Читать книгу Urocza dla Ciebie - Becky Wade - Страница 7

Rozdział trzeci

Оглавление

Dlaczego, do cholery, miałabym zgodzić się, żeby zjeść jednocześnie ciemną czekoladę i czerwoną papryczkę? – zapytała Nikki Clarkson następnego popołudnia. – Gdybym chciała zjeść czerwoną papryczkę, Britt, zamówiłabym chili w gospodzie Na Wolnym Ogniu. Poza tym wiesz, jak bardzo nie lubię gorzkiej czekolady. Moja ulubiona ma dużą ilość mleka i musi być bardzo słodka, dlatego dziękuję serdecznie za twoją propozycję.

– Nie sądzisz, że próbowanie nowych rzeczy jest radością dla każdej duszy? – odrzekła na to Britt. Tylko niebiosa wiedziały, jak wielką rozkosz jej dusza czerpie z każdej nowości w życiu. Umarłaby chyba z nudów, gdyby musiała codziennie robić i jeść to samo, i patrzeć na te same rzeczy.

– W tym momencie mojej duszy dostarczy radości mleczna czekoladka z orzechem pekan. – Nikki wycelowała w gablotę wystawową Słodkiej Sztuki długi paznokieć z francuskim manicure’em. – Wezmę trzecią od końca, ponieważ jest największa.

Britt sięgnęła po wskazaną czekoladkę, narzekając na konwencjonalnych klientów.

Dwukrotna wdowa Nikki pracowała dla Nory jako kierownik biura w Osadzie Historycznej Merryweather i była jedną ze stałych klientek sklepu Britt. Jej dzisiejszy strój, podkreślający figurę, przypominał ubiór z czasów jej świetności w latach osiemdziesiątych. Brązowe włosy miała spięte ozdobną spinką, grzywkę spryskaną lakierem, a niektóre pasma loków po bokach opadały jej luźno na ramiona.

– Proszę się nie przejmować narzekaniem Britt – powiedziała Maddie stojąca za kasą. Niedawno zakończyła rozmowę telefoniczną z nowożeńcami mającymi słabość do popcornu w białej czekoladzie z orzeszkami makadamia. – To jej stara śpiewka. Britt zawsze się denerwuje, jak coś nie idzie po jej myśli.

Maddie była koleżanką Britt z liceum oraz pracownicą Słodkiej Sztuki odpowiedzialną za sferę biznesową. Obsługiwała klientów, zarządzała sklepem internetowym, prowadziła księgowość, zamawiała towar, organizowała weekendowy personel i nie tylko.

– Nikki – odezwała się przymilnie Britt. – Chcesz pracować w Słodkiej Sztuce? Wkrótce zwolni się stanowisko Maddie.

Kobieta głośno się zaśmiała.

– Nie chcesz, żebym tu pracowała, uwierz mi. Byłabym rozkojarzona, ilekroć wszedłby jakiś przystojny mężczyzna. Już wiesz, dlaczego Nora trzyma mnie na piętrze, z dala od odwiedzających bibliotekę, jakbym była siostrą klauzurową lub osobą z chorobą zakaźną, którą nie jestem!

– Siostrą klauzurową czy osobą z chorobą zakaźną?

– Ani jedną, ani drugą!

– À propos przystojnych mężczyzn... Widziałaś się może z Zanderem, odkąd wrócił do miasta? – zapytała Maddie stałą klientkę.

– O tak. Akurat byłam w biurze, kiedy przyjechał przywitać się z Norą. – Mimo że Nikki jeszcze nie zapłaciła, uczciwość nie powstrzymała jej od wydobycia czekoladki z papierka i ugryzienia. Jęknęła podczas przeżuwania. – Zander zawsze miał specjalne miejsce w moim sercu. Jest taki spokojny i przezorny! Przypomina mi sierotę z powieści Dickensa. Pełen tragizmu, zamyślony, a zarazem wspaniały.

Britt nie mogła się doczekać, kiedy powie Zanderowi, że Nikki porównała go do sieroty Dickensa.

– Te tatuaże na jego ramionach sprawiają, że ciekawa jestem tych, których nie widać – powiedziała kobieta.

Britt uniosła brwi.

Nikki się uśmiechnęła.

– Chodzi mi o tatuaże powyżej klatki piersiowej. – Rzuciła serwetką w Britt. – Jeśli nie mogę mieć Zandera dla siebie, bo – spójrzmy prawdzie w oczy – jest dla mnie trochę za młody...

Jeżeli „trochę” dla Nikki oznaczało trzydzieści lat, to miała rację.

– ...to chciałabym, żeby zainteresował się tobą, Britt – dokończyła. – Kiedy tak dużo nie pyskujesz, to nie jesteś wcale taka zła.

– Tak! – zawołała Maddie. Złote pasemka połyskiwały pośród jej ciemnych loków. – Dziękuję ci.

– Dziękujesz jej, bo stwierdziła, że nie jestem wcale taka zła? – spytała Britt.

– Dziękuję jej, ponieważ podziela moje przekonanie, że ty i Zander powinniście być razem.

Britt fuknęła z lekceważeniem. Dlaczego ludzie nie mogli zaakceptować faktu, że mężczyzna i kobieta są przyjaciółmi? Tylko przyjaciółmi? Przez lata wiele osób podejrzewało, że umawia się z Zanderem, a Maddie była największą orędowniczką połączenia ich w parę. Britt czuła, że jej siostry podzielą ten pogląd, jeśli tylko da im okazję. Irytowało ją to, ponieważ wszyscy myśleli, że związek z mężczyzną jest lepszy od przyjaźni z nim, kiedy doświadczenie podpowiadało jej coś zupełnie przeciwnego. Od dnia, w którym poznała Zandera, z jego powściągliwą osobowością, w trudnej do przebicia zbroi, chciała, żeby został jej przyjacielem. Być może dlatego, że chłopcy w związkach byli tacy przelotni... fałszywie mili i w konsekwencji mało znaczący. A może dlatego, że na początku nie poczuła fizycznego pociągu do Zandera. Oczywiście od tamtej pory zdarzyło się kilka wyjątków, ale po co zastanawiać się nad wyjątkami, skoro one tylko potwierdzają regułę? Ona i Zander byli przyjaciółmi. Tak o sobie myśleli. To była ich dynamika – jak najbardziej właściwa, niezmienna i przez długi, długi czas niezniszczalna.

Britt mu ufała. Doceniała go pod każdym względem. Lubiła go i zarazem kochała. A ostatnio dołączyła do tego fizyczna fascynacja, która niemal przyćmiewała resztę. Jednak przyjaźń nie była nagrodą pocieszenia. Nie była czymś gorszym. I nie można było jej niczym zastąpić!

– Może Zander ukrywa się w kuchni? – zapytała Nikki. – Mogłabym trochę z nim poflirtować.

– Nie, nie ma go tutaj – odpowiedziała Britt. A szkoda, bo czas mijał znacznie wolniej, gdy nie było go w pobliżu. – Jak chcesz wiedzieć, to nie mam w zwyczaju chowania mężczyzn w mojej kuchni.

– Może powinniśmy mieć taki zwyczaj – zasugerowała Maddie. – Proponuję Leo na to miejsce.

Od ponad trzech miesięcy Maddie umawiała się z przystojnym profesorem historii Leo Donnellym. Oboje byli w sobie szaleńczo zakochani. Podobnie jak Willow i Corbin, a także Nora i John. Początkowo Britt była zachwycona każdym z tych związków, ale teraz, kiedy wszyscy wokół byli tak obrzydliwie wpatrzeni w siebie, że nie widzieli poza sobą świata, za ich plecami znudzona przewracała oczami.

– Odmawiam płacenia moim pracownicom, które będą rozpraszane przez swoich chłopaków – oznajmiła Britt.

Maddie westchnęła i skierowała się w stronę kuchni.

– Ona jest tyranem – powiedziała jeszcze do starszej kobiety, zanim zniknęła za drzwiami.

Nikki zwróciła się do Britt:

– Nie spotkałaś jakichś nowych przystojnych kawalerów w wieku pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu lat?

– Nie, ja...

Drzwi wejściowe Słodkiej Sztuki otworzyły się i pojawił się w nich wysoki, długowłosy mężczyzna.

– Clint! – zawołała radośnie Britt.

– Dzień dobry. – Jak zwykle miał na sobie jeansy i wysokie buty. Na goły tors założył skórzaną kamizelkę, a na głowę kowbojski kapelusz ozdobiony pawim piórem. Ubierał się jak kowboj, choć nigdy tak naprawdę nim nie był.

Nikki spojrzała groźnie na Britt.

– Dopiero co cię pytałam, czy nie spotkałaś jakichś nowych kawalerów – rzekła oskarżycielskim tonem.

– Clint nie jest nowy. On pracuje w... Chciałam tylko powiedzieć, że pracujesz dla moich rodziców w Bradfordwood jako ogrodnik – dodała głośniej, zwracając się do Clinta, aby wciągnąć go do rozmowy.

– Nie zapominaj, że pracuję również jako lokaj.

– Chcesz mi powiedzieć – wtrąciła się Nikki – że trzymałaś w tajemnicy mężczyznę, który wie, jak uprawiać ogród i sprzątać?

Udało jej się jednocześnie wprawić Britt w oburzenie i docenić Clinta.

– Nie wiedziałam, że trzymam go w tajemnicy – odparła Britt. – Założę się, że już się wcześniej widzieliście.

– Czy jest pan wolnego stanu? – zagadnęła Nikki.

– Tak, jestem.

Kobieta gwizdnęła.

– Dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień.

– Nazywam się Clint Fletcher – przedstawił się i podał jej dłoń.

– Ja również jestem wolna. Miło mi pana poznać. – Nikki z uśmiechem na ustach uścisnęła dłoń mężczyzny.

Pomimo zuchwałości, jaką sugerował wygląd Clinta, jego usposobienie można było określić jako nieśmiałe. Czasem brakowało mu pewności siebie, ale zawsze był chętny do pomocy. Jego zjawienie się wywołało w Nikki połączenie zainteresowania i obawy.

– Clint – powiedziała Britt, wskazując dłonią starszą kobietę. – To dla mnie wielki zaszczyt przedstawić ci Nikki Clarkson. Pracuje dla Nory w bibliotece.

– Często przychodzisz do osady historycznej, Clint? – zapytała Nikki.

– Właściwie to nie. To chyba mój drugi lub trzeci raz. – Wyciągnął kartkę z tylnej kieszeni i podał ją Britt. – Casey chciałby w Niedzielę Wielkanocną obdarować każdego gościa zajazdu czekoladą. Zaproponowałem, że przyjdę osobiście do ciebie z zamówieniem. – Casey pracował jako zarządca w Zajeździe Bradfordwood.

– Cudownie. Dzięki.

Nikki oparła się o gablotę, eksponując imponujące biodro.

– Ile masz lat, Clint?

– Sześćdziesiąt.

Jej mocno umalowane oczy się rozszerzyły. Britt nie mogła powstrzymać śmiechu. Oglądanie tej kobiety w akcji było najlepszą rozrywką w mieście.

– Jestem w tym samym wieku! – wykrzyknęła. – Kiedy masz urodziny?

Nikki była o dwa miesiące młodsza od Clinta.

– Perfekcja w każdym calu – powiedziała starsza kobieta. – Co takiego robisz, że jesteś w tak dobrej formie?

– Cóż, kiedyś byłem zawodowym artystą.

– A dokładniej jakim?

– Aktorem – odpowiedział nieśmiało. – Ale to dzięki żonglerce zdołałem płacić swoje rachunki.

– Żonglerka – powtórzyła Nikki z podziwem w głosie.

– Oprócz pracy, którą wykonuję dla Bradfordów, nadal występuję na scenie, ale ponieważ już nie żongluję, musiałem znaleźć inny sposób na utrzymanie formy, więc zająłem się pilatesem.

– Wspaniale – odrzekła kobieta. – Zrezygnowałam z ćwiczeń w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym drugim, ale ostatnio myślałam, że doskonale poradziłabym sobie w pilatesie.

– Britt? – zawołała Maddie z kuchni.

– Przyjdę za minutkę. Nie mogę przegapić tak doskonałego przedstawienia.

Jej słowa sprawiły, że Maddie natychmiast pojawiła się w sklepie.

– Jakiego przedstawienia?

Britt wskazała głową na Clinta i Nikki.

– Interakcja między tym dwojgiem.

– Przydałoby się trochę więcej prywatności – skomentowała Nikki.

– Jesteś w moim sklepie – przypomniała jej Britt. Objęła dłońmi brodę i zamrugała kilka razy. – Kompletnie się mną nie przejmujcie.

Maddie zrobiła to samo co Britt.

– Mną również – rzekła.

Nikki z wściekłością wzięła głęboki oddech i zwróciła się do Clinta:

– Nic dziwnego, że Britt nie ma chłopaka.

– Miałam wielu chłopaków... – odpowiedziała dziewczyna.

– Ale nie udało ci się utrzymać przy sobie ani jednego.

– Nie chciałam utrzymać przy sobie ani jednego.

– W każdym razie... – Nikki spojrzała na Clinta wzrokiem mówiącym: „Ci niedojrzali ludzie są tacy męczący”. – ...kiedy są twoje następne zajęcia z pilatesu? Z przyjemnością się przyłączę.


Dla nastoletniego Zandera zjawienie się w domu Franka i Carolyn było jak przybycie na wyspę, gdzie mógł zaznać upragnionego spokoju po wyprawie na wzburzonym morzu. Mała sypialnia z podwójnym łożem przykrytym narzutą w granatowo-białe paski emanowała ładem i harmonią. Połacie bujnych drzew otaczających dom wprawiały w dobry nastrój, natomiast jedzenie, które mu podali – zapiekanki, frytki, tacos i sałatka z kurczaka – gwarantowało stabilizację, podobnie jak rzetelność Carolyn i poczucie humoru Franka.

W te dni, kiedy Daniel miał trening baseballu po lekcjach i nie mógł zawieźć Zandera do domu, Carolyn zawsze czekała na niego na szkolnym parkingu w swoim subaru. Ani razu nie zapomniała. W niedzielne wieczory Frank nalegał, by Daniel i Zander oglądali z nim komedie. Czuł się zobowiązany, aby zapoznać ich z kinową klasyką, jak Płonące siodła czy Monty Python i Święty Graal.

Patrząc na dom Pierce’ów okiem dorosłego człowieka, Zander widział jego skromność. Dwupiętrowy budynek został wzniesiony ponad dwadzieścia lat temu bez użycia wyobraźni. Front był monotonny, jego boki szare, a okiennice czarne. Ani Frank, ani Carolyn nie mieli ręki do roślin, więc przed domem rosły jedynie żywopłoty. Jednak wnętrze było przepełnione kolorem. Carolyn kolekcjonowała kunsztownie wykonane witraże – gama różnych rozmiarów i kształtów pokrywała każdy centymetr powierzchni ścian. Siedząc w salonie, można było poczuć się jak w szklarni.

Kiedy Carolyn wprowadziła do salonu Kurta Shawa, ten zdecydował się usiąść w zwietrzałym fotelu, w którym Frank zawsze oglądał telewizję. Courtney i Sarah zajęły miejsca na kanapie. Bliźniaczki wyglądały tak jak ich ojciec, gdyby był kobietą i miał trzydzieści dwa lata. Obie miały jego ciemne włosy, orzechowe oczy i szeroki uśmiech uwypuklający policzki. Nie żeby Zander widział uśmiech którejkolwiek z nich w ciągu ostatnich dni. Mieszkały dziesięć minut od siebie w Seattle, chodziły do tego samego kościoła i często się spotykały. Były niezwykle łaskawe, dzieląc się matką i ojcem z nim i Danielem. Zwłaszcza że bracia, którzy w dzieciństwie spędzili czas z Courtney i Sarah tylko kilka razy, byli dla dziewcząt praktycznie obcymi ludźmi, a nagle przenosili się do ich dawnych sypialni.

Carolyn usiadła naprzeciwko Zandera. Wyglądała równie krucho jak wtedy, kiedy ostatnio pojawili się na posterunku policji. Czy jej szyja była wystarczająco silna, aby podtrzymać sznur brzoskwiniowych koralików, który dziś założyła?

Wcześniej Zander starał się jak najłagodniej przedstawić jej podejrzenia Nory co do tożsamości Franka. Mimo to wiadomość ta wstrząsnęła zarówno Carolyn, jak i jej córkami. Wszystkie trzy wyglądały na zszokowane, a w dodatku pełne obaw, że zaraz dostaną następny cios.

– Zander powiedział wam, że znalazł informacje na temat drugiego Franka Pierce’a, prawda? – Kurt zapytał Carolyn.

– Tak.

– Dwie osoby są przypisane do jednego aktu urodzenia – przypomniał detektyw. – Co oznacza, że jedna z nich używała tego dokumentu nielegalnie. Sprawdziłem odciski palców pani męża i okazało się, że to nie do niego należy akt urodzenia.

Zander skupił uwagę na Kurcie.

– Zatem... – Głos Carolyn ugrzązł w gardle. Po chwili odchrząknęła i powiedziała: – Mój mąż nie był Frankiem Pierce’em?

– Nie.

– Więc kim?

– To James Richard Ross. Czy kiedykolwiek słyszała pani to nazwisko?

Zdumienie wypełniło jej oczy.

– Nigdy w życiu. Powiedział pan: „James Richard Ross”?

– Tak.

– Czy pan... jest całkowicie pewien, detektywie Shaw? Że mój mąż był tą drugą osobą?

– Tak, proszę pani. W zupełności. – Wyciągnął z teczki trzy kartki i rozłożył je na ławie. – Urodził się w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym czwartym roku w Chicago. Jego matka miała pięcioro dzieci, starsze od niego i młodsze, z trzema różnymi mężczyznami.

Carolyn i jej córki wpatrywały się w policjanta szklanymi oczami.

– Pani mąż rzucił liceum w drugiej klasie – kontynuował Kurt. – Nie dlatego, że miał złe oceny i sobie nie radził, bo z tego, co się dowiedziałem, był zdolnym uczniem. Sądzę, że wykazywał większą potrzebę zarobienia pieniędzy niż zdobycia wykształcenia. W spisie powszechnym z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku nie był wymieniony jako członek gospodarstwa domowego matki, co oznacza, że opuścił dom przed ukończeniem szesnastego roku życia. – Pochylił się nad kartkami i wskazał na zdjęcie nastolatka. Czarno-biała fotografia przedstawiała pozbawioną emocji twarz dziecka z fryzurą Johna Lennona. – Czy to jest pani mąż?

Kobieta wzięła ze stołu odbitkę i przyglądała jej się z lekko drżącymi dłońmi. Zander wiedział – bez wątpienia wszyscy tutaj wiedzieli – jaka będzie jej odpowiedź. Nastolatek niezaprzeczalnie był Frankiem.

– Tak – odparła w końcu Carolyn. – To jest mój mąż.

– Aresztowano go trzykrotnie – powiedział Kurt. – Raz w wieku siedemnastu lat za spożywanie alkoholu. Drugi, kiedy miał dwadzieścia cztery lata, za pijaństwo i zakłócenie porządku i trzeci raz, gdy miał dwadzieścia sześć lat, za napad na stację benzynową.

Na blacie kuchennym paliło się kadzidełko, które pachniało goździkami.

– Co ukradł ze stacji benzynowej? – spytała Sarah.

– Wszystkie pieniądze z kasy oraz sejfu, a także jedzenie i piwo. Przestępstwo popełnił razem z przyjacielem. Czy nazwisko Ricardo Serra brzmi wam może znajomo?

Wszyscy potrząsnęli głowami.

– James i Ricardo odsiedzieli wyrok za przestępstwo – oznajmił policjant. – Pani mąż został zwolniony z więzienia w listopadzie tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego roku.

– Poznałam go półtora roku później – rzekła Carolyn.

– Znalazłem dokumenty potwierdzające, że James Richard Ross pracował wówczas w Seattle. Jednak po tym okresie znika on z rządowych rejestrów.

Courtney wsparła ręce na szczycie ciążowego brzucha.

– Myśli pan, że mój tata odwrócił się od przeszłości i zaczął wszystko od nowa?

– Tak. Jak wytłumaczył pani brak własnej rodziny? – Kurt zapytał Carolyn.

– Powiedział, że kiedy miał cztery lata, jego ojciec porzucił matkę, a gdy skończył jedenaście, ona zmarła i trafił do rodziny zastępczej.

Ujawnienie tylu kłamstw sprawiło, że Zander poczuł, jakby fundamenty tego domu miało w każdej chwili zburzyć trzęsienie ziemi.

Dziś był piątek, a w poniedziałek wszyscy mieli uczestniczyć w pogrzebie Franka. Nekrologi i informatory zostały już wydrukowane i wyraźnie wskazywały, że urodził się w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym piątym roku jako Frank Joseph Pierce. Jaki napis Carolyn miała teraz umieścić na nagrobku swojego męża? Czy z perspektywy czasu nadal będzie w stanie wierzyć w swój związek z Frankiem? A ich córki w swoje relacje z ojcem? Czy Zander zdoła wierzyć w więź, która łączyła go z wujem? Czy też kłamstwa mężczyzny zakwestionują wszystko?

Nie.

Miał w życiu tak niewiele dobrych relacji rodzinnych. Musiał trzymać się swojej wiary w miłość wuja Franka do niego.

– Kiedy spotkaliśmy się na posterunku, wspomniałeś, że z nogi Franka usunięto nabój – powiedział Zander do Kurta. – Czy analiza kuli może dostarczyć nam przydatnych informacji?

– Przydatnych informacji dotyczących okoliczności strzelaniny? – zapytał policjant.

– Dokładnie. – Gdyby Zander poznał okoliczności strzelaniny, która miała miejsce niedługo przed tym, jak Carolyn poznała męża, być może zrozumiałby przyczynę tej zmiany tożsamości.

– To mało prawdopodobne. Badania balistyczne dostarczą nam jedynie informacji dotyczącej broni, z której wystrzelono pocisk. Gdybyśmy mieli do czynienia z przestępstwem, wtedy można by było przebadać kulę. – Zwrócił się bezpośrednio do Carolyn: – Jednak w obecnej sytuacji nie możemy, ponieważ przyczyną śmierci pani męża był zawał serca.

– Rozumiem – odpowiedziała.

Detektyw wstał i pożegnał się.

– Odprowadzę cię. – Zander podprowadził go do wyjściowych drzwi. – Czy uważasz, że zmiana tożsamości Franka mogła mieć coś wspólnego z jego śmiercią?

– A ty tak myślisz?

Zander skinął głową.

– W dokumentacji, którą nam dostarczyłeś, nie dostrzegłem niczego, co mogłoby zmotywować człowieka do zmiany tożsamości. Co jeśli zaangażował się w jakąś niebezpieczną akcję po zwolnieniu z więzienia, wskutek której podjął decyzję, aby stać się kimś innym?

– I? – Zatrzymali się w pobliżu samochodu Kurta.

– I echo tamtych wydarzeń powróciło w zeszły piątek, żeby go prześladować?

Detektyw obracał kółkiem na klucze wokół palca wskazującego.

– Po trzydziestu pięciu latach w uśpieniu? – zapytał.

– Może.

– Byłbym skłonny przyjrzeć się tej możliwości, gdybym miał dowody wskazujące na morderstwo. A nie mam. Frank zmarł na atak serca.

– Może wywołany ekstremalnym stresem?

– O wiele bardziej prawdopodobna jest naturalna przyczyna, jaką był zator. Kiedy czekaliśmy na wyniki z autopsji, wspólnie z szefem sprawdziliśmy ciężarówkę Franka wzdłuż i wszerz. Szukaliśmy odcisków palców i włókien. Przejrzeliśmy jego telefon, przeanalizowaliśmy bilingi telefoniczne, jego domowy i służbowy komputer, historię przeglądarki i niczego niezwykłego nie znaleźliśmy.

Innymi słowy – Kurt wypełnił wzorcowo swoje obowiązki służbowe. Wysilił się nawet bardziej, niż musiał, odnajdując informacje o Jamesie Richardzie Rossie i dzieląc się nimi z rodziną. Jednak jako reprezentant policji z Merryweather nie mógł już zrobić nic więcej w sprawie odległej przeszłości Franka.

– A co z faktem, że Frank zaginął na kilka godzin przed śmiercią? – zapytał Zander. – Czy to nie wzbudziło twoich podejrzeń?

– To dziwne, ale nie, nie wzbudziło moich podejrzeń. Nie jest niczym niezwykłym, że ludzie znikają na całą noc, albo nawet na jeden dzień.

– Jednak w przypadku Franka takie zachowanie było bardzo niezwykłe.

– Rozumiem cię. Jednak twój wuj był dorosłym człowiekiem, który jeśli tylko chciał, mógł zniknąć na całą noc.

Zander podziękował detektywowi i wrócił do pustego salonu. Jego ciotka i kuzynki przeniosły się do kuchni. Ich ściszone głosy dochodziły do niego w strzępach. Z ławy, która niegdyś była oazą spokoju, spoglądały na niego kartki z informacjami o Franku. Wpatrywał się w jedną po drugiej, a w piersi narastał mu smutek. Smutek, ponieważ nigdy więcej nie zobaczy Franka, ale także smutek z powodu trudnego dzieciństwa, któremu wujek musiał stawić czoło. Co przydarzyło się nastolatkowi na zdjęciu? Co widziały jego oczy, gdy stał się dorosły? Co wydarzyło się po jego wyjściu z więzienia? Co zmotywowało go do porzucenia prawdziwej tożsamości Jamesa Richarda Rossa?

Nie mógł już liczyć na policję z Merryweather. Nie mógł także zlecić badania pocisku, ale mógł się skontaktować z krewnymi Franka w Chicago i poprosić ich o informacje. Mógł przeszukać artykuły w gazetach pod kątem strzelanin, które miały miejsce w pobliżu Enumclaw w 1985 roku. Zrobi wszystko, co w jego mocy, aby odkryć tajemnice Franka, ponieważ poprosiła go o to Carolyn. Ponieważ uczucie niepokoju związane ze śmiercią wujka wzrastało w nim, zamiast maleć. I ponieważ była szansa, że dzięki poznaniu prawdy zdoła zapewnić bezpieczeństwo Carolyn, Courtney i Sarah.


Wiadomości wymienione przez Britt i Zandera:

Britt: Zapomniałam Ci wcześniej powiedzieć, że pewnego dnia przyszła do sklepu Nikki Clarkson. Stwierdziła, że przypominasz jej sierotę Dickensa. Czy to nie jest przezabawne?

Zander: Sierotę Dickensa?

Britt: Powiedziała, że ta postać jest pełna tragizmu, zamyślona i piękna.

Britt: W każdym razie jestem pewna, że powiedziała piękna. A może wspaniała.

Britt: Chyba była wspaniała.

Zander: Przyjmę, że jest wspaniała jak ja, gdyż to szczera prawda.

Britt: Naprawdę tak jest.

Zander: Zgadzam się też z tym, że jestem sierotą i jestem zamyślony.

Britt: Ale nie zgadzasz się z określeniem tragizmu?

Zander: Nie. Brzmi, jakbym był biedakiem. Może powiesz Nikki, że jestem teraz wielką gwiazdą?

Britt: No pewnie. Zaraz po tym, jak skończę robić wszystko, co jest możliwe do zrobienia we wszechświecie.

Zander: Przynajmniej Nikki powinna awansować mnie na bogatą wersję sieroty Dickensa.

Britt: Bardziej podoba mi się Dickensowska wersja bogatego sieroty.

Britt: Razem ze słowem Dickensowska. Podoba mi się to. Dickensowski.

Britt: Zander Ford, bogata Dickensowska sierota.

Urocza dla Ciebie

Подняться наверх