Читать книгу Dar gniewu - Arun Gandhi - Страница 6

Wykorzystaj gniew, aby czyni dobro

Оглавление

Mój dziadek zadziwił świat, ponieważ na przemoc i nienawiść reagował miłością i wyrozumiałością. Nigdy nie padł ofiarą toksycznego gniewu. Mnie się to nie udało. Dorastając jako indyjskie dziecko w nękanej podziałami rasowymi Afryce Południowej, byłem atakowany przez białe dzieci za to, że nie jestem dość biały, a przez czarne, że nie jestem czarny.

Pamiętam, jak pewnego sobotniego popołudnia poszedłem do dzielnicy zamieszkanej przez białych, aby kupić tam cukierki. Napadło mnie trzech nastolatków. Jeden z nich uderzył mnie w twarz, a gdy upadłem, pozostali zaczęli mnie kopać i szydzić ze mnie. Uciekli, zanim ktokolwiek zdołał ich złapać. Miałem wówczas zaledwie dziewięć lat. Następnego roku, podczas hinduskiego festiwalu światła, moja rodzina przyjechała do miasta świętować wraz z przyjaciółmi. Po drodze do domu znajomych minąłem grupkę młodych Afrykanów, którzy stali na rogu ulicy. Jeden z nich mocno uderzył mnie kijem w plecy – tylko za to, że byłem Hindusem. Kipiałem z wściekłości i chciałem się na nim odegrać.

Zacząłem ćwiczyć podnoszenie ciężarów w nadziei, że gdy nabiorę sił, będę mógł się zemścić. Moi rodzice, którzy uważali się za ambasadorów filozofii biernego oporu, byli zrozpaczeni, że tak często wdawałem się w bójki. Próbowali złagodzić moją agresję, ale nie byli w stanie stłumić narastającego we mnie gniewu.

Nieustannie towarzysząca mi wściekłość nie przynosiła mi szczęścia. Uraza i fantazje na temat zemsty sprawiały, że czułem się coraz słabszy, zamiast silniejszy. Rodzice mieli nadzieję, że pobyt w aśramie z Bapudżim pomoże mi zrozumieć istotę mojej wewnętrznej furii i nauczy, jak sobie z nią radzić. Ja też miałem taką nadzieję.

Podczas pierwszych spotkań z dziadkiem ujęło mnie, że zawsze wydawał się taki spokojny i opanowany – niezależnie od tego, co robili i mówili ludzie. Obiecałem sobie, że pójdę w jego ślady i przez jakiś czas szło mi to nie najgorzej. Po wyjeździe rodziców i siostry poznałem kilku rówieśników z pobliskiej wioski i zaczęliśmy się razem bawić. Stara piłka tenisowa służyła nam jako piłka nożna, a odpowiednio ułożone kamienie wyznaczały bramki.

Kochałem piłkę nożną. Choć dzieci od pierwszego dnia naśmiewały się z mojego południowoafrykańskiego akcentu, wiedziałem, że bywało gorzej, więc tolerowałem ich drwiny. Podczas pewnego szczególnie dynamicznego meczu jeden z chłopców jednak umyślnie podstawił mi nogę, gdy biegłem po piłkę. Upadłem na twardą, brudną ziemię. Moje ego ucierpiało równie mocno jak moje kolano – poczułem znajomy przypływ gniewu, serce zaczęło mi bić mocniej, a umysł domagał się zemsty. Wziąłem do ręki kamień, rozwścieczony podniosłem się z ziemi i uniosłem rękę, aby jak najmocniej cisnąć w oprawcę.

Cichy głos w mojej głowie podpowiedział mi jednak: „Nie rób tego”.

Upuściłem kamień i pobiegłem do aśramy. Odnalazłem dziadka i ze łzami w oczach opowiedziałem mu, co się stało.

– Cały czas czuję gniew, Bapudżi. Nie wiem, co robić.

Zawiodłem go i obawiałem się, że będzie mną rozczarowany. On jednak poklepał mnie kojąco po plecach i powiedział: „Weź wrzeciono i naprzędźmy trochę bawełny”.

Dziadek nauczył mnie posługiwać się wrzecionem, gdy tylko trafiłem do aśramy. Robiłem to codziennie przez godzinę rano i godzinę wieczorem. To było bardzo uspokajające zajęcie. Bapudżi lubił robić wiele rzeczy jednocześnie na długo przed tym, zanim słowo „wielozadaniowość” weszło do powszechnego użytku. Często mawiał: „Gdy siedzimy i rozmawiamy, nasze ręce mogą kręcić kołowrotkiem”.

Teraz miałem przy sobie to małe urządzenie i zacząłem je ustawiać.

Bapudżi uśmiechnął się i przygotował do snucia przędzy i swojej lekcji.

– Chciałbym opowiedzieć ci pewną historię – powiedział, gdy usiadłem obok niego.

– Był kiedyś pewien chłopiec w twoim wieku. Zawsze był rozgniewany, ponieważ nic nie działo się po jego myśli. Nie potrafił docenić punktu widzenia innych i gdy go prowokowano, wybuchał gniewem.

Podejrzewałem, że ten chłopiec to ja, więc prządłem dalej i słuchałem jeszcze uważniej.

– Pewnego dnia wdał się w poważną bójkę i nieumyślnie popełnił morderstwo – ciągnął dalej. – W jednej bezmyślnej chwili zniszczył swoje życie, zabierając życie komuś innemu.

– Obiecuję, Bapudżi, poprawię się – nie miałem najmniejszego pojęcia, jak miałbym się poprawić, ale nie chciałem, aby mój gniew doprowadził do czyjejś śmierci.

Bapudżi skinął głową.

– Masz w sobie dużo agresji – powiedział. – Twoi rodzice opowiedzieli mi o bójkach, w które wdawałeś się w Afryce.

– Tak mi przykro – wyjąkałem, czując, że zaraz się rozpłaczę.

Bapudżi jednak miał dla mnie zupełnie inny morał, niż się spodziewałem. Spojrzał na mnie zza swojego kołowrotka.

– Cieszę się, że można doprowadzić cię do gniewu. Gniew jest pożyteczny. Ja nieustannie go odczuwam – oświadczył, cały czas kręcąc kołowrotkiem.

Nie wierzyłem własnym uszom.

– Nigdy nie widziałem, jak się złościsz – wyznałem ze zdziwieniem.

– Ponieważ nauczyłem się wykorzystywać swój gniew do czynienia dobra – tłumaczył. – Gniew jest dla ludzi niczym benzyna dla samochodu. Daje siłę, aby iść do przodu i docierać w lepsze miejsce. Bez niego nie bylibyśmy zmotywowani do stawiania czoła wyzwaniom. To energia, która nakazuje nam ustalać, co jest właściwe, a co takie nie jest.

Wykorzystuj gniew do czynienia dobra. Gniew jest dla ludzi niczym benzyna dla samochodu – daje siłę, aby iść do przodu i docierać w lepsze miejsce. Bez niego nie bylibyśmy zmotywowani do stawiania czoła wyzwaniom. To energia, która nakazuje nam ustalać, co jest właściwe, a co takie nie jest.

Dziadek opowiedział mi, że kiedy jako młody chłopiec mieszkał w Afryce, także cierpiał z powodu uprzedzeń i bardzo go to denerwowało. W końcu jednak przekonał się, że dążenie do zemsty w niczym nie pomaga. Zaczął więc zwalczać uprzedzenia i dyskryminację, używając współczucia oraz odpowiadając na gniew i nienawiść dobrocią. Wierzył w potęgę prawdy i miłości. Szukanie odwetu nie miało dla niego sensu. Doszedł do wniosku, że zasada „oko za oko” doprowadzi do tego, że na świecie pozostaną sami ślepcy.

Zdziwiłem się, że Bapudżi nie był tak opanowany już od urodzenia. Teraz czczono go i określano honorowym tytułem Mahatma, ale kiedyś był po prostu niesfornym dzieckiem. Po zaaranżowanym małżeństwie z moją babcią, gdy oboje mieli zaledwie po 13 lat, czasami krzyczał na nią, a pewnego razu w trakcie kłótni nawet chciał siłą wyrzucić ją z domu. Nie podobało mu się jednak to, kim się staje, więc zaczął zmieniać się w zrównoważonego i opanowanego człowieka, jakim chciał być.

– Czy powinienem się tego nauczyć? – zapytałem.

– Właśnie zaczyna ci się to udawać – odpowiedział z uśmiechem na ustach.

Gdy obaj siedzieliśmy przy kołowrotkach, starałem się zrozumieć, w jaki sposób gniew można wykorzystać w pozytywny sposób. Mogłem wciąż go odczuwać, ale musiałem nauczyć się go wykorzystywać w słusznej sprawie. Takiej jak wdrażanie w RPA i Indiach zmian politycznych, do których powoli dążył mój dziadek.

Bapudżi wyjaśnił mi, że nasze kołowrotki są właśnie przykładem wykorzystywania gniewu do pozytywnych zmian. Produkcja tkanin od stuleci była w Indiach przemysłem chałupniczym, ale teraz duże zakłady włókiennicze ulokowane w Wielkiej Brytanii kupowały bawełnę od Hindusów, przetwarzały ją i sprzedawały z powrotem Indiom po wysokich cenach. Ludzie byli rozwścieczeni i chodzili w starych i podartych ubraniach, ponieważ nie było ich stać na tkaniny brytyjskiej produkcji. Zamiast jednak atakować brytyjski przemysł za powodowanie ubożenia Indii Bapudżi sam zaczął pracować przy kołowrotku, aby zachęcić rodziny do samowystarczalności. Te działania miały olbrzymi wpływ na cały kraj, a ich skutki odczuwano także w Anglii.

Bapudżi zorientował się, że słuchałem go uważnie, więc podsunął mi kolejną analogię (uwielbiał je), tym razem przyrównując gniew do elektryczności. „Gdy odpowiednio pokierujemy energią elektryczną, może ona poprawić jakość naszego życia. Jeżeli jednak będziemy postępować niewłaściwie, możemy przypłacić to życiem. Podobnie jak z prądem, ludzie muszą nauczyć się wykorzystywać gniew w służbie ludzkości”.

Gdy odpowiednio pokierujemy energią elektryczną, może ona poprawić jakość naszego życia. Jeżeli jednak będziemy postępować niewłaściwie, możemy przypłacić to życiem. Podobnie jak z prądem, ludzie muszą nauczyć się wykorzystywać gniew w służbie ludzkości.

Nie chciałem, aby mój gniew powodował spięcia ani w moim, ani w czyimkolwiek życiu. W jaki sposób miałem przekuć tę energię w iskrę napędzającą pozytywne zmiany?

Bapudżi był człowiekiem głęboko uduchowionym, ale potrafił też być praktyczny. Dał mi zeszyt i ołówek, radząc, abym prowadził dziennik gniewu. „Zawsze, gdy poczujesz wielki napływ gniewu, zatrzymaj się i zapisz, kto wywołał lub co wywołało w tobie to odczucie i dlaczego właśnie tak zareagowałeś”, wyjaśnił. „Cel polega na dotarciu do źródła gniewu. Dopiero gdy zrozumiesz, gdzie tkwi problem, będziesz mógł znaleźć rozwiązanie”.

Zdaniem Bapudżiego kluczem do sukcesu było uświadamianie sobie punktu widzenia innych osób. Dziennik gniewu nie był sposobem na złoszczenie się w przekonaniu o własnej racji, co obecnie dzieje się nazbyt często. (Wówczas ludzie wracają do lektury swojego dziennika i ponownie odczuwają gniew, sądząc, że jest on usprawiedliwiony!). To raczej sposób na zrozumienie przyczyn konfliktu i znalezienie dla niego rozwiązania. Musiałem zdystansować się od siebie i dostrzec punkt widzenia drugiej osoby. Nie jest to zachęta do ulegania woli innych, lecz technika umożliwiająca znalezienie wyjścia, które nie będzie prowadziło do dalszej agresji i urazów.

Czasami wydaje nam się, że próbujemy zażegnać konflikt, ale nasze metody tylko pogarszają sytuację. Wpadamy w gniew i zastraszamy ludzi, sądząc, że dzięki temu zrobią to, czego od nich chcemy. Ataki i krytyka oraz widmo kary to metody, które nie sprawdzają się ani w przypadku dzieci, ani dorosłych. Nasze pełne gniewu reakcje mogą doprowadzić do eskalacji konfliktu. Stajemy się wówczas oprawcami, bo nie rozumiemy, że ci ludzie są w istocie bezsilni. Na placach zabaw, w biznesie czy w kampaniach politycznych osoby, które są złośliwe i atakują innych, są zwykle jednostkami najsłabszymi i pozbawionymi pewności siebie. Bapudżi nauczył mnie, że prawdziwa siła tkwi w umiejętności zrozumienia poglądów innych i przebaczania.

Dziadek mówił, że chcąc mieć silne i zdrowe ciało, dużo czasu poświęcamy na jego wzmacnianie, ale za mało uwagi przywiązujemy do dbania o silny i zdrowy umysł. Jeżeli nie potrafimy kontrolować własnego umysłu, wpadamy w złość oraz mówimy i robimy rzeczy, których później żałujemy. Zapewne każdy z nas kilka razy dziennie odczuwa przypływ gniewu lub frustracji i musi zdecydować o własnej reakcji. Kolega z pracy coś do nas mówi, a my odpowiadamy kąśliwą uwagą, albo otrzymujemy irytujący e-mail i odpowiadamy bez zastanowienia. Nasz gniew często rani nawet osoby, które najbardziej kochamy – nasze dzieci i partnerów – gdy nas rozczarują lub powiedzą coś, z czym się nie zgadzamy.

Słowa potrafią nieodwracalnie skrzywdzić ludzi, których powinniśmy traktować z czułością. Nie rozumiemy, że ten gniew rani także nas samych. Pomyśl, jak się poczujesz, gdy komuś naubliżasz albo okażesz wobec niego okrucieństwo. Całe twoje ciało będzie się spinać i odniesiesz wrażenie, jakby twój umysł płonął. Wybuch gniewu cię pochłania i nie jesteś w stanie skupić się na niczym innym. Gniew zawęża twoje horyzonty i jedyne, co dostrzegasz w danej chwili, to niesprawiedliwość. Być może później ochłoniesz i przeprosisz drugą osobę, ale tego, co się stało, nie da się odwrócić. Gdy reagujemy zbyt pochopnie i wybuchamy gniewem, przypomina to strzelanie pociskami, których przecież nie da się ponownie włożyć do magazynka pistoletu.

Musimy pamiętać, że mamy wybór i możemy zareagować inaczej.

Tego dnia przy kołowrotku Bapudżi wyjaśnił mi, że należy traktować gniew jako ostrzeżenie przed jakąś niewłaściwą sytuacją. Prowadzenie dziennika to tylko pierwszy krok. Zyskując kontrolę nad własnym umysłem, umiałbym w przyszłości lepiej reagować na wyzwania. Zdaniem dziadka, zamiast zbyt pochopnie wypowiadać obraźliwe słowa i krzywdzić uczucia innych, powinniśmy skupić się na rozwiązaniu, które zadowoli obie strony. Jeżeli twoja natychmiastowa reakcja nie pomaga, to co mogłoby uzdrowić sytuację?

„Muszę wzmocnić swój umysł, Bapudżi!”, oświadczyłem. „Jakie ćwiczenia powinienem wykonywać?”

Poradził, żeby zacząć od czegoś prostego: należy usiąść w cichym pomieszczeniu z dala od czegokolwiek, co mogłoby rozpraszać uwagę (dziś oznacza to: żadnych telefonów komórkowych!) i mieć przed oczami coś miłego, na przykład kwiat lub jego zdjęcie. Przez co najmniej minutę koncentrować się całkowicie na tym widoku, a następnie zamknąć oczy i przekonać się, jak długo potrafi się utrzymać ten obraz w swoim umyśle. Na początku po zamknięciu oczu obraz będzie znikał, ale regularne ćwiczenia sprawią, że pozostanie on w świadomości na dłużej. To będzie znak, że zaczynam wypierać wszystko, co mnie rozprasza, i zyskuję władzę nad własnym umysłem.

Dziadek dodał, że gdy dorosnę, będę mógł przejść do drugiego etapu ćwiczeń. W tym samym cichym pokoju zamknę oczy i skupię się wyłącznie na oddechu. Należy wówczas skoncentrować się tylko na wdychaniu i wydychaniu powietrza oraz nie poddawać się żadnym myślom. Zdaniem dziadka dzięki temu zyskam większą kontrolę nad własnymi reakcjami, aby w chwili próby nie działać pochopnie.

Nazajutrz zacząłem wykonywać zalecone przez Bapudżiego ćwiczenia i robię je gorliwie do dzisiaj. To najlepszy sposób na przejęcie kontroli nad własnym umysłem. Kilka miesięcy zajęło mi uczenie się, jak przekuwać gniew w świadome czyny, ale w końcu mi się udało. To ćwiczenie na całe życie. Nie można wykonywać go przez kilka miesięcy i uznać, że już zostało opanowane. Okoliczności naszego życia nieustannie się zmieniają, a wraz z nimi czynniki, które wzbudzają w nas gniew. To bardzo ważne, aby nieustannie mieć się na baczności i być gotowym na niespodziewane sytuacje.

Byłem ciekaw, w jakich okolicznościach mój dziadek po raz pierwszy dowiedział się o tym, że gniew można wykorzystywać w słusznej sprawie.

– Bapudżi, czy mogę ci zadać pytanie?

– Naturalnie, Arunie – odparł.

– W jaki sposób dowiedziałeś się, że gniew może być tak pożyteczny i potężny?

Dziadek zatrzymał kołowrotek i głośno się roześmiał.

– To twoja babcia mnie tego nauczyła.

– Naprawdę? Jak to? Co się wydarzyło?

– Ożeniłem się bardzo młodo i nie wiedziałem, jak postępować z żoną. Po szkole szedłem do biblioteki w poszukiwaniu książek o związkach małżeńskich. Pewnego razu posprzeczaliśmy się i gdy ja krzyczałem, ona odpowiadała spokojnie i rozumnie. Zaniemówiłem. Później długo myślałem nad tym, co zaszło, i uświadomiłem sobie, jak irracjonalnie zachowujemy się w gniewie i jak pięknie twoja babcia rozbroiła tę sytuację. Gdyby zareagowała gniewem na mój gniew, wdalibyśmy się w kłótnię i kto wie, jak by się to skończyło. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej byłem przekonany, że muszę nauczyć się inteligentnie wykorzystywać gniew.

Moja babcia niedawno zmarła w więzieniu, na które skazano ją wraz z Bapudżim za obywatelskie nieposłuszeństwo. Wiedziałem, jak dziadek bardzo za nią tęskni. Co miesiąc organizował nabożeństwo ku jej pamięci. Jego historia uświadomiła mi, jak wielką potęgę ma w sobie reagowanie ze spokojem, gdy odczuwa się gniew. To coś niebywałego. Zazwyczaj, gdy ktoś podnosi głos, druga osoba przyjmuje postawę obronną i również zaczyna krzyczeć, co prowadzi do coraz większej eskalacji konfliktu. Jeżeli jednak potrafisz z uprzejmością zwracać się do ludzi, którzy cię skrzywdzili lub rozgniewali, to sytuacja przybiera zupełnie inny obrót.

Teoretycznie rozumiałem to w czasie objaśnień Bapudżiego, ale właściwie dotarło to do mnie dopiero kilka lat później, gdy zetknąłem się ze szczególnie konfliktową sytuacją. Kiedy miałem 22 lata i mieszkałem w RPA, wybrałem się do Indii, aby odwiedzić krewnych. Planowałem powrót i dalszą walkę z dyskryminacją i apartheidem, ale nabawiłem się ostrego zapalenia wyrostka i potrzebowałem natychmiastowej operacji. Pielęgniarka Sunanda Ambegaonkar, która mnie przyjmowała do szpitala, była uprzejma i piękna. W ciągu następnych pięciu dni, które spędziłem w szpitalu, całkowicie skradła moje serce. Oboje byliśmy bardzo nieśmiali i sporo czasu minęło, zanim w końcu zaprosiłem ją do kina. Czekałem tam na nią od 15:00. W końcu pojawiła się tuż przed 18:00 i była bardzo zakłopotana. Twierdziła, że musiała zostać dłużej w pracy z powodu nagłego wypadku. Później przyznała, że po prostu stchórzyła.

Po tym trudnym początku zakochaliśmy się jednak w sobie i w końcu wzięliśmy ślub. Sunanda potrzebowała wizy, aby pojechać ze mną do RPA, ale nie spodziewałem się żadnych trudności. Byłem obywatelem tego kraju, więc powinienem mieć prawo zabrać ze sobą swoją żonę. Był to jednak okres apartheidu i nie chciano wpuścić jej do RPA. Przez ponad rok robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby przekonać rząd do wydania zgody, ale nasze starania spełzły na niczym. Sunanda nie mogła ze mną jechać. Byłem wściekły i zrozpaczony. Dlaczego rząd skazywał nas na tak wielkie cierpienie? To była trudna decyzja, ale postanowiłem zostać z żoną i zamieszkać w Indiach.

Mniej więcej 10 lat później do Indii przyjechał mój bliski przyjaciel. Gdy czekałem na niego w porcie, podszedł do mnie nieznany biały mężczyzna. Złapał mnie za rękę i oznajmił, że będzie w Bombaju przez prawie tydzień i bardzo chciałby zwiedzić miasto. Byłem pierwszym Hindusem, jakiego spotkał, i dlatego poprosił mnie o pomoc. Przedstawił się jako Jackie Basson, członek parlamentu RPA.

Poczułem, jak rozpala się we mnie dawna furia. Jego rząd upokorzył mnie i nie pozwolił mi wrócić do kraju. Nie miałem ochoty mu pomóc – chętnie wrzuciłbym go do wody i zemścił się za krzywdy. Wtedy miałem już jednak w głowie nauki Bapudżiego dotyczące rozważnego kierowania gniewem, więc wziąłem głęboki oddech i postanowiłem nie działać pochopnie. Uścisnąłem mu dłoń i grzecznie wyjaśniłem, że jestem ofiarą apartheidu i zostałem zmuszony do pobytu w Indiach, ponieważ jego rząd nie zezwolił na wjazd do kraju mojej ukochanej żonie.

– Nie zgadzam się z działaniami pańskiego rządu – powiedziałem – ale jest pan tu gościem i zadbam, aby miło spędził pan czas.

Na początku zająłem się moim przyjacielem, a przez następne kilka dni oprowadzaliśmy państwa Bassonów po Bombaju, traktując ich z szacunkiem i pokazując wszystkie ciekawe miejsca. Rozmawialiśmy o apartheidzie i o tym, jak rozbił on moją rodzinę. Ostatniego dnia przy pożegnaniu Bassonowie się rozpłakali.

„Otworzył nam pan oczy na zło płynące z uprzedzenia”, powiedział Basson, ściskając mnie. „Rząd, który wspierałem, nie ma racji. Wrócimy do kraju i będziemy walczyć z apartheidem”.

Patrzyłem, jak wsiadają na statek, i wątpiłem, że te kilka dni, które spędziliśmy razem, w jakikolwiek sposób wpłynęły na jego poglądy.

„Nie wiem, czy mówił szczerze”, powiedziałem żonie. „Poczekajmy i zobaczmy, co się wydarzy”.

Nie musiałem długo czekać. Gdy tylko Basson powrócił do RPA, zaczął publicznie opowiadać się przeciwko apartheidowi. Robił to z takim zapałem, że partia rządząca wykluczyła go ze swoich szeregów i przegrał następne wybory. Pozostał jednak niewzruszony i bez wątpienia jego siła pomogła przekonać do walki z apartheidem wiele innych osób.

Gdy zobaczyłem, jak bardzo się zmienił, zrozumiałem potęgę głoszonej przez Bapudżiego filozofii rozsądnego wykorzystywania gniewu. Gdybym wtedy zaczął krzyczeć na Bassona (albo gdybym wrzucił go do wody), jak podpowiadały mi emocje, zyskałbym co najwyżej chwilową satysfakcję. Wziąłbym zasłużony odwet na urzędniku państwowym! Ostatecznie nie doprowadziłoby to jednak do niczego dobrego. Mężczyzna wróciłby do kraju utwierdzony w przekonaniu, że rasizm to właściwa ideologia i że powinien trzymać się z dala od czarnoskórych i Hindusów.

Inteligentne wykorzystanie gniewu wpływa pozytywnie nie tylko na sprawy osobiste, ale także globalne. Dziadek przekonał się o tym już na początku swoich kontaktów z polityką. W 1913 roku, gdy mieszkał w RPA, chciał poprowadzić kolejną kampanię skierowaną przeciwko segregacji rasowej i panującym w tym kraju uprzedzeniom. Uprzejmie zaprosił rząd do dialogu, dbając, aby nie używać agresywnych ani oskarżycielskich sformułowań. Gdy przedstawiciele rządu nie zareagowali, dziadek powiadomił społeczeństwo, że dąży do pokojowego rozwiązania sprawy i nie chce agresji. Zaczął namawiać ludność, aby przyłączyła się do protestów.

Mniej więcej w tym samym czasie pracownicy kolei południowoafrykańskich ogłosili, że rozpoczynają strajk, domagając się lepszych warunków pracy. Dziadek rozumiał, że to bardzo niekorzystny moment, bo protest kolejarzy zdominuje uwagę społeczeństwa. Postanowił więc zawiesić swoją kampanię do czasu zakończenia strajku.

– Powinieneś do nas dołączyć – zaproponował jeden z liderów. – Połączmy siły. Strajk to legalna pokojowa kampania, a my walczymy przecież z tym samym wrogiem.

– Nie uważam kogokolwiek za swojego wroga – odparł dziadek. – Oni wszyscy są moimi przyjaciółmi. Chciałbym ich czegoś nauczyć i sprawić, że zmienią zdanie.

Pracownicy kolei rozpoczęli strajk zgodnie z planem i wyszli na ulicę, wykrzykując swoje agresywne slogany. Byli rozwścieczeni i sfrustrowani, łatwo więc dali się sprowokować do przemocy, co wykorzystała policja, używając siły do stłumienia protestu. Protestującym nie udało się nic wywalczyć, a po czterech dniach byli zmuszeni wrócić do pracy.

Wkrótce potem Bapudżi zainicjował swoją kampanię przeciwko dyskryminacji. Jego demonstracja przybrała formę milczącego protestu pozbawionego jakiejkolwiek agresji. Pomimo okrucieństw, jakich dopuściła się policja, dziadek nigdy nie nazwał funkcjonariuszy ani urzędników administracji swoimi wrogami. Chciał zyskać przychylność wszystkich – w tym także policji – i nie miał zamiaru nikogo ranić ani upokarzać. Gdy na miejsce protestu przybyli policjanci, aby dokonać aresztowań, Bapudżi i jego zwolennicy poddali się, spokojnie wchodząc do policyjnych furgonetek. Ich miejsce zajęli kolejni protestujący, ale ich również zatrzymano.

Ten proces trwał tak długo, że po upływie dwóch tygodni więzienia były już przepełnione. Premier, generał Jan C. Smuts, zaprosił dziadka do rozmów na temat ugody. Smuts przyznał, że nie wiedział, co począć z Bapudżim i jego zwolennikami. „Zawsze wykazuje się pan tak wielkim szacunkiem do ludzi, jest pan tak uprzejmy i wyrozumiały, że nie sposób pokonać pana przemocą. O wiele łatwiej jest nam atakować strajkujących okazujących wobec nas gniew”.

Spokój w obliczu gniewu nie zawsze przychodzi łatwo, ale gdy spróbujesz i na własne oczy ujrzysz rezultat, przekonasz się, że to działa. Nie musisz wcale czekać na żadne ważne wydarzenie ani protest. To metoda, która sprawdza się w codziennych kontaktach z najbliższymi. Jeśli nauczysz się mądrze wykorzystywać gniew, zaczniesz dostrzegać zmiany w ludziach z twojego otoczenia. Nikt nie chce być zastraszany. Wszyscy pragniemy zrozumienia i uznania. Gniew jako motywacja do działania ma wielką wartość, ale tylko wtedy, gdy naprawdę dążymy do autentycznego rozwiązania problemu, a nie tylko chcemy dowieść swojej racji.

Gdy tamtego dnia siedzieliśmy z Bapudżim w aśramie, kręcąc kołowrotkami, dziadek przytulił mnie w nadziei, że zrozumiałem jego nauki. „Wykorzystuj gniew mądrze”, powiedział. „Niech pomoże ci znaleźć rozwiązanie płynące z miłości i prawdy”.

Wykorzystuj gniew mądrze. Niech pomoże ci znaleźć rozwiązanie płynące z miłości i prawdy.

Głęboko odczułem miłość, jaką darzył mnie Bapudżi, i od tamtego momentu zrozumiałem, że miłość i dobroć są silniejsze od gniewu. Całe życie zmagałem się z niesprawiedliwością i uprzedzeniami, ale już nigdy nie poczułem potrzeby rzucenia w kogokolwiek kamieniem. Potrafiłem znaleźć inne rozwiązania.

Dar gniewu

Подняться наверх