Читать книгу Na dnie duszy - Anna Sakowicz - Страница 7
WSPÓŁCZESNOŚĆ
ОглавлениеNo dobra – zarządziła Iwona. – Jeżeli mamy pakować te starocie w worki, to teraz.
– Może tak jednak więcej szacunku, co? – Inga burknęła z nadzieją, że bratowa jej nie usłyszy. Nie lubiła się z nią wdawać w słowne przepychanki. Po pierwsze, była bardzo słaba w takiej werbalnej szermierce, po drugie, nie było po temu ani czasu, ani okoliczności. Niestety Iwona usłyszała jej odpowiedź i nie zamierzała puścić tego mimo uszu.
– Podobno nie lubiliście swojej babki – warknęła. – Chyba nie będziemy tu odgrywać żalów i smutków jak po stracie ukochanej osoby.
Szwagierka rzuciła jej mordercze spojrzenie.
– No, ty to na pewno nie musisz niczego odgrywać. A my z Pawłem spędziliśmy tu kilka fajnych wakacji – dodała. – Pamiętasz naszą bandę?
Paweł spojrzał na nią zdziwiony pytaniem. Oczywiście to wspomnienie dziecięcych zabaw na osiedlu babki było niezwykle przyjemne, ale teraz wydorośleli, więc nie było potrzeby wracać do przeszłości.
– Taa – mruknął. – Dawne dzieje. I tak wszyscy się rozjechali.
– Prawda – westchnęła. – Szkoda, że nie da się powtórzyć pewnych momentów.
Inga chwyciła jeden z worków zostawionych przez mamę na stole. Zauważyła, że do pokoju zajrzał jej ojciec. Zmierzył wzrokiem obie kobiety i syna, a po chwili wycofał się do drugiego pokoju. Stamtąd dobiegały głośne rozmowy bliźniaków z Ewą. Dzieci nie bardzo się przejmowały tym, że właśnie jutro pochowają ich prababkę. Korzystały z okazji, by nacieszyć się starszą kuzynką.
– Hipokrytka – prychnęła Iwona. Inga postanowiła jednak to zignorować. Policzyła w myślach do dziesięciu. Potem starała się nie patrzeć w kierunku bratowej.
– Mamo! – krzyknęła. – Zaczynam od szafy!
Z łazienki dobiegła ją niewyraźna odpowiedź. Wzięła to za przyzwolenie. Po chwili obok niej pojawili się mężczyźni. Każdy wziął jeden z worków i zabrał się do przetrząsania szafek i szuflad. Inga poczuła na plecach zimny dreszcz.
Przypominamy hieny, pomyślała. Zawahała się przed otwarciem szafy. Może to za wcześnie? Może jednak powinni poczekać, aż babcię pochowają?
– Co się dzieje? – Usłyszała nad sobą cichy głos Karola. Stała z dłonią opartą o drzwi mebla i wahała się, czy powinna to robić.
– Zastanawiam się, czy nie za wcześnie to sprzątanie…
– Myślisz, że dwa dni później byłoby lepiej?
– Nie wiem. Może.
– Czy babci robi to różnicę?
– Nie… – zastanowiła się. – Ale jakoś tak głupio.
– Takie jest życie. Nic nie poradzisz. – Odsunął jej dłoń z drzwi szafy. Otworzył ją i złapał za pierwsze wieszaki, by ściągnąć z nich sukienki babki. Włożył je do worka. Bez namaszczenia i żadnych rytuałów, ale też nie zrobił tego tak, jakby wrzucał tam śmieci.
Inga przyjrzała mu się. Karol nie przypominał hieny. Negatywne skojarzenie uleciało. Kucnęła więc, by zebrać babcine rzeczy z dolnej półki. Przeglądała je i jedne wkładała do worka, inne, nieprzydatne odkładała na stosik pod ścianą. Chcieli przecież zawieźć te ubrania potrzebującym, musieli więc wybrać to, co się nadawało.
– Mam nadzieję, że tu nie ma moli. – Usłyszała głos Iwony. – Jezu, jakie to wszystko stare! Aż się lepi pod palcami. Obrzydlistwo.
– Nie przesadzaj, skarbie – zwrócił jej uwagę Paweł.
– O, nie! W gaciach to ty sobie grzeb! – zawołała z obrzydzeniem, kiedy otworzyła szufladę z bielizną.
– Odejdź – warknęła na nią Inga. – Ja to poprzeglądam. Bielizny osobistej raczej nikomu nie oddamy. Ale jakiś szacunek do rzeczy babci się należy, nie?!
– No tak, bo przecież zmarła wasza ukochana babunia – zakpiła.
– Paweł – zdenerwowała się. – Może niech ta twoja złośliwa żona idzie do dzieciaków, co? Albo mamie pomoże w kuchni?
Brat Ingi nie zdążył nic powiedzieć. I może dobrze, bo pewnie i tak stanąłby po stronie żony i broniłby jej przed siostrą. Iwona fuknęła coś pod nosem, odwróciła się na pięcie i poszła do teściowej, której właśnie spadł jakiś garnek i narobił huku.
– Ty, a co to? – Nagle Paweł podsunął coś Indze pod nos. – Babcia napisała testament?
Na słowo „testament” wszyscy w pokoju wyprostowali się i patrzyli w kierunku mężczyzny. Nawet Iwona zatrzymała się w progu i spoglądała pytająco. Paweł zamachał papierową teczką.
– Co? – zdziwiła się Inga. – Przecież miała tylko jedną córkę, po co jej byłby testament? – spytała z lękiem. Przez myśl jej przeszło, że może babcia postanowiła jeszcze po śmierci upokorzyć jej matkę i mieszkanie przepisała na kościół lub inną instytucję. Nie! Nie zrobiłaby tego. – Zobacz, co jest w środku.
Podszedł do nich ojciec. Zaglądał im przez ramię, gdy Paweł pociągał już za jasne sznureczki przy teczce z napisem „testament”. Mężczyzna wyjął ze środka dokument. Pieczątki potwierdzały to, co było na stronie tytułowej. Niewątpliwie seniorka, przeczuwając koniec, spisała ostatnią wolę. Dziwne, bo nigdy nikomu o tym nie mówiła. A może po śmierci męża wpadła na ten pomysł? Natknęła się wtedy pewnie na jakieś biurokratyczne problemy związane z przepisaniem całego mieszkania na siebie.
– Jezu… – stęknął Paweł i podał dokument ojcu. Ten z niedowierzaniem spojrzał w miejsce, które wskazywał jego syn.
– Natka! – zawołał. – Nata!