Читать книгу Arkadiusz Onyszko. Fucking Polak. Nowe życie - Arkadiusz Onyszko - Страница 6

2. FINANSOWE ELDORADO

Оглавление

Maj 2010

Podkręciłem klimatyzację. To dopiero końcówka maja, a przez skwar trudno oddychać. W stolicy upał daje w kość mocniej niż w Wodzisławiu. Nie było sensu tam zostawać. Odra spadła z ligi, a ja byłem zbyt dobry, by grać na zapleczu ekstraklasy. Skończył mi się kontrakt, ofert nie brakowało. Nie to, co pół roku wcześ-

niej, kiedy śląski klub był dla mnie ostatnią deską ratunku.

Leżałem w pokoju hotelowym, czekałem, aż zadzwoni telefon. Nie przyjechałem do Warszawy na urlop, chciałem jak najszybciej znaleźć nowy zespół, by spokojnie udać się na wakacje do Dubaju. Zasłużyłem na odpoczynek.

Do stolicy ściągnął mnie menedżer Jarek Kołakowski. Opłacił hotel w samym centrum, chciał mnie mieć pod ręką. Prowadził negocjacje z Polonią Warszawa, choć byłem już poniekąd dogadany z Wisłą Kraków. Jeszcze jako piłkarz Odry odbyłem z nimi wstępną rozmowę.

Kołakowski przedstawił mi warunki, jakie proponował właściciel Czarnych Koszul Józef Wojciechowski:

– W Polonii dają ci pięćdziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, trzyletni kontrakt, mieszkanie na Woli.

– Zgadzam się. Podpisujmy.

Wystarczyło, że podał mi te liczby, nie musiał mówić nic więcej. 36 lat na karku, trzeba myśleć o finansach, bo wiadomo, że jest już bliżej końca niż dalej. Wisła oferowała dziesięć tysięcy mniej, a w Polonii do tej sumy dochodziły jeszcze „wyjściówki”. Nie musiałem też płacić Jarkowi prowizji z własnej kieszeni, co byłoby konieczne, gdybym zdecydował się na grę w Krakowie. Tam nie chcą z nim współpracować.

Dyrektor wykonawczy Wisły Jakub Jarosz stawiał sprawę jas-

no, kiedy spotkałem się z nim w maju w jednej z krakowskich restauracji:

– Sam musisz rozliczyć się z Kołakowskim. My negocjujemy bezpośrednio z tobą.

Chciałem być fair wobec Jarka. W końcu gdy w Danii wdepnąłem w gówno, jako jedyny wyciągnął do mnie rękę. Załatwił mi kontrakt w Odrze, co było strzałem w dziesiątkę. W Wiśle nie chcieli również wypłacić mi jednorazowej premii. Zazwyczaj daje się ją piłkarzom z kartą zawodniczą na ręku – ale nie w Krakowie. Prezes Polonii był dużo hojniejszy.

– Jarek, chcę dostać osiemdziesiąt tysięcy za podpis. Ile wynegocjujesz dla siebie, to już mnie nie interesuje. Ufam ci, wierzę, że obu nam się to opłaci.

– Zgoda, tak zrobimy. Przyjadę po ciebie jutro o dwunastej i pojedziemy do siedziby J.W. Construction podpisać papiery.

Pewnie ugrał na tym więcej niż ja, bo wiadomo, że w Polonii płacili dużo. Ale to nie była moja sprawa. Jestem dorosły, skoro coś ustaliliśmy, to się tego trzymałem.

O garniturze w taką pogodę nie było mowy, ale podczas pierwszego spotkania z nowym pracodawcą chciałem być elegancki. Włożyłem koszulę, dżinsy. Pojechała ze mną Samantha, dziewczyna, którą poznałem wiosną 2008 roku w Odense. Pracowała jako kelnerka w restauracji Café Kræz. Od razu zwróciłem na nią uwagę: piękna blondynka, miła, ale zdecydowana. Wciąż byłem wtedy z Anną, dlatego nawet nie przyszło mi do głowy, by ją podrywać, nawet gdy kilka razy spotkałem ją w dyskotece Retro. Lubiłem z nią rozmawiać, szczególnie o samochodach, traktowałem ją jak przyjaciółkę. Po kłótni z Anną i sprawie w sądzie nasze relacje zaczęły się jednak zmieniać. Zabrałem ją na kolację, zaczęliśmy się spotykać każdego dnia. W końcu przestałem zwracać uwagę na fakt, że jest ode mnie aż 14 lat młodsza. Zdawała mi się dojrzalsza niż inne dziewczyny w jej wieku, umiała słuchać. Właśnie w owym czasie najbardziej potrzebowałem zrozumienia, a ona mi je oferowała.

Jej ojciec należał do Hells Angels, znanego międzynarodowego gangu motocyklowego. Imponowała mi solidarność panująca wśród członków tej grupy. Gdy ojciec Samanthy siedział w więzieniu, jego kumple z Hells Angels dawali jej prezenty na święta. Zawsze mogła na nich liczyć. Podoba mi się, gdy ludzie kierują się w życiu zasadami.

Zmiana klubu była decyzją ważną nie tylko dla mnie, ale i dla Samanthy. Planowaliśmy, że ze mną zamieszka. Dania leży daleko od Warszawy, związek na odległość byłby więc męczący. Coś już na ten temat wiedziałem, bo moja dziewczyna nie zdecydowała się przeprowadzić do Wodzisławia. Gdy przyjechała tam po raz pierwszy, skończyło się płaczem.

– Co ty tu, do cholery, robisz?! Jak możesz żyć w takim miejscu?! – Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego się na to zdecydowałem. Różnica między Odense a Wodzisławiem była kolosalna. I nie tylko dlatego, że polskie miasto było ponad trzy razy mniejsze od duńskiego. Po prostu wyglądało tak, jakby czas zatrzymał się tam wiele lat temu.

Ale po pierwszym dniu w stolicy Samantha stwierdziła:

– Nawet Kopenhaga jest mniejsza od Warszawy. Zostańmy tu.

Wszystko się układało, najbardziej podobały jej się w Polsce niskie ceny. Sam pamiętam, jaki przeżyłem szok, gdy w 1999 roku pojechałem do Danii na testy. Zaprosił mnie Ryszard Kowenicki, były piłkarz wielkiego Widzewa. Poszliśmy do pubu, miałem przy sobie 100 koron, czyli 50 złotych. Na koniec chciałem uregulować rachunek. Nie miałem pojęcia, że będzie aż tak wysoki. Zapłaciłem za dwa piwa, wydając w ten sposób wszystkie pieniądze, które zabrałem z Polski. Dziś jest tam jeszcze drożej. Jeśli niektórzy ludzie w Polsce uważają, że u nas ceny są za wysokie, powinni wybrać się na weekend do Skandynawii. Za chleb trzeba zapłacić w piekarni 27 koron (około 15 złotych), za czekoladę

20 koron (około 11 złotych).

Radzymińska 326. Pod tym adresem mieści się siedziba firmy J.W. Construction, której właścicielem jest prezes Polonii Józef Wojciechowski. Pokaźny biurowiec, kilkanaście lat wcześ-

niej z pewnością robił wrażenie, po latach jednak imponował już głównie wielkością. Miałem nadzieję, że Wojciechowski będzie obecny przy podpisywaniu kontraktu. Chciałem go poznać. Słyszałem, że jest impulsywny, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Wyobrażałem sobie, że ma bardzo silny charakter, a ja szanuję takich ludzi.

Szkoda, że prezesa nie było w firmie. Przywitał nas prawnik Piotr Ciszewski, jego prawa ręka. Facet w średnim wieku, siwiejący, o okrągłej twarzy – od razu było widać, że to konkretny człowiek, który wie, czego chce. Po chwili pojawił się też Radek Majdan, którego znałem z reprezentacji olimpijskiej. Był jak zawsze dobrze ubrany. Pełnił funkcję dyrektora sportowego klubu, zajrzał, by się przywitać. Gabinet prezesa był zamknięty, przeszliśmy do sali konferencyjnej. Ciszewski miał już przy sobie gotowe dokumenty do podpisania. Usiedliśmy przy bardzo długim stole zastawionym butelkami z wodą mineralną, jakby zaraz miało się tam odbyć jakieś zebranie. Prawnik Wojciechowskiego zasiadł u szczytu, ja, Samantha i Kołakowski z boku. Szybko załatwiliśmy formalności, nawet nie czytałem umowy. Po to miałem menedżera, by dopilnował, aby była dla mnie korzystna. Gdybym mu nie ufał, musiał go sprawdzać, to jaki byłby sens takiej współpracy? Wszystko działo się błyskawicznie, Polonia nie chciała, żebym przechodził nawet testy medyczne. Dla mnie nie miało to znaczenia. Czułem się dobrze, więc i tak nie przewidywałem żadnych kłopotów. Byłem zadowolony, że tak szybko wszystko załatwiliśmy. Dubaj czekał!

Jestem przekonany, że Kołakowskiemu przez myśl nie przeszło, że jestem tak poważnie chory. Obaj nie mieliśmy o tym pojęcia. Gdybym o tym wiedział, siedziałbym u lekarza, zamiast negocjować kontrakt. Czym jednak miałem się martwić, skoro wiosną interwencjami w barwach Odry sprawiałem, że ludzie łapali się za głowy z niedowierzania, jak mogłem tyle lat spędzić zapomniany w Danii? Myślałem, że po kilkunastu miesiącach skandali wreszcie zaczynam życie na nowo.

Arkadiusz Onyszko. Fucking Polak. Nowe życie

Подняться наверх