Читать книгу Czego ginekolog ci nie powie. Książka, którą powinna przeczytać każda z nas! - Anna Augustyn-Protas - Страница 10

Po kolei. Zacznijmy od diety. Czy to na pewno jest temat dla ginekologa? Czy jedzenie naprawdę jest tak ważne dla pracy naszych narządów rodnych?

Оглавление

Je­stem gi­ne­ko­lo­giem, ale przede wszyst­kim le­ka­rzem. Wiem, że na­sze po­ży­wie­nie jest klu­czo­we dla pra­wi­dło­we­go funk­cjo­no­wa­nia wszyst­kich na­rzą­dów, w tym tak­że szyj­ki ma­ci­cy czy jaj­ni­ków. Die­ta to baza, pod­sta­wo­wy czyn­nik, od któ­re­go za­le­żą uro­da, sa­mo­po­czu­cie, ale przede wszyst­kim zdro­wie każ­dej ko­mór­ki. Każdej! To, co jemy dzień w dzień albo po­ma­ga im pra­wi­dło­wo funk­cjo­no­wać, albo je ob­cią­ża. Od po­ży­wie­nia za­le­żą wszyst­kie re­ak­cje w na­szym or­ga­ni­zmie. Tak­że cykl mie­siącz­ko­wy, moż­li­wość zaj­ścia w cią­żę i jej zdro­we do­no­sze­nie. Tym­cza­sem więk­szość z nas wy­cho­dzi z za­ło­że­nia, że od za­pew­nie­nia nam zdro­wia są leki. Ow­szem, ale one dzia­ła­ją do­raź­nie. Co z tego, że wy­ci­szą ob­ja­wy sta­nu za­pal­ne­go, je­śli tok­sy­ny w je­dze­niu da­lej będą go po­bu­dzać? Co z tego, je­śli pod wpły­wem le­ków zmniej­szą się mię­śnia­ki ma­ci­cy, je­śli po ich od­sta­wie­niu za­czną ro­snąć na nowo? No­wo­cze­sne te­ra­pie po­tra­fią zdzia­łać cuda, ale żeby ich efekt był trwa­ły, mu­szą być wspar­te zdro­wą die­tą. Albo przy­naj­mniej nie po­win­ny być za­kłó­ca­ne je­dze­niem, któ­re szko­dzi. W koń­cu cho­ro­by, któ­re są po­wo­do­wa­ne nie­pra­wi­dło­wym od­ży­wia­niem się, wy­stę­pu­ją nie dla­te­go, że nie przyj­mu­je­my le­ków.

Co za­tem po­win­ni­śmy jeść?

Pro­duk­ty na­tu­ral­ne, eko­lo­gicz­ne, ta­kie, ja­kie je­dli nasi pra­dzia­do­wie. Nie­prze­two­rzo­ne. Roz­ma­ite. Jed­nym sło­wem ta­kie, któ­re przy­da­ją się na­szym je­li­tom. Bo to one rzą­dzą. Na szczę­ście co­raz wię­cej o tym wia­do­mo, przy­by­wa ba­dań i pu­bli­ka­cji na te­mat mi­kro­flo­ry je­lit, nie­rzad­ko za­ska­ku­ją­cych. Ale trze­ba o tym mó­wić gło­śno i wię­cej, do znu­dze­nia. Bo gros z nas, na­wet je­śli zda­je so­bie spra­wę z roli ukła­du po­kar­mo­we­go, to w co­dzien­nych wy­bo­rach nie łą­czy tego, co ma na ta­le­rzu, ze swo­ją kon­dy­cją i pro­ble­ma­mi zdro­wot­ny­mi.

Uważ­niej wy­bie­ra­my kar­mę dla pu­pi­li czy ben­zy­nę do aut niż je­dze­nie dla sie­bie.

Praw­da jest taka, że czę­sto się­ga­my po co­kol­wiek, byle tyl­ko za­spo­ko­ić ośro­dek gło­du. Lub ape­ty­tu. A prze­cież gra to­czy się o staw­kę znacz­nie wyż­szą niż chwi­lo­wa przy­jem­ność: o na­sze ży­cie, o zdro­wie. To w ukła­dzie po­kar­mo­wym mie­ści się cen­trum ukła­du od­por­no­ścio­we­go. Tam od­by­wa się więk­szość walk z pa­to­ge­na­mi, któ­re or­ga­nizm pro­wa­dzi dzień w dzień. Na­wet w 80% od­por­ność za­wdzię­cza­my je­li­tom, a ści­ślej: za­sie­dla­ją­cym je do­brym bak­te­riom je­li­to­wym. Ale też w ta­kim sa­mym stop­niu przez złe bak­te­rie cho­ru­je­my, czu­je­my się sła­bi i zmę­cze­ni. Ni­g­dy wcze­śniej nie było to tak oczy­wi­ste. I ni­g­dy wcze­śniej na­pra­wia­nie zdro­wia nie było tak pro­ste.

Za po­mo­cą łyż­ki i wi­del­ca.

Na geny nie mamy żad­ne­go wpły­wu. Na śro­do­wi­sko – ogra­ni­czo­ny. Na to, co na­kła­da­my so­bie na ta­lerz – stu­pro­cen­to­wy! Od tego, jak trak­tu­je­my na­sze je­li­ta, za­le­ży, jak nam się od­wdzię­czą i czy będą nas bro­nić przed cho­ro­ba­mi oraz ata­ka­mi bak­te­rii i wi­ru­sów z po­wie­trza czy z krwio­bie­gu. Przez całe ży­cie mamy kon­takt z za­raz­ka­mi. I nie one są za­gro­że­niem, tyl­ko na­sza kiep­ska for­ma. Nie pa­trz­my krzy­wo na ki­cha­ją­cą pa­nią w tram­wa­ju, nie za­ra­zi prze­cież wszyst­kich wo­kół, tyl­ko oso­by po­dat­ne. Za­miast uni­kać za­tło­czo­nych miejsc w se­zo­nie gry­po­wym, le­piej po­pra­cuj­my nad sobą. Za­cznij­my od tego, co do­star­cza­my na­szym je­li­tom.

Je­li­ta, czy­li wiel­ka spra­wa. Czy wiesz, że:

• mie­rzą 7–8 me­trów (5–6 me­trów je­li­to cien­kie, 1–3 je­li­to gru­be);

• mają 300–400 me­trów kwa­dra­to­wych po­wierzch­ni – jest po­rów­ny­wal­na z wiel­ko­ścią śred­nie­go bo­iska spor­to­we­go;

• są 200 razy więk­sze od po­wierzch­ni skó­ry, któ­ra – nie wie­dzieć cze­mu – ucho­dzi za nasz naj­roz­le­glej­szy or­gan;

• za­sie­dla je aż 100 bi­lio­nów bak­te­rii, co ozna­cza, że ko­mó­rek bak­te­rii jest 10 razy wię­cej niż ko­mó­rek na­sze­go cia­ła;

• bak­te­rie w or­ga­ni­zmie prze­cięt­ne­go do­ro­słe­go czło­wie­ka ważą na­wet 3 kg;

• do tej pory uda­ło się roz­po­znać 500 ga­tun­ków za­sie­dla­ją­cych je­li­ta bak­te­rii, i cią­gle są od­kry­wa­ne nowe.

Mó­wi­my o je­li­tach, ale tak na­praw­dę naj­istot­niej­sza jest ich za­war­tość, czy­li bak­te­rie, któ­re je za­sie­dla­ją. Cze­mu są ta­kie waż­ne?

Bo nas ob­słu­gu­ją (śmiech). Tak na­praw­dę to one nami rzą­dzą. Pro­szę po­pa­trzeć:

CO RO­BIĄ BAK­TE­RIE JE­LI­TO­WE:

 uczą układ od­por­no­ścio­wy re­ago­wa­nia na wro­gów i przy­ja­ciół, po­bu­dza­ją go do pra­cy; na­wet 80% ko­mó­rek ukła­du od­por­no­ścio­we­go po­wsta­je i na­by­wa kom­pe­ten­cji od­por­no­ścio­wych wła­śnie w je­li­tach;

 wal­czą z nie­ko­rzyst­ny­mi dla nas pa­to­ge­na­mi;

 tra­wią je­dze­nie, reszt­ki obia­do­we, któ­re nie zo­sta­ły prze­ro­bio­ne w je­li­cie cien­kim;

 dba­ją o wy­ściół­kę je­lit (żeby je­li­to nie było „wraż­li­we”);

 re­du­ku­ją sta­ny za­pal­ne (żeby nie do­szło np. do wrzo­dzie­ją­ce­go za­pa­le­nia je­lit);

 roz­kła­da­ją tok­sy­ny;

 syn­te­ty­zu­ją hor­mo­ny: pro­du­ku­ją 80% se­ro­to­ni­ny, hor­mo­nu szczę­ścia;

 me­ta­bo­li­zu­ją leki;

 prze­kształ­ca­ją cu­kry w krót­ko­łań­cu­cho­we kwa­sy tłusz­czo­we;

 syn­te­ty­zu­ją wi­ta­mi­ny K, B;

 utrzy­mu­ją rów­no­wa­gę pH;

 re­gu­lu­ją prze­mia­nę ma­te­rii i go­spo­dar­kę wod­ną.

Waż­ną funk­cją bak­te­rii je­li­to­wych jest ich ak­tyw­ność na rzecz ukła­du im­mu­no­lo­gicz­ne­go. Ale nie tyl­ko przez nie­wpusz­cza­nie, nie­po­zwa­la­nie na osie­dla­nie się za­raz­ków. Mają cie­kaw­sze za­da­nie: tre­nu­ją bia­łe krwin­ki w roz­po­zna­wa­niu wro­ga (pa­to­ge­nów) i uczą wal­ki z nimi. Je­śli „do­brych” bak­te­rii jest dużo i są na­je­dzo­ne, zdro­we i krzep­kie, to spraw­nie za­wia­du­ją bia­ły­mi krwin­ka­mi. Je­śli jed­nak jest ich mało, to prze­sta­ją nad nimi pa­no­wać. Wła­dzę w je­li­tach przej­mu­ją na­mna­ża­ją­ce się szyb­ko „złe” bak­te­rie i grzy­by i ni­czym ban­da chu­li­ga­nów za­czy­na­ją de­wa­sto­wać ślu­zów­kę, na przy­kład wy­wo­łu­jąc sta­ny za­pal­ne. No i wpro­wa­dza­ją cha­os w pra­cy bia­łych krwi­nek. Za­miast je musz­tro­wać, mó­wią im: „A rób­cie so­bie, co chce­cie. O, pa­trz­cie, tar­czy­ca, śmia­ło, mo­że­cie ją za­ata­ko­wać”. I te bied­ne, zdez­o­rien­to­wa­ne bia­łe krwin­ki rzu­ca­ją się na na­sze wła­sne na­rzą­dy, tzn. nie one same, a pro­du­ko­wa­ne przez nie prze­ciw­cia­ła. Ich po­ziom w su­ro­wi­cy krwi moż­na ba­dać.

Czy­li od pra­cy je­lit za­le­ży zdro­wie in­nych na­rzą­dów? Od rze­mycz­ka do ko­nicz­ka, od chip­sów z syn­te­tycz­nym be­ko­nem do kło­po­tów z zo­sta­niem mamą?

Do­kład­nie tak. Bo to w je­li­tach po­wsta­ją krwin­ki bia­łe, któ­re pro­du­ku­ją okre­ślo­ne prze­ciw­cia­ła, ata­ku­ją­ce tkan­ki róż­nych na­rzą­dów. To z ko­lei pro­wa­dzi stop­nio­wo do ich za­ni­ku, sta­nu za­pal­ne­go, po­wsta­nia guz­ków lub tor­bie­li. Naj­praw­do­po­dob­niej tak wła­śnie wy­glą­da me­cha­nizm cho­rób au­to­im­mu­no­lo­gicz­nych.

No i gdy taka na przy­kład tar­czy­ca jest ata­ko­wa­na, to nie pra­cu­je do­brze, wy­dzie­la za dużo lub za mało ty­rok­sy­ny, czy­li hor­mo­nu, któ­ry wpły­wa na wszyst­kie na­rzą­dy – każ­da ko­mór­ka czło­wie­ka ma re­cep­tor, „od­bior­nik” ty­rok­sy­ny. Kon­se­kwen­cje za­bu­rzeń są więc róż­no­rod­ne. Na przy­kład jaj­ni­ki mogą stać się po­li­cy­stycz­ne, a w pier­siach mogą po­ja­wić się tor­bie­le.

To w je­li­tach kry­je się więc przy­czy­na cho­rób ko­bie­cych?

Nie za­wsze, ale za­wsze trze­ba to spraw­dzić. My­ślę, że do­ty­czy to 30% ko­biet. To te z za­pa­le­niem tar­czy­cy, tor­bie­la­mi w pier­siach, mię­śnia­ka­mi, za­bu­rze­niem płod­no­ści, nad­wa­gą.

Co­raz czę­ściej mówi się, że je­li­ta są też w za­ska­ku­ją­co bli­skim kon­tak­cie z mó­zgiem. I co naj­lep­sze, to one, a nie mózg, są ośrod­kiem de­cy­zyj­nym.

To od­kry­cie ostat­nich kil­ku lat: z brzu­cha do gło­wy cały czas pły­nie stru­mień in­for­ma­cji wy­sła­nych za po­mo­cą se­ro­to­ni­ny pro­du­ko­wa­nej przez sieć neu­ro­nów opla­ta­ją­cych je­li­ta. To z brzu­cha wy­cho­dzą de­cy­zje o na­szych emo­cjach czy za­cho­wa­niu. We­dług na­ukow­ców z ka­na­dyj­skie­go Bra­in-Body In­sti­tu­te, któ­rzy swo­je wnio­ski wy­cią­gnę­li z ba­dań na my­szach, spraw­na ko­mu­ni­ka­cja po­mię­dzy ukła­dem po­kar­mo­wym a mó­zgiem jest dla or­ga­ni­zmu bar­dzo waż­na. Kie­dy z ja­kichś po­wo­dów do­pływ in­for­ma­cji od bak­te­rii je­li­to­wych zmniej­szy się lub zo­sta­nie prze­rwa­ny, może na­wet dojść do upo­śle­dze­nia pra­cy mó­zgu. Dla­te­go tak waż­ne jest, by nie kar­mić bak­te­rii czymś, co im nie słu­ży.


Mi­kro­biom jest nie­zwy­kle de­li­kat­ny, jak mo­tyl. Już sama zmia­na die­ty po­tra­fi wpły­nąć na wy­mia­nę ca­łych ko­lo­nii bak­te­rii. Tak się czę­sto dzie­je m.in. w po­dró­ży do in­ne­go ob­sza­ru bak­te­ryj­ne­go, szcze­gól­nie do od­le­głych kra­jów, np. tro­pi­kal­nych. Już po pierw­szym kon­tak­cie z in­nym je­dze­niem mogą się po­ja­wić bóle brzu­cha czy bie­gun­ka.

Nie trze­ba jed­nak wca­le wy­jeż­dżać, żeby za­fun­do­wać so­bie je­li­to­wą dys­bio­zę. Oto na­sze grze­chy co­dzien­ne, któ­re szcze­gól­nie szko­dzą bak­te­riom je­li­to­wym:

 Nad­mier­ne spo­ży­cie biał­ka zwie­rzę­ce­go (czy­li je­dze­nie mię­sa i wę­dlin kil­ka razy dzien­nie). Die­ta bo­ga­ta w tłusz­cze na­sy­co­ne po­cho­dze­nia zwie­rzę­ce­go jest zwy­czaj­nie szko­dli­wa dla róż­no­rod­no­ści mi­kro­flo­ry. W ta­kim śro­do­wi­sku naj­le­piej czu­ją się bo­wiem bak­te­rie, któ­re mogą wy­wo­ły­wać i po­głę­biać stan za­pal­ny. Gdy jemy dużo mię­sa, na­mna­ża­ją się i mogą nam szko­dzić. Nie­ste­ty, to nie wszyst­ko. O ile biał­ko zwie­rzę­ce ucho­dzi za źró­dło naj­le­piej przy­swa­jal­ne­go biał­ka, to na pew­no trud­no tak kom­ple­men­to­wać drób czy wie­przo­wi­nę do­stęp­ną w skle­pach. Pro­du­ko­wa­ne prze­my­sło­wo mię­so i wę­dli­ny nie­wie­le mają wspól­ne­go z tym, co je­dli nasi przod­ko­wie. Zwie­rzę­ta, z któ­rych są wy­ra­bia­ne, do­sta­ją za­strzy­ki z hor­mo­nów i an­ty­bio­ty­ków – żeby szyb­ciej ro­sły i żeby trzy­ma­ne w stło­cze­niu nie za­ra­ża­ły się od sie­bie cho­ro­ba­mi i pa­so­ży­ta­mi. Do tego kar­mio­ne są pa­sza­mi peł­ny­mi pe­sty­cy­dów. Wszyst­kie te tok­sy­ny zo­sta­ją po­tem w ich mię­sie, i są przez nas zja­da­ne. Na­ukow­cy alar­mu­ją, że mają one wła­ści­wo­ści ra­ko­twór­cze, dla­te­go ich spo­ży­wa­nie na­le­ży ogra­ni­czyć do dwóch razy w ty­go­dniu. A już naj­tań­sze mię­so w su­per­mar­ke­tach po­win­no mieć na­lep­ki: „Mi­ni­ster zdro­wia ostrze­ga: je­dze­nie szko­dzi two­je­mu zdro­wiu”, tak jak pa­le­nie pa­pie­ro­sów.

 Je­dze­nie ra­fi­no­wa­nych cu­krów i bia­łej mąki, czy­li po­zba­wio­nej war­to­ścio­wych skład­ni­ków od­żyw­czych. Te pro­duk­ty nie są „wi­docz­ne” dla bak­te­rii je­li­to­wych i nie mają żad­nej war­to­ści dla or­ga­ni­zmu. Czy­li nie dają nic na­szym do­brym bak­te­riom, za to – uwa­ga – od­ży­wia­ją, śro­do­wi­sko grzy­bów. Gdy ono ro­śnie w siłę, to zwięk­sza stan za­pal­ny je­lit, na­si­la też gazy i wzdę­cia. Co wię­cej, cu­kier od­ży­wia ko­mór­ki ra­ko­we – one jako pierw­sze się­ga­ją po glu­ko­zę, żeby ro­snąć. Nie da się raka za­gło­dzić, bo ge­ne­tycz­nie jest ina­czej zbu­do­wa­ny, ale do­kar­mić – jak naj­bar­dziej.

 Pi­cie al­ko­ho­lu – wy­so­ko­pro­cen­to­we trun­ki nisz­czą mi­kro­flo­rę i zwięk­sza­ją stan za­pal­ny je­lit. Gdy do tego al­ko­ho­le są słod­kie, np. wina z wy­so­ką za­war­to­ścią cu­kru reszt­ko­we­go czy wód­ki ser­wo­wa­ne w po­łą­cze­niu z so­kiem owo­co­wym lub na­po­ja­mi typu cola, to do­dat­ko­wo na­si­la­ją roz­rost grzy­bów w je­li­tach. Przy oka­zji przy­spie­sza­ją uza­leż­nie­nie, bo mózg trak­tu­je cu­kier jak na­gro­dę.

 Spo­ży­wa­nie wy­so­ko prze­two­rzo­nej żyw­no­ści – np. go­to­wych dań, kon­serw. Szcze­gól­nie szko­dzą do­da­wa­ne do je­dze­nia kon­ser­wan­ty, sztucz­ne barw­ni­ki, po­lep­sza­cze sma­ku, emul­ga­to­ry, sub­stan­cje che­micz­ne prze­dłu­ża­ją­ce trwa­łość i inne cu­dow­ne do­dat­ki ulep­sza­ją­ce wy­gląd pro­duk­tów. Wszyst­kie te sub­stan­cje są dla je­lit za­gro­że­niem, bo za­nie­czysz­cza­ją i ra­nią ślu­zów­kę je­li­to­wą, a prze­ni­ka­jąc do krwi, mogą czy­nić spu­sto­sze­nia w in­nych or­ga­nach. Są bo­wiem cia­ła­mi ob­cy­mi, alie­na­mi, nie­roz­po­zna­ny­mi skład­ni­ka­mi, z któ­ry­mi przez ty­sią­ce lat ewo­lu­cji or­ga­nizm nie miał kon­tak­tu i nie bar­dzo wie, jak je spo­żyt­ko­wać. Cza­sem trak­tu­je je jak wro­ga i nie­po­trzeb­nie mar­nu­je siły, żeby z nimi wal­czyć, cza­sem ca­ły­mi mie­sią­ca­mi ku­mu­lu­je we krwi albo na­rzą­dach. Do żyw­no­ści prze­two­rzo­nej po­win­ni­śmy być może za­li­czać już nie tyl­ko pa­rów­ki czy ciast­ka o dwu­let­nim okre­sie przy­dat­no­ści do spo­ży­cia, ale też wa­rzy­wa i owo­ce pro­du­ko­wa­ne prze­my­sło­wo. W cza­sie swo­je­go wzro­stu wie­le z nich jest pry­ska­nych na­wet kil­ka­na­ście razy, przez co nie­rzad­ko za­wie­ra­ją wy­so­kie stę­że­nia ra­ko­twór­cze­go ar­se­nu, kad­mu czy gli­fo­sa­tu.

 Spo­ży­wa­nie ole­jów ro­ślin­nych pro­du­ko­wa­nych na go­rą­co w tem­pe­ra­tu­rze 160–200°C. Za­war­te w nich kwa­sy tłusz­czo­we nie­na­sy­co­ne w tak wy­so­kiej tem­pe­ra­tu­rze zmie­nia­ją się w tzw. tłusz­cze trans. Są one znacz­nie trwal­sze (to one po­zwa­la­ją cze­ko­lad­kom la­ta­mi le­żeć na pół­kach i wy­glą­dać tak samo ku­szą­co jak w dniu pro­duk­cji). Są nie­ak­tyw­ne bio­lo­gicz­nie, przez co or­ga­nizm ma pro­blem z ich tra­wie­niem, i groź­ne, bo dzia­ła­ją pro­za­pal­nie.

 Ku­ra­cje an­ty­bio­ty­ko­we – an­ty­bio­ty­ki za­bi­ja­ją wszyst­kie bak­te­rie, tak­że te na­le­żą­ce do ko­rzyst­nej flo­ry je­li­to­wej. Zwłasz­cza leki o sze­ro­kim spek­trum dzia­ła­nia. Po­pu­la­cja mi­kro­flo­ry zmniej­sza się wów­czas o ok. 25–50%, a nie­do­bit­ki są znacz­nie mniej róż­no­rod­ne niż przed te­ra­pią. Żeby przy­wró­cić je­li­tom stan sprzed an­ty­bio­ty­ko­wej ma­sa­kry, po­trze­ba na­wet kil­ku mie­się­cy lub lat zdro­wej die­ty plus wspar­cia ku­ra­cją pro­bio­tycz­ną, a i tak uwa­ża się, że nie uda się od­two­rzyć wszyst­kich ro­dza­jów wy­bi­tych bak­te­rii. Co waż­ne: na dzia­ła­nie an­ty­bio­ty­ków na­ra­ża­my się też nie­świa­do­mie, na przy­kład je­dząc mię­so zwie­rząt kar­mio­nych pa­szą z do­dat­kiem le­ków.

 Inne ku­ra­cje: che­mio­te­ra­pia, ra­dio­te­ra­pia, le­cze­nie ste­ry­do­we i hor­mo­nal­ne. Wszyst­kie leki, któ­re lą­du­ją w na­szych je­li­tach, mają wpływ na flo­rę je­li­to­wą i in­ge­ru­ją w pro­ce­sy od­por­no­ścio­we. Na­wet te osła­bia­ją­ce wy­dzie­la­nie kwa­su żo­łąd­ko­we­go (IPP), blo­ke­ry hi­sta­mi­ny, a tak­że prze­ciw­za­pal­ne mogą pro­wa­dzić do za­pa­le­nia za­ni­ko­we­go, pę­ka­nia na­czyń, krwa­wień, wrzo­dów żo­łąd­ka czy dwu­nast­ni­cy, a psy­cho­tro­po­we – do zmian skła­du mi­kro­flo­ry je­li­to­wej. Wpływ na mi­kro­biom mają rów­nież leki hor­mo­nal­ne, na przy­kład an­ty­kon­cep­cyj­ne, choć nie zna­my jesz­cze peł­ne­go ob­ra­zu wy­wo­ły­wa­nych przez nie zmian. Wie­my jed­nak, że osła­bia­ją od­por­no­ścio­wą rolę pra­cę je­lit – są ba­da­nia, któ­re wy­ka­zu­ją, że ko­bie­ty sto­su­ją­ce an­ty­kon­cep­cję hor­mo­nal­ną są o ok. 20% bar­dziej na­ra­żo­ne na in­fek­cje grzy­bi­cze.

 Stres – bo pro­wa­dzi do za­ci­ska­nia się drob­nych na­czyń krwio­no­śnych (przez to na­gle ro­bi­my się bla­dzi). Ale skurcz nie do­ty­czy tyl­ko skó­ry, ale tak­że ślu­zów­ki je­lit. Przez to nie do­pły­wa do nich do­sta­tecz­na ilość krwi, a nie­do­krwio­ne je­li­ta spo­wal­nia­ją pra­cę swo­jej mi­kro­flo­ry. Może to po­wo­do­wać po­wsta­wa­nie nad­że­rek i wrzo­dów. Sil­ny stres nie­rzad­ko pro­wa­dzi do wy­stą­pie­nia bie­gu­nek lub za­parć, a wszyst­ko ra­zem wpły­wa nie­ko­rzyst­nie na przy­swa­ja­nie wi­ta­min i mi­ne­ra­łów.

 Pa­le­nie ty­to­niu – zwięk­sza stę­że­nie ra­ko­twór­cze­go kad­mu i ar­se­nu. Ba­da­nia opu­bli­ko­wa­ne kil­ka lat temu w na­uko­wym cza­so­pi­śmie „Ga­stro­en­te­ro­lo­gy” wy­ka­za­ły, że pa­le­nie pa­pie­ro­sów po­dwa­ja ry­zy­ko wy­stą­pie­nia po­li­pów w je­li­cie gru­bym. Obie­go­we my­śle­nie, że pa­pie­ro­sy, ow­szem, są tok­sycz­ne, ale sprzy­ja­ją pro­ce­som tra­wien­nym, jest błęd­ne: fak­tycz­nie zmu­sza­ją or­ga­nizm do przy­spie­sze­nia me­ta­bo­li­zmu, ale żeby jak naj­szyb­ciej po­zbyć się uwie­ra­ją­cej go tru­ci­zny. Je­śli stę­że­nie ar­se­nu czy kad­mu prze­kro­czy bez­piecz­ny pu­łap (moż­na to zba­dać!), to przy osła­bio­nej od­por­no­ści może po­ja­wić się no­wo­twór, naj­czę­ściej jest to rak płuc.

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej

Czego ginekolog ci nie powie. Książka, którą powinna przeczytać każda z nas!

Подняться наверх