Читать книгу Robin van Persie. Biografia - Andy Lloyd-Williams - Страница 5
ROZDZIAŁ PIERWSZY
WCZESNE DNI
ОглавлениеRobin van Persie urodził się 6 sierpnia 1983 roku w Kralingen, dzielnicy we wschodniej części Rotterdamu. Jego ojciec, Bob, był samotnym rodzicem. Wychował syna razem z dwiema siostrami, Lilly i Kiki. Zarówno Bob, jak i mama Robina, Jose Ras, byli artystami. Stąd pewnie jego kreatywność na boisku. Mówi się, że zbyt ambitni rodzice rujnują kariery piłkarskie swoich dzieci. Być może więc pochodzenie z mało usportowionej rodziny umożliwiło Robinowi rozwój bez dodatkowej presji, którą oszalali na punkcie piłki rodzice potrafią nakładać na dzieci.
W wywiadzie dla Arsenal tv Robin powiedział, że jego dom rodzinny znacząco różnił się od domów kolegów. Miał więcej wolności niż przeciętny dzieciak. Organizowanie imprez, po których kumple mogli spać u Robina, było dla Van Persiego znacznie łatwiejsze. Jego rodzice byli bardzo wyluzowani. Mawiali: „Jesteśmy wolni! Weekend należy do ciebie – baw się dobrze!”.
Mama i tata starali się oczywiście nakłonić Robina, by poszedł w ich ślady, ale mecze pociągały go bardziej niż malarstwo i rzeźba. Bob Van Persie był sławnym na holenderskiej scenie kulturalnej artystą, jednak jego syn, mimo styczności ze światem sztuki, nie mógł się oprzeć czarowi piłki nożnej. Gdy rodzice się rozwiedli, Robin zamieszkał z ojcem, który nieustannie zachęcał go, by był kreatywny. W rozmowie z „Independent” piłkarz opowiadał: „Kiedy byłem młodszy, rodzice namawiali mnie do rysowania i grania w gry rozwijające umysł. Chcieli, żebym był indywidualistą. Okazało się jednak, że moje ręce do niczego się nie nadają”.
Dlatego młody Van Persie wyruszał w miasto, gdzie czasem nawet po osiem godzin dziennie grał w piłkę z innymi chłopakami. Można powiedzieć, że dorastał na ulicach, gdzie można było poznać, jaki jest prawdziwy świat – czasem dobry, czasem zły. Jako nastolatek, Robin nie miał zbyt wiele pieniędzy, jednak granie nic przecież nie kosztowało, jeśli tylko ktoś przyniósł piłkę...
Tak naprawdę tym, który zachęcał go do sportu we wczesnych latach był dziadek Van Persiego, w młodości zawodowy piłkarz. Potrafili godzinami grać razem na trawniku przed domem.
W późniejszym czasie Robin ożenił się z Holenderką marokańskiego pochodzenia – Bouchrą. Właśnie na ulicach miasta Van Persie zapoznawał się z marokańskimi i surinamskimi mniejszościami. Wychowanie wśród zróżnicowanych społeczności sprawiło, że stał się tolerancyjnym, światowym człowiekiem.
Co prawda nie został artystą, jak chcieli rodzice, widać jednak, że został wychowany przez bardzo kreatywne osoby. Van Persie porusza się po boisku w bardzo charakterystyczny sposób, z pewnością potrafi myśleć poza schematami i, przynajmniej kiedy był młodszy, miał dość wybuchowy charakter.
Już w pierwszym klubie Robina, SBV Excelsior Rotterdam, zauważono jego wielki potencjał, co miało bardzo duży wpływ na jego rozwój. Drużyna pełniła rolę „klubu-satelity” dla słynniejszego i bardziej utytułowanego sąsiada – Feyenoordu. Dostarczała mu młodych piłkarzy, którzy później mieli stać się gwiazdami. Wychowano tam wiele przyszłych pierwszoplanowych postaci Premier League, jak Winston Bogarde, George Boateng czy Salomon Kalou.
Łacińskie słowo excelsior oznacza „do przodu i w górę” i z pewnością pasuje to do historii Van Persiego. Stadion Excelsioru może pomieścić zaledwie 3 351 widzów, a klub jest znany z tego, że panuje w nim spokojna atmosfera, dzięki której piłkarze mogą bez problemów koncentrować się na rozwoju i doskonaleniu umiejętności. Robin dołączył do młodzieżowej drużyny, mając zaledwie... 4 lata. Dorastał, grając dla klubu aż do szesnastego roku życia.
Ze względu na ognisty temperament, regularnie wpadał w tarapaty w szkole. Jako nastolatek Van Persie znajdował się w opałach praktycznie każdego dnia. Z klasy wyrzucano go tak często, że nawiązał przyjaźń ze szkolnym woźnym, Sietje Moushem – Holendrem marokańskiego pochodzenia, jak przyszła żona Van Persiego. Kiedy Robin miał 14 lat, szkolny dozorca okazał się przydatnym przyjacielem, gdyż dawał mu rozsądne rady. Szacunek i zaufanie między nimi były tak duże, że Moush został potem nieoficjalnym agentem piłkarza.
W wywiadzie dla „Independent” Van Persie wspominał: „Kiedy masz piętnaście, szesnaście, siedemnaście lat, to jest to bardzo ciężki okres. Chcesz wychodzić z domu, do klubów lub gdziekolwiek, ale mój przyjaciel sprawił, że nigdy tego nie robiłem. Mówił: „Te miejsca są bezwartościowe”, a ja mu wierzyłem. Kiedy mnie wyrzucano z klasy, to nie dlatego, że krzyczałem na nauczyciela czy używałem brzydkich słów. Byłem raczej takim cwaniakiem, szydercą. Zawsze potrafiłem się odszczekać belfrowi, co pewnie było dla nich frustrujące, ale zawsze miałem do nich szacunek.”
Problemy z cwaniactwem Van Persiego przeniosły się jednak na boisko, co przyczyniło się do jego odejścia z Excelsioru. Szczerze mówiąc, i tak zdążył już wtedy przerosnąć ten klub, więc tak czy siak musiałby go niedługo opuścić. Zmuszony był jednak odejść ze względu na kłótnie ze sztabem szkoleniowym. Trenerzy nie mieli zamiaru godzić się na jego kapryśne zachowanie i Robin musiał spakować manatki. Przeniósł się do Feyenoordu, gdzie zadebiutował w wieku zaledwie siedemnastu lat.
Stare rany w końcu się jednak zagoiły – ludzie mówią wiele rzeczy, których tak naprawdę nie myślą, zwłaszcza kiedy są młodzi. Klub chętnie utrzymywał kontakt z Van Persiem w kolejnych latach, a w październiku 2010 roku mianował go ambasadorem i nazwał jego imieniem jedną z trybun na stadionie Woudestein. Zaszczyt ten sprawił, że dołączył do grona takich sław, jak Brian Clough w Nottingham Forest, Jimmy McIlroy w Burnley i Steve Fletcher w Bournemouth. A przecież nigdy nie zagrał w pierwszym zespole Excelsioru!
W chwili wyróżnienia miał dopiero 27 lat, jednak powiedział holenderskim dziennikarzom, że już planuje powrót do macierzystego klubu na koniec kariery. Kiedy brał udział w uroczystości wyglądało na to, że nie rzuca słów na wiatr. Większość piłkarzy po prostu pojawia się na takich ceremoniach, wygląda dość niezręcznie, uśmiecha się, odbębnia swoje obowiązki i wychodzi po angielsku. Robin van Persie nie należy jednak do większości. Nie tylko został na całej ceremonii, ale także poprowadził taniec conga w barze kibiców i wyśpiewał radośnie amelodyczną wersję pieśni You’ll Never Walk Alone podczas karaoke.
Niewielu sławnych piłkarzy zdecydowałoby się na takie spoufalanie z kibicami, jednak nie wyglądało na to, żeby Van Persie miał z tym problem. Co więcej, sprawiał wrażenie w pełni zadowolonego. Radiowym dziennikarzom udało się złapać Robina w rzadkim momencie, kiedy akurat panowała cisza. Powiedział: „Być może jest to tylko mały stadion, ale chciałbym kiedyś wrócić do Excelsioru, nie wiem kiedy, mając trzydzieści trzy, może trzydzieści osiem lat. Tutaj zacząłem, więc wydaje mi się, że byłoby to dla mnie zakończenie pewnego cyklu. Wielu ludzi zapomina, że dla mnie Excelsior był początkiem. Grałem w piłkę już dość długo, zanim można mnie było zobaczyć na ekranie telewizora w barwach Feyenoordu. Od piątego roku życia praktycznie codziennie przychodziłem do Excelsioru. To był wspaniały czas”.
Jak to zwykle w karierze Van Persiego bywa, katastrofa czaiła się jednak tuż za rogiem. Nic złego nie mogło się stać podczas zwykłego odsłaniania trybuny. Klątwa, która ciążyła nad Robinem i ściągała na niego jedną kontuzję po drugiej, ponownie uderzyła, jednak tym razem w pechowe dziecko, które przypadkowo znalazło się na linii ognia. Kiedy Van Persie prowadził dzieci wzdłuż boiska, podążała za nimi kamera telewizyjna. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem jednego z dzieciaków, który obrócił się i spojrzał w kierunku kamery, zamiast pod nogi. Wpadł prosto na słup i upadł na ziemię, rycząc. Van Persie wyglądał na bardzo zatroskanego i zrobił co w jego mocy, by pocieszyć płaczącego chłopca.
Po odejściu z Excelsioru, Van Persie zaczął od nowa, tym razem w Feyenoordzie – obok Ajaksu i PSV należącym do tzw. „wielkiej trójki” holenderskiej piłki. Plaga kontuzji w pierwszej drużynie sprawiła, że Robin dostał swoją szansę wcześniej, niż mógł na to liczyć. Debiut zaliczył w sezonie 2001/02. Wyszedł z tej ciężkiej próby z tarczą. Niektórzy młodzi piłkarze potrafią wejść do dorosłej piłki bez żadnego strachu, wnosząc ze sobą powiew świeżości. Tak też było z Van Persiem. Stał się sławny już w swoim pierwszym sezonie, w którym zdobył nagrodę dla największego młodego talentu w lidze.
Tak szybkie zdobycie rozgłosu mogło pośrednio wyrządzić Robinowi krzywdę. Trener Bert van Marwijk uważał, że należy sprowadzić go na ziemię. Tak jak wcześniej w Excelsiorze, tak i w Feyenoordzie Van Persie pokłócił się ze szkoleniowcem. Feyenoord to kiepski klub dla przemądrzałych piłkarzy, a wygląda na to, że taki właśnie był wówczas Robin. „Śpiący Giganci”, po holendersku „Slapende Reus”, twierdzili, że arogancja to cecha ich rywali z Amsterdamu, Ajaksu, a oni starali się wypleniać ze swoich piłkarzy takie podejście.
W drużynie młodzieżowej Van Persie grał u boku Civarda Sprockela, który później przeszedł do Vitesse, i Saida Boutahara, występującego w wielu klubach Eredivisie. Szybko się okazało, że Van Persie będzie bardzo ciekawym piłkarzem, więc klub zaoferował mu 3,5-letni kontrakt jeszcze zanim skończył 18 lat. Było to częścią strategii Feyenoordu, polegającej na dbaniu o lokalne talenty i oznaczało, że klub będzie w dobrej sytuacji negocjacyjnej, gdyby Van Persie zwrócił na siebie uwagę dużych klubów, dysponujących wielkimi pieniędzmi. Robinem szybko zainteresował się Arsenal, jednak musiało jeszcze minąć kilka lat, zanim ten wymarzony transfer stał się faktem.
Jako uparty młody człowiek, Van Persie nie potrafił sobie poradzić z nieustanną krytyką ze strony trenerów. Po krótkim czasie nie tylko stawiał się Van Marwijkowi, ale także obgadywał go przy kolegach z reprezentacji Holandii do lat 21, przy jej selekcjonerze Foope de Haanie, a nawet przy holenderskiej ikonie piłki nożnej, Pierre van Hooijdonku, który błyszczał w Feyenoordzie, gdy ten zdobywał Puchar UEFA w 2002 roku.
Kilka lat temu Van Persie przyznał, że rozumie, czemu niektórzy ludzie uważali go za piłkarza zbyt pewnego siebie. W rozmowie z „Daily Express” powiedział: „Jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy mówią, że jestem arogancki. Niedawno widziałem siebie w telewizji i pomyślałem: „No, no, Robin, strasznie się puszysz”. Więcej pokory by nie zaszkodziło. Takie podejście nie ma jednak wiele wspólnego z moją osobowością, jest raczej związane z moim image’em. Nie winię nikogo, kto uważa mnie za aroganta, ponieważ ja też tak o sobie myślę.”
Ten image może być nieodzowny w pełnym gwiazd Arsenalu, jednak w Feyenoordzie sytuacja była zupełnie inna. Van Marwijk to twardy trener, który lubi piłkarzy skromnych, pracujących cicho jak maszyny. Takich może z łatwością kontrolować, a wyraziści wolnomyśliciele zawsze robią wszystko po swojemu.
Za gwiazdę drużyny uznawano Pierre’a van Hooijdonka, ale młody Van Persie był całkowicie przekonany o swoich wielkich umiejętnościach i czasem potrafił ignorować starszego kolegę. W meczu przeciwko RKC Waalwijk Van Hooijdonk przygotowywał się już do wykonania rzutu wolnego, kiedy nagle pojawił się Robin. Dopadł pierwszy do piłki i posłał ją ponad poprzeczką.
Van Persie opisał później całą sytuację w rozmowie z „Independent”: „Piłka nie wpadła wtedy do bramki, ale nie przeszkadzało mi to. Nadal uważam, że mógł być wobec mnie trochę bardziej uprzejmy, powiedzieć: „OK, ty go wykonaj”. Teraz mogę przyznać: „Robin, może jednak powinieneś był odpuścić tego wolnego”. Choć była to idealna pozycja dla mnie, stworzona dla lewonożnego zawodnika. On był jednak głównym wykonawcą rzutów wolnych w drużynie i zrobił z tego straszny problem. W porządku... Uważam, że mądrzej byłoby dać mu strzelić. Dla mnie ta sytuacja to nie był żaden problem, tego typu rzeczy się zdarzają. Wiele mnie to jednak nauczyło.”
To właśnie przez takie zachowania Van Marwijk odesłał go na ławkę rezerwowych, a następnie do rezerw, mimo że Van Persie od początku imponował swoją grą. Można powiedzieć, że trener nie do końca rozumiał sposób, w jaki Robin zachowywał się na boisku i poza nim. Nie pochwalał tego. Van Persie narzekał, że jego stosunki z Van Marwijkiem nigdy się dobrze nie układały i czuł się niezrozumiany. W Arsenalu zaś znalazł wspólny język z Arsenem Wengerem. Faktycznie, nietrudno było pomylić tę młodzieńczą żądzę gry z arogancją, zwłaszcza że to młodość spędzona na grze w piłkę na ulicy sprawiła, że zachowywał się w taki sposób. Dzieciaki z Kralingen, na przykład podczas gry w „Zwycięzca gra dalej”, musiały w pełni pokazywać swoje umiejętności, w przeciwnym wypadku bardzo szybko zmuszone były oglądać grę z boku.
Van Persie wszedł na scenę w Feyenoordzie jako jeszcze nieoszlifowany, ale fascynujący środkowy napastnik, który miał nosa do spektakularnych zagrań. W swoim pierwszym sezonie wbił 8 goli. Już wtedy dały jednak o sobie znać jego problemy z dyscypliną, gdyż zdążył w tym czasie dostać czerwoną kartkę. Pierwszą bramkę zdobył wchodząc z ławki w wygranym 4:2 meczu z FC Twente. Ze względu na liczbę urazów wśród zawodników pierwszego składu, dostał także szansę zaprezentowania się w spotkaniu z odwiecznym rywalem, Ajaksem. Jego gol w zakończonym wynikiem 1:1 meczu sprawił, że ludzie aż przysiedli z wrażenia. Ten wspaniały start w barwach Feyenoordu trwał dalej, kiedy strzelił bramkę AZ Alkmaar, w spotkaniu wygranym 4:1.
W rozgrywkach europejskich Van Persie zadebiutował przeciwko Rangersom, w sezonie, kiedy jego drużyna sięgnęła po trofeum. W meczu rewanżowym, w Holandii, Van Persie zszedł do środka i huknął w słupek. Jak na nikomu nie znanego wcześniej zawodnika, miał wielki wkład w awans jego zespołu do finału Pucharu UEFA, jako że w rewanżowym spotkaniu półfinałowym zaliczył asystę przy golu Van Hooijdonka.
Van Persie rozpoczął ten finał w pierwszej jedenastce i pokazał znamiona geniuszu, a jego drużyna zwyciężyła Borussię Dortmund 3:2, dzięki czemu mogła tryumfalnie wznieść puchar. Trudno wyobrazić sobie lepszy początek kariery, niż zdobycie Pucharu UEFA przed własnymi kibicami. Młoda gwiazda bez wątpienia była w siódmym niebie.
Jednak napięcie między Van Persiem a Van Marwijkiem nie zniknęło. Trener wysłał Robina do domu przed meczem o Superpuchar Europy przeciwko Realowi Madryt, twierdząc, że nie podobała mu się jego mowa ciała podczas przygotowań do meczu eliminacji Ligi Mistrzów.
Po transferze do Arsenalu Van Persie z żalem w głosie wspominał tamto wydarzenie: „Feyenoord podejmował Real Madryt beze mnie. Było to bardzo, bardzo przykre. Wyobraźcie sobie, że macie dziewiętnaście lat, ledwie od kilku miesięcy profesjonalnie gracie w piłkę, a oni robią wam coś takiego. Real był wtedy najlepszą drużyną na świecie, największym wyzwaniem dla piłkarza, a moim marzeniem było rozegrać mecz przeciwko Zinedine’owi Zidane’owi. Jest tak niesamowitym piłkarzem, jego gra z pierwszej piłki, jego wizja... Mam dla niego wielki szacunek, większy niż dla Beckhama.”
Van Marwijk uwziął się na Van Persiego i zniszczył jego marzenia o grze przeciwko słynnemu Francuzowi. „Tak się po prostu nie robi – poniżanie ludzi nie jest przyjemne. W taki sposób nie pomaga się utalentowanemu, młodemu zawodnikowi” powiedział później Robin.
Bardziej dojrzały Van Persie jest w stanie spojrzeć na lata, które spędził w Feyenoordzie i wyciągnąć z nich wnioski, zamiast tylko dawać upust frustracji. Twierdzi, że klubowi trenerzy źle postępowali z dobrze zapowiadającymi się młodymi graczami. Nie był jedynym, którego ciągle czepiali się trenerzy, jednak bardziej tradycyjnie wychowani piłkarze byli przyzwyczajeni do takiego traktowania, a Van Persie najzwyczajniej w świecie nie mógł się pogodzić z tym, że ktoś tak się do niego odnosił. Zamiast odpuścić i się zamknąć, Robin ciągle odszczekiwał się trenerowi, w ten sam zresztą sposób, jak robił to jeszcze w szkole.
Już w Arsenalu Van Persie przyznał, że sam był przyczyną swoich problemów w Feyenoordzie: „Nie chcę się usprawiedliwiać, ponieważ faktycznie popełniłem trochę błędów. Jednak były one spowodowane głównie przez emocje, nie miałem samokontroli i nie byłem w stanie kontrolować sytuacji.” Powściągliwość pojawiła się jednak z czasem u Robina, w końcu przestał się pieklić w stresujących
sytuacjach.
Holender twierdzi, że brak porozumienia między nim a Van Marwijkiem był jedną z przyczyn ich konfliktu. Być może był zbyt naiwny, potrafił podejść do niego i zasugerować, jak powinien poprowadzić zajęcia treningowe: „Między mną a trenerem doszło do kilku nieporozumień, błędnych wniosków. Czasem po prostu szedłem z nim porozmawiać, a on chyba myślał, że próbuję mu mówić, co ma robić. Miałem dobre intencje – chciałem po prostu powiedzieć, co myślę o drużynie i o mojej pozycji w niej”.
Arsene Wenger przeniósł go ze skrzydła na środek ataku; Van Marwijk nie był zbyt chętny do takiego kombinowania. Po tym jak Van Persie zasugerował mu, że mógłby lepiej radzić sobie jako środkowy napastnik, powiedział dziennikarzom, że Robin domagał się miejsca w składzie. „Powiedział w gazetach, że domagałem się miejsca w pierwszej jedenastce jako cofnięty napastnik. A to nie było tak. Ja tylko zasugerowałem, żeby od czasu do czasu wypróbował mnie na nowej pozycji i zobaczył, jak to wyjdzie. Nie byłem zadowolony z gry na lewym skrzydle, więc czemu miałem siedzieć cicho?!”
Robienie złej prasy własnemu zawodnikowi z pewnością nikomu nie pomagało. Kiedy Wenger miał jakieś problemy z Van Persiem, zawsze starał się je rozwiązywać za pomocą spokojnej rozmowy w cztery oczy, a nie gazet. Francuz pokazał później Van Marwijkowi, co można osiągnąć, kiedy słucha się sugestii zawodników, zamiast narzekać na nich dziennikarzom.
Takiego właśnie ostrego traktowania doświadczył Robin w Rotterdamie. W wywiadzie dla „Independent” powiedział, że po ciągłej krytyce ze strony Van Marwijka prasa odegrała pewną rolę w tym, że zaczął cieszyć się w Rotterdamie złą sławą. Kiedy trener odwrócił się od niego i zesłał do rezerw, media próbowały wszystkich możliwy sztuczek, żeby go oczernić, wliczając w to prześladowanie przez paparazzich jego ojca. Te same osoby niedługo potem zmieniły front i zaczęły ekscytować się grą młodego Holendra. Van Persie uważa, że ten okres bardzo go zahartował i nauczył, żeby ignorować to, co pisze się w gazetach. Powiedział: „Wzięli na cel mojego ojca i bardzo go oczernili. Miałem dziewiętnaście lat, dopiero wchodziłem do prawdziwego świata i było mi ciężko. Kilka miesięcy później, kiedy znów miałem dobry okres, pomyślałem: „Ci, którzy ciągle we mnie uderzali, teraz piszą same dobre rzeczy”. Od tamtej pory przestałem dbać o to, co można o mnie przeczytać”.
Po tym jak zdobył sobie miejsce w pierwszym składzie Feyenoordu mając zaledwie 18 lat, Van Persie szybko zaliczył ciężki okres po kłótni z trenerem. Z perspektywy czasu można jednak powiedzieć, że wyszło mu to na dobre, bo odszedł do Arsenalu, zostawiając swój koszmar za sobą.
Pomiędzy Feyenoordem, Ajaksem i PSV Eindhoven panowała bardzo wroga atmosfera, a Van Persie w jakiś sposób został wciągnięty w tę, niekoniecznie sportową, rywalizację. Nie był typem nieśmiałego, wstydliwego człowieka, jednak zawarte w kwietniu 2004 roku małżeństwo z Bouchrą trzymał w tajemnicy, z obawy, by ceremonia nie przyciągnęła niechcianej uwagi. Po jakimś czasie wyszło na jaw, że w kameralnej uroczystości wzięli udział jedynie rodzice Van Persiego, jego siostra oraz najbliższa rodzina Bouchry. „Mail on Sunday” donosił, że do małżeństwa doszło ze względu na to, że Bouchra była muzułmanką, a jej religia zabraniała mieszkania z partnerem bez ślubu. Robin nie był muzułmaninem, jednak starał się wspierać Bouchrę w respektowaniu tradycji i zasad jej religii.