Читать книгу Miłość dla dorosłych - Анна Экберг - Страница 7
2
Оглавление– Dlaczego mi to opowiadasz, tato? – Josefine nie potrafi ukryć wzburzenia. Te wszystkie makabryczne szczegóły. Okoliczności znalezienia tej nieszczęsnej kobiety, połowa głowy zmiażdżona, twarz niemal nie do poznania. – Dlaczego opowiadasz mi te stare policyjne historie? I to właśnie dzisiaj? – pyta, rozglądając się po niewielkiej nadbrzeżnej kawiarence, w której poza nimi i właścicielem jest jeszcze tylko para z Niemiec z dziećmi.
– Nie wiem – odpowiada Holger. – Ta sprawa bardzo mnie wciągnęła.
– Jak setki innych.
– Ta była szczególna. – Holger poprawia się nerwowo na krześle. Może rzeczywiście nie jest to najlepszy temat na rozmowę z dorosłą córką, z którą umówił się na kawę.
Odchrząkuje.
– Chciałem powiedzieć, że przez te wszystkie lata widziałem niejedno. Ale nigdy nie spotkałem mężczyzny, który przejechałby własną żonę podczas joggingu – mówi, jakby się tłumacząc.
Niemcy opuszczają kawiarnię, zostają sami z właścicielem. Holger słyszy własny oddech, nieco nierówny, ale przecież skończył już siedemdziesiątkę. Wygląda przez okno, patrzy na wydmy i parking. Niebo jest szare, dzieci Niemców biegną nad morze. Wie, że córka nigdy nie interesowała się jego pracą. Powinien mieć synów. Dla Josefine i jej młodszej siostry jego praca nie ma większego znaczenia. Nawet najbardziej makabryczne szczegóły nie są w stanie ich zainteresować. Prawdę mówiąc, Josefine zawsze miała problem ze znalezieniem czegoś, co by ją wciągnęło na dłużej. Studiowała języki indiańskie na uniwersytecie, ale po półtora roku zrezygnowała. Zaczęła studiować wiedzę o zdrowiu społeczeństwa, ale po pół roku również zrezygnowała. Potem postanowiła zostać fizjoterapeutką. Przez trzy lata Holger i jego żona Karen gryźli paznokcie. Wiedzieli, że to jej ostatnia szansa na zdobycie wykształcenia. Na szczęście okazało się, że tym razem odkryła swoje powołanie. Coś, co łączyło jej zainteresowanie ciałem i fizycznością człowieka z wiedzą teoretyczną. Teraz zajmuje się rehabilitacją dzieci po chorobach i wypadkach. Dzieci, które znów muszą nauczyć się poruszać, ale nie tylko – muszą ponownie nauczyć się żyć. Tak kiedyś tłumaczyła Holgerowi. A on uznał, że jest w tym jakiś sens.
Z Isabellą sytuacja jest trudniejsza. Poszła w ślady matki, ale bez powodzenia. Po jakimś czasie spędzonym w szkole artystycznej, gdzie uczyła się kuglarstwa – dla Holgera były to najtrudniejsze lata jego życia – zarabia teraz przedstawieniami w teatrzyku kukiełkowym w jednym z kopenhaskich parków, Kongens Have. Zimą, kiedy teatrzyk jest zamknięty, szyje kostiumy dla niewielkiego miejskiego teatru. Za marne pieniądze. Holger widział kilka przedstawień, na które go zaprosiła. Wydały mu się dziwne. Uznał, że albo jest zbyt inteligentny, albo zbyt głupi, w każdym razie nic nie zrozumiał.
Może to imiona sprawiły, że jabłka padły tak daleko od jabłoni. Holger chciał, żeby jedna córka miała na imię Dorthe, druga Henriette. Ale Karen się nie zgodziła. Gdyby się uparł i postawił na swoim, to teraz zamiast jakiejś Josefine siedziałaby przed nim Dorthe. Czy Dorthe zostałaby policjantką? Na pewno nie byłaby tak skrajnie lewicowa i przeciwna wszelkim autorytetom jak Josefine, według której na miłość i szacunek zasługują jedynie najsłabsi.
– Ja zawsze wysłuchiwałem opowieści o waszej pracy – mówi Holger i wzrusza ramionami. – Kiedy studiowałaś zdrowie publiczne, twoja matka i ja przez miesiąc żywiliśmy się orzeszkami ziemnymi i tranem. Pamiętasz? Twój okres baskijski.
Josefine uśmiecha się. Przypomina matkę. Gdyby tylko nie była taka „alternatywna”. Tatuaż globu ziemskiego na karku, niezbyt duży i z pewnością starannie wykonany, ale przecież ludzie wiedzą, gdzie leży Ameryka Południowa, a gdzie Północna. Nie ma powodu tatuować sobie globusa na karku. Josefine tłumaczyła mu, że ma to związek z globalną świadomością, nie wolno nam zapominać, że wszystko jest ze sobą powiązane, możemy zbawić świat tylko wtedy, kiedy będziemy pamiętać, że jesteśmy jego częścią.
– Chyba się nie obraziłeś, tato?
– Nie obraziłem się – mówi Holger i zerka na laskę, która stoi oparta o stół.
Początkowo trudno mu było się do niej przyzwyczaić. Laska, symbol starości. Ma wrażenie, że wygląda jak ten stary grubas z reklamy Tuborga, który zmęczony i spragniony piwa, opiera się o płot. Prawdę mówiąc, sam chętnie napiłby się teraz piwa. To jedna z nielicznych przyjemności, na które pozwala sobie po przejściu na emeryturę. Czasem wypija kieliszeczek czegoś mocniejszego albo Złotego Tuborga do obiadu, czasem nawet jedno i drugie. To najlepszy sposób na poobiednią drzemkę. No i dzień staje się wtedy krótszy.
– Umarła? – pyta Josefine. Wygląda przez okno, rzuca szybkie spojrzenie na parking. W tę sierpniową sobotę Niemcy i ich dzieci są tu jedynymi turystami. Prognozy pogody obiecywały, co prawda, słońce, ale pogoda nie jest plażowa.
Holger odwraca się.
– Czy umarła? – powtarza. – Oczywiście, że umarła. Przecież cofnął się i ponownie po niej przejechał, wtedy, w nocy, na szosie, w Roms Hule.
– W Roms Hule? W jaskini?
– To stara droga przez las – mówi Holger i opowiada o niewielkiej osadzie Roum, położonej głęboko w tym starym duńskim lesie pierwotnym. Jej mieszkańcy zmarli w wyniku epidemii dżumy, a potem osadę spalono, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się zarazy. – Z czasem Roum zamienił się w Rom, stąd nazwa drogi, prawdę mówiąc, zawsze kojarzyła się ze śmiercią. Nie tylko ta biedna kobieta straciła tam życie. W dawnych czasach w Roum grasowali polscy rozbójnicy. Mieszkańcy Vejle stracili w końcu cierpliwość, złapali ich i odrąbali im głowy. Wszystkim. Dwadzieścia trzy czaszki zakopano obok muru kościoła, gdzie zresztą leżą do dzisiaj.
– To się nazywa nadstawić drugi policzek – mówi Josefine.
– Tak, to prawda. Ale właśnie tamtej nocy Christian nie nadstawił drugiego policzka. Zresztą na tej drodze nie ma takiego zwyczaju. To droga śmierci.
– Nigdy się tam nie wybiorę – stwierdza Josefine i przez krótki moment dotyka jego dłoni. – Nadal cię to dręczy, tato? Dlatego mi o tym mówisz?
– Ta sprawa rzeczywiście nie daje mi spokoju. Nie byliśmy w stanie niczego udowodnić – dodaje cicho. Tak cicho, jakby nie miał śmiałości wypowiedzieć tego na głos. Ostatnio zaczął mówić do siebie. Jeszcze jakiś rok temu uważał, że to okropne, wręcz odrażające. Stary, emerytowany policjant, który chodzi po swoim trzypokojowym mieszkaniu na Badstuegade i mruczy coś pod nosem, wspominając sprawy, które nigdy nie zostały wyjaśnione. Żałosne. Nie tak wyobrażał sobie starość, kiedy jeszcze miał przy sobie Karen. Teraz na okrągło ma włączony telewizor, w ten sposób próbuje zagłuszyć ciszę. Programy przyrodnicze z różnych części świata, żółwie z Galapagos, krokodyle z południowo-wschodniej Azji żyjące w słonej wodzie.
Poza tym zaokrąglił się, nie lubi gotować. W markecie jest tyle smacznych gotowych dań. Lasagne, klopsiki w curry i kurczak po indyjsku, bardzo smaczny, chociaż ciężkostrawny. Nie ma odwagi powiedzieć Josefine, jak się odżywia. Utrzymuje, że je suszone figi i kwaśne oliwki, które zwykle mu przynosi. Zawsze przed jej przyjściem starannie usuwa wszelkie dowody zbrodni, w końcu jest byłym śledczym. Josefine przygląda się podejrzliwie jego brzuchowi. Nie rozumie, dlaczego ciągle rośnie, skoro żywi się owocami z okolic Morza Śródziemnego, jak mu przykazała. Niestety, porcje w markecie są nieco za małe, więc zawsze kupuje dwie, szczególnie swoich ulubionych klopsików w curry. Poza tym wtedy kasjerka nawet się nie domyśla, że jest wdowcem i czuje się nieco samotny.
Holger chrząka. Próbuje być obecny, skoro siedzi w kawiarni ze swoją córką. Tak rzadko się widują.
– Pierwsze dni śledztwa są zawsze najważniejsze – mówi. Nie jest w stanie się powstrzymać. Być może stare historie to jedyne, co mu zostało.
– To wiadomo – stwierdza Josefine. – Chociażby z telewizji.
– Z telewizji? – Holger kręci głową. – W rzeczywistości nic nie jest takie jak w telewizji. Na filmach mordercy w przeszłości zazwyczaj byli albo żołnierzami, albo seryjnymi mordercami. W rzeczywistości to normalni ludzie i na ogół popełniają zbrodnię po raz pierwszy w życiu.
– Okej. Nie denerwuj się. Po prostu próbuję zrozumieć. Dlaczego ty – czy raczej wy – nie byliście w stanie rozwiązać tej zagadki.
– Był za sprytny. A ja zbyt powolny.
– Nie dręcz się, tato. – Josefine klepie go po dłoni. – Pomyśl o tych wszystkich, których wsadziłeś za kratki.
Ich spojrzenia się spotykają. Holger nie potrafi powiedzieć, czy podoba mu się to, co widzi w jej oczach. Współczucie. Josefine nie jest w stanie go ukryć. Stał się człowiekiem, który żyje przeszłością.
– To już nie ma znaczenia. Historie starego człowieka, jak sama powiedziałaś – mówi i wzrusza ramionami. – Ale może płynie z nich jakaś nauka. Pomyślałaś o tym? Nie ty jedna chciałaś zrobić coś dla świata.
Josefine uśmiecha się. Znów przypomina swoją matkę, mimo że robi wszystko, żeby się od niej odróżnić. Ale ma jej uśmiech, zarys brwi. Kiedy uśmiecha się szeroko, brwi unoszą się i jej twarz staje się przyjazna. Wyrozumiała. To twarz, która nie daje się pokonać problemom świata. Jak u Karen.
W latach sześćdziesiątych pracowała w teatrze. W czasie, kiedy teatr w Aarhus przechodził ogromne zmiany. Nie było to już miejsce, gdzie eleganckie mieszczaństwo mogło zabić wieczorną nudę, oglądając reakcyjne sztuki pokazujące uzdrowicielską moc rodziny. Teraz teatr miał być postępowy. Wyzwolenie kobiet, kryzys relacji, krytyka społeczeństwa, awangarda. Kapitalizm, dzielnice willowe, tradycyjna rodzina – to wrogowie. Teatr musiał być zaangażowany politycznie. Po bilety na premierę Kotki na gorącym blaszanym dachu ludzie stali w kolejce sięgającej aż do Bispetorv.
Karen odpowiadała za kostiumy, nie za program, ale i tak miała pełne ręce roboty. Była obecna na próbach, ludzie ją szanowali. Podobno potrafiła przewidzieć, czy przedstawienie odniesie sukces, czy zakończy się porażką.
– Może był niewinny? – Głos Josefine wyrywa Holgera z garderoby w Aarhus Teater. Wraca do kawiarni. – Nie można tego wykluczyć – ciągnie Josefine. – Wiadomo że policja aresztuje ludzi, torturuje.
– Torturuje? Nigdy nie stosowałem tortur, chociaż nieraz miałem ochotę.
– Kongres klimatyczny. – Josefine przypomina mu o czymś, o czym wolałby zapomnieć. O dniu, kiedy stawiła się przed centrum kongresowym Bella Center w Kopenhadze, żeby demonstrować przeciwko klimatowi, nie, nie przeciwko, tylko za klimatem, przeciwko politykom. To było w trakcie jej indiańskiego okresu. Została aresztowana i spędziła dwie godziny, siedząc na asfalcie z rękami związanymi w nadgarstkach różowymi plastikowymi kajdankami.
– Dostałaś zapalenia pęcherza – mówi Holger. – Nikt cię nie torturował.
– Mogłam stać się bezpłodna.
– Mogłaś – powtarza Holger. – Tak właśnie wyjaśniamy sprawy. Snując hipotezy. Czy to możliwe, że Christian wściekł się na żonę tak bardzo, że miał ochotę ją zamordować?
– Może niesłusznie go podejrzewaliście? – dodaje Josefine. O ile urodę ma po matce, to szybkość reakcji po mężczyźnie, który teraz siedzi naprzeciwko niej.
– Nie wierzę w to – stwierdza Holger. – Zbyt wiele rzeczy się nie zgadza. Poza tym to wspaniała historia. Uniwersalna opowieść o miłości.
Josefine się uśmiecha.
– No to mi ją opowiedz – mówi i odsuwa krzesło lekko do tyłu.
– Jesteś pewna? Masz czas?
Josefine wzrusza ramionami.
– To się okaże. Od czego się zaczyna?
– Od tego, od czego wszystko dzisiaj się zaczyna.
– Od pieniędzy?
– Od pieniędzy? Nie. Od SMS-a. Wysłanego trzy dni przed wypadkiem.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.