Читать книгу Operacja Dzień Wskrzeszenia - Andrzej Pilipiuk - Страница 6
Оглавлениеlipiec 2012, gdzieś w Polsce
Prezydent Paweł Citko wyskoczył z helikoptera i kłusem przebył kawałek łąki dzielący go od stanowiska dowodzenia. Polowy sztab kryzysowy, kilka ciężarówek oraz kontenerów wypełnionych różnorakim sprzętem, rozstawiono na skraju zagajnika, mniej więcej kilometr od bazy.
– Stać! Przepustka! – zastąpił mu drogę wartownik.
– Jestem prezydentem tego kraju! – wydarł się na niego Citko. – Naczelnym zwierzchnikiem sił zbrojnych!
– Stój, w tył zwrot! – Żołnierz sięgnął do karabinu przewieszonego przez ramię.
– Tam siedzi wariat z bombą atomową, a ty, idioto...
– Przepuścić – rozkazał pułkownik, nagle pojawiając się w drzwiach kontenera.
– Kto tu dowodzi? – ryknął prezydent.
– Ja.
– Dobra, jaka jest sytuacja?
– Oddział „X” wtargnął na teren bazy cztery godziny temu. Wystrzelali obsługę ścisłego centrum, zabarykadowali drzwi i uruchomili hakerskie programy, aby opanować systemy komputerowe.
– Cholera... I co dalej? Nie można ich wykurzyć?
– To żelbetowy bunkier zabezpieczony dodatkowo wielowarstwową płytą pancerną. Same drzwi mają ponad metr grubości. Próbowaliśmy trotylem.
Weszli do kontenera. Przy terminalach siedziało kilku wojskowych techników. Wewnątrz pomieszczenia zostało akurat tyle miejsca, by usiąść.
– Monitorujemy ich działania na tyle, na ile to możliwe, sporą część systemów zdołali unieszkodliwić.
– Kim oni są, do cholery!?
– Nie wiemy.
– Co mogą zrobić?
– Jeśli złamią kody uzbrajania głowic i procedury startowe, są w stanie odpalić...
– Procedury startowe już uruchomili – zameldował technik ukryty gdzieś w głębi.
– Nasze rakiety... No właśnie, jaki mają zasięg?
– Na szczęście marny – odparł pułkownik. – Są w każdym razie w stanie dosięgnąć dwu baz amerykańskich na terenie Republiki Czeskiej i trzech niemieckich...
– Będą umieli wycelować?
– One już są wycelowane.
– Co z głowicami, powinny być składowane oddzielnie? – przypomniał sobie prezydent. – Poradzą sobie sami z osadzeniem ich w kluzach?
– Zgodnie z pańskim rozkazem na czas posiedzenia Parlamentu Unii Europejskiej jednostka została postawiona w stan najwyższej gotowości bojowej. To oznacza, że wszystkie systemy broni...
– Rozumiem. – Wzdrygnął się lekko. – A gdyby tak wleźć do silosów, a potem na przykład wywiercić dziurki i spuścić paliwo?
Wojskowy mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Ach, ci cywile...
– Rakiety są zaopatrywane w materiały pędne dopiero tuż przed startem.
– Wedle odczytu z czujników właśnie to robią! – zameldowano z głębi.
– To wyślijcie kogoś z siekierą, niech tnie po rurach! – Prezydent poderwał się na równe nogi.
– Nie mamy dojścia do silosów. Wszystko jest zabetonowane i zautomatyzowane.
– Przecież musi być jakiś sposób? Nikt tam nie zamiata, choćby od czasu do czasu?
– Są szyby techniczne.
– No...
– Ale wejście do nich jest odbezpieczane tylko od strony pomieszczenia, w którym siedzą terroryści. Od góry też się nie da. Silosy nakryte są specjalnymi pancernymi pokrywami, które zostają odstrzelone dopiero przy starcie.
– Czyli nic się nie da zrobić? Weźcie koparkę i narzućcie głazów na pokrywy! – błysnął pomysłem prezydent.
– Wpadliśmy na to, ale na terenie bazy nie mamy żadnego ciężkiego sprzętu. Dwa spychacze są w drodze, jednak dotrą najwcześniej za pół godziny. I tak nie zdążymy zasypać wszystkich szybów. Ściągamy właśnie artylerię przeciwlotniczą. Jeśli rakiety wystartują, jest szansa zniszczenia ich w powietrzu. Wtedy głowice spadną i być może eksplodują tutaj.
– Co?!
– To jedyna szansa uniknięcia konfliktu. Mamy cztery bomby, Niemcy prawdopodobnie ponad osiemset. Wedle danych naszego wywiadu Czesi też mają kilkanaście, może kilkadziesiąt.
– Co?! Jak to? Skąd?
– Zbudowali. Ponadto dysponują znacznie lepszymi środkami przenoszenia niż nasze. Amerykanie, którzy u nich stacjonują, też na pewno coś tam... Jeśli nie uda się powstrzymać terrorystów, jest jeszcze jedna możliwość. Gdyby zatelefonował pan gorącą linią do przywódców sąsiednich krajów, mogą spróbować przechwycić i zestrzelić nasze rakiety, zanim osiągną cel, chociaż i to wątpliwe z uwagi na brak czasu...
– Mam zadzwonić i powiedzieć, że mamy tu lewą bazę z rakietami taktycznymi, których posiadania zabraniają nam konwencje, a do tego uzbrojonymi w broń atomową, której w ogóle nie wolno...?
– Ostatnie zabezpieczenia złamane! – krzyknął z głębi stanowiska technik śledzący ekran terminalu. – Uzbroili głowice!
– Proszę natychmiast dzwonić do kanclerza Niemiec – rozkazał pułkownik.
Prezydent sięgnął po telefon komórkowy i wystukał numer. Przyłożył słuchawkę do ucha.
– Dziwne – mruknął. – Zajęte, chyba z kimś gada... – Ogłuszający huk przerwał jego wypowiedź.
Dowódca popatrzył na niego dziwnie martwym wzrokiem, a potem wydobył z kabury pistolet, przeładował i włożywszy sobie do ust lufę, pociągnął za spust. Patrząc na ciało walące się bezwładnie w tył, Citko po raz pierwszy zastanowił się, czy zagonienie polskich uczonych do budowy broni atomowej było aby najlepszym pomysłem jego prezydentury...