Читать книгу Dar gniewu - Arun Gandhi - Страница 4
Оглавление• przedmowa •
Nauki mojego dziadka
Wybraliśmy się w odwiedziny do dziadka. Dla mnie nie był on wcale wielkim ani wielbionym przez cały świat Mahatmą Gandhim, lecz Bapudżim. Dobrotliwym dziadkiem, o którym często wspominali moi rodzice. Mieszkamy w RPA i aby odwiedzić go w Indiach, musieliśmy przebyć długą drogę. Mamy za sobą 16-godzinną podróż zatłoczonym pociągiem z Bombaju. Odbywała się w przedziale trzeciej klasy, cuchnącym papierosami, potem i dymem z parowozu. Gdy pociąg wtoczył się na stację Wardha, byliśmy bardzo zmęczeni i z ulgą zaczerpnęliśmy świeżego, wolnego od pyłu węglowego powietrza.
Wybiła dopiero 9:00 rano, ale upał już nam doskwierał. Stacja była jedynie platformą z pojedynczym stanowiskiem dla zawiadowcy, ale mój ojciec znalazł bagażowego, ubranego w długą czerwoną koszulę i przepaskę na biodra. Mężczyzna pomógł nam z walizkami i zaprowadził do stanowiska, przy którym czekały powozy (w Indiach nazywane tonga). Ojciec wsadził na wóz Elę, moją sześcioletnią siostrę, i poprosił, abym usiadł obok niej. On i matka mieli iść za powozem.
– W takim razie ja też pójdę pieszo – zadeklarowałem.
– To długa droga, pewnie z osiem mil – powiedział ojciec.
– To nie problem – upierałem się. Miałem 12 lat i chciałem pokazać, jaki jestem wytrzymały.
Wkrótce pożałowałem swojej decyzji. Brukowana droga skończyła się mniej więcej milę od stacji, a słońce grzało coraz mocniej. Szybko opadłem z sił, byłem mokry od potu, brudny i zakurzony, ale wiedziałem, że teraz już nie mogę wejść do powozu. W naszym domu panowała zasada, według której za słowami musiały iść czyny. Nie miało znaczenia, że moje ego okazało się silniejsze niż nogi – musiałem iść dalej.
W końcu dotarliśmy do aśramy* Bapudżiego w wiosce Sevagram. Po długiej podróży znaleźliśmy się w odległym zakątku najuboższej części Indii. Tyle się nasłuchałem o tym, ile piękna i miłości dał światu dziadek, że spodziewałem się zobaczyć na miejscu kwitnące kwiaty i wodospady. Zamiast tego położona na równinie wioska wydawała się wyschnięta, zakurzona i pozbawiona szczególnych cech – były to po prostu chatki z błota, które otaczały wspólny dziedziniec. Podróżowaliśmy tak długo tylko po to, aby dotrzeć w tak jałowe i przeciętne miejsce? Spodziewałem się chociaż ludzi, który wyjdą nam na powitanie, ale oni wydawali się nie zwracać na nas najmniejszej uwagi. „Gdzie są wszyscy?”, zapytałem matkę.
Weszliśmy do prostej chatki, w której wykąpałem się i umyłem twarz. Już raz, gdy miałem pięć lat, widziałem się z Bapudżim, ale nie pamiętałem tamtego spotkania i byłem nieco podenerwowany. Rodzice kazali nam być grzeczni podczas witania się z dziadkiem, ponieważ był bardzo ważną osobistością. Nawet w RPA słyszałem, jak wypowiadano się o nim z szacunkiem i wyobrażałem sobie, że gdzieś na terenie aśramy znajduje się rezydencja Bapudżiego, w której mieszka otoczony pomocnikami.
Zamiast tego ze zdziwieniem wszedłem do prostej chaty, przeszedłem przez werandę z klepiskiem i trafiłem do pokoju nie większego niż 3,5 na 4 metry. W rogu, na cienkim wełnianym materacu przycupnął Bapudżi.
Później dowiedziałem się, że podczas konsultacji z wielkim Gandhim odwiedzający go przywódcy kucali na materacach obok. Teraz Bapudżi powitał nas pięknym bezzębnym uśmiechem i zaprosił do środka.
Podążając za rodzicami, wraz z siostrą pokłoniliśmy mu się zgodnie z tradycyjnym hinduskim rytuałem. Nie zamierzał się na to godzić. Szybko przyciągnął nas do siebie i czule uściskał. Pocałował nas w policzki, aż zaskoczona Ela zapiszczała z radości.
„Jak wam minęła podróż?”, zapytał Bapudżi.
Byłem tak onieśmielony, że wyjąkałem: „Bapudżi, szedłem całą drogę od stacji”.
Zaśmiał się i dostrzegłem błysk w jego oku. „Doprawdy? Jestem z ciebie dumny”, odparł i obdarował mnie kolejnymi całusami w policzki.
Od razu poczułem, że emanuje bezwarunkową miłością i nie potrzebowałem żadnego innego błogosławieństwa.
Miałem ich jednak otrzymać o wiele więcej.
Moi rodzice i Ela zostali w aśramie jeszcze tylko kilka dni, a potem udali się do innych części Indii odwiedzić liczną rodzinę mojej matki. Ja jednak miałem przez następne dwa lata mieszkać i podróżować z Bapudżim, aby z naiwnego 12-latka wyrosnąć na mądrzejszego 14-letniego młodego człowieka. To, czego się wówczas nauczyłem, na zawsze odmieniło moje życie.
Bapudżi często miał przy sobie kołowrotek, a ja postrzegam jego życie jako złotą nić opowieści i nauk, które przenikają kolejne pokolenia, wzmacniając strukturę ludzkości. Wiele osób zna mojego dziadka tylko z filmów albo pamięta, że zapoczątkował ruch biernego oporu, który ostatecznie dotarł do Stanów Zjednoczonych i pomógł w walce o prawa obywatelskie. Ja jednak zapamiętałem go jako czułego, kochającego dziadka, który szukał we mnie tego, co najlepsze, i starał się to wydobyć. Zainspirował mnie i wielu innych do samodoskonalenia się ponad własne oczekiwania. Zależało mu na sprawiedliwości politycznej nie tylko z teoretycznych pobudek, ale dlatego, że pragnął dobra każdej jednostki. Był przekonany, że każdy zasługuje na możliwie najlepsze życie.
Dziś bardziej niż kiedykolwiek wszystkim nam potrzeba jego nauk. Dziadka ogromnie zasmuciłaby skala współczesnej fali nienawiści. Mimo wszystko nie poddałby się rozpaczy.
Ludzkość to jedna wielka rodzina.
„Ludzkość to jedna wielka rodzina”, zwykł często mawiać. W trakcie swojego życia zetknął się z zagrożeniami i nienawiścią, ale jego praktyczna filozofia wyrzekania się przemocy pomogła wyzwolić Indie i stała się modelem walki o prawa obywatelskie.
Dziś ponownie musimy przestać ze sobą walczyć, aby móc skutecznie poradzić sobie z prawdziwym wrogiem. Strzelaniny i zamachy stały się w Ameryce codziennością. Widzieliśmy, jak z zimną krwią morduje się policjantów i pokojowo nastawionych protestujących. Dzieci giną w szkołach i na ulicach, a media społecznościowe stały się siedliskiem nienawiści i uprzedzeń. Zamiast szukać kompromisów politycy podżegają do przemocy i gniewu.
Postawa wyzbywania się agresji, której orędownikiem był mój dziadek, nigdy w zamierzeniu nie miała być wyrazem bierności ani słabości. Wyrzekanie się przemocy było w jego odczuciu sposobem umocnienia charakteru moralnego i etycznego oraz krokiem na drodze do zaprowadzenia harmonii w społeczeństwie. Gdy Gandhi zaczynał swoją kampanię na rzecz biernego oporu, prosił ludzi, aby pomogli mu wymyślić nazwę dla tego ruchu. Jeden z jego kuzynów zaproponował pochodzące z sanskrytu słowo sadagraha, co znaczy „stanowczość w słusznej sprawie”. Bapudżiemu podobało się to słowo, ale postanowił je nieco zmodyfikować, wybierając nazwę satjagraha, czyli „stanowczość w trzymaniu się prawdy”. Później czasami tłumaczono to pojęcie jako „siła duszy”, co skutecznie przypomina nam, że prawdziwa siła płynie z dążenia do zmian społecznych w imię słusznych wartości.
Moim zdaniem wszyscy dziś potrzebujemy powrotu do satjagraha, czyli do siły duszy. Mój dziadek zapoczątkował ruch, który doprowadził do poważnych przewrotów politycznych i dał niezależność setkom milionów Hindusów. Przede wszystkim jednak Bapudżi chciał pokazać, że możemy osiągnąć zamierzone cele za pomocą miłości i prawdy. Oraz że największe zmiany zachodzą wówczas, gdy porzucimy nieufność i zaczniemy szukać siły w pozytywnym nastawieniu i odwadze.
Dziadek nie wierzył w etykietowanie społeczne ani w podziały i chociaż był osobą o głębokiej duchowości, to sprzeciwiał się religii, jeśli prowadziła do podziałów zamiast do jedności. W aśramie każdego dnia wstawaliśmy o 4:30 rano, aby przygotować się na modlitwę o 5:00. Bapudżi czytał teksty pochodzące ze wszystkich wyznań, a jego modlitwy miały charakter uniwersalny. Wierzył, że w każdej religii jest ziarno prawdy, a pogląd, że którakolwiek z nich jest jedynym kompletnym źródłem prawdy, stanowi przyczynę problemów.
Bapudżi sprzeciwiał się rządom brytyjskim i uważał, że każdy powinien decydować o swoim losie. Człowiek, który pragnął jedynie propagować miłość i pokój, spędził prawie sześć lat w indyjskich więzieniach. Jego idee dotyczące pokoju i jedności były dla wielu tak groźne, że oprócz niego uwięziono jego żonę i najlepszego przyjaciela, Mahadeva Desaiego. W 1942 roku Desai zmarł w więzieniu na zawał serca, a Kasturbai, ukochana żona mojego dziadka, odeszła 22 lutego 1944 roku, a jej głowa spoczywała na jego kolanach. Trzy miesiące po jej śmierci dziadek wyszedł z więzienia jako jedyny ocalały. Rok później wziął mnie pod swoje skrzydła i postanowił nauczyć, jak wieść lepsze życie.
Te dwa lata spędzone z Bapudżim były ważnym okresem dla nas obu. Właśnie wtedy jego praca na rzecz niezależnych Indii zaczęła przynosić owoce, ale nie spodziewał się fali przemocy i podziałów, które towarzyszyły transformacji. Gdy on dokonywał zmian na arenie międzynarodowej, ja nauczyłem się zmieniać sam siebie, przezwyciężać własne, często niepohamowane emocje, a także odkrywać, w jaki sposób mogę wykorzystać swój potencjał i postrzegać świat inaczej niż dotychczas. Byłem świadkiem historycznych wydarzeń, a gdy one się działy, Bapudżi dawał mi proste i praktyczne nauki, które umożliwiały osiąganie osobistych celów. Był to intensywny kurs z zakresu filozofii „Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie”.
Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie.
Potrzebujemy dziś tej zmiany, ponieważ obecna skala przemocy i nienawiści jest nie do zaakceptowania. Ludzie rozpaczliwie chcą przełomu, ale czują się bezradni. Dramatyczne zachwianie równowagi ekonomicznej doprowadziło do sytuacji, w której ponad 15 milionów dzieci, które mieszkają w Stanach Zjednoczonych i innych krajach, nie ma co jeść. Jednocześnie garstka osób cieszących się dobrobytem uważa, że ma przyzwolenie na marnotrawstwo. Kiedy prawicowi faszyści sprofanowali niedawno stojący na rynku w północnej części Indii pomnik mojego dziadka, obiecali „pasmo terroru”. Musimy zmienić swoje życie, jeżeli chcemy zakończyć to szaleństwo.
Mój dziadek obawiał się takiej chwili. Tuż przed tym, kiedy go zamordowano, dziennikarz zapytał Bapudżiego: „Co według pana stanie się z pańską filozofią po pana śmierci?”. Przepełniony smutkiem Gandhi odpowiedział: „Ludzie będą za mną podążać za mojego życia, będą mnie wielbić po śmierci, ale nie przyjmą moich idei jako własne”. Musimy przypomnieć sobie te idee. Mądrość mojego dziadka może nam pomóc w rozwiązaniu problemów, z którymi wciąż się borykamy. Nigdy nie potrzebowaliśmy Gandhiego bardziej niż teraz.
Bapudżi zmienił bieg historii za pomocą uniwersalnych prawd i praktycznych porad. Czas, abyśmy wcielili jego nauki w życie.
Lekcje, których udzielił mi Bapudżi, odmieniły mnie. Mam nadzieję, że i do twojego życia wprowadzą one pokój i sens.
* Miejsce przeznaczone dla modlących się lub medytujących ascetów (internetowy Słownik języka polskiego PWN) – przyp. red.