Читать книгу Bibliotekarka z Auschwitz - Antonio G. Iturbe - Страница 6
Оглавление2.
(...)
Na początku Hirsch opowiedział jej o czymś, w co aż trudno było uwierzyć: oprócz zwykłych książek dysponowali „żywą” biblioteką. Nauczyciel, który znał dobrze jakieś dzieło literackie, stawał się człowiekiem-książką. I odtwarzał tekst z pamięci po kolei różnym grupom dzieci.
– Magda jest świetna w Cudownej podróży Nilsa Holgerssona i dzieci bardzo lubią sobie wyobrażać, że lecą uczepione gęsich skrzydeł po szwedzkim niebie. Šašek doskonale opowiada o Indianach i przygodach na Dzikim Zachodzie. Dežo Kováč zajmuje się historiami patriarchów. Zna wszystkie szczegóły, to istna Biblia mówiona.
Ale dla Fredy’ego Hirscha wszystko to było mało. Powiedział Dicie, że książki docierały do obozu potajemnie. Polski stolarz imieniem Mietek przyniósł trzy, elektryk ze Słowacji dwie. Należeli oni do więźniów, którzy jako personel techniczny poruszali się swobodniej między obozami. Z magazynów zwanych Kanadą, do których trafiały rzeczy rekwirowane deportowanym w momencie ich przybycia do Auschwitz, Hirsch sprowadził parę książek, płacąc za nie żywnością ze znajdujących się w jego dyspozycji paczek.
Dita miała wydawać książki nauczycielom, a po lekcjach zabierać je i na koniec dnia chować do skrytki.
Pokój był zawalony rzeczami, ale nie panował w nim bałagan. A jeśli już, to bałagan pozorny, pozwalający Hirschowi ukrywać pewne przedmioty, które lepiej, aby pozostawały niewidoczne. Blokowy poszedł do kąta pokoju, w którym leżały rozmaite szpargały. Odsunął je, wyjął jedną deskę i Dita zobaczyła książki. Nie potrafiła nie okazać radości i klasnęła w ręce, jakby właśnie zobaczyła magiczną sztuczkę.
– Oto twoja biblioteka. Nic wielkiego. – Hirsch zerknął na nią, ciekaw wywołanego wrażenia.
Trudno powiedzieć, aby była to biblioteka bogata. Prawdę mówiąc, składało się na nią osiem książek, po części bardzo zniszczonych. Ale jednak książek. W tym mrocznym miejscu, w którym ludzkość znalazła się we własnym cieniu, obecność książek stanowiła wspomnienie czasów mniej ponurych, spokojniejszych, kiedy słowa brzmiały donośniej niż karabiny. Czasów zamierzchłych. Dita brała do rąk każdy wolumin po kolei, z ostrożnością, z jaką bierze się na ręce nowo narodzone dziecko.
Pierwszy był pozbawiony okładek atlas, bez kilku kartek. Pokazana w nim była Europa ze zlikwidowanymi już państwami i z mocarstwami, które dawno przestały istnieć. Kolory map politycznych, wielobarwne mozaiki – szkarłat, błyszcząca zieleń, pomarańcz, granat – kontrastowały z otaczającą Ditę szarością, brunatnym kolorem błota, spłowiałą ochrą baraków, ołowianym, zachmurzonym niebem. Zaczęła przeglądać atlas i poczuła się, jakby leciała nad światem: przemierzała oceany, mijała przylądki o egzotycznych nazwach – Dobrej Nadziei, Horn, Punta da Tarifa – przelatywała nad górami, pokonywała cieśniny, które wydawały się stykać brzegami – jak Cieśnina Beringa, Gibraltar, Przesmyk Panamski – żeglowała palcem po Dunaju, Wołdze, potem po Nilu. Pomieścić tyle milionów kilometrów kwadratowych mórz, lasów, wszystkie góry, rzeki, miasta i kraje na tak małej przestrzeni – był to cud możliwy tylko w książce.
Fredy Hirsch obserwował ją w milczeniu. Miło mu było patrzeć, jak dziewczynka, pochłonięta całkowicie oglądaniem, z otwartymi ustami wertuje atlas. Jeśli miał jakiekolwiek wątpliwości, czy słusznie zrobił, obdarzając Czeszkę tak wielkim zaufaniem, w tym momencie się ich pozbył. Wiedział, że Edita będzie dbać o bibliotekę. Miała w sobie tę daną niektórym zdolność nawiązania więzi z książką. Zdolność, której jemu samemu brakowało: był zbyt aktywny, żeby pozwolić się uwięzić wydrukowanym w książce linijkom. Wolał działanie, ruch, piosenki, rozmowę... Zrozumiał jednak, że Dita ma w sobie wrażliwość, dzięki której garść kartek zmienia się w cały świat, dostępny tylko jej.
W trochę lepszym stanie były Podstawy geometrii, podręcznik, który również pokazywał pewną geografię: krajobraz trójkątów równoramiennych, ośmiokątów i walców, rzędów cyfr uszeregowanych w arytmetyczne szwadrony, zbiorów przypominających na rysunku chmury i równoległoboków, które miały w sobie coś z tajemniczych komórek.
Przy trzeciej książce otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Była to Historia świata H.G. Wellsa, zamieszkana przez starożytnych, Egipcjan, Rzymian, Majów, opowiadająca o cywilizacjach, które stworzyły imperia, po czym upadły, a w ich miejsce powstały nowe.
Czwartym tytułem była Gramatyka rosyjska. Dita nic nie rozumiała, ale podobały jej się tajemnicze litery, stworzone jakby po to, aby opowiadać legendy. Teraz, kiedy Niemcy prowadziły wojnę również ze Związkiem Radzieckim, Rosjanie byli po jej stronie. Słyszała, że w Auschwitz jest wielu sowieckich jeńców wojennych i że naziści traktują ich z wyjątkowym okrucieństwem. Nie myliła się.
Kolejna książka, francuska powieść, była bardzo zniszczona i brakowało jej kartek, miała też plamy wilgoci. Dita nie znała francuskiego, ale uważała, że znajdzie sposób, żeby odcyfrować sekret opowiedzianej przez książkę historii. Był też traktat zatytułowany Drogi terapii psychoanalitycznej autorstwa profesora o nazwisku Freud i jeszcze jedna powieść, po rosyjsku, bez okładek. Ósma książka, powieść czeska, przedstawiała sobą żałosny widok: garść kartek trzymających się razem dzięki paru nitkom na grzbiecie. Zanim po nią sięgnęła, uprzedził ją Fredy. Rzuciła mu spojrzenie niezadowolonej bibliotekarki. Żałowała, że nie ma okularów w rogowej oprawie, żeby popatrzeć sponad nich – jak robiły bibliotekarki z prawdziwego zdarzenia.
– Ta jest bardzo zniszczona. Do niczego się nie nada.
– Naprawię ją.
– A poza tym... to nie jest książka dla dzieci. A już zwłaszcza dla panienek.
Dita spróbowała wyrazić wzrokiem ogromną irytację.
– Z całym szacunkiem, proszę pana. Mam czternaście lat i naprawdę sądzi pan, że po tym, jak codziennie na moich oczach kociołek ze śniadaniem mija się z wozem wywożącym zwłoki i widzę dziesiątki ludzi zabieranych do komór gazowych na końcu obozu, jeszcze potrafi zrobić na mnie wrażenie coś, co przeczytam w powieści?
Hirsch spojrzał na nią zaskoczony. A nie było łatwo zdziwić go czymkolwiek. Wyjaśnił jej, że chodzi o Przygody dobrego wojaka Szwejka, napisane przez alkoholika i bluźniercę, niejakiego Jaroslava Haška, że książka głosi gorszące poglądy na temat polityki i religii oraz ukazuje sytuacje wątpliwe moralnie i jest nieodpowiednia dla jej wieku. Zdał sobie jednak sprawę z tego, że próbuje przekonać, bez specjalnego powodzenia, samego siebie, i że ta dziewczyna o przenikliwym spojrzeniu szarozielonych oczu patrzy na niego bardzo rezolutnie. Potarł brodę, jakby chciał się pozbyć zarostu z tego dnia. Prychnął. Zaczesał ręką włosy do tyłu – i w końcu kiwnął głową. Podał jej również tę rozpadającą się książkę.
Dita patrzyła na wszystkie woluminy, ale przede wszystkim je głaskała. Z naderwanymi brzegami, pokreślone, wymiętoszone, z plamami wilgoci, czasem bez kilku kartek – mimo wszystko stanowiły skarb. Łatwość, z jaką mogły zostać zniszczone, czyniła je tym cenniejszymi. Wiedziała, że musi się opiekować tymi książkami niczym starymi ludźmi, którzy przeżyli katastrofę, ponieważ przedstawiały ogromną wartość: bez nich mogła zginąć mądrość wieków cywilizacji: oparty na matematyce postęp naukowy, geografia, która pokazywała świat, sztuka literatury, zdolna zwielokrotnić życie czytelnika, historia, która przypominała, skąd pochodzimy, i pomagała określić kierunek dalszej drogi, gramatyka pozwalająca wysnuwać nić komunikacji między ludźmi... Bardziej niż bibliotekarką Dita stała się tego dnia pielęgniarką książek.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki