Читать книгу Wielki renesans. Chińska transformacja i jej konsekwencje - Bogdan Góralczyk - Страница 5
Dlaczego Chiny?
ОглавлениеTa książka jest moralnym obowiązkiem: wobec samego siebie, a także Czytelnika, no i wreszcie przedmiotu tych badań, czyli współczesnych Chin i ludzi w nich zamieszkałych. Piszę ten tekst ponad 40 lat po tym, jak po raz pierwszy, późną jesienią 1976 roku, jako osoba już dorosła, student, znalazłem się w Państwie Środka. Jak to w przypadku tej bogatej a odmiennej cywilizacji bywa, zaraziłem się. Po pierwszej eskapadzie, już zainfekowany, trafiłem na studia sinologiczne jako drugi kierunek, w ramach którego rok akademicki 1979/1980 spędziłem w Pekinie. Dziesięć lat później byłem na placu Tiananmen, co po latach opisałem w książce. Gdy los mnie rzucił do Azji Południowo-Wschodniej jako ambasadora, częściej stamtąd jeździłem do Chin, niż do własnego kraju. Albowiem Państwo Środka przez cały ten czas rosło w siłę, stawało się ważne i coraz ważniejsze, najpierw dla regionu, a obecnie już dla całego świata.
Ostatnio nic się nie zmieniło, jeżdżę do Chin minimum raz do roku, a bywa, że i częściej. Co więcej, dzisiejsza technologia pozwala na stały, bieżący kontakt z chińskością, jakkolwiek jest rozumiana, bo i gości z Państwa Środka u nas więcej, a jeśli się chce, to nawet siedząc w Warszawie można oglądać chińską telewizję czy słuchać tamtejszego radia. Natomiast dobra chińska restauracja to już nie sensacja, czy unikat, jak niegdyś słynny „Szanghaj” na Marszałkowskiej. Chiny otworzyły się i są bliżej świata. To już nie jest kraj zamknięty, ale nadal z całą pewnością pozostał tajemniczy, ze względu na trudny, a raczej pracochłonny język, jak też odmienną od naszej mentalność i kulturę.
Tekst niniejszy nie jest więc sprawozdaniem z krótszego czy dłuższego wyjazdu, a nawet solidnym raportem po kilkuletnim programie badawczym. Tu chodzi o coś więcej, o swego rodzaju summa (na tym etapie) wiedzy o współczesnych Chinach i dokonującej się w nich transformacji, przygotowana po wielu latach badań, studiów, wyjazdów, konferencji, rozmów, debat, sporów i różnych tekstów im poświęconych. Piszę o kraju, a raczej cywilizacji, z którą na każdym życiowym etapie byłem bardziej lub mniej związany, chociaż zainteresowany nią byłem zawsze. Narrację prowadzę w duchu naukowej analizy, ale chodzi mi też o formę podania tej wiedzy; w wielu przypadkach u nas nieznanej lub źle czy opacznie rozumianej. Dlatego od ściśle naukowego wywodu będą tu odejścia, czy to w sferę literatury lub filmu i kultury popularnej, czy – rzadziej – osobistych refleksji lub wspomnień.
Podkreślam jednak zawczasu, że nie jest to ani żaden pamiętnik, ani prywatne sprawozdanie, choć osobiste odniesienia do niektórych analizowanych spraw na kartach tej książki się znajdą, bo silić się na obiektywizm w ocenie skomplikowanej chińskiej rzeczywistości po prostu nie ma sensu. Każdy z nas, kto słabiej lub lepiej zna ten kraj, a w istocie kontynent i cywilizację, będzie miał swą własną interpretację tego, co tam się dzieje. W podejściu do Chin jesteśmy na własny subiektywizm skazani, bo jednych Chin po prostu nie ma, a my z natury rzeczy możemy dotrzeć tylko do ich części, czasami narzuconej nam – bo konferencja, wyjazd czy wykład, a jeszcze częściej jednak przez siebie z tych czy innych względów (turystycznych, badawczych, wskazanych przez gospodarzy lub nie) wybranej, co już jest dowodem naszej wybiórczości czy wręcz woluntaryzmu. Nie oczekujmy więc o dzisiejszych Chinach jednej prawdy, bo takiej nie ma. Jednakże wszędzie, gdzie tylko się da, będę starał się przedstawić szeroką paletę poglądów na dany temat, z wewnątrz i z zewnątrz, do wyboru i oceny przez Czytelnika.
W istocie rzeczy przedmiotem tych badań jest Chińska Republika Ludowa (ChRL), proklamowana 1 października 1949 roku, a więc podmiot potocznie zwany Chinami ludowymi lub komunistycznymi, a często też Chinami kontynentalnymi, bo istnieje przecież jeszcze drugi podmiot chiński, czyli wyspa Tajwan, formalnie zwana Republiką Chińską. Przy czym obszar badawczy jest zawężony jeszcze bardziej – do okresu reform i transformacji wewnętrznej, zapoczątkowanych w grudniu 1978 roku.
Chodzi mi o pokazanie dynamiki zmian, a także ich skutków dla Chin, a ze względu na ich rozmiar i wpływ, także dla świata. Albowiem Chiny ostatnich czterech dekad zmieniły się nie do poznania, a te, które poznałem na wstępie, mają się do dzisiejszych tak, jak dwie odmienne planety, nie tylko rzeczywistości. Jak się ta, odmienna od wszystkich innych na globie, transformacja dokonywała i dlaczego, co ze sobą przyniosła i co jeszcze może przynieść? To są najistotniejsze zagadnienia analizowane w tym tomie. Chiny u progu reform to było państwo zapyziałe, odizolowane, autarkiczne, biedne, agrarne, gdzie „realny socjalizm” wymieszał się z wyzwaniami typowymi dla państwa Trzeciego Świata. Przed reformami Deng Xiaopinga były krajem zacofanym, ustrojowo i instytucjonalnie umieszczonym w komunistycznym sztafażu. Kiedy ruszały do reform, nic nie zapowiadało tego, co jest dzisiaj, gdy stały się drugą gospodarką świata, największym państwem handlującym na globie, gdy legitymują się największymi rezerwami walutowymi, a lista ich sukcesów jest wręcz nieskończona. Jak do tego doszły? O tym też, obok opisowej narracji o przebiegu „transformacji o chińskiej specyfice”, traktuje ten tom.
Istota tego przedsięwzięcia jest więc jasna – to próba znalezienia odpowiedzi na kluczowe pytanie: jak to się stało, że przez cztery dekady państwo, a raczej kontynent, o charakterze cywilizacji agrarnej, zacofany i o cechach typowych dla Trzeciego Świata, a zarazem pod totalitarnym komunistycznym reżimem, zamienił się w sprawny organizm coraz bardziej otwarcie i z dużym uzasadnieniem aspirujący do miana globalnego lidera – i to nie tylko w gospodarce?
Natomiast pierwsza stojąca za tymi strategicznymi pytaniami hipoteza badawcza brzmi: państwa wyrastają z biedy i stają na nogi nie na podstawie ideologicznych projektów i teoretycznych konceptów, lecz w wyniku stosowania u siebie zimnej, wyrachowanej praktyki i pragmatyzmu, połączonych z trzeźwym oglądem i rozeznaniem sytuacji własnej, oraz położenia sąsiadów i układu sił na świecie. To nie teoria, lecz praktyka decyduje o sukcesie. A w Chinach pragmatyzm, jak wykazuje wiele studiów, to cecha dziedziczna tamtejszej cywilizacji, wpisana w jej DNA. Owszem, zdarzały się tam rewolucje, nawet znaczące oderwania od rzeczywistości, ale sytuacja stale powracała do głównego nurtu: praktyki, pragmatyzmu, trzeźwego stąpania po ziemi, a przy tym rozwagi i wręcz drobiazgowości w działaniu czy postępowaniu. Chińczycy to nie marzyciele i bujający w obłokach mistycy (może poza taoistami w klasztorach), lecz albo trzeźwi, zdroworozsądkowi chłopi, czerpiący wiedzę z natury, albo wnikliwi i cierpliwi biurokraci, czerpiący wiedzę z arcybogatego dorobku piśmienniczego tej cywilizacji.
Uzupełnia ten punkt wyjściowy hipoteza druga: nie ma sukcesu bez skutecznej adaptacji do zmieniających się warunków oraz właściwych ludzi zmian dokonujących. Odpowiedni impuls musi wyjść od przywódców i liderów myślących w kategoriach długoterminowych i racji stanu, a więc nadrzędnych interesów państwa, a nie partii, grupy czy jakiegokolwiek lobby. ChRL ostatnich dekad, od razu dodam, miała szczęście do wielu przywódców, ale nie odniosłaby takich sukcesów, jakie notuje, bez wizjonera tych reform Deng Xiaopinga, a potem arcyskutecznego w zarządzaniu państwem technokraty Zhu Rongji (czytaj: Czu Żung-ci). Chodzi o polityków, którzy wcześniej zostali upokorzeni i mocno osobiście doświadczeni przez ideologiczne i rewolucyjne eksperymenty „epoki Mao Zedonga” (1949–1976), a nade wszystko okres „lewackiego odchylenia”, za które uznaje się lata po „wielkim skoku”, czyli okres 1958–1976.
Innymi słowy, to hipoteza trzecia, prawdziwie skuteczne reformy mogą przeprowadzić tylko ludzie, którzy doskonale zrozumieli, czym kończy się ekonomiczny woluntaryzm oraz rewolucyjne eksperymenty ideologiczne, pociągające za sobą anarchię, chaos, bezpardonową walkę zwaśnionych ze sobą stron. Efektem rewolucyjnych zakusów, doświadczeń i testów zawsze jest (cywilizacyjny, ekonomiczny, instytucjonalny, często nawet mentalnościowy) regres, zamiast spodziewanego postępu.
W specyficznym przypadku ChRL, to hipoteza czwarta i ostatnia, ważną rolę w programie reform odegrały jeszcze, szczególnie po 1992 roku, tamtejszy odrębny krąg kulturowy oraz samoistna, długotrwała i bogata cywilizacja, która ma duży zasięg i nadal obejmuje terytoria i obszary wychodzące poza Chiny kontynentalne. Przykłady do wprowadzania nowych mechanizmów i rozwiązań były więc po 1978 roku raczej własne, chińskie z natury, a niekoniecznie importowane czy narzucone z dominującego w tym czasie Zachodu, a przede wszystkim USA po rozpadzie układu zimnowojennego.
Chcąc się z Chinami zmagać, sięgam po osobiste doświadczenia, ale też po ogromną literaturę, zarówno dostępną w Polsce (ostatnio robi się u nas pod tym względem lepiej), jak i międzynarodową, a także pochodzącą z Chin, w tym chińskojęzyczną. Gdy trzeba, korzystam oczywiście z Internetu, jak też źródeł multimedialnych. Nie chcąc zakłócać toku wywodu i narracji, przypisy ograniczam do niezbędnego minimum i wyrzucam je na koniec każdego rozdziału. O zapleczu badawczym więcej natomiast powinna powiedzieć wybrana przeze mnie, tematyczna bibliografia, zresztą też dalece niepełna w stosunku do wykorzystanych źródeł i materiałów. Korzystam też, bo taki już dzisiaj wymóg, z oficjalnej transkrypcji chińskich nazw i terminów, zwanej pinyin, co niefachowcom lektury nie ułatwi. Chiny jednak, co chciałbym zaznaczyć i mocno podkreślić, zawsze wymagają wysiłku…
Obok wielu tekstów, analiz, artykułów i raportów stricte naukowych (patrz: Bibliografia), poświęciłem już Państwu Środka trzy książki autorskie, z których najbliższy niniejszemu przedsięwzięciu jest obszerny tom opublikowany w 2010 roku Chiński Feniks. Paradoksy wschodzącego mocarstwa. Tom obecny można traktować jako do pewnego stopnia kontynuację tamtego przedsięwzięcia, chociaż tutaj i zakres tematyki, i obszar badawczy jest szerszy niż poprzednio, a na dodatek, co oczywiste, poprowadzony o kilka lat dalej, gdy Chiny ponownie, jak niemal co dekadę, dość istotnie wewnętrznie się zmieniły, a przy tym wyrosły (a raczej odrodziły się), już bez wątpienia i bez jawnego kwestionowania tej tezy, na nowe mocarstwo. Patrząc z punktu widzenia ich doświadczeń i mentalności, to rzecz niemal oczywista, podczas gdy dla nas na Zachodzie to szok: jak to, na świecie mają dominować Chińczycy, na dodatek pod komunistycznym z nazwy reżimem?
Trzeba jednak już na wstępie zrobić pewne istotne zastrzeżenie. Ujmując najogólniej, można powiedzieć tak: Chiny najpierw na ścieżce reform próbowały udoskonalać komunizm (na siedem lat przed Gorbaczowem, co ważne), potem, po 1992 roku, weszły w globalizację, czyli na światowe, wówczas już tylko kapitalistyczne, rynki oraz przeobraziły się w globalną taśmę produkcyjną. A jeszcze później, korzystając z załamania na globalnych (czytaj: zachodnich) rynkach, po 2008 roku stały się bardziej pewne siebie i asertywne, szczególnie pod rządami obecnej tzw. piątej generacji przywódców z Xi Jinpingiem na czele, rządzącej i panującej nad sytuacją od końca 2012 roku.
Teraz, gdy piszę te słowa, Chiny znowu (a precyzyjniej: jak zawsze od upadku Cesarstwa) marzą o potędze, jaką przez wieki były; znowu chcą być ośrodkiem cywilizacyjnym, emanującym na świat. Uda się im? Będą nową potęgą dyktującą innym swoje warunki? Czy będą optowały za status quo, czy jednak okażą się „mocarstwem rewizjonistycznym”, opowiadającym się za podważeniem pozycji dotychczasowego hegemona – USA oraz dotychczasowego ładu międzynarodowego, przez ostatnie ponad dwieście lat zdominowanego przez Zachód i powszechnie określanego mianem „liberalnego”? Czy grozi nam „ład nieliberalny” i świat wielobiegunowy?
Te z kolei pytania świadczą, że niniejsze przedsięwzięcie jest dość specyficzne jak na pracę autorską. Obejmuje bowiem obszary badawcze penetrowane przez politologię, ekonomię, współczesną historię, stosunki międzynarodowe, geostrategię, socjologię, a nawet kulturoznawstwo. Albowiem tylko takie multidyscyplinarne podejście, w moim głębokim przekonaniu, daje gwarancję lepszego zrozumienia chińskiego fenomenu ostatnich czterech dekad oraz wyjaśnienia źródeł tamtejszych sukcesów, które są nie do zakwestionowania nawet przez oponentów. Tych ostatnich oczywiście nie brak, bowiem zawsze nowo wyłaniające się mocarstwo napotka na opór tych, którzy do tej pory dominowali (to tzw. pułapka Tukidydesa, o której będzie trochę w tej pracy).
Jednakże specyfika chińska jest na tyle silna i mocno zaznaczona, co będę się starał tutaj udowodnić na wiele sposobów, że nie da się ani tamtejszej transformacji, ani źródeł odrodzenia i tytułowego renesansu zrozumieć bez należytego zaplecza i podglebia kulturowego. Tym samym, kwestie czysto sinologiczne też nie są dla tej narracji obojętne, a wręcz przeciwnie, w niektórych przypadkach wręcz kluczowe dla wyjaśnienia zachowań tak tamtejszych polityków i decydentów, jak też całego społeczeństwa.
Kończąc ten wstęp wyrażam nadzieję, że lektura będzie zajmująca, podobnie jak niezmiernie zajmująca – i ważna, nie tylko dla Chin, także dla nas i całego świata – jest tematyka tu podejmowana. Chiny to przecież nadal najludniejsze państwo świata (choć po raz pierwszy w dziejach właśnie wyprzedzają je pod tym względem Indie), które ostatnio nawet nie kryje, że chce być pierwszą potęgą gospodarczą na globie, a ambicje ma jeszcze większe – i w wielu dziedzinach. Chiny dziś to potęga na ustach wszystkich – jednych straszą, drugich przerażają, trzecich zachwycają, chociaż zazwyczaj swe sądy o nich wydajemy nie tyle na podstawie solidnej wiedzy czy autopsji, co własnych projekcji, stereotypów, przekonań czy systemów wartości, do których te wywodzące się z Chin najczęściej nie przystają lub mają się nijak, co utrudnia nam właściwy osąd. Tymczasem taki właśnie zdrowy i osadzony na rzetelnej wiedzy pogląd na ich temat przydałby się nam bardzo, bowiem chodzi o kolosa, który ponownie się obudził, ma swoje wielkie ambicje i plany, które wcale nie są obojętne dla świata zewnętrznego, w tym dla nas. Ten kolos nie tylko „ruszył z posad bryłę świata”, przed czym przestrzegał kiedyś sam Napoleon, ale nawet wkracza w nasze, także polskie progi – chociażby w postaci nowych Jedwabnych Szlaków. On już u nas jest, a my ciągle udajemy, że go nie widzimy.
My tu na Zachodzie i my tu w Polsce chcielibyśmy Chiny i tamtejszą, tak odmienną od naszej, rzeczywistość przekuć i przerobić na własną modłę, tymczasem one ciągle idą swoją drogą, stale odmienną od naszej. W trakcie głębokiej transformacji, reform i otwarcia na świat wypracowały swój własny model rozwojowy, a nawet dwa z nich, o czym będzie tu mowa, ale żaden z nich nie przystaje do wartości i koncepcji świata zachodniego, a jeśli już, to bardziej do modelu „państwa rozwojowego” (developmental state), jakie wcześniej pojawiło się w Japonii, a następnie w „azjatyckich tygrysach” gospodarczych w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej (Hongkong, Singapur, Tajwan i Korea Południowa). Ale nawet i pod tym względem zbieżność jest tylko fasadowa, zresztą ostatnio najbliższa maleńkiemu Singapurowi (gdzie niemal 80 proc. ludności to Chińczycy). A tak naprawdę chodzi o model sui generis chiński i raczej nie do powielenia gdziekolwiek indziej. Ten model w przeważającej mierze wyrastał sam z siebie, brał się z tamtejszego rodowodu cywilizacyjnego i odmiennych od naszych korzeni kulturowych. Dlatego jest tak trudny do pojęcia poza chińskim kręgiem kulturowym.
Zresztą sami Chińczycy, rozumiejąc tę swoją specyfikę i odmienność, wręcz zapewniają zachodnich obserwatorów, że żadnego własnego modelu nie posiadają, a tym bardziej nie chcą go nikomu narzucać. Natomiast w życiu i prowadzonych reformach kierują się – jak starają się przekonać innych – przede wszystkim własnym bogatym doświadczeniem oraz trzeźwą praktyką i pragmatyzmem. W rzeczywistości jednak, co będę starał się tutaj udowodnić, stoi za tym wszystkim misterny plan i zamysł, który jednak należy wśród niezliczonych chińskich znaków i symboli rozszyfrować.
Albowiem Chiny to bezustanna zagadka, a dla nas także pułapka. Niejako wbrew własnej nazwie – Zhongguo, czyli Państwo Środka – one wcale zwykłym państwem nie są. Są natomiast wielką i starą cywilizacją, która przetrwała, a która zawsze rządziła się własnym porządkiem i prawidłami. Owszem, we własnym mniemaniu kiedyś znajdowała się w samym środku świata i cywilizacji i o powrót do tej roli właśnie teraz, przez ostatnie dekady, tak skutecznie walczy. Chiny znów chcą być tym, czym kiedyś przez stulecia były: wielką cywilizacją emanującą na świat i wywierającą nań przemożny wpływ.
Na tym właśnie polega istotna zmiana, jaka w wyniku tamtejszej transformacji się dokonała: u progu reform Chiny (niemal) nic nie znaczyły, co im w sposób oczywisty, ze względu na ogromny potencjał i bogatą historię, w żadnej mierze nie odpowiadało i dlatego na tę trudną ścieżkę głębokiej transformacji wkroczyły. Po czterech dekadach tych eksperymentów i reform okazuje się, że Chiny są – ponownie – mocarstwem o globalnym, a nie tylko podmiotem o regionalnym czy lokalnym, wymiarze. Jak to się stało i co z tego wynika? – o tym właśnie traktuje ta książka. Zapraszam do lektury!