Читать книгу Dziewczyna na miesiąc. Lipiec – sierpień- wrzesień - Audrey Carlan - Страница 7

ROZDZIAŁ TRZECI

Оглавление

Do pomieszczenia wpadało słońce i mnie oślepiało. W trzecim dniu wreszcie poczułam, że się wyspałam. Poprzedniego dnia miałam mnóstwo spotkań z kosmetyczkami, stylistami i ekipą. Dzisiaj poznam choreografkę. Przyleci rano i od razu chce się spotkać z całym zespołem w sali tanecznej. Miałam nadzieję, że nie okaże się typem twardej babki. Byłam zaniepokojona i jednocześnie podekscytowana, zastanawiałam się, czy uda jej się sprawić, bym tańczyła tak jak Elaine z tego strasznego odcinka Kronik Seinfelda, za którymi tak przepadał mój ojciec.

Ta biała dziewczyna nie potrafi tańczyć. Zawsze była to kość niezgody między mną a moją agentką. Mogę coś zaśpiewać, zagrać na scenie i najwyraźniej niezła ze mnie modelka, ale nigdy nie potrafiłam tańczyć. Natomiast Ginelle tańczy rewelacyjnie. Współpracuje z Dainty Dolls Burlesque, scena ją uwielbia. Ginelle jest niewysoka, ale mnóstwo ćwiczy i potrafi poruszać się na scenie najlepiej ze wszystkich osób, jakie znam.

Nagle ogarnął mnie potworny smutek. Gin z całą pewnością cieszyłaby się, że może się spotkać ze znaną choreografką z San Francisco. Gdy już się dowiem, kto to, dam jej znać i sprawdzę, co wie na temat owej tajemniczej osoby, za którą tak szalał Anton. Oczywiście szalał za jej tańcem.

Gdy włączyłam telefon, rozległo się piknięcie. Przejrzałam wiadomości, nadal nieprzytomna, chociaż spałam całą noc. Wiadomość od Maddy, która pisała mi o szkole i dziękowała za ostatni czek na opłacenie książek i jedzenia. Nadal przeszkadzał mi fakt, że nie musiałam już płacić za jej utrzymanie. Nabrałam powietrza. Z każdym dniem trochę przyzwyczajałam się do nowej sytuacji. Wiedziałam jednak, że gdy chodziło o moją młodszą siostrę, nigdy nie pozbędę się poczucia odpowiedzialności za nią. Byłam z nią zbyt związana. Nieustannie musiałam sobie przypominać, że była już dorosła i mieszkała teraz ze swoim narzeczonym, a kariera stała przed nią otworem. Była szczęśliwa, zdrowa i mieszkała we właściwym miejscu, a do tego z facetem, który świata poza nią nie widział. I lepiej niech tak zostanie, inaczej go zwiążę i wyrwę mu pęsetą wszystkie włoski z klaty. Po jednym.

Po przeczytaniu kolejnej wiadomości poczułam, jak krew staje w żyłach. Och, dorwę ją i dam jej popalić. Istniał tylko jeden sposób, w jaki mógł się dowiedzieć o moich urodzinach – ktoś musiał mu o nich powiedzieć.

Do: Mia Saunders

Od: Wes Channing

Mały ptaszek powiedział mi, że w przyszłym tygodniu są Twoje urodziny i że jesteś w Miami. Weź sobie dzień wolnego. Chyba nie chcesz spędzić urodzin z obcą osobą? Przyjadę się z Tobą spotkać. Szykuj się. Mamy do nadrobienia kilka miesięcy.

Natychmiast zadzwoniłam do żmii, która mu się wygadała.

– Słu-cham – usłyszałam w słuchawce zaspany głos. – Mio, wszystko w porządku? – zapytała po chwili, tym razem czujnie.

– Jak mogłaś? – powiedziałam ostro, trzymając telefon, jakby to był gotowy do uderzenia młot.

Ginelle westchnęła i zaczęła mamrotać.

– Ktoś musiał to zrobić. – Ziewnęła.

– Naprawdę? Ktoś musiał to zrobić. Tak brzmi twoja odpowiedź? Jestem na ciebie taka wściekła! – niby mówiłam szeptem, ale prawie krzyczałam. Nie wiedziałam, dlaczego próbuję mówić szeptem, skoro w apartamencie nie było nikogo poza mną.

Jęknęła i ponownie ziewnęła.

– Mio, zrobiłam wyliczankę i na chybił trafił wybrałam jeden z numerów, które wykradłam z twojego telefonu. – Przewróciłam oczami i zacisnęłam zęby. To bardzo do niej podobne: wykraść ode mnie numery, zamiast o nie poprosić. – I padło na Wesa. Nie powinnaś spędzać urodzin w samotności. – Mówiła i jednocześnie ziewała. – Ja bym do ciebie przyleciała, ale przecież wiesz, że po urlopie w maju nie będę na razie mogła wziąć wolnego. Która w ogóle jest godzina?

Spojrzałam na stojący na stoliku zegarek. Ósma rano u mnie. Prychnęłam i odparłam:

– U ciebie piąta. I dobrze ci tak. Teraz będę musiała użerać się z Wesem.

– Użerać się? Hmm, ja robiłabym z nim o wiele więcej. A tak w ogóle to dlaczego aż tak się na mnie wściekasz?

Dobre pytanie. Gin ciągle wtrącała się w moje życie i jeszcze nigdy się o to na nią nie wściekałam. Może chodziło o to, że nie byłam gotowa na spotkanie z Wesem tak szybko po ataku Aarona, i o to, że nadal próbowałam się z tym uporać. Poza tym przecież zaczynałam się zakochiwać w tym facecie.

To był największy problem. Mogłam panować nad swoimi myślami i walczyć z uczuciami, ale koniec końców i tak się okazało, że zakochałam się w tym bogu seksu o włosach w kolorze ciemnego blondu, wyglądającym tak samo rewelacyjnie w spodenkach kąpielowych, smokingu, jak i nago. Zdecydowanie preferowałam ten ostatni wariant. Oblizałam usta, przypominając sobie nasze ostatnie spotkanie w Chicago. To było bardzo intensywne, zmysłowe i niezapomniane przeżycie.

– Mio? Przypomniało ci się, jak to jest mieć w ustach kutasa Wesa? Mam nadzieję, że tak. Odkąd ten pieprzony polityk się do ciebie dobierał, jesteś strasznie zrzędliwa.

– Gin! Zostałam zaatakowana, to była próba gwałtu. Miej trochę litości.

Jej głos nagle złagodniał.

– Wiem, skarbie. Przepraszam. Po prostu nie chcę, żeby ten skurwiel pozbawił cię tego, co najlepsze. Żaden facet nigdy nie będzie miał nad tobą takiej władzy. Pamiętaj o tym. To właśnie mi powiedziałaś po tym, co przeszłaś z Blainem.

Jęknęłam.

– Nie wiem, laska. Anton jest taki seksowny…

Przerwała mi i zaczęła gadać w swoim stylu.

– Ile ja bym dała, żeby być teraz na twoim miejscu. Nie, na twojej pozycji. Lubisz mieć wszystko i ostro grać. Popatrz na mnie i na moje cudowne cycki, popatrz na nie, och, nie, nie możesz ich mieć. A ja już klęczałabym przed tym bogiem o skórze koloru kawy z mlekiem i spijałabym z jego męskości śmietankę.

– Z całą pewnością, zdziro. – Parsknęłam śmiechem.

– Kto, ja? – Udała zaskoczoną.

Jęknęłam i przewróciłam się z powrotem na łóżko.

– Ale Gin, jest problem. Gdy tylko się do mnie zbliżył, zaczęłam szaleć. Natychmiast przypomniałam sobie atak Aarona. – Skrzywiłam się i zaczęłam skubać skórkę tak długo, aż zaczęła krwawić. Ten ból to nic w porównaniu ze strachem przed tym, że po napaści stałam się jeszcze dziwniejsza.

– Myślę, że musisz dać sobie trochę czasu. Czy on na ciebie naciska? – spytała ostro. Wiedziałam, że zaraz wybuchnie.

– Nie, nie, nie. W ogóle na mnie nie naciska. Na samym początku zaczęliśmy ostro ze sobą flirtować, teraz jednak mam wrażenie, że ktoś przykrył moje libido mokrym kocem.

– Hmm, może właśnie potrzebujesz towarzystwa Wesa? Wiesz, żeby od nowa wejść w rytm. Dzieje się z tobą coś niedobrego, skoro nie chcesz przelecieć wspaniale zbudowanego, boskiego i bogatego faceta. To wbrew moim zasadom.

– Racja… rzeczywiście jesteś niezłą zdzirą.

– Przynajmniej dobrze się na tym znam.

Przewróciłam oczami i westchnęłam.

– Dobrze. Ale i tak musisz mi to wynagrodzić. – Trudno mi było mówić do niej ostrym tonem, zwłaszcza że była moją najlepszą przyjaciółką.

– Czyli mi wybaczasz? – pisnęła cienkim, niemal zdenerwowanym głosem.

Spojrzałam w sufit i zaczęłam wpatrywać się w gipsowe wzory.

– Na razie tak. Ale już się z nimi nie kontaktuj. Gin, mówię poważnie!

– Słowo skauta! – odparła szybko.

– Przecież nigdy nie należałaś do skautów! – zaczęłam ją besztać, ale wreszcie się roześmiałam.

– Wydawało mi się, że to zdanie tutaj pasuje. – Zachichotała.

– Nieważne. Wracaj do łóżka, łatwa dziewucho! – Wyszczerzyłam zęby. Nie widziała mnie, ale byłam przekonana, że doskonale wiedziała, że już jej wybaczyłam.

– Dobrze, kapitan Cipko! Kocham cię.

– Ja ciebie jeszcze bardziej.

Rozłączyłyśmy się i ponownie przeczytałam wiadomość od Wesa. Przyleci tutaj za dwa tygodnie. Urodziłam się czternastego lipca. W Dzień Bastylii.

Stwierdziłam, że lepiej mieć to już za sobą.

Do: Wes Channing

Od: Mia Saunders

Ginelle powinna była trzymać język za zębami. Naprawdę nie musisz tu przyjeżdżać. Dam sobie radę. Ale kocham, że o mnie myślisz.

Kocham? Cholera, znowu to słowo. Miłość. Czy ja kochałam Wesa? Ale tak naprawdę? Nie miałam pojęcia. Być może. Prawdopodobnie tak. Może tak. Z całą pewnością było to coś innego niż to, co czułam przy innych klientach. Na przykład przy tym boskim przystojniaku o kolorze skóry kawy z mlekiem. Który był przecież ważnym graczem. Ale ja też byłam kimś ważnym, prawda? Byłam z Wesem, Alekiem, Taiem, a teraz siedziałam w apartamencie kolejnego bogacza i rozmyślałam nad jego idealnym ciałem, które aż się prosiło o bzykanko.

Szybko wyjęłam telefon i weszłam w internet. Wpisałam słowo „gracz”. Internet od razu wspomógł mnie następującymi znaczeniami:

Gracz

1. Osoba biorąca udział w meczu lub w konkurencji sportowej.

2. Osoba grająca na giełdzie.

Nie takiej definicji szukałam. Pod tą definicją znalazłam odnośnik do innej strony internetowej, „Metropolitan Dictionary”. Weszłam w link.

Gracz

Człowiek przebiegły i zręczny, który potrafi manipulować innymi i uwodzić płeć przeciwną, udając zainteresowanie, podczas gdy chodzi mu tylko o seks.

Hmmm, czy tego określenia używano tylko wobec mężczyzn? Pragnęłam uczepić się tej myśli, jednak miałam świadomość, że nie mogę mieć o sobie tak wysokiego mniemania. Postanowiłam więc wejść jeszcze na Intellectipedię. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła.

Pierwsza definicja mówiła jasno o wszystkim, czego tak się obawiałam.

Słowo „gracz” może odnosić się do:

Gracz w sensie randkowania: osoba nawiązująca romanse lub relacje seksualne z płcią przeciwną bez zamiaru wzięcia ślubu lub życia w związku monogamicznym.

Tego właśnie potrzebowałam. Wreszcie ktoś mi to potwierdził. Mio Saunders, skarbie, jesteś graczem.

* * *

Po spędzeniu mnóstwa czasu na sprawianiu, by moja skóra przybrała seksowny różowawy odcień, ruszyłam w stronę windy. Heather wysłała mi esemesa, żebym ubrała się zwyczajnie i spotkała się z Antonem na dachu. Nie miałam pojęcia, dlaczego akurat na dachu, ale robiłam, co mi kazali, bez gadania spełniłam więc tę prośbę. Minęła już godzina od chwili wysłania wiadomości do Wesa, jeszcze mi nie odpowiedział. Nie wiedziałam nawet, co chciałabym, żeby odpisał. Czyżby chciał siłą wedrzeć się do mojego serca? Jakaś część mnie pragnęła tego tak bardzo, że ledwo mogłam oddychać. Druga część jednak wolała pozostawić wszystko tak, jak jest, przynajmniej na razie. Bez żadnych oczekiwań, praw do siebie, tylko przyjaciele. Uprawiający ze sobą seks.

Przyjaciele od seksu.

Czy naprawdę chciałam takiego związku z Wesem? Moim Wesem? Szlag. I kiedy to stał się „moim Wesem”? Pewnie gdzieś między przyznaniem się, że się w nim zakochuję, a stwierdzeniem, że moim domem jest Kalifornia. Nie, nie sama Kalifornia. Jego dom w Malibu. To właśnie tam czułam się sobą. Mogłam być prawdziwą Mią.

Prychnęłam i tak mocno wcisnęłam guzik przy drzwiach windy, że zabolał mnie kciuk. Zaczęłam potrząsać ręką i patrzeć, jak zmieniają się cyfry. Dlaczego teraz? Po tym, jak jakoś poradziłam sobie z jednym z najgorszych doświadczeń w moim życiu, jak wylizałam rany w Bostonie z Rach i Mace’em, przyjechałam tutaj do seksownego faceta, który okazywał mi jawne zainteresowanie? Czy zawsze musi do tego dojść? Czułam, jakby moje emocje i obawy gotowały się niczym lawa pod powierzchnią ziemi, jakbym była wulkanem, który może wybuchnąć w każdej chwili.

Rozległ się krótki sygnał, wsiadłam do windy i zostałam przeniesiona do innego świata. Rośliny, drzewa i wilgotne powietrze, smagające moją skórę, utrudniające oddychanie. Wilgoć była tak duża, że można byłoby kroić powietrze niczym masło.

– Jezu. – Odruchowo przełknęłam ślinę, próbując pozbyć się wrażenia, że jestem rybą wyciągniętą z wody.

Lucita! Tutaj! – usłyszałam krzyk Antona, widziałam jednak tylko białą męską postać, przechodzącą od rośliny do rośliny. Gdy mu się bliżej przyjrzałam, zobaczyłam, że jego biała koszula, białe płócienne spodnie, a nawet białe mokasyny były ubrudzone ziemią. Kiedy podeszłam, dostrzegłam wielki kapelusz w stylu azjatyckim powieszony na wielkim krzaku.

Zatrzymałam się i popatrzyłam na Antona, który wyrywał chwasty.

– Co robisz?

– Pracuję w ogrodzie. Tam są rękawiczki. Masz rękę do kwiatów? – spytał z nadzieją w głosie.

Pokręciłam głową.

– Obawiam się, że nie. Zamordowałam większość moich kwiatków.

Wyprostował się, lniana koszula podkreślała wszystkie jego mięśnie. Poczułam delikatne podniecenie, które jednak gwałtownie zniknęło, gdy podszedł bliżej, nie zachowując niezbędnej odległości. Patrz, ale nie dotykaj. Interesujące.

– Chyba będziemy musieli to zmienić, co ty na to?

Wzruszyłam ramionami i włożyłam rękawiczki.

– Nigdy wcześniej nie pracowałam w ogrodzie. W Vegas mieliśmy mały ogród, który prawie nie wymagał podlewania. Były kamienie zamiast trawnika, kaktusy zamiast krzaków i sukulenty zamiast kwiatów. Żeby utrzymać je przy życiu, nie potrzeba żadnego wysiłku.

– Owszem, ale cała radość płynie z tego, że dbasz o coś innego niż ty sama.

Cudowny sposób myślenia.

– Widzisz tę roślinę? – Popatrzyłam na roślinę, która wyraźnie różniła się od innych. – Dzięki niej można nawodnić całą skrzynkę paw paw. – Zmarszczyłam nos, nie wiedząc, co to u diabła jest paw paw. Wyszczerzył zęby. – To krzew, ale kwitnący. Widzisz to? – Pokazał łodygę z kwiatem, jakiego nigdy nie widziałam. Jego środek był koloru bakłażana, trzy długie płatki były żółtozielonkawe. Z całą pewnością to jakiś rzadki okaz. – Ten chwast zaatakuje cały ogród i zniszczy jego piękno. Coś jak negatywne myślenie.

Negatywne myślenie.

– W jakim sensie?

Uśmiechnął się łagodnie i popatrzył na mnie jasnozielonymi oczami.

Lucita, usiądź ze mną. – Zrobiłam, o co poprosił, posadziłam swój wielki tyłek na krawędzi skrzyni z kwiatami. – Negatywne myśli są zasiane w mózgu niczym nasiona, a gdy już urosną, zajmują cały umysł i upośledzają zdolność do dostrzegania prawdy i piękna. Nie można właściwie ocenić osoby ani danej sytuacji. Ostatecznie złe myśli wygrywają, a ty tracisz radość życia. Działają jak chwasty. Będą się rozrastać w całej skrzyni tak długo, aż zniszczą całe piękno, a to, co zostanie, z pewnością nie jest tym, czego kiedyś pragnęłaś. Czyli chwastów, a w tym wypadku negatywnego myślenia.

– Zaskakujesz mnie. – Ścisnęłam palcami jego biceps. Gdy położył dłoń na moim kolanie, zamarłam. Strach i obrzydzenie zaczęły wspinać się po moim udzie, a potem po całym ciele, poczułam ucisk w klatce piersiowej. Nieświadomie wstrzymałam oddech. Jego zielone oczy poszukały mojego wzroku, po chwili zamknął oczy i powoli zamrugał, a następnie zabrał rękę. Dopiero wtedy mogłam zacząć oddychać. Odwróciłam głowę, położyłam dłonie na kolanach i zaczęłam oddychać przez nos i wypuszczać powietrze przez usta, próbując się uspokoić. Nic to nie dało. Zauważył to, ale miał na tyle przyzwoitości, by tego nie komentować.

Gdy już doszłam do siebie, odpowiedział na moje pytanie. Uśmiechnął się i oblizał cudowne mięsiste usta.

– Zaskakuję większość osób. – Był też sarkastyczny.

– Czyli praca w ogrodzie to twoje hobby?

Pokiwał głową.

Si. Uwielbiam patrzeć, jak rosną piękne rzeczy. A potem je zjadać. – W jego głosie pobrzmiewała duma. Wyglądało na to, że rzeczywiście kochał swoje hobby, które w jakiś sposób sprawiało, że zdawał się bardziej ludzki.

Słowo „jeść” rozbrzmiewało w moich uszach. Przypomniał mi się sposób, w jaki poprzedniego wieczoru jadł kolację i jak wcześniej zareagował, gdy mu powiedziałam, że jeszcze nie jadłam.

– Uwielbiasz jeść, co? – spytałam, bawiąc się liściem krzewu, którego nie potrafiłam nazwać. W tym miejscu wszystko zdawało mi się takie nowe i egzotyczne.

Anton wstał i przeszedł do kolejnego krzewu.

– Jedzenie to konieczność. Nikt nie powinien głodować.

– Mówisz tak, jakbyś wiedział, jak to jest głodować.

Mięśnie jego szczęki się napięły, zacisnął usta. Bingo!

– Powiesz mi, dlaczego cała sztywniejesz pod wpływem mojego przyjacielskiego dotyku? Chociaż mam ochotę dotykać cię również w inny sposób. Jeśli oczywiście chcesz. – W jego oczach pojawiła się intensywność, świadcząca o tym, że rzeczywiście pożądał mnie tak jak ja jego, chociaż takie zbliżenie nie było nam dane.

Zaczęłam się przechadzać wśród kwiatów oraz krzewów i zignorowałam jego pytanie.

– Co to jest? – wskazałam krzew o okrągłych żółtych pączkach i ciemnozielonych liściach przypominających paproć.

– Słodka akacja. Kwitnie przez cały rok, ale nie dotykaj – odparł akurat w chwili, w której złapałam jeden żółty pęczek i zostałam pokłuta jego kolcami.

– Aua! – Cofnęłam palec i zaczęłam nim potrząsać. Złapał go i wsadził koniuszek do ust. I wtedy wydarzyły się trzy rzeczy naraz.

Po pierwsze, w moim podbrzuszu wybuchł pożar i poczułam ogromne pożądanie oraz wilgoć między udami.

Po drugie, całe moje ciało ogarnęły przerażenie i niepokój. Zamarłam, nie mogąc się poruszyć.

Po trzecie, pociemniało mi w oczach. Gdy odzyskałam wzrok, znowu tam byłam. Przyciśnięta do tej jebanej ściany.

Dziewczyna na miesiąc. Lipiec – sierpień- wrzesień

Подняться наверх