Читать книгу The Kissing Booth - Beth Reekles - Страница 7
Rozdział 2
ОглавлениеPostanowiliśmy, że opłata będzie wynosiła dwa dolary. Dwa dolary za każdy całus. Niezależnie od motywu przewodniego stoiska szkoła zapewniała boks do zagospodarowania, ale potrzebowaliśmy mnóstwa różowych i czerwonych dekoracji. Uznałam, że przyda się też trochę czerni, ale Lee stwierdził protekcjonalnym tonem:
– Shelly, to nie Halloween.
– W porządku. Zostajemy przy różu i czerwieni.
– Co trzeba załatwić? Chorągiewki, krepinę, wstążki… coś w tym rodzaju, tak?
– Chyba tak. Jak myślisz, udałoby nam się zrobić duży szyld na zajęciach stolarskich? – Nie chciałam chodzić na te zajęcia, ale zamiast nich do wyboru było tylko gospodarstwo domowe, a po katastrofie z babeczkami w ósmej klasie starałam się trzymać z dala od pieczenia. Teraz stolarstwo mogło się przydać.
– Czemu nie. Pan Preston pewnie nie miałby nic przeciwko temu.
Kiwnęłam głową.
– Fajnie. Budkę mogłoby obsługiwać kilku chłopaków z drużyn sportowych. I cheerleaderki. Potrzebujemy czterech dziewczyn i czterech chłopaków, mogą mieć zmiany w parach.
– Okej. Tylko kogo o to poprosimy?
– Hmm… Samantha i Lily na pewno się zgodzą – powiedziałam w zamyśleniu. – A one zwerbują inne dziewczyny.
– Dobry pomysł. To ja zadzwonię do chłopaków.
Wyciągnęłam komórkę i zaczęłam przeglądać listę kontaktów. Lee i ja nie należeliśmy do żadnej konkretnej paczki; spędzaliśmy czas, z kim chcieliśmy, a to znaczyło, że mamy numery właściwie do wszystkich. Lee łatwo nawiązywał znajomości i ludzie go lubili, a w pakiecie z nim dostawali mnie. Oczywiście mieliśmy też kilku bliskich przyjaciół – samych chłopaków.
Dodzwoniłam się do Samanthy, która oznajmiła radośnie, że w to wchodzi! Lily też się zgodziła, mówiąc, że totalnie nie może się doczekać i że będzie namawiać wszystkie koleżanki, żeby do niej dołączyły.
– Zrobione – westchnęłam, opadając znów na łóżko.
Poczułam, jak się ugina, kiedy Lee poszedł moim śladem. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
– Nasza budka rozniesie konkurencję.
– Wiem. Czasem przeraża mnie nasz geniusz.
– Mnie też.
Zabrzęczał mój telefon – dostałam SMS-a od Lily, że Dana i Karen też zgłaszają się do budki z całusami, więc odpisałam krótko: „Dzięki”.
– Mamy już wszystkie dziewczyny – stwierdziłam.
– Super. Dave napisał, że załatwi nam chłopaków, więc to też mamy z głowy.
– Czyli… nie mamy nic więcej do roboty! – oznajmiłam radośnie. – Więc możesz iść ze mną na zakupy.
– Po co chcesz iść na zakupy? – jęknął Lee. – Mało ci ciuchów?
– Nie, ale… urządzasz dziś imprezę, a ja mam dobry humor, bo w końcu ogarnęliśmy sprawę ze stoiskiem. Więc idziemy znaleźć mi coś na wieczór.
Lee znów jęknął:
– Po prostu chcesz zrobić wrażenie na moim bracie jakąś seksowną sukienką, tak?
– Nie. Chcę sobie coś kupić, to wszystko. Ale jeśli przy okazji zrobię wrażenie na twoim bracie… to będzie dodatkowy plus. Oraz totalny cud. Oboje wiemy, że on nawet nie myśli o mnie w ten sposób…
Lee westchnął.
– Okej, okej, chodźmy na te zakupy, przestać zrzędzić.
Posłałam mu triumfalny uśmiech. Byłam pewna, że go przekonam. Lee wiedział, że tylko udaję z tym narzekaniem, ale i tak nie chciał go słuchać.
Sięgnęłam po sweter, czekając, aż Lee weźmie portfel i buty. Potem zbiegłam po schodach, a on ruszył za mną. Wsiedliśmy do jego samochodu – Mustanga rocznik 95, który kupił za bezcen na złomowisku – i Lee przekręcił kluczyk w stacyjce.
– Dzięki, Lee.
– Co ja z tobą mam – rzucił, ale na twarzy miał uśmiech.
Dwadzieścia minut później byliśmy już w centrum handlowym. Gdy Lee wyłączył silnik, wciąż huczało mi w uszach od hip-hopu, który dudnił z głośników przez całą drogę.
– Musisz mi jakoś wynagrodzić, że mnie tu zaciągnęłaś.
– Kupię ci pączka.
Lee zawahał się.
– I koktajl mleczny.
– Umowa stoi.
Objął mnie ramieniem, a ja szybko zrozumiałam, dlaczego to zrobił – poprowadził mnie prosto do działu z jedzeniem, żebym nie zdążyła zapomnieć, czym go przekupiłam. Spacyfikowany przekąskami Lee bez większych protestów chodził ze mną po centrum handlowym.
Rozejrzałam się po kilku sklepach i nagle znalazłam idealną sukienkę – nie za krótką i nie za obcisłą, z dekoltem dość wyciętym, żeby podkreślać biust, niczego nie odsłaniając. Cienki koralowy materiał był zebrany z lewej strony, żeby ukryć długi suwak.
– Czy teraz musimy iść jeszcze po buty? – marudził Lee, kiedy oznajmiłam, że zamierzam ją przymierzyć.
– Nie, Lee, mam buty – odpowiedziałam, przewracając oczami.
– Wiesz co, ubrania też masz, ale to cię jakoś nie powstrzymało – wymamrotał, idąc za mną do przymierzalni.
Bez wahania wszedł razem ze mną do boksu i rozparł się na krześle. Z kolei ja bez zastanowienia zaczęłam się przy nim przebierać.
– Pomożesz mi się zapiąć?
Westchnął ciężko, ale wstał i wykonał moją prośbę. Spojrzałam w lustro, wygładzając sukienkę. Ogarnęły mnie wątpliwości. Na wieszaku wyglądała lepiej, pomyślałam. Mocno odsłania nogi…
Lee gwizdnął przeciągle.
– Nieźle.
– Zamknij się. Nie uważasz, że jest za krótka?
Wzruszył ramionami i klepnął mnie po pupie.
– Komu to przeszkadza?
W zamian trzepnęłam go żartobliwie w głowę.
– Mówię poważnie, Lee. Nie jest za krótka?
– Hm. Może trochę. Ale wygląda dobrze.
– Na pewno?
– Myślisz, że bym cię okłamał, Shelly? – zapytał smutno ze zbolałą miną i cofnął się chwiejnym krokiem, przyciskając dłonie do serca.
Rzuciłam mu wymowne spojrzenie w lustrze.
– Czy to pytanie wymaga odpowiedzi, Lee?
– Nie, chyba nie – zaśmiał się. – To jak, kupisz ją?
Kiwnęłam głową.
– Chyba tak. Jest przeceniona o połowę.
– Spoko. – Nagle jęknął. – Nie zamierzasz wydać drugiej połowy na torebkę, co? Błagam, powiedz, że nie. Bo jeśli tak, to wisisz mi jeszcze pizzę i colę.
– Obiecuję, że nie kupię już torebki ani nic innego, okej? Zapłacę za sukienkę i możemy wracać do domu. – Zsunęłam kieckę i włożyłam dżinsy, koszulkę i sweter, bo zmarzłam od klimatyzacji w sklepie.
– Trudno – westchnął Lee. – Miałem ochotę na pizzę.
Parsknęłam śmiechem i wyszłam pierwsza z przymierzalni, wpadając przy tym na coś – a nie, na kogoś.
– Przepraszam – rzuciłam odruchowo, a potem zorientowałam się, kto to. – O, cześć, Jaime.
Dziewczyna, którą miałam przed sobą, obrzuciła nas podejrzliwym spojrzeniem, a na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek. Zderzyłam się z największą plotkarą w szkole. A chociaż była bardzo miła, należała do osób, które z jakiegoś powodu działają innym na nerwy.
– Co wy tu robicie? Lee, nie widzisz, że to przymierzalnia dla dziewczyn?
Mój najlepszy przyjaciel wzruszył ramionami.
– Elle potrzebowała rady.
– Aha – rzuciła Jaime lekko zawiedzionym tonem, jakby miała nadzieję, że działo się coś, o czym można by było plotkować. – No tak. Hej, słyszałam, że robisz dziś imprezę. Będzie na niej twój brat, prawda?
Lee przewrócił oczami.
– Tak.
Jaime rozpromieniła się.
– Super!
– Ty też szukasz sukienki? – zapytałam, podtrzymując rozmowę z grzeczności.
– Nie, potrzebuję nowych dżinsów. Mój pies uznał, że woli pogryźć mi spodnie niż swoją piszczącą piłkę.
– Miło z jego strony – skwitowałam ze śmiechem.
– No, niesamowicie. Zakładasz ją dziś wieczorem? – Wskazała brodą sukienkę, którą trzymałam w rękach.
– Tak.
– Nie jestem pewna, czy to twój kolor… – stwierdziła, ale zauważyłam drgający mięsień na jej policzku, a przez lata nauczyłam się rozpoznawać ten wyraz twarzy.
Zazdrość. Uznałam to za dobry znak.
– Hmm, może masz rację… Ale jest na wyprzedaży. Nie mogę przepuścić takiej okazji.
Zaśmiała się uprzejmie.
– No tak, rozumiem. Okej, to do zobaczenia!
– Pa, Jaime – odpowiedzieliśmy chórem.
Kiedy odeszła, Lee westchnął i wymamrotał pod nosem, że Jaime strasznie go wkurza.
Zapłaciłam za sukienkę i wróciliśmy do części z knajpkami, żeby mój przyjaciel mógł przed wyjściem zjeść kawałek pizzy. Ja wzięłam tylko koktajl mleczny. Siorbałam go jeszcze, wsiadając do samochodu.
– Tylko spróbuj go rozlać – ostrzegł Lee.
– Nie ma mowy! – zawołałam, po czym prawie to zrobiłam, a Lee tak zgromił mnie wzrokiem, że następny łyk ośmieliłam się wziąć dopiero na czerwonym świetle.
Kiedy wjechał na swój podjazd, spojrzałam na zegarek.
– Dochodzi szósta… Lepiej pójdę do domu, żeby się przygotować na imprezę – stwierdziłam.
– Shelly, czasem masz megababskie problemy.
Rozśmieszył mnie.
– Dopiero zauważyłeś?
Lee też się roześmiał i ruszył do domu.
– To pa! – rzucił przez ramię.
– Pa!
Kiedy wróciłam do siebie, nikogo jeszcze nie było, ale szczególnie mnie to nie zdziwiło. Brad, mój młodszy brat, miał dziś turniej piłkarski, więc tata pewnie zabrał go później na burgery albo coś w tym stylu.
Podłączyłam iPoda do głośników i puściłam głośno Ke$hę, żeby słyszeć ją przez szum wody pod prysznicem.
Później stanęłam owinięta ręcznikiem, przyglądając się nowej sukience. Znów naszły mnie wątpliwości. Wychowałam się z Lee i bez mamy, więc nie byłam zbyt dziewczęca, ale i tak stroiłam się na takie okazje jak dzisiejsza. Pokręciłam głową i zbeształam samą siebie. Bez przesady, moja sukienka była dłuższa niż spódnice do mundurków szkolnych niektórych dziewczyn. Nie miałam się czym martwić.
Usiadłam przy toaletce i włączyłam lokówkę, żeby się nagrzała. Ostrożnie zblendowałam podkład na twarzy i zrobiłam sobie na powiece idealną kreskę eyelinerem, podkreślając kształt swoich brązowych oczu. Poświęciłam trochę czasu, żeby moje włosy, lśniące i pachnące kokosem po prysznicu, opadały mi na plecy kaskadą czarnych loków. Włożyłam sukienkę i czarne buty na pięciocentymetrowym koturnie, a potem speszona przejrzałam się w lustrze. Wiedziałam, że na imprezę przyjdą mocniej umalowane dziewczyny w krótszych sukienkach i na wyższych obcasach, ale zawahałam się, niepewna, czy naprawdę ładnie wyglądam.
Nagle okazało się, że jest trzynaście po ósmej. Jak to możliwe, że minęły już dwie godziny?
Odłączyłam telefon od ładowarki i zauważyłam SMS-a od Lee z pytaniem, gdzie jestem.
Ruszyłam ostrożnie do jego domu. Koturny nie były zbyt wysokie, ale zawsze czułam się wygodniej w płaskich butach. W ogródku kłębił się tłum ludzi, a przez otwarte drzwi dudniły basy, od których drżał trawnik. Z uśmiechem witałam się ze znajomymi w drodze do kuchni po coś do picia. Zajrzałam do lodówki, z której Lee i Noah wyjęli całe jedzenie, żeby zrobić miejsce na butelki przyniesione przez gości. Nie zdziwiło mnie to – robili to przed każdą imprezą, odkąd kilka miesięcy temu jacyś geniusze uznali, że zabawnie będzie obkleić ściany plasterkami szynki i indyka.
Wyjęłam butelkę oranżady i podważyłam kapsel o blat kuchenny, tak jak nauczył mnie tata Lee.
– Cześć, Elle!
Odwróciłam się i zobaczyłam, że przywołuje mnie grupa koleżanek.
– Cześć.
– Olivia mówiła, że organizujecie z Lee budkę z całusami na festyn – zaczęła Georgia. – Ale super!
– Dzięki! – uśmiechnęłam się do niej.
– Od lat nikt tego nie robił – zauważyła Faith. – Mieliście megafajny pomysł.
– Bo sami jesteśmy megafajni.
Dziewczyny parsknęły śmiechem.
– Na pewno zajrzę do waszej budki – rzuciła Candice ze znaczącym uśmieszkiem. – Słyszałam, że będzie tam Jon Fletcher.
– I Dave Peterson – dodała Georgia.
– Jon się zgodził? – zapytałam.
– Tak mówi Dave – wzruszyła ramionami Candice.
– To twoja budka, Elle – zaśmiała się Faith. – Powinnaś wiedzieć najlepiej.
Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
– No tak…
– Hej, wiesz, kto powinien obsługiwać waszą budkę? – wtrąciła Olivia. – Flynn.
Przez chwilę zastanawiałam się, o kogo jej właściwie chodzi. A potem dotarło do mnie, że, oczywiście, ma na myśli Noah.
– Wątpię, żeby chciał to zrobić.
– A zapytałaś go?
– Nie za bardzo…
– Nie mógłby przynajmniej pomóc młodszemu bratu? Wzbudź w nim poczucie winy, to zadziała – poradziła mi Georgia.
– Chyba mamy już czterech chłopaków…
– Ale gdyby w budce był Flynn, każda dziewczyna z całego stanu przyszłaby na nasz festyn – oświadczyła Olivia.
Jak wszystkie moje znajome uważała, że ma szanse u Noah. W sumie pewnie miała, w końcu była główną cheerleaderką, a Noah grał w drużynie futbolu amerykańskiego, ale nigdy nie zwrócił na nią szczególnej uwagi.
Z jakiegoś powodu miał opinię podrywacza, chociaż nie okazywał dziewczynom większego zainteresowania. Najdziwniejsze było to, że wydawał się prawie dumny ze swojej reputacji.
– Słuchaj, gdybyś ściągnęła Flynna do budki z całusami, przeszłabyś do historii – powiedziała Faith.
– Faith, ty masz chłopaka – przypomniała jej ze śmiechem Georgia. – Nie możesz korzystać z budki z całusami.
– Dlaczego? Przecież zyski idą na cele dobroczynne. Co wybraliście tym razem: ratowanie delfinów?
– To było chyba w zeszłym roku – sprostowałam ze śmiechem. – Teraz zbieramy na walkę z rakiem.
– Jeszcze lepiej! – zawołała Faith, czym rozśmieszyła całe towarzystwo. – Poproś go.
– Tak, poproś – namawiała Olivia.
– Po prostu zapytaj – błagała Candice. – Prosimy, Elle.
– No… nie wiem…
– Zobacz, właśnie tu idzie – przerwała mi i popchnęła mnie lekko w jego stronę. – Chociaż dowiedz się, czy to zrobi. Jeśli się nie zgodzi to… przynajmniej będziesz mogła powiedzieć, że próbowałaś.
– Dobrze – poddałam się z westchnieniem i zastąpiłam Noah drogę, gdy szedł po następne piwo.
Przywitał mnie skinieniem głowy.
– Popracujesz w naszej budce z całusami na wiosennym festynie? Proszę! Nie możemy znaleźć czwartego chłopaka. To na cele dobroczynne. Lee i ja naprawdę potrzebujemy pomocy.
Noah wyprostował się, otwierając puszkę.
– Budka z całusami, co?
– Tak.
– Fajnie.
– Wiem. Jestem fajną osobą.
– To lepsze niż twój pomysł z kaczkami.
– Ha, ha.
Zaśmiał się chrapliwie i posłał mi uśmieszek, od którego serce zabiło mi jak szalone.
– I ja miałbym się całować? W waszej budce?
– Zyski idą na ważny cel – próbowałam go przekonać.
– Nie sądzę, Shelly.
– Proszę, Noah – jęknęłam, kładąc nacisk na jego imię, i zrobiłam do niego maślane oczy.
– Będziesz mnie błagać na kolanach?
– Ja nie – odpowiedziałam powoli – ale wszystkie inne dziewczyny na pewno. Czy to ci wystarczy?
Znów parsknął śmiechem.
– I dlatego moja odpowiedź brzmi: nie. Przykro mi.
Westchnęłam.
– Okej, przynajmniej nie powiedzą, że nie próbowałam.
– Zaraz. Naprawdę mnie potrzebowałaś czy to one tego chciały? – zapytał, wykręcając głowę, żeby zobaczyć stojące za mną koleżanki.
– To drugie.
Skinął głową.
– Niestety, nie mogę ryzykować całkowitej utraty godności. Poza tym pomyśl, jak znienawidziliby mnie inni faceci za to, że zgarniam wszystkie całusy – rzucił z uśmieszkiem.
– Myślałam raczej o tym, jak znienawidziłaby cię nasza organizacja dobroczynna za to, że odstraszasz chętnych na buziaki.
Wyszczerzył zęby.
– Punkt dla ciebie.
– Dobra, nieważne… – pokręciłam głową. – Zapomnij o tym.
Wróciłam do cheerleaderek i wzruszyłam ramionami ze skruszonym uśmiechem.
– Przykro mi, dziewczyny, nie zgodził się.
– Mogłaś się bardziej postarać – stwierdziła Olivia. – Patrz i ucz się.
Wcisnęła swoją szklankę Faith i wolnym krokiem podeszła do Noah, który rozmawiał z dwoma kolegami. Uwiesiła mu się na ramieniu w swojej króciutkiej małej czarnej i praktycznie rzuciła na niego, trzepocząc rzęsami tak zawzięcie, jakby coś wpadło jej do oka.
Chociaż możliwe, że byłam zbyt krytyczna. W końcu swoją techniką zwróciła przynajmniej uwagę kilku innych chłopaków.
Jej Noah najwyraźniej też odmówił, czego można się było spodziewać. Wróciła do nas, wydymając usta.
– Straszny z niego cham.
– I ciacho – mruknęła Georgia znad swojej szklanki.
– Totalnie – zgodziła się ze śmiechem Olivia.
Wszystkie dziewczyny zachichotały i odwróciły się, żeby mu się przyjrzeć.
– Elle, nie uważasz, że Flynn jest ciachem?
Popatrzyłam na Faith, mrugając szybko.
– Uważam! Pewnie, że jest.
– To czemu nie zachwycasz się jego zgrabnym tyłkiem?
Uśmiechnęłam się cierpko.
– Bo nie mam u niego żadnych szans, więc nawet nie próbuję.
Faith spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Co ty wygadujesz? Jesteś bardzo ładna! Dałabym się zabić za takie włosy jak twoje.
Wzruszyłam ramionami, rumieniąc się lekko.
– Ojej, dzięki. Ale to nic, teraz jest dla mnie tylko starszym bratem Lee.
– Może kryje się w tym coś więcej. Nigdy nie wiadomo.
Parsknęłam śmiechem.
– Jasne. Mogę pomarzyć.
Faith wzruszyła ramionami. Candice zaczęła jej coś opowiadać, więc pożegnałam się z nimi i wymknęłam do salonu, gdzie wszyscy tańczyli. Dokończyłam oranżadę kilkoma łykami, odstawiłam butelkę i dołączyłam do nich. Atmosfera na parkiecie była zaraźliwa; nawet ci, którzy nie pili alkoholu, dawali się porwać muzyce.
Nie zamierzałam się upijać. Wiedziałam, że potrafię się dobrze bawić bez tego. Miałam bardzo słabą głowę, więc po dwóch puszkach cydru nie wiedziałam już, co się dzieje. Czas mijał szybko, a ja tańczyłam, śmiałam się i rozmawiałam ze znajomymi. Miałam wrażenie, że wszyscy słyszeli już o budce z całusami. Kiedy pytali mnie, czy wśród całujących będzie Flynn, obiecywałam, że go o to poproszę, bo tak było najłatwiej.
Koło jedenastej trafiłam do sali bilardowej. Lee, Jason i Dixon pili razem z chłopakami z ostatniej klasy szoty z kieliszków ustawionych w rzędzie na stole bilardowym.
– Mogę się przyłączyć? – zapytałam, wpadając do pokoju z uśmiechem.
– Jasne! – odpowiedział Dixon i nalał kieliszek dla mnie.
– Yy, Elle, może już ci wystarczy? – zapytał z niepokojem Lee.
– Oj, przestań – zaszczebiotałam. – Trzy, dwa…
Wychyliliśmy szoty i z brzękiem odstawiliśmy kieliszki na stół, a Dixon znów napełnił je wódką. Po drugiej kolejce straciłam rachubę. Wcale nie lubiłam wódki – smakowała obrzydliwie i paliła w gardło i przełyk, ale teraz już tego nie zauważałam.
Wszystko wokół było jasne, rozmazane i głośne. Zaniosłam się histerycznym chichotem, zgięta w pół.
– Elle, jesteś kompletnie pijana! – zawołał Chris ze śmiechem, pomagając mi się wyprostować.
Znów zachichotałam.
– Zatańczmy. Chce mi się tańczyć. Niech ktoś ze mną zatańczy. Zatańczysz ze mną, Chris?
– Tu nie słychać muzyki.
– Trudno. I tak możemy tańczyć. – Nagle doszłam do wniosku, że stół bilardowy świetnie nadaje się na parkiet. Roześmiałam się, czując drgania basów z salonu przez zielony materiał.
Zaczęłam bujać biodrami w rytm muzyki, wymachując rękami w powietrzu i kołysząc włosami. Próbowałam wciągnąć na górę Lee, ale się nie dał.
– Czemu nie chcesz? – jęknęłam.
– Nie będę teraz tańczył – powiedział. – Elle, przestań, zejdź już.
Pokazałam mu język. Usiłował mnie złapać i zdjąć na ziemię, ale wymknęłam mu się i tańczyłam dalej. Chciał mi zepsuć całą zabawę!
– Zaraz wracam.
– Gdzie idziesz? – zapytałam. Nie mógł teraz wyjść, impreza się jeszcze nie skończyła!
– Przyniosę sobie drinka. Chcesz coś, Dixon?
– Mam tu wszystko, czego potrzebuję – odpowiedział jego przyjaciel ze śmiechem, puszczając do mnie oko. Przesłałam mu pocałunek.
Uznałam, że w sali bilardowej jest bardzo gorąco. Czy ktoś podkręcił ogrzewanie? Zaczęłam się mocno pocić. Może kąpiel w basenie by mnie orzeźwiła.
I wtedy wpadłam na idealne rozwiązanie.
– Kto idzie się kąpać na golasa?! – zawołałam entuzjastycznie i sięgnęłam dłonią do suwaka. Chwiejąc się na koturnach, podeszłam do krawędzi stołu bilardowego.
Nagle moje stopy oderwały się od materiału, a świat zawirował mi przed oczami. Nogi miałam w powietrzu, a moja głowa zwisała w dół, tak że patrzyłam na czyjeś plecy.
– Hej! – wrzasnęłam. – Puszczaj! Puszczaj!
Ale porywacz nie posłuchał, tylko ruszył na piętro. Patrzyłam na rozciągające się przede mną schody i czułam, jak pocą mi się dłonie. To nie mógł być Lee. On nie miał na sobie zielonej koszulki – chociaż właściwie… może miał?
Nie, byłam pewna, że nie miał. Włożył czerwony T-shirt. Nie pamiętałam nikogo w zielonym.
Ktokolwiek to był, miał dużo siły, biorąc pod uwagę, że przez cały czas wiłam się jak opętana.
W końcu opadłam na coś miękkiego. Materac! Byłam na materacu.
Usiadłam wyprostowana, usiłując podwinąć pod siebie nogi.
– Noah Flynn! – krzyknęłam, kiedy zobaczyłam przed sobą brata Lee, który mierzył mnie karcącym spojrzeniem. – Zepsułeś mi zabawę! A było tak fajnie!
– Miałaś zamiar się rozebrać – wyjaśnił. – Odpocznij tu dwadzieścia minut.
– Nie! – zaprotestowałam, wydymając wargi. – Przestań się tak wymądrzać. Chciałam kąpać się nago w basenie!
Pokręcił głową z lekkim uśmieszkiem.
– Brzmi kusząco, ale chyba lepiej będzie, jak tu chwilę zostaniesz: może trochę wytrzeźwiejesz.
Westchnęłam i opadłam z powrotem na poduszki. A potem znów usiadłam.
– Zostawisz mnie tu zupełnie samą?
– Nie. Nie ufam ci. Zaraz wymknęłabyś się na dół.
– Nie ufasz mi? Dlaczego? Przecież znasz mnie od zawsze. Powinieneś mi bardziej ufać.
Noah podszedł do drzwi, zamknął je i przekręcił klucz w zamku, nie przestając kręcić głową.
Uniosłam brew, patrząc, jak wraca i siada okrakiem na krześle naprzeciwko mnie.
Nawet w tym stanie umysłu wiedziałam, że to idiotyczny zarzut.
– Nie jesteś pijany? – zapytałam go.
– Raczej nie.
– Bu, dlaczego? To twoja impreza. Wyluzuj się!
– Myślę, że ty wyluzowałaś się za nas oboje.
– Przepraszam – rzuciłam, wydymając lekko wargi. – Nie chciałam zepsuć ci zabawy.
Noah tylko się zaśmiał.
Przetoczyłam się na skraj łóżka, usiadłam na dłoniach i zaczęłam machać nogami.
– Noah…
– Tak.
– Pomożesz nam w budce z całusami?
– Nie.
– Proszę cię – błagałam, podskakując na materacu. Wow. Czułam się jak na trampolinie! Tak samo jak na łóżku Lee. – Proszę, proszę, proooooooszę najpiękniej jak potrafię!
– Nie.
– Czemu nie? – jęknęłam. – Jesteś okropny!
– Nie chcę pracować w budce z całusami, to wszystko.
– Ale dlaczego?
– Bo nie.
– Proszę cię! To zbiórka… chyba na walkę z rakiem. A może dla delfinów? Śmieszne słowo, co? Delfiny. Del…finy…
– Nie będę pracował w budce z całusami i nie ma znaczenia, na kogo albo na co zbieracie pieniądze.
Wstałam i ukucnęłam tuż przed nim, tak że nasze nosy prawie się stykały.
– Nawet dla mnie?
Pokręcił głową, a potem stwierdził:
– Rany, ale ci śmierdzi z ust. Elle, ile wypiłaś wódki?
– Nie wiem. Dixon polewał.
Noah westchnął.
– Co za głupki… Ja się z nimi policzę…
– Jak to?
– Nieważne.
– Dobra, nie mów.
Wyprostowałam się raptownie, a pokój zakołysał się, poszarzał i rozmył mi się przed oczami.
– Niedobrze mi.
Noah już wpychał mnie do łazienki. Ustawił mi głowę nad sedesem w tej samej chwili, gdy zaczęłam wymiotować.
Kiedy skończyłam i przeszły mi mdłości, osunęłam się na zimne kafelki, opierając głowę o krawędź wanny. Poczułam na wargach brzeg szklanki. Noah podał mi wodę i zmusił mnie, żebym ją wypiła.
– Strasznie cię przepraszam, Noah – wymamrotałam. Czułam się obrzydliwie po wymiotowaniu. – Naprawdę mi przykro. Nie chciałam zepsuć ci imprezy.
– Elle, nie zepsułaś mi imprezy – zapewnił mnie.
Skinęłam gwałtownie głową, ale znów zrobiło mi się niedobrze.
– Właśnie że zepsułam. Przepraszam!
– Nic się nie stało – zaśmiał się. – Spokojnie.
Zmarszczyłam brwi, położyłam mu dłonie na klatce piersiowej i odepchnęłam go. Wow. Ale twarda klata. Na brzuchu na pewno ma sześciopak. A znając Noah, to nawet ośmiopak. Albo dziesięciopak! Czy coś takiego w ogóle istnieje? Możliwe… Jeśli tak, to on na pewno go ma.
– Nie śmiej się ze mnie! – krzyknęłam, przerywając swój wewnętrzny bełkot.
Parsknął jeszcze głośniejszym śmiechem i podciągnął mnie na nogi. Zachwiałam się, więc objął mnie w talii, żebym nie upadła, pomógł mi doczłapać się do łóżka i pozwolił opaść na pościel.
– Wrócę za dziesięć minut, żeby sprawdzić jak…
Ale ja już spałam.