Читать книгу W pogoni za proroctwem - Brandon Mull - Страница 7

Rozdział 2 Mianamon

Оглавление

Ze swojej półki, umiejscowionej setki stóp nad posadzką świątyni, Jason obserwował dwie małpy, które krążyły wokół siebie z kosturami w gotowości. Podchodziły do siebie ostrożnie – ich smukłe torsy były przygarbione, a długie kończyny podkurczone. Wyższy z białych gibonów miał mniej więcej tyle wzrostu co Jason. Wrzeszcząc i porykując, rzuciły się na siebie jednocześnie – wydłużone sylwetki wymachiwały kosturami z płynną gracją. Wiele innych małp obserwowało pojedynek; blisko osadzone oczy nie odrywały się od klekoczących o siebie z wściekłością kijów.

Białe gibony zostały stworzone przez Certiusa, niefortunnego czarnoksiężnika, który znalazł sobie dom w południowych dżunglach Lyrianu. Chociaż gibony nie potrafiły mówić, były zadziwiająco inteligentne i porozumiewały się z ludźmi za pomocą gestów.

Żelazne kratownice pokrywały wiele wyższych murów i sufitów w Świątyni Mianamon. Gibony potrafiły poruszać się po nich z niezwykłą gracją, przeskakując, kołysząc się, zwieszając się na kończynach, nie zważając na możliwość upadku. Mieszkały przeważnie na wysokich półkach w pobliżu wierzchołka świątyni. Jason dotarł na górę systemem ciasnych tuneli, schodów i drabin.

Obserwowanie małp było jedną z jego ulubionych rozrywek w Mianamon. Nauczył je ćwiczyć odbijanie piłek za pomocą kijów i cytrusów. Rzadko się zdarzało, by któraś wypadła z gry po popełnieniu trzech błędów. Najlepiej sprawdzały się zmyłki, gdy narzucał wolniej, niż się to wydawało.

Dzisiaj walczące małpy nie oderwały myśli Jasona od innych spraw. Kije uderzały z trzaskiem, gibony pohukiwały, ale on patrzył na to z dystansu, samotny, będąc myślami daleko od tej pozorowanej walki. Po kilku miesiącach nadszedł ostatni dzień w Mianamon. W ciągu paru godzin pożegna się z Rachel, Galloranem i wieloma innymi przyjaciółmi. Czas odpoczynku i przygotowań zakończył się brutalnie, kiedy ostatniej nocy Rachel wpadła w zasadzkę. Nagle, bez ostrzeżenia, zostali zmuszeni do wyruszenia w drogę.

Jason patrzył na zręczne małpy bez najmniejszej przyjemności. Dlaczego więc tu siedział? Czyżby myślał, że małpy znają sposób na jego kłopoty? Oczywiście, że nie. Zatem, co tu robił? Dąsał się? Chował?

Jason spędził więcej dni w tej tropikalnej świątyni niż we wszystkich pozostałych miejscach w Lyrianie razem wziętych. W jakimś momencie skończył czternaście lat, chociaż nie był pewien, kiedy dokładnie, ponieważ w jego świecie i w Lyrianie czas płynął inaczej. Żeby jeszcze bardziej skomplikować sprawę, kalendarz lyriański miał dziesięć miesięcy, każdy po trzydzieści osiem dni.

Zimą w dżungli nigdy nie robiło się chłodno. Dni nieco się skracały, powietrze bywało mniej ciepłe, deszcze przybierały na sile, ale Jason ani razu nie potrzebował grubego płaszcza. Większość zimy spędził, trenując z bronią. Ferrin, Drake, Aram, Corinne i Jasher pracowali z Galloranem, a potem uczyli Jasona, Tarka, Nię, Io i Farfalee.

Jason o wiele lepiej walczył na miecze. Już całkiem przyzwoicie radził sobie w czasie treningów z Ferrinem albo Drakiem. Farfalee szkoliła go w łucznictwie, Nedwin zaproponował lekcje walki z nożem, a Io pokazał mu trochę, jak się siłować. Po raz pierwszy Jason czuł, że jest w stanie pomóc w walce, zamiast tylko mieć rozpaczliwą nadzieję, że wytrwa, dopóki pozostali nie zakończą sprawy. Teoretycznie był bardziej użyteczny niż do tej pory. Czy umiejętności Jasona w walce mogły stanowić powód, dla którego wyrocznia tak podkreślała wagę jego uczestnictwa w nadchodzącej misji?

– Oglądasz ostatnią małpią walkę? – usłyszał i drgnął.

To była Rachel. Wyglądała tajemniczo i mistycznie w szatach akolitki. Nie widział jej od nocnego incydentu i chociaż Galloran go zapewnił, że nic jej nie jest, Jason z ulgą przekonał się na własne oczy, że rzeczywiście jest cała i zdrowa.

– Niektórzy budują modele statków, inni strzelają z folii bąbelkowej, mnie wciągają pojedynki gibonów.

– Ferrin cię szukał.

– Zamierzałem zejść. Jakoś niedługo. – Zastanawiał się, jak zręcznie przejść do kwestii zamachu na jej życie. – Ej, a u ciebie wszystko dobrze?

– Nie dźgnęła mnie. Miewam się tak, jak można się spodziewać.

– Przykro mi, że do tego doszło.

– Rozmawiałam z Galloranem. Pomógł mi. Naprawdę wolę do tego nie wracać. – Rachel westchnęła, patrząc na małpy. – Uwierzysz, że odchodzimy?

– Nie bardzo. Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie, ale mimo wszystko... Chciałbym czuć się bardziej gotowy.

– Jak można przygotować się do ratowania świata albo zginięcia w jego obronie?

– Tak, chyba na tym polega problem.

Jason wstał, rozciągając ręce i nogi. To było przyjemne. Musiał siedzieć w jednej pozycji dłużej, niż mu się wydawało.

– Będziesz nosić te szaty poza świątynią? Zamierzasz zbierać cukierki w Halloween?

Rachel zachichotała, spoglądając na swój strój.

– W drodze będę nosić ubranie od Amar Kabal, ale to wezmę ze sobą. Galloran uważa, że w tym wyglądam bardziej czarnoksięsko.

– Nie ubieraj się zgodnie z pracą, którą masz, tylko do pracy, której pragniesz.

– Chyba w tym rzecz. Może powinnam się ubrać jak niewinny przechodzień.

– Na to już za późno.

Jason spojrzał pod nogi. Będzie za nią tęsknił. Rachel wzięła go za rękę. Spojrzał jej w twarz. Jej oczy trochę się zamgliły. Skrzywił się.

– Tylko się nie roztkliwiaj.

– Nie mogę znieść myśli, że musimy się rozdzielić.

– Jeżeli nie zaufasz starszej pani zanurzonej w glinie i perfumach, to komu?

W ostatnich słowach przed śmiercią wyrocznia powiedziała, że Rachel, Galloran, Io, Ferrin, Nedwin, Nollin i Tark muszą wyruszyć w jedną misję, podczas gdy Jason, Farfalee, Jasher, Drake, Aram, Corinne i Nia w drugą. Kiedy Rachel będzie gromadziła armię, która zaatakuje Felrook, Jason będziesz szukał kluczowej informacji od starodawnego jasnowidza. Według wyroczni obie misje muszą się powieść, jeśli Maldor ma zostać pokonany.

– To właśnie tak naprawdę robimy. – Rachel westchnęła. – Składamy życie w ręce starszej pani zanurzonej w glinie.

– Nie chciałem jej obrażać – poprawił się Jason. – Wszyscy mówią, że była prawdziwą wyrocznią. I robiła takie wrażenie.

– To ta sama kobieta, która wysłała Gallorana w misję w poszukiwaniu Słowa. I patrz, jak to się skończyło! Tyle wycierpiał, trzymając się fałszywej nadziei!

Jason wzruszył ramionami.

– Masz lepszy pomysł?

– Nie bardzo, ale tylko dlatego, że plan zaproponowała wyrocznia, nie znaczy, że to jest idealny plan. Jedna osoba z jej otoczenia próbowała mnie zabić! Jak mogła to przegapić? Pracowałam z najlepszymi akolitkami. Nauczyły mnie edomickich słów, a ja posługuję się już nimi lepiej niż one. Nie zaufałabym żadnej nawet w kwestii przewidzenia, co zjem jutro na śniadanie. A jeśli wyrocznia nie była wcale tak mądra i magiczna, jak wszyscy myślą? A jeśli po prostu zwariowała? Farfalee powiedziała nam, że Darian Piromanta żył wieki temu. Powinien był umrzeć już dawno temu. A jeśli rzeczywiście nie żyje? A Felrook robi wrażenie niezdobytej fortecy. Co, jeśli zamierzamy pomaszerować ku własnej zgubie z powodu rozpaczliwej gadaniny umierającej wariatki?

Myśl, że mogła mieć rację, sprawiła, że Jason poczuł dyskomfort.

– Pewnie nakręciłaś się z powodu ostatniej nocy.

– Nie chodzi tylko o to – odparła Rachel. – Denerwuję się od dnia, w którym wyrocznia przemówiła. Chciałam jej wierzyć. Sprawiała wrażenie pewnej siebie i szczerej. Dała nam nadzieję. Starałam się myśleć pozytywnie i skupić na ćwiczeniach. Jednak teraz, kiedy mamy naprawdę wyruszyć, nachodzi mnie więcej wątpliwości niż dotąd. Musiałam komuś o tym powiedzieć.

– I wybrałaś mnie? Jestem zaszczycony.

– Myślałam, że może powinniśmy porozmawiać z Galloranem.

– My? A kiedy to ja dopisałem się do listy wątpiących?

Rachel skrzywiła się sceptycznie.

– Nie denerwujesz się?

– Pewnie, że się denerwuję, ale to nie to samo, co uznanie, że popełniamy błąd. – Jason zamilkł. Nie był gotowy skakać z radości na myśl o opuszczeniu Mianamon, ale mimo niepewności naprawdę czuł, że postępują właściwie. To już było coś. – Naprawdę chcesz męczyć tym Gallorana w dniu, w którym mamy wyruszyć?

– Może – odpowiedziała niepewnie Rachel. – Nie chcę przyczynić się do katastrofy tylko dlatego, że bałam się odezwać.

– Atak w środku nocy każdego by wystraszył. Rozumiem, że przez to mogłaś zacząć kwestionować racje wyroczni.

– To tylko część prawdy. Martwię się, że stawiamy wszystko na jedną kartę. Czy mamy pewność, że nic jej się nie pokręciło?

Jason zerknął na pohukującego triumfalnie gibona, który uniósł kostur.

– Powiedz mi to, co byś powiedziała Galloranowi.

– Nie, o ile zamierzasz oglądać gibony.

– Przepraszam. Podoba mi się, jak świętują. Mów śmiało. W gruncie rzeczy to doskonałe miejsce na rozmowę na osobności. Już uważam.

Nie patrząc mu w oczy, skrępowana Rachel skubała rękaw. Odchrząknęła.

– Dobrze, Galloranie, martwię się, że wyrocznia mogła pomylić się w proroctwie. W końcu wysłała cię na poszukiwanie Słowa, a to nie najlepiej się skończyło. Nie wiedziała, że jedna z jej uczennic jest zabójczynią. Umierała, kiedy z nami rozmawiała. Może coś jej się wtedy pomieszało w głowie? Co, jeżeli przemawiała przez nią tylko desperacja?

– Martwisz się, że Felrook nie da się zdobyć? – upewnił się Jason.

Rachel wzruszyła ramionami.

– Wiem, że mamy okazję. Większość sił Maldora znajduje się na wschodzie, walczy z Kadarą. Odkąd Maldor nie martwi się tym, że ktokolwiek go zaatakuje, Felrook ma osłabioną obronę. A jeżeli ma rację, nie martwiąc się atakiem? Nikt nie pomyślał, że Felrook da się zdobyć, dopóki wyrocznia tak nam nie powiedziała. Jeśli się pomyliła, ostatnia armia stawiająca opór Maldorowi zostanie zmiażdżona! A druga grupa wcale nie ma łatwiejszego zadania.

– Nasze zadanie też jest niewykonalne – zgodził się Jason.

– A jeśli to będzie jak ze Słowem? Jeżeli podążamy fałszywym tropem?

– Wtedy wszyscy umrzemy – odparł uczciwie Jason.

– I to ci nie przeszkadza?

– Nie chcę umierać – przyznał Jason.

Najwyraźniej potrzebowała zapewnienia. Nie bardzo wiedział, co jej pomoże. Miał mnóstwo własnych zmartwień, ale przynajmniej był przekonany, że ich misje są niezbędne.

– Normalnie nie ryzykowałbym życia z jakiegokolwiek powodu. Jednak to nie są normalne okoliczności. Rozumiem, że naprawdę możemy umrzeć; już straciliśmy parę osób, które poznaliśmy. Wyrocznia nigdy nie obiecywała, że przeżyjemy. Nie obiecywała też, że nam się uda. Powiedziała jednak, że nasza jedyna szansa na zwycięstwo to wypełnić jej polecenia. Jej słowa wystarczyły Galloranowi. I wystarczyły drinlingom. Wystarczyły nawet Amar Kabal, a wiesz, jacy nasiennicy są ostrożni.

– Tylko skąd ja mam wiedzieć, że wyrocznia wszystko dobrze zrozumiała? – zapytała niemal błagalnie Rachel.

Jason zastanowił się nad jej pytaniem.

– Wiesz lepiej niż ktokolwiek inny, że Galloran potrafi zaglądać do umysłów.

– Ciągle rozmawiamy bez mówienia – przyznała Rachel. – Czasem udaje mu się nawet odczytać myśli, których nie przesyłałam mu celowo.

– Nie uważasz, że upewnił się, że wyrocznia jest z nami szczera? Nie sądzisz, że przez cały czas obserwował jej umysł? Wiesz, jaki jest sprytny, jaki ostrożny. Już raz się sparzył. A mimo to jest przekonany.

– Racja.

– Rozmawiałaś z wyrocznią, jak my wszyscy. Wiedziała na nasz temat rzeczy, których nie poznałaby, gdyby nie była prawdziwą prorokinią. Była wyrocznią od bardzo dawna. Wszyscy uznali jej autentyczność. Nie obiecała nam zwycięstwa, ale jestem przekonany, że powiedziała nam prawdę. Zasadniczo, jeżeli chcemy ocalić Lyrian, musimy to zrobić, nawet jeśli to będzie ciężka próba.

– Ostrzegła nas, że nawet jeśli wygramy, wielu z nas tego nie przeżyje – przypomniała mu Rachel. – I powiedziała, że pewnie nam się nie uda.

– Prawda, ale na pewno się nam nie uda, jeśli nie spróbujemy.

Rachel pokiwała w zamyśleniu głową. Spojrzała Jasonowi w oczy.

– Jesteś pewien?

Jason zamyślił się, poważnie rozważając jej pytanie. Pewnie, że szukał argumentów, żeby ją przekonać, ale chodziło o coś więcej. Zdał sobie sprawę, że naprawdę wierzy w to, co mówi. Misje trzeba było wypełnić. Czuł, że to słuszne, w głębi serca, w kościach, czuł to całą duszą.

– Tak, jestem.

– Czyli nie powinnam zawracać głowy Galloranowi?

– To zależy, dlaczego chcesz z nim porozmawiać. Jeśli potrzebujesz od niego zapewnienia, idź. Ale nie zasiejesz w nim wątpliwości, których nie miał do tej pory. Wie, jaka jest stawka, i podjął decyzję.

Rachel westchnęła.

– Może masz rację. W końcu wcale nie dostrzegłam żadnego konkretnego niebezpieczeństwa, które wszyscy inni przegapili. Chyba przede wszystkim martwię się tym, że musimy odejść, i to obudziło we mnie paranoję.

– Nie jesteś w tym odosobniona. Ja też się martwię. Ty przynajmniej stałaś się ninja-czarodziejką. Pewnie odegrasz niemałą rolę w tej rozgrywce.

– A ty nie?

Jason wzruszył ramionami.

– Mam nadzieję, że też. Nie jestem tylko pewien, w jaki sposób.

– Wiele dokonałeś. Nie wyobrażam sobie, żebyś się bardzo denerwował.

Jason się uśmiechnął.

– Cieszę się, że tak mnie widzisz, ale ja też jestem spięty. Jak myślisz, dlaczego chowam się tutaj, zamiast się pakować? Tylko dlatego, że nasze misje są słuszne, nie znaczy, że nie będą trudne.

– A może nawet niewykonalne.

– Nie możemy myśleć w ten sposób. Odbierzemy sobie całą odwagę.

Rachel pokiwała głową.

– W porządku. Chyba mnie przekonałeś, że nie tędy droga.

Jason zerknął na ogromny spadek dzielący ich od posadzki świątyni.

– A co, zamierzałaś skoczyć?

– Nie dosłownie. Pragnienie śmierci to nie jest mój problem.

– To dobrze. Powolne zejście ma więcej sensu. Na pewno dobrze się czujesz?

Jej uśmiech wyglądał na trochę wymuszony.

– To zależy, co masz na myśli, mówiąc „dobrze”. Czy palę się do wyjazdu? Nie. Czy mam ochotę schować się pod kamieniem? Tak. Czy wypełnię obowiązek? Tak naprawdę to nie mam wyboru. Nie mogę wszystkich porzucić i nie mogę zaprzeczyć, że tak należy postąpić.

Jason pokiwał głową.

– Do tego wszystko się sprowadza. Czy to trudne, czy nie, tak właśnie należy postąpić. Przyjaciele nas potrzebują. Lyrian nas potrzebuje. Musimy podjąć walkę.

Jej uśmiech stał się nieco naturalniejszy.

– Dzięki, Jasonie. Potrzebowałam tego. Czasem naprawdę mi imponujesz. Teraz nie narobię sobie wstydu, zawracając głowę Galloranowi. Znajdę sposób, żeby wziąć się w garść. Skończyłeś już oglądać? Zejdziemy?

– Chyba tak.

Poszedł za nią do drabiny. Obejrzał się za siebie.

– To tyle, jeśli idzie o pożegnanie z walkami małp.

***

Schodząc ze szczytu świątyni, Jason i Rachel napotkali Ferrina, który czekał na nich u podnóża długiej drabiny. Ubrany do podróży opierał się o ścianę, balansując sztyletem opartym na czubku palca.

– Jasonie – powitał chłopca, chowając nóż do pochwy. – Już zaczynałem się martwić, że zostałeś uznany za honorowego członka stada gibonów.

– Słyszałem, że mnie szukałeś.

– Możemy się przejść?

Jason zerknął na Rachel.

– Śmiało – odpowiedziała. – Muszę zebrać parę rzeczy. Zobaczymy się, kiedy spotkamy się przed wyjazdem.

Ruszyła w dół sąsiednimi schodami.

Ferrin poprowadził Jasona na wysoki taras, który otaczał całą świątynię od zewnątrz. Szli wzdłuż sięgającej pasa balustrady, a pod nimi rozpościerała się dżungla. W bezpośrednim słońcu temperatura wzrosła z nieprzyjemnie ciepłej do gorąca. Wilgotny zapach roślinności wypełnił nozdrza Jasona.

– Odnoszę wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz cieplej.

– To wiosna – odpowiedział Ferrin.

– A co u ciebie?

Ferrin się skrzywił.

– Niedługo się rozstaniemy.

– Wiem. Jakaś część mnie wolała, żeby ten dzień nigdy nie nadszedł. Miło było spędzić trochę czasu bez śmierci i zniszczenia na każdym kroku.

– One tam cały czas czekały, ale wiem, co masz na myśli. Mianamon podarowało nam wyczekiwaną chwilę wytchnienia. Z radością obserwowałem twoją naturę, kiedy nie działałeś pod przymusem.

– Czuję się jak przedmiot eksperymentu.

Ferrin wzruszył ramionami.

– Jeśli tak, to eksperyment się powiódł. Jesteś dobrym człowiekiem, Jasonie. Prawdziwym przyjacielem.

Jason nie bardzo wiedział, jak zareagować. Nigdy nie słyszał, żeby Ferrin chwalił kogokolwiek pochopnie.

– Dzięki. Ty też. Będziesz miał oko na Rachel?

– To jedyne, które mi zostało – powiedział, pukając się w przepaskę na oczodole. – Zdajesz sobie sprawę, co się czeka w Celestynowej Bibliotece?

– Słyszałem co nieco. Zokar umieścił tam strażnika.

– Właśnie. Rozmawiałem o tym z Galloranem i Farfalee i wiem, że mówili już z tobą, ale chcę mieć pewność, że w pełni rozumiesz problem. Zokar miał obsesję na punkcie torivorów. I słusznie, to pewnie najpotężniejsze stworzenia w Lyrianie. Poświęcił lata, starając się stworzyć równie waleczną rasę. Efekt jego wysiłków jest znany jako Potworności.

– Jedna z nich strzeże biblioteki.

– Zokar nigdy nie uznał, że doprowadził Potworności do stanu idealnego. Istniały trzy, każda jedyna w swoim rodzaju i nad każdą było trudniej zapanować, niżby sobie tego życzył. Nigdy nie zamienił ich w rasy, bo bał się, że odebrałyby mu władzę. Jedna była złowrogim stworzeniem z nadzwyczajnym darem ingerowania w myśli i sny. Nazwano ją Gościem, a Zokar w końcu ją zniszczył. Niektórzy historycy przedstawiają dowody, według których Zokar nigdy nie był już taki sam po pokonaniu Gościa, i utrzymują, że walka trwale nadwyrężyła jego zdrowie psychiczne.

– Żałuję, że nie jestem złym czarnoksiężnikiem – poskarżył się Jason. – Mają niezły ubaw.

– Drugie stworzenie było zmiennokształtne. Nazwano je Wędrowcem. Zokar próbował je zniszczyć, ale zmiennokształtny uciekł i zniknął. Nikt nie zna jego losów.

– A trzecie?

– Trzecie było znane jako Kukła. Z wyglądu przypominało torivora, ale było znacznie większe. Kukła może zamienić się w dowolną materię, której dotyka. Zokarowi udało się uwięzić ją na wyspie Wiatrochron.

– Na tej samej, na której znajduje się Celestynowa Biblioteka.

– Zgadza się. Od tego czasu nikt nie wszedł do biblioteki. Wielu próbowało. Jednak nie Eldrin.

Jason ściągnął brwi.

– Przecież po tym, jak Eldrin pokonał Zokara, zaczął niszczyć wszystkie księgi, prawda?

– Dobra pamięć – pochwalił Ferrin. – Eldrin zdecydował się oczyścić Lyrian z czarnoksięstwa i próbował zniszczyć wszystkie księgi, które uczyły edomickiego. Z wielkich skarbnic wiedzy tylko Celestynowa Biblioteka pozostała nietknięta. Nawet legendarny Eldrin zdecydował się uniknąć konfrontacji z Kukłą. Co ci to mówi?

– Że Kukła to twardziel.

– Przeraziła najpotężniejszego czarnoksiężnika, jakiego znał Lyrian. Stwór stanął między nim a jego misją, i Eldrin pozwolił mu tam zostać.

– Mógł dojść do wniosku, że Kukła będzie wiecznie strzegła zgromadzonych tam informacji – powiedział Jason.

– Wszystko wskazuje na to, że się nie mylił. Maldor wysłał kilka drużyn, żeby wydobyły informacje z Celestynowej Biblioteki. Żadnej się nie udało. Słyszałem, że jedynym sposobem na to, żeby skrzywdzić Kukłę, jest odrąbanie jej kawałka ciała. W pewnym sensie odwrotnie niż ze mną.

Jakby nigdy nic oderwał dłoń w nadgarstku, rzucił ją w powietrze i złapał na kikut. Dłoń połączyła się z resztą ręki bez śladu.

– Czyli, jak obetniemy stworowi rękę, to już będzie po nim.

– Podobno Kukła nie regeneruje utraconej materii. Ale to tylko przypuszczenia. Nikt nigdy nie odciął jej kończyny. O ile mi wiadomo, nikt nigdy nie zranił jej poważnie.

Jason spojrzał na parującą dżunglę.

– A my musimy znaleźć sposób.

– Przepowiednia obarczyła Gallorana zadaniem odzyskania władzy w Trensicourt, zebrania wojska i przeprowadzenia bezpośredniego ataku na niezwyciężoną fortecę cesarza. Moim zdaniem Galloran ma prostą robotę.

– Rachel sprawia wrażenie dość zdenerwowanej – powiedział Jason. – Martwi się, że wyrocznia mogła się mylić.

– Nie sądzę, żeby się myliła.

– Nie?

– Nie. Była prawdziwą wyrocznią. Spodziewam się, że jej przewidywania są słuszne. Pamiętaj, nie obiecywała zwycięstwa. Szukała jakiejkolwiek szansy zwycięstwa, choćby nie wiadomo jak wątłej. Jestem pewien, że jeśli jakimś cudem dotrzesz do biblioteki, istnieje możliwość, że skontaktujesz się z Darianem Jasnowidzem, nawet jeśli rzekomo nie żyje. Ci dostatecznie potężni w edomickim odkryli sposoby przedłużania życia do wręcz niewiarygodnych granic. I nie jest wykluczone, że słynny piromanta może dostarczyć tajemniczej informacji, dzięki której powiedzie się atak na Felrook. Nie potrafię nawet wymyślić, jaka to może być informacja. Wątpię jednak, by jakakolwiek wiedza sprawiła, że zwycięstwo stanie się prawdopodobne.

– To nie brzmi dobrze – powiedział Jason i poczuł, jak ściska mu się żołądek.

– Zapytaliśmy, czy wśród wszystkich możliwych przyszłości istnieje jedna szansa na miliard, że odwrócimy bieg historii i obalimy Maldora. Jestem pewien, że wyrocznia znalazła to, czego Galloran szukał: teoretycznie możliwą, ale wysoce nieprawdopodobną ścieżkę do zwycięstwa.

Jason nerwowo potarł nadgarstek.

– Innymi słowy, nasza klęska jest nie tyle prawdopodobna, ile niemal pewna. Nadal jesteś gotów spróbować?

– Jeśli Maldor mnie aresztuje, mój los jest przesądzony. Tak jak ty, Galloran i Amar Kabal, wolę minimalną szansę zwycięstwa od pewnej klęski. Jeśli zawiedziemy, nadal mogę spróbować zwiać i ukrywać się w dziczy przez resztę życia. To obecnie jedyna możliwość, jaka mi zostaje.

Jason niepewnie przestąpił z nogi na nogę.

– Przestrzegasz mnie, że moja misja zakończy się pewnie na spotkaniu z Kukłą.

– Chcę, żebyś miał świadomość, przeciwko czemu stajesz. Będziesz musiał zwyciężyć tam, gdzie wielu innych zawiodło. Będziesz musiał dokonać czegoś, czego nie ważył się zrobić najpotężniejszy czarnoksiężnik w historii Lyrianu. Dokonałeś w przeszłości niesamowitych rzeczy, ale tym razem tylko głupiec stawiałby na ciebie. Dlatego ja to zrobię. – Ferrin odłączył od głowy ucho i podał je Jasonowi.

– Stawiasz ucho?

– Stawiam na to, że nie tylko znajdziesz sposób, żeby przemknąć się obok Kukły, ale i odnajdziesz Dariana Piromantę, a wtedy będziesz musiał przekazać nam kluczową informację na wielką odległość. Jeśli zginiesz, będę musiał po prostu przywyknąć do życia z jednym okiem i jednym uchem.

– Farfalee zabiera szkolone orły – przypomniał mu Jason.

– Wiem i będą stanowiły ważne zabezpieczenie, ale nic nie przebije pewnej i natychmiastowej komunikacji.

Jason przyjął ucho. Świadczyło o wielkim zaufaniu rozsadnika. Może zbyt wielkim? Czy Ferrin miał jakieś inne motywy? Kiedyś całkiem szczerze porozmawiali sobie o jego problemach z lojalnością.

– A jeśli nas zdradzisz?

Ferrin posłał mu krzywy uśmiech.

– Wyrocznia martwiła się o to samo.

– Naprawdę?

– W czasie naszej prywatnej rozmowy. Powiedziała mi, że mogę okazać się albo kluczowym atutem, albo niszczącym zdrajcą. Zapewniła mnie, że Maldor nigdy mnie nie przyjmie z powrotem, że wszelka zdrada zakończy się moją klęską. Powiedziała mi to, co i bez niej wiedziałem. To, w co potrzebowała, bym uwierzył.

Jason uniósł ucho.

– Czy to twoja próba pomocy?

– Jej część. Jeśli ruszymy zaatakować Felrook, mam mnóstwo informacji, które mogą okazać się użyteczne. Zakładając, że Galloran zdoła zebrać wojsko i ty wypełnisz swoje zadanie, pomogę doprowadzić sprawę do końca.

– Na pewno? Naprawdę jesteś po naszej stronie? Całkowicie?

Ferrin uniósł brwi.

– Istnieje możliwość, że poznasz ważny sekret, wypowiesz go do mojego ucha, a ja przekażę tę informację Maldorowi, z nadzieją, że uzyskam przebaczenie. Taka zdrada pozwoliłaby cesarzowi przeciwstawić się wszelkiej taktyce, jaką może zaproponować Darian, nawet jeśli orły dostarczą w końcu wiadomość Galloranowi.

Jason oparł się pokusie, żeby wyrzucić ucho do dżungli.

– Wiem, że rozumujesz w ten sposób, ale czy musisz mówić o tym tak otwarcie?

– Wolałbyś, żebym nie dzielił się takimi przemyśleniami?

– Wolałbym, żeby takie myśli przestały ci przychodzić do głowy. To przerażający rodzaj szczerości, kiedy otwarcie przyznajesz, że możesz nas zdradzić.

Ferrin uniósł przepraszająco ręce.

– Knułem całe życie. Lubię cię na tyle, żeby starać się być szczerym.

– Nie chodzi tylko o to, że masz takie pomysły. Wiem, że jesteś zdolny je zrealizować.

Ferrin zaśmiał się ponuro.

– Co czyni mnie kiepskim członkiem drużyny. Wyrocznia jednak podkreśliła, że musimy trzymać się razem albo nic z tego nie wyjdzie. Czy to nie znaczy, że musisz na mnie polegać?

– Chcę móc na ciebie liczyć. Już raz wybrałeś nas zamiast Maldora.

Ferrin uniósł palec.

– Zanim jeszcze poznałem stawkę, wybrałem was, ryzykując, że rozgniewam Maldora, jeśli mnie przyłapie. Potem sytuacja wymknęła się spod kontroli. Jednak rozumiem, co masz na myśli. Gdybym chciał zniszczyć waszą sprawę, już bym to uczynił.

– Racja, ale to nie daje nam gwarancji, że nie zrobisz tego jutro. Lepiej bym się czuł, gdybyś mi obiecał, że nas nie zdradzisz.

– Nie słyszałeś tego? Słowo rozsadnika nie ma wartości. Istnieje mnóstwo żartów na ten temat.

– Nie mogę oceniać innych rozsadników, prawie ich nie znam. Jesteś jedynym, którego naprawdę poznałem. Od czasu Białego Jeziora byłeś ze mną naprawdę szczery. Nawet kiedy wydałeś mnie i Rachel, załatwiłeś to otwarcie. Nadstawiłeś dla mnie karku. Twoje słowo ma dla mnie wartość.

Patrząc w dal, Ferrin skinął lekko głową.

– Dobrze więc, Jasonie. Przysięgam, że nie przestanę popierać rebelii. Oddałem część mojej tętnicy szyjnej Galloranowi jako dowód uczciwości i część tętnicy ramiennej tobie. Po oddaniu ucha zaczyna mi brakować części ciała do rozdania.

Jason schował ucho do kieszeni.

– Dobrze będzie mieć to ucho. Wyobraź sobie, co by było, gdyby coś stało się orłom!

– Ta możliwość przeszła mi przez myśl.

– To będzie jednokierunkowa komunikacja – zdał sobie sprawę Jason. – Nie będę w stanie usłyszeć ciebie. Skąd będę wiedział, że słuchasz?

– Będę słuchał – zapewnił go Ferrin. – O ile nie umrę, bo wtedy połączenie między wymiarami zostanie przerwane, z ucha pocieknie krew i zrobi się zimne. Trudno to będzie przegapić.

– Jasne. Hej, a skoro mowa o przerwanych połączeniach, mam pytanie do rozsadnika.

– W takim razie pewnie znam odpowiedź.

– Dwaj rozsadnicy dali Galloranowi oczy.

– Tak.

– A jeśli umrą? Czy jego oczy się zepsują?

– Dobre pytanie. Czy Galloran widzi przez te oczy?

– Pewnie.

– I rozsadnicy także, co oznacza, że to wspólny przeszczep. Wspólny przeszczep znaczy, że dana część ciała jest jednocześnie podtrzymywana przez oba organizmy. Jeśli Galloran umrze, oczy będą mogły czerpać z rozsadników i nadal funkcjonować. Jeśli rozsadnicy umrą, oczy stracą połączenia między wymiarami i staną się całkowicie własnością Gallorana. Powinny pozostać zdrowe i sprawne. Wiele razy polowano na rozsadników i zabijano ich, żeby dana osoba stała się jedynym właścicielem przeszczepu. Dlatego przedstawiciele naszej rasy dwa razy się zastanowią, nim podzielą się z kimś częścią ciała.

– Dobrze to wiedzieć – powiedział Jason. – Trochę się o niego martwiłem.

– Istnieje wiele powodów do zmartwienia, jeśli idzie o Gallorana – odpowiedział Ferrin – ale gnijące gałki oczne do nich nie należą.

– Dzięki za informację. – Jason zdał sobie sprawę, że to może być ostatnia okazja, by porozmawiać z Ferrinem na osobności. – Dbaj o siebie.

– Zawsze dbam. – Ferrin położył rękę na ramieniu Jasona i spojrzał mu w oczy. – Jasonie, nie żartowałem, mówiąc, że stawiam na ciebie. Stawiam na ciebie wszystko. Będzie naprawdę ciężko. Znajdź sposób, żeby wykonać swoje zadanie. Wierzę w ciebie.

Jason przełknął ślinę. Nie chciał zadawać tego pytania, ale nie był w stanie się oprzeć.

– Dlaczego?

– Słucham?

Jason odwrócił wzrok w stronę rzeźbionej ściany budynku.

– Nic. Po prostu denerwowałem się ostatnio. Nie rozumiem, dlaczego wyrocznia tak na mnie liczyła.

Ferrin pokiwał w zadumie głową.

– Cieszę się, że tak to odbierasz.

– Co masz na myśli?

– Masz małe szanse. Byłbyś głupcem, gdybyś ruszał ze zbytnią pewnością siebie.

– Dlaczego więc stawiasz na mnie?

Ferrin spojrzał na Jasona przenikliwie.

– Żebym ja wykonał swoje zadanie, ty musisz wykonać swoje. Mamy małe szanse, ale nawet jeśli prawdopodobieństwo sukcesu jest maleńkie, to nadal istnieje. Dokonałeś niesamowitych rzeczy. Dobrze sobie radziłeś w trudnych sytuacjach. Udowodniłeś swoje przekonanie i prawość. Może to mało realistyczne, ale śmiałe i konieczne, więc postanowiłeś uwierzyć, że możesz tego dokonać.

– W porządku – wykrztusił Jason mimo zaciskającego się od emocji gardła. – Ja też wierzę w ciebie.

W pogoni za proroctwem

Подняться наверх