Читать книгу Zemsta na ekranie - Anna Mentlewicz - Страница 4
Rozdział 1
ОглавлениеNiektórym tak się przytrafia, że po złym czasie przychodzi jeszcze gorszy. Tak się zdarzyło w życiu Stelli Lerskiej, znanej dziennikarki telewizyjnej i prezenterki popularnego talk-show „Rozmowy o niewidzialnym”.
– Dziękuję, że mnie tam wieziesz. – Stella przerwała ciszę, która panowała w samochodzie. Siedziała na siedzeniu pasażera, wpatrzona w przednią szybę, ale niewiele przez nią widziała, bo była skupiona na tym, co ją czeka za kilka minut podczas przesłuchania na komendzie policji.
– Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. – Magda z troską zerkała na przyjaciółkę, która od wielu miesięcy nie miała łatwego życia.
Stella westchnęła.
– Wiele bym dała, żeby mieć to już za sobą. – Zsunęła się niżej na siedzeniu, mając ochotę schować się przed światem.
Ulice miasta nie były zatłoczone, więc szybko zbliżały się do komendy dzielnicowej, która prowadziła dochodzenie w sprawie brutalnego pobicia Stelli Lerskiej.
„Matko, w co ja się wplątałam? Co jeszcze mnie spotka?” – pomyślała.
Nerwowo wierciła się na fotelu, zagryzała dłoń zwiniętą w pięść, ciężko oddychała i bardzo się bała.
– Kochana, sięgnij do schowka – usłyszała troskliwy głos Magdy. – Tam jest płyta, która powinna ci się spodobać.
Stella z opóźnieniem zareagowała na słowa przyjaciółki. Kiedy wyjęła ze schowka przed sobą cidika z największymi przebojami Michaela Jacksona, posłała Magdzie uśmiech, nie do końca zgrabny, ale w jej oczach błysnęło zadowolenie.
Pierwszym utworem, który zabrzmiał w głośnikach, był Man in the Mirror. Stella zaczęła, najpierw w myślach, a potem półgłosem, podśpiewywać. Słowa znała doskonale, bo jako nastolatka szlifowała angielski, tłumacząc piosenki tego artysty. Ulubionego artysty. W połowie utworu obie głośno śpiewały o lepszym świecie, który zaczyna się od zmian dokonywanych we własnych głowach. Stella poczuła się trochę lepiej, ale nie na długo. Znowu wrócił strach, który czuła, kiedy szalony z nienawiści mężczyzna bił ją na oślep. Wcześniej ten sam mężczyzna tygodniami zabiegał o jej względy.
Na parkingu przed komendą nie było wolnych miejsc, więc Magda wysadziła ją niedaleko wejścia.
– Zaparkuję w okolicy. Daj znać, jak będziesz wychodziła – poprosiła, zanim przyjaciółka zamknęła drzwi od samochodu.
– Szkoda twojego czasu. Wrócę taksówką.
– Znowu zaczynasz? – żachnęła się Magda z poważną miną i dodała bardzo zdecydowanym głosem: – Jakbyś nie wiedziała, mam dzisiaj w swoim kalendarzu specjalny czas zarezerwowany tylko dla ciebie. Potem go sobie odbiorę, i to z nawiązką. Mam nadzieję, że jesteś gotowa na taki interes.
Stella posłała przyjaciółce całusa i z ciężkim sercem ruszyła na przesłuchanie.
„Czy ktoś tam u góry nie mógłby się zlitować i wreszcie coś miłego mi podesłać? Litości! Nie daję rady!” – apelowała bezgłośnie.
*
Pełniący służbę policjant wskazał drogę, która miała doprowadzić do pani aspirant Olgi Kownackiej. Policjantka, kilka lat starsza od Stelli, siedziała w swoim pokoju. Przy powitaniu dyskretnie zmierzyła dziennikarkę od stóp do głów, a w jej oczach pojawił się błysk zazdrości. Stella Lerska była piękną kobietą, a delikatne rysy twarzy i nienaganna sylwetka sprawiały, że nie wyglądała na swoje prawie trzydzieści pięć lat.
– Może się pani czegoś napije? – zaoferowała policjantka, wskazując na tacę ze wszystkimi akcesoriami niezbędnymi do zrobienia kawy czy herbaty.
– Woda wystarczy.
Kiedy policjantka sprawdzała jej dane z dowodem osobistym, Stella nerwowo ściskała dłonie.
„Uspokój się! Kilka minut i będzie po wszystkim” – przemawiała bezgłośnie do siebie.
– Długo pani zna Jacka Milińskiego? – zapytała policjantka po zakończeniu wstępnych formalności.
Stella na dźwięk imienia i nazwiska sprawcy swojego pobicia poczuła łomotanie serca. Ze wzrokiem wbitym w podłogę starała się poskładać myśli, żeby udzielić odpowiedzi na to pozornie łatwe pytanie. Nie mogła wydobyć z siebie głosu, bo znowu powróciły obrazy szarpaniny z oprawcą i paniczny strach, że nie wyjdzie z tego żywa.
Olga Kownacka bacznie przyglądała się Lerskiej, którą znała z ekranu telewizyjnego, bo regularnie oglądała jej talk-show „Rozmowy o niewidzialnym”. Uważny obserwator dostrzegłby w oczach policjantki cień babskiej zazdrości. Natura dała jej urodę brzydkiego kaczątka, co widać było nawet wtedy, kiedy próbowała zrobić się na bóstwo. Dlatego wiodła tak modny w ostatnich latach żywot singielki, chociaż wiele by dała, żeby mieć kogoś u swojego boku. Jednak dla większości mężczyzn była kumplem, któremu można się pożalić, a nie materiałem na żonę i matkę.
Nagle ciszę w pokoju zakłóciły odgłosy z podwórka. Stella nie zareagowała.
– Wiem, że to trudne – policjantka chrząknęła, zanim zdecydowała się przemówić – ale muszę poznać fakty i okoliczności. Kiedy pani poznała Jacka Milińskiego?
„Chcę o tym zapomnieć. Uwolnić się od tego”– pomyślała Stella.
Siedziała ze spuszczoną głową i nerwowo skubała prawą dłoń.
– Czy mogę nie składać zeznań? – odezwała się po chwili grobowym głosem.
– Ale jak to? – Kownacka szeroko otworzyła oczy. Najwyraźniej nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. – No nie, tak się nie da. Mamy przepisy. Pani musi, to znaczy powinna. Ja poczekam. Mamy dużo czasu.
– Nie będę odpowiadać na żadne pytania.
– Pani chce kryć tego drania? Dlaczego?
Huk zza okna wdarł się do pokoju i spowodował, że Stella podskoczyła na krześle. Zaniepokojona rozejrzała się po pokoju.
– Coś rozładowują na podwórzu – wyjaśniła policjantka. – Zamknąć okno?
– Nie trzeba.
– Jeszcze wody? – zapytała, gdy na biurko została odstawiona pusta szklanka.
Stella pokiwała głową, poprawiła się na krześle, a potem wyprostowała się i podniosła głowę. Kownacka nie mogła dostrzec rezygnacji w oczach Stelli, ponieważ były ukryte za ciemnymi, dużymi okularami. Gdyby ktoś teraz wszedł do niewielkiego pokoju, zobaczyłby atrakcyjną, młodą blondynkę, ubraną w ciemny garnitur i bluzkę wykończoną fantazyjnym, szerokim kołnierzem. Wyglądała jak dama. Ze swoją wyszukaną elegancją nie pasowała do obskurnego pokoju z odrapanymi ścianami i meblami, które pamiętały jeszcze wcześniejszą epokę niż resztki farby na ścianach.
– Może jednak porozmawiamy? Poza protokołem – zaproponowała Kownacka.
– Nie chcę na ten temat rozmawiać. – Stella pokręciła głową i głośno westchnęła.
Znowu zobaczyła przerażający wyraz twarzy Jacka, kiedy pchnął ją na łóżko w jej sypialni i siłą próbował zmusić do pocałunku. Błagała, żeby ją puścił, ale on z coraz większą dzikością dotykał jej ciała. Jedną ręką zakrył jej twarz, drugą szarpał na niej ubranie z taką siłą, że po chwili było w strzępach. Ugryzła go w dłoń, którą dociskał do jej ust, ale wtedy rozwścieczony wymierzył jej siarczysty policzek. Zawyła z bólu i zaczęła wierzgać nogami i szarpać go za włosy. Wtedy zakrył jej twarz poduszką, aż zaczęła się dusić.
Jęknęła na wspomnienie tamtych chwil.
– Pani się czegoś boi? – zapytała Kownacka.
Stella zwiesiła głowę. Poczuła, że jej ciało drży. Starała się nad sobą zapanować.
– Zadbamy o pani bezpieczeństwo – przekonywała policjantka. – Miliński powinien ponieść karę za to, co pani zrobił.
Stella nie chciała tego słuchać. Zaciskając wargi, próbowała opanować drżenie brody. Na próżno. Wcisnęła pięści w uda, walcząc z ciałem, które coraz mocniej wymykało jej się spod kontroli. W końcu poddała się i zaczęła szlochać. Przez łzy dostrzegła nieruchomą, pozbawioną emocji twarz aspirantki, która czekała, aż Lerska się uspokoi.
„Ogarnij się! Nie rób z siebie widowiska!” – zrugała się w myślach Stella i sięgnęła do torebki po tabletkę.
– Dobrze się pani czuje? – zapytała po chwili policjantka.
– Tak – odpowiedziała cicho Stella. Wytarła nos, wzięła kilka głębokich oddechów i nerwowo potarła dłonią usta. – Czy możemy już skończyć? – Zerknęła na wpatrzoną w nią policjantkę.
– Naprawdę nie chce pani składać zeznań? – Kownacka nie kryła rozczarowania.
– Nie. – Tym razem głos Stelli zabrzmiał zdecydowanie. Na chwilę zdjęła ciemne okulary. Nawet bez makijażu i z zaczerwienionymi od płaczu oczami wyglądała atrakcyjnie.
Kownacka ponownie spojrzała na nią z zazdrością, uciekła wzrokiem za okno i zamyśliła się nad czymś.
Tymczasem Lerska uznała milczenie policjantki za akceptację swojej decyzji, więc wstała, zarzuciła torebkę na ramię i skierowała się do wyjścia.
– Zaraz! Dokąd pani idzie?! – Policjantka uniosła się na krześle i wyciągnęła w jej kierunku rękę.
Stella odwróciła się, a na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
– Protokół muszę napisać i wydrukować. – Kownacka wskazała jej krzesło, z drugiej strony zawalonego papierami biurka. Sama skupiła się na ekranie i klawiaturze komputera.
Stella niechętnie usiadła, spojrzała na zegarek i głośno westchnęła.
– Może pani potrzebuje czasu? – Aspirantka nie dawała za wygraną. – Rozumiem, to jest trudne. Może jutro albo pojutrze się spotkamy?
– Zakończmy tę sprawę – oświadczyła zdecydowanie Stella, prostując się na krześle.
– No nie. Tak się nie da.
– Nie rozumiem.
– To, co się zdarzyło, jest ścigane z urzędu. Przez prokuratora. Tylko on może zdecydować o zamknięciu śledztwa. – Aspirantka nie przerwała pisania protokołu.
– A ja? Ja się nie liczę? – Głos Stelli drżał z przejęcia.
– Oczywiście, że się pani liczy. Pani osoba jest kluczowa w tym śledztwie. Tylko, jak znam życie, pan prokurator będzie chciał się dowiedzieć, dlaczego odmawia pani zeznań. Znaleziono panią w strasznym stanie. Jacek Miliński, wiadomo, zaprzecza i twierdzi, że to… no, że umówiliście się na taką zabawę. – Kownacka najwyraźniej z premedytacją zacytowała zeznania oskarżonego, mając nadzieję, że Lerska zareaguje i zacznie zeznawać.
– Słucham?! – Stella złapała się za głowę i zaczęła dyszeć.
Policjantka zerknęła na nią i zawahała się. Po chwili jednak kontynuowała, jakby chciała zagrać va banque.
– Ochroniarz zeznał, że wołała pani o pomoc. W karetce powiedziała pani, to słowa lekarza, że próbowano panią zgwałcić. Obdukcja ze szpitala świadczy, że została pani bardzo pobita. Ślady na szyi są dowodem, że próbowano panią dusić, czyli pani życie było zagrożone.
W głowie Stelli zaczęły wracać przeżycia sprzed kilku dni. Czuła, jak każdą cząstkę jej ciała paraliżuje strach i miała wrażenie, że doświadcza bólu podobnego do tego, który odczuwała, kiedy Jacek zerwał z niej ubranie, a potem próbował w nią wejść. Błagała go, żeby przestał, próbowała wysunąć się spod niego, szarpiąc go za włosy. On w odpowiedzi bił ją po twarzy i całym ciele. W końcu zaczął dusić i groził, że ją zabije, jeśli mu nie ulegnie. Dzikość w jego oczach przeraziła ją równie mocno jak słowa. Niespodziewany dzwonek i walenie do drzwi dały jej nowe siły. Wyrwała się z uścisku mężczyzny opętanego żądzą zemsty.
– Jeśli Jacek Miliński jest draniem i powinien ponieść karę... – Policjantka nagle zawiesiła głos i schyliła się pod biurko. – A co tu się dzieje? Nie ma już papieru do drukarki? – Wstała, sprawdziła na sąsiednim biurku, ale wśród stosów dokumentów nie znalazła czystych kartek. – Idę po papier – rzuciła przez ramię, ale na środku pokoju zawróciła, żeby przymknąć okno. Odgłosy mocowania z framugą ściągnęły uwagę Stelli i jej twarz wykrzywiła się z bólu. Dopiero teraz zauważyła kraty w oknach.
„Jacek ma zostać w więzieniu? – pomyślała i gwałtownie odwróciła wzrok od okna. – Zrobił mi coś strasznego, ale ja też nie jestem bez winy. Jeśli go oskarżę, będę musiała opowiadać w sądzie o Marku i naszej miłości. Nie! Jacek nie usłyszy ani słowa na ten temat. Ani Jacek, ani nikt. Zbyt cenne jest dla mnie to, co przeżyłam z Markiem”.
Drzwi do pokoju otworzyły się i w progu stanął wysoki policjant. Stella od razu go rozpoznała. To był jeden z funkcjonariuszy, który odwiedził ją w szpitalu. Ona jednak nie była w stanie złożyć zeznań, więc Milińskiemu przedłużono areszt tymczasowy. Kiedy szpital przekazał informację, że została wypisana, wezwali ją na komisariat.
– Dzień dobry – powiedział policjant i szybko wycofał się na korytarz.
– Chciałeś czegoś, Karol? – zapytała Kownacka.
– Tak, ale wpadnę później, bo widzę, że jesteś zajęta – odpowiedział i gestem zapytał, jak idzie przesłuchanie.
Aspirantka pokazała, że do bani, zamknęła drzwi i ruszyła w kierunku swojego biurka.
Sprawą Lerskiej żył cały komisariat, bo była gwiazdą z telewizji, i to taką, o której nic nie można było przeczytać w kolorowej prasie, a tabloidy miały zakaz pisania o niej.
Kownacka wkładała przyniesiony z sekretariatu papier do drukarki i zerkała na Lerską, która siedziała ze spuszczoną głową i sprawiała wrażenie nieobecnej.
– Rozumiem, że pani nie chce przeżywać tego od początku, ale drań, który zrobił coś takiego, powinien ponieść karę. Tylko to może go w przyszłości powstrzymać od podobnych czynów. Niech pani mu nie odpuszcza! – Kownacka podniosła głos.
– Odmawiam zeznań – odpowiedziała stanowczo Stella i odwróciła głowę do okna.
Wpatrzona w betonowe podwórko za kratą, czekała, aż aspirantka przygotuje protokół.
„Niech to się już skończy. Chcę zapomnieć” – prosiła w myślach.
Odwróciła głowę, dopiero gdy otrzymała wydrukowany dokument. Chwilę go studiowała, zanim złożyła podpis.
– Do końca trwania dochodzenia może pani zmienić zdanie i złożyć zeznania – poinformowała Kownacka, kiedy wymieniały uściski dłoni na pożegnanie.
Stella pokiwała głową i głośno wypuściła powietrze. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że się spociła i bluzka przykleiła jej się do pleców. Czuła pulsowanie w uszach i ucisk w żołądku.
„Dobrze, że ta policjantka dała mi spokój. Niech wypuszczą Jacka z aresztu i zamkną sprawę – myślała, idąc korytarzem do wyjścia. – On już dostał za swoje. Kilka dni w areszcie to nie przelewki. Jakby mu było mało i nadal mnie dręczył, zgłoszę się na policję i wniosę oskarżenie. Nic mnie przed tym nie powstrzyma”.