletrystów, dając im twórcze natchnienie bądź stając się żerem poszukiwaczy sensacji. Tych jedenaście kobiet tworzy oryginalny zestaw, ich imiona kojarzą się z prawdą i mitem, złotą i czarną legendą. Choć w dziejach Rosji nowożytnej nie brakowało wielu innych interesujących kobiet, prezentowana jedenastka stanowi pewną zamkniętą całość.
W galerii umieszczam portrety kobiet, które rzuciły wyzwanie Rosji urzędowej – bagnu, w którym tonęło społeczeństwo. Figner i Kołłontaj, uwielbiane i znienawidzone, nie były arystokratkami z pochodzenia, były arystokratkami idei. Chciały żyć, kochać, walczyć. W gruncie rzeczy był to rodzaj romantycznego poczucia obowiązku, nieuchylania się od walki o lepszy świat i prawa kobiet. Wyróżniały się wytrwałością w dążeniu do obranego celu, który wypełniał ich życie wtłoczone w uwikłania społeczne, kulturowe, historyczne. Nie było łatwo wytrwać do końca życia w wierności samej sobie. Trzeba było dobrej znajomości swej duszy, aby nie zwątpić i nie upaść pod ciosami zadawanymi przez życie. Szukały sprzymierzeńców przede wszystkim wśród tych, którzy czuli i myśleli tak samo jak one.
Wyprzedziły swoją epokę nie tylko oświecone monarchinie, lecz również „kobiety wolności”. Prekursorki ruchu emancypacyjnego i równouprawnienia płci wywalczyły w Rosji zdobycze, o które kobiety na Zachodzie walczyły jeszcze kilkadziesiąt lat. Owładnięte wręcz fanatyczną misją poświęcały same siebie. „Czerwona hrabina” – Zofia Panina, rewolucjonistka Wiera Figner, bojowniczka o prawa kobiet Aleksandra Kołłontaj, chociaż różniły się psychologicznie i statusem materialnym, wszystkie podniosły rękę na warstwę społeczną, z której same wyrosły. Wszystkie były socjalistkami krytycznymi, wykształconymi politycznie w duchu tradycji utopistów francuskich i na literaturze materialistycznej. Mimo to nie były bynajmniej doktrynerkami. Jako utalentowane publicystki napisały niejeden pożyteczny tekst. Walka z samodzierżawiem – to było właściwe pole ich działalności. Miały w sobie instynkt szaleństwa, ryzyka, rzucały na szalę własne życie, odwagą i determinacją zawstydzając mężczyzn. Czy warto było się poświęcać? Czy rok 1917 spełnił marzenia? Czy późniejszy bieg wydarzeń nie przekreślił ich ideałów? Czy przegrały, czy mimo wszystko zwyciężyły?
Historia dostarcza przykłady kobiet, o których Wissarion Bielinski pisał, że są „bohaterkami swoich obowiązków, jak Prometeusz broniącymi świętego ognia”. Wszystkie, i te na tronie, i te obok tronu, i w Rosji podziemnej, kierowały swoim życiem powodowane wzniosłymi celami, ale też kaprysami, złością, zazdrością, erupcją namiętności, własną moralnością. Ich niepokorność wyrażała się w przeróżny sposób. Inna była u kobiet zasiadających na tronie, a inna u tych, które chciały ten tron obalić. Ale u wszystkich niepokorność nakazywała dążyć do celów, jakie sobie wyznaczyły. To o nich jest prezentowana książka, która wehikułem historii wiedzie w podróż przez dwa stulecia imperium znaczone trwałym śladem kobiet niezwykłych.