Читать книгу Afryka jest kobietą - Beata Lewandowska-Kaftan - Страница 5
Wstęp. Wszyscy należymy do Afryki
ОглавлениеWSZYSCY NALEŻYMY DO AFRYKI, TO KOLEBKA LUDZKOŚCI, (…)
TU NAUCZYLIŚMY SIĘ CHODZIĆ, MÓWIĆ, BAWIĆ SIĘ I KOCHAĆ. (…)
NIĆ ŁĄCZĄCA NAS Z AFRYKAŃSKIMI PRZODKAMI ROZCIĄGA SIĘ
NA TYSIĄCE POKOLEŃ, ALE WCIĄŻ PORUSZA CZUŁE STRUNY
W NASZYM SERCU, KIEDY ZACHWYCAMY SIĘ AFRYKAŃSKIMI KRAJOBRAZAMI,
DZIKĄ PRZYRODĄ I LUDŹMI”[1].
Tak właśnie było, ta więź okazała się mocna. A struna w moim sercu zadźwięczała wyraźnie i głośno. Kiedy prawie piętnaście lat temu po raz pierwszy przyleciałam do Afryki, zaraz po wyjściu z samolotu poczułam się tak, jak gdybym wróciła do domu. Wszystko było takie, jakie powinno być: światło, kolory, zapachy, gęstość powietrza i dotyk wiatru na skórze. Wszystko idealnie do siebie pasowało. Nic nie budziło wątpliwości, nic nie przeszkadzało. Tak to odczułam. Wszystkimi zmysłami, zanim cokolwiek zdążyłam pomyśleć.
Chłopiec z ludu Hadzabe przygotowuje strzałę do polowania na ptaki. Hadzabe to myśliwi i zbieracze, jedni z ostatnich w Afryce. Żyją w północnej Tanzanii, w okolicach jeziora Ejasi.
Potem, razem z mężem, wracaliśmy do Afryki coraz częściej i częściej. Co roku, dwa razy do roku, tak często, jak tylko było to możliwe. Jeździliśmy w nowe miejsca, wracaliśmy w stare. Nie chodziło o nieustanne odkrywanie, raczej o bycie znowu w Afryce, odnajdywanie znajomych zapachów, widoków, odgłosów – wciąż od nowa. W krajobrazach tak od siebie odmiennych, jak gdybyśmy podróżowali na inne planety, a jednocześnie w jakiś tajemniczy sposób tak podobnych, że ani przez chwilę nie przestawaliśmy czuć Afryki. Potęgi jej natury, niezmierzonych przestrzeni, potężnej siły witalnej tkwiącej w trawach sawann, samotnych drzewach, rwących rzekach, piaskach pustyń, kamieniach, stadach antylop, skradających się do nich gepardach, dostojnie kroczących słoniach…
I w ludziach. Każde spotkanie to była zarazem podróż w nieznane i do świata dobrze nam znanego od dzieciństwa. Różniły nas kolor skóry, sylwetka, ubranie, sposób życia, historia, język – prawie wszystko. Ale za chwilę okazywało się, że te same rzeczy nas bawią, te same przerażają. Że jesteśmy siebie nawzajem ciekawi. Że zadajemy te same pytania. Że uśmiech otwiera prawie każde drzwi i prawie każde milczenie. Że gotowość pomocy to najprostsza droga do drugiego człowieka. W najwyższej cenie jest odruch podzielenia się wodą, cieniem, porcją jedzenia.
Afryka jest zbyt potężna, za trudna dla pojedynczego człowieka. Bez przyjaciół, rodziny, klanu, plemienia nie przetrwasz. Bezwzględnie uczy współdziałania, dzielenia się, pomocy. Kto w porę tego nie pojmie, przegrywa, czasem ostatecznie. Dla Afrykanów to oczywiste, to codzienność znana od urodzenia. Dla nas, wychowanych przez Europę indywidualistów, od dziecka uczonych, że najważniejszy jest rozwój osobisty, dążenie do sukcesu, podkreślanie własnej odrębności i oryginalności, to trudne doświadczenie. Wielu nigdy go nie zrozumie i ci wyjadą z Afryki z poczuciem wyższości wobec tutejszych tradycji i zwyczajów, biorąc je jedynie za objaw zacofania, a nie konieczność gwarantującą przetrwanie.
Afryka uczy pokory wobec losu, wobec przeznaczenia. Afrykanie są z nimi pogodzeni. Ze spokojem przyjmują niespodzianki, nieoczekiwane zmiany, zarówno radosne, jak i tragiczne. My, Europejczycy, nieustannie próbujemy walczyć z losem, zabezpieczyć się przed nieszczęściem, uciec przed złą passą. Jesteśmy w tej walce tak zapamiętali i tak pewni siebie, że często walczymy z nieuniknionym. I gdy przegrywamy, nasze życie na długo traci sens i smak. Załamujemy się, potrzebujemy dużo sił, by wrócić do równowagi. Afryka szybko leczy z nadmiaru pewności siebie, poczucia, że mamy nad wszystkim kontrolę. To trudna lekcja, ale gdy już się ją zaliczy i zaakceptuje warunki, Afryka odwdzięczy się, dając poczucie wolności, jakiej większość z nas jeszcze nie doświadczyła.
Afryka uczy cieszyć się chwilą, doznanym dobrem, spotkaniem z drugim człowiekiem. Życie tu jest trudne, wymaga wiele wysiłku i codziennego mozołu. Dlatego każda dobra chwila jest ważna i warta, by ją przeżyć w pełni. My, Europejczycy, rzadko czujemy, że jesteśmy tu i teraz, nasze myśli na ogół krążą wokół planów lub wspomnień. Na specjalnych warsztatach uczymy się na nowo odczuwać rzeczywistość, żyć uważnie. W Afryce uczy tego spotkanie z drugim człowiekiem.
Jeśli mówimy, jesteśmy słuchani, jeśli o coś pytamy, otrzymamy odpowiedź najpełniejszą z możliwych. Nasz rozmówca patrzy nam w oczy, widzi naszą twarz, nasze reakcje. Jesteśmy w centrum jego uwagi. I tego samego oczekuje od nas.
Jeśli razem jemy, smakujemy jedzenie i rozmawiamy o tym.
Jeśli coś nas rozśmieszy, śmiejemy się z tego głośno, do rozpuku. Śmieją się nasze usta, oczy, brzuch boli od śmiechu. I zarażamy się nawzajem śmiechem. Śmiejemy się razem.
Jeśli razem tańczymy, oddajemy się rytmowi. Tańczą nasze głowy, ręce, nogi, całe ciało. Tańczą nasze myśli i serca. Nie zastanawiamy się, czy tańczymy ładnie, lepiej czy gorzej od innych. Tańczymy, krew pulsuje, brakuje tchu, czujemy radość, jesteśmy częścią tanecznego kręgu, jesteśmy razem. Kto choć raz tak tańczył, nie zapomni tego nigdy, a o ludziach, z którymi tak tańczył, już zawsze będzie myślał z największą czułością, jak o bliskich.
Afryka obdarzyła mnie wieloma takimi chwilami. Podarowała spotkania z ludźmi, szczególnie z kobietami. Czasem były to tylko godziny, czasem kilka wspólnych dni, czasem tygodni. Ale zawsze był to ważny czas, przeżyty RAZEM, mocno.
Nie zawsze mogłyśmy porozmawiać, niekiedy wystarczały gesty, mowa twarzy, rąk, wspólnie spędzony czas, dzielone przeżycie. Czasem razem pracowałyśmy, wędrowałyśmy, czasem spotykałyśmy się ponownie po latach.
Ta książka to zapis spotkań, opowieści o niezwykłych kobietach z Afryki. Pięknych, silnych, prawdziwych. Każde z tych spotkań czegoś mnie nauczyło. O Afryce, o życiu, o mnie samej. Każda z zapisanych historii to także próba opowiedzenia o jakiejś cząstce dzisiejszej Afryki, o jej różnych obliczach. To oczywiście tylko kolejna próba, bo jak napisał Ryszard Kapuściński we wstępie do książki Heban: „Ten kontynent jest zbyt duży, aby go opisać. To istny ocean, osobna planeta, różnorodny, przebogaty kosmos. Tylko w wielkim uproszczeniu, dla wygody, mówimy – Afryka. W rzeczywistości, poza nazwą geograficzną, Afryka nie istnieje”[2].
Zatem nawet nie myślę o tym, aby jakkolwiek Afrykę opisać, sumować. To niemożliwe tym bardziej, że daleka jestem od obiektywizmu. Bo Afryka posiadła mnie na własność, a ja nie potrafię i nie chcę się od niej uwolnić.
Wczesnym rankiem w Jambiani, wiosce rybackiej na wschodnim wybrzeżu Zanzibaru, kobiety wychodzą na plażę zbierać algi przyniesione przez fale. W długich sukniach brodzą w wodzie po pas w promieniach wschodzącego słońca. Wyglądają niczym duchy oceanu.