Читать книгу Domek przy plaży - Beth Reekles - Страница 6

Rozdział 1

Оглавление

– Ostatnia klasa, mała!

Gdy drzwi samochodu zatrzasnęły się za mną, odchyliłam głowę i zamknęłam powieki, biorąc głęboki wdech. Słońce połaskotało mnie po policzkach, na moich ustach pojawił się uśmiech. Przy szkole pachniało świeżo skoszoną trawą, w powietrzu unosił się gwar rozmów nastolatków, którzy kręcili się po parkingu, witając się z kumplami po wakacjach. Wszyscy zawsze narzekali na pierwszy dzień szkoły, twierdząc, że go nienawidzą, ale byłam pewna, że w skrytości ducha uwielbiają ten moment.

W rozpoczęciu roku szkolnego zawsze było coś, co oznaczało nowy początek. To trochę niedorzeczne, bo przecież chodziliśmy do szkoły średniej, ale i tak wrażenie nie traciło na znaczeniu.

Odwróciłam się do Lee, już z otwartymi oczyma, a on posłał mi szeroki uśmiech.

Może i był poniedziałkowy poranek, ale czułam się lekko i beztrosko – mój uśmiech zapewne to odzwierciedlał.

– Ostatni roku, nadciągamy! – odpowiedziałam miękko.

Jeśli są rzeczy, którymi warto się ekscytować, to moim zdaniem początek ostatniej klasy na pewno do nich należy.

Słyszałam nieraz, jak ludzie mówili, że studia to najlepsze lata życia. Ale jak dla mnie wiązały się ze znacznie większą ilością pracy niż w szkole średniej, nawet jeżeli dawały więcej swobody. Lee i ja byliśmy przekonani, że czwarta klasa liceum to ostatni czas na to, by się naprawdę dobrze bawić, zanim dopadnie nas dorosłość.

Obeszłam samochód, żeby się oprzeć o maskę obok przyjaciela. Lee zawsze bardzo dbał o swój cenny, ukochany wóz, mustang z sześćdziesiątego piątego roku. Kurczę, auto naprawdę lśniło.

– Nie mogę uwierzyć, że to już. To znaczy, pomyśl tylko: to nasz ostatni pierwszy dzień w szkole. Za rok będziemy na studiach…

Lee jęknął.

– Nawet mi nie przypominaj. Dostałem już dziś rano wykład od mamy, wygłoszony ze łzami w oczach. Nie mam najmniejszej ochoty choćby myśleć o studiach.

– Takie życie, chłopie. To nieuniknione. Nie stoimy w miejscu.

Mimo że myśl o aplikowaniu na studia wywoływała u mnie ścisk żołądka, próbowałam w ciągu lata napisać list motywacyjny, ale wciąż nie poczyniłam na tym polu postępów.

Nie chciałam nawet myśleć o tej możliwości, że Lee i ja wylądujemy na różnych uczelniach. Że on dostanie się dokądś, gdzie mnie nie przyjmą. Że za rok może nas to rozdzielić. Dotąd byliśmy praktycznie nierozłączni. Co, u diabła, będę porabiać bez niego?

– Niestety – mówił Lee, wytrącając mnie z rozmyślań. – Słuchaj, nie wpadniesz chyba teraz w liryczne nastroje w związku z przyszłością, co? Proszę, poinformuj mnie, gdyby ci się na to zbierało. Zostawię cię z twoimi wzniosłymi refleksjami i pójdę poszukać chłopaków.

Przekornie wsunęłam mu rękę pod ramię.

– Przestanę gadać o studiach, obiecuję.

– Dzięki Bogu.

– A skoro mowa o chłopakach… Czy Cam powiedział ci coś więcej o tym nowym sąsiedzie?

– Prawie o tym zapomniałem.

Cam, jeden z naszych najbliższych przyjaciół od czasów podstawówki, w zeszłym tygodniu wyskoczył z nowiną, że do domu naprzeciwko niego wprowadził się jakiś nowy, a ponieważ jest w naszym wieku, rodzice Cama zasugerowali, żeby syn wziął go pod swoje skrzydła i zaznajomił z nami, a sposób, w jaki wypowiedziane zostało słowo „zasugerowali”, wskazywał na to, że to było raczej ultimatum.

– Wiem tyle, że jest z Detroit – ciągnął Lee. – I ma na imię Levi. Jak dżinsy. Ale nie wiem o nim nic więcej. I nie wydaje mi się też, żeby Cam miał jakieś dokładniejsze info. – Oderwał się od mustanga. – Mam tylko nadzieję, że nie okaże się totalnym dupkiem, bo obiecaliśmy Camowi, że postaramy się mu pomóc tu wpasować. Mam na myśli: pomóc wpasować się Leviemu.

– Wiem, co masz na myśli – mruknęłam, zajęta komórką, która nagle zaczęła dzwonić.

Lee zerknął na profil dzwoniącego i westchnął. Podniosłam wzrok, żeby posłać mu przepraszające spojrzenie, lecz on już przewracał oczami i ruszał w swoją stronę z plecakiem przewieszonym przez ramię.

– Żadnych sekstelefonów, Shelly. Tu jest szkoła. Nie wkraczaj w to, co dozwolone od lat osiemnastu – ostrzegł.

– O, jakbyście ty i Rachel nigdy nie obściskiwali się w kantorku woźnego! – odkrzyknęłam.

Pokazał mi przez ramię kciuki do góry.

Odebrałam telefon.

– Hej, Noah.

Za to, że nie poczyniłam postępów w pisaniu listu motywacyjnego na studia, w połowie odpowiadał Noah. Po tym jak ukrywaliśmy się przez kilka wiosennych miesięcy (co zakończyło się totalną katastrofą, gdy Lee nakrył nas na całowaniu), a potem oficjalnie już się z nim umawiałam, podczas letnich wakacji staraliśmy się spędzać z sobą jak najwięcej czasu. Noah był w tej chwili na studiach, na Harvardzie, czyli dokładnie po drugiej stronie kraju.

Wyjechał zaledwie dwa tygodnie temu, a ja nie mogłam się otrząsnąć z tęsknoty. Jak sobie z tym poradzę, że nie zobaczę go aż do Święta Dziękczynienia?

– Hej, jak leci?

– U mnie dobrze. Początek ostatniej klasy, emocje. A na uczelni?

– Ech. Niewiele się zmieniło od naszej wczorajszej rozmowy. Dziś rano miałem pierwsze zajęcia. Z matematyki. Całkiem interesujące. Równania różniczkowe cząstkowe.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz, i chyba nie chcę wiedzieć.

Noah roześmiał się. Od jego miękkiego, przyprawionego chrypką śmiechu na maksa się rozczuliłam. Prawie wszystko, co się z nim wiązało, przyprawiało mnie o podobne wrażenia: albo topniało mi serce, albo uginały się pode mną kolana, albo żołądek wypełniały mi motyle. Odtwarzałam w życiu banały rodem z ckliwego filmu. I czułam się z tym cudownie.

Tęskniłam za tym śmiechem, tak samo jak tęskniłam za tym uczuciem, gdy otaczały mnie jego ramiona lub jego usta stykały się z moimi. Cały czas byliśmy w kontakcie – dzięki czatom wideo, Snapchatowi, SMS-om i starym dobrym rozmowom telefonicznym… ale to nie było to samo. Ponadto nie bardzo chciałam się zdradzić z tym, jak bardzo tęsknię – żeby nie wyjść na rozlazłą przylepę. Nadal nie byłam tak do końca pewna, jak się należy zachowywać w tego rodzaju relacji.

– Ale z ciebie nerd – wypaliłam.

Nigdy nie uważałam go za nerda. To znaczy, owszem, był bystrzakiem. Skończył szkołę ze średnią 4,7 (powiedziała mi o tym ostatnio jego mama – wcześniej wiedziałam, że Noah ma dobre oceny, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że aż tak dobre). Niewiele mu brakowało, by być najlepszym w klasie, ale przez całe liceum ścigała go reputacja szkolnego łobuza. Dopóki nie zostaliśmy parą, nigdy bym nie powiedziała, że pod powierzchownością drania może się kryć ktoś, kto lubi się uczyć o czymś takim jak równania różniczkowe cząstkowe. Cokolwiek to jest.

– Ciii, bo jeszcze ktoś cię usłyszy. – W jego głosie wyczułam charakterystyczny uśmieszek. – No, dość już o mnie. Zeszłego wieczoru nawijałem do ciebie o uczelni przez bitą godzinę. Chciałem ci tylko życzyć powodzenia w pierwszym dniu ostatniej klasy.

Uśmiechnęłam się, choć nie mógł tego zobaczyć.

– No, dzięki. Doceniam to.

– Więc jakie to uczucie? Być najstarszym rocznikiem w szkole?

– Trochę przerażające, trochę mdlące, no i bardzo emocjonujące. Staram się nie stresować zbytnio studiami i takimi tam.

– Przerażające, serio?

– Na myśl o studiach czuję, że mam być dorosła, podczas gdy tak naprawdę widzę u siebie wszystko, tylko nie dorosłość. Wczoraj wieczorem mój młodszy brat musiał zabić pająka w moim pokoju. Wiesz, o co mi chodzi.

– Mnie to mówisz? Niedawno musiałem prosić, żeby mi wyjaśnili, jak obsłużyć suszarkę w pralni. Było mi tak głupio.

– Nigdy nie robiłeś prania?

– Moja mama ma bardzo szczególne podejście do tego, jak należy robić pranie, Shelly, dobrze o tym wiesz.

Wiedziałam. Pewnego razu wychodziła z domu i poprosiła Lee, żeby rozwiesił pościel do wyschnięcia, a kiedy wróciła, zrobiła to od nowa, po swojemu. I nigdy więcej nie chciała już od niego pomocy w tej sprawie.

– Poza tym – ciągnął Noah – cztery pluszowe misie na twoim łóżku chyba też nie pomagają ci poczuć się jak dorosła.

– Założę się, że na uczelni znajdzie się spora paczka dziewczyn (a może też chłopaków), które też mają w łóżku jednego czy dwa miśki.

– Ale nie cztery.

– Hej, nie waż się mówić nic złego na Pana Kiwaczka. – Bezwiednie zrobiłam nadąsaną minę. – W każdym razie to ty chodzisz w bokserkach z Supermanem.

Zanim Noah zdążył powiedzieć coś na swoją obronę, po jego stronie rozległ się w tle odgłos walenia do drzwi. Noah westchnął.

– Zdaje się, że muszę spadać. Steve był w pokoju, więc wszedłem do łazienki, żeby podczas rozmowy z tobą mieć trochę prywatności…

– Flynn, wyłaź, muszę się wyszczać! – wrzeszczał jego współlokator. Jego głos dobiegał przytłumiony, najwyraźniej z drugiej strony zamkniętych drzwi.

– Też muszę już lecieć. Zaraz będą tutaj chłopaki. Mamy poznać sąsiada Cama, żeby mu się pomóc zaaklimatyzować.

– To ten gość z Detroit? Wrangler?

– Levi.

– No przecież mówię. W takim razie powodzenia i w tym. Aha, życz mojemu bratu ode mnie szczęścia podczas kwalifikacji do drużyny. Pisałem do niego, ale nie odpowiedział.

Odgłos łomotania do drzwi nasilił się.

– Flynn! Weź mnie wpuść!

– Miłego ostatniego pierwszego dnia w szkole – powiedział Noah.

– Dzięki. Kocham cię.

Usłyszałam uśmiech w jego głosie, prawie widziałam towarzyszący tej minie dołeczek w policzku, gdy Noah odpowiedział:

– Ja też cię kocham.

Oboje ociągaliśmy się jeszcze trochę z rozłączeniem, żadne z nas nic już nie mówiło, tylko słuchaliśmy swoich oddechów. Potem odsunęłam komórkę od ucha i zakończyłam rozmowę, po czym upewniłam się, że dźwięki są wyłączone, i włożyłam telefon do teczki, gdzie szybko utonął wśród nowiutkich zeszytów i innych rzeczy niezbędnych pierwszego dnia w szkole (takich jak: szczotka do włosów, batonik, tampon i para bardzo splątanych słuchawek).

– Elle! Hej! Tutaj!

Wyciągnęłam szyję w stronę, z której ktoś wołał mnie po imieniu, i wspięłam się na palce, żeby rzucić okiem nad samochodami. Kilka metrów dalej stał Dixon, razem z Lee i drugim kumplem, Warrenem. Machał do mnie, więc mu odmachałam, żeby wiedział, że go zauważyłam, i ruszyłam w ich stronę.

Prześliznęłam się między kilkoma wozami i zaczęłam mijać nieznajomą zieloną toyotę, gdy otworzyły się w niej drzwi od strony kierowcy i walnęły mnie w biodro.

Poleciałam z rozmachu na sąsiedniego forda. Ostro wciągnęłam powietrze i wstrzymałam oddech, czekając, aż zacznie wyć alarm. Rozluźniłam się po chwili, gdy jednak nie zawył.

Zgadnijcie, kto będzie szkolną niezdarą roku. Nowe rozpoczęcie, oto nadciągam.

– O cholera. O matko. Strasznie przepraszam. Nie zauważyłem cię…

– To tylko i wyłącznie moja wina, nie przejmuj się – powiedziałam, odgarniając sobie włosy z twarzy, żeby popatrzeć na kierowcę.

W ogóle go nie znałam: cały składał się z długich kończyn, choć nie był wiele wyższy ode mnie, a jego oczy kryły się za okularami tak ciemnymi, że sama się w nich zobaczyłam. Odsunął je płynnym ruchem nad czoło, na kręcone brązowe włosy, po czym jego ręka zwisła bezwładnie z boku ciała, podczas gdy druga zaciskała się na rączce plecaka.

Miał ładne oczy. Takie przyjazne. Były zielone, a w kącikach czaiły się wesołe zmarszczki. Musiałam trochę zmrużyć oczy, ponieważ patrzyłam na niego pod słońce. Przestąpił z nogi na nogę i zasłonił słońce głową.

– Nic ci nie jest? Nie zraniłaś się? Najmocniej przepraszam…

– Poważnie, nie przejmuj się mną. Jestem cała. Naprawdę. – Uśmiechnęłam się, żeby podkreślić swoją znakomitą formę, choć biodro trochę mnie bolało.

Moją uwagę zwrócił dźwięk otwierających się drzwi od strony pasażera. Natychmiast rozpoznałam Cama z jego klapniętymi jasnymi włosami i sfatygowanym niebieskim plecakiem, z którym nie rozstawał się chyba od ósmej klasy. Cam szczerzył się do mnie.

– Czemu nie jestem zdziwiony? Kobieto, mówiliśmy ci, żebyś uważała, jak chodzisz.

Posłałam mu paskudną minę, po czym zwróciłam się z powrotem do długorękiego i długonogiego gościa w okularach przeciwsłonecznych. Zamierzałam powiedzieć coś w stylu: „Pewnie jesteś Levi”, ale Cam mnie wyprzedził:

– Powinienem was sobie przedstawić. Elle, to jest Levi. Levi, moja przyjaciółka Elle.

– Miło cię poznać. – Wyciągnął płynnym ruchem rękę i błysnął uśmiechem tak olśniewającym, że pomyślałam: „Na pewno ma wybielane zęby”.

– Mnie też miło cię poznać. Przepraszam, że wpakowałam się na drzwi twojego wozu. Gdy Cam ogłosił, że poznamy jego nowego sąsiada, nie miałam zamiaru od razu prezentować się jako skończona oferma.

Jego uśmiech zrobił się jeszcze większy.

– Więc zawsze masz to w repertuarze czy tylko dziś ci się przytrafiło?

– Jest łamagą – wtrącił Cam i pomyślałam, że zabrzmiało to nieco zgryźliwie. Czy nie polubił swojego nowego sąsiada, czy był po prostu zestresowany? Wyczuwając, że coś jest nie halo, zmieniłam temat.

– Tam dalej z chłopakami stoi Dixon.

– Cudownie. – Cam poszedł w stronę, którą pokazałam, i szybko spostrzegł kolegów, lecz Levi nie zrobił ani kroku, żeby za nim ruszyć.

– Chodź – powiedziałam do niego. – Poznasz resztę kumpli.

Kiedy wszyscy już się z nim zapoznali i Levi zaczął wypytywać o to, jakie sporty się tutaj uprawia (u siebie w Detroit był w drużynie lacrosse), trąciłam lekko Cama i spytałam cicho:

– Co jest między wami dwoma? Powiedz, żebym się zamknęła, jeśli jestem za bardzo wścibska czy coś, ale… nie wiem, wydaje mi się, że nie za bardzo lubisz tego nowego.

Mina Cama z marudnej zmieniła się na raczej speszoną.

– Nie że go zaraz nie lubię. Aż tak dobrze go jeszcze nie znam – wymamrotał. – Po prostu nie mogę znieść tego, że jestem odpowiedzialny za nowego ucznia, rozumiesz? Czuję się tak, jakbym musiał na siłę z sarkazmu przestawić się na superuprzejmość.

– Będzie w porządku. Wydaje się miły. Przynajmniej postaraj się nie wyglądać jak Brad, kiedy tata każe mu jeść brokuły.

– Łatwo ci mówić – bąknął. – Ten gość prowadzi jak świrus, a mój wóz wciąż stoi u mechanika.

– Chciałabym ci przypomnieć, że kiedyś wjechałeś tyłem na słup.

– Uch, nie rób tego.

Ale uśmiechnął się, a ja wyszczerzyłam się w odpowiedzi. Lee niechcący trącił mnie ramieniem, wymachując rękami podczas rozmowy z Warrenem i Levim o futbolu. Przelotnie złowiłam wzrok przyjaciela.

Ostatnia klaso, nadciągamy.

Domek przy plaży

Подняться наверх