Читать книгу W pogoni za proroctwem - Brandon Mull - Страница 8

Rozdział 3 W drogę

Оглавление

Rachel stała przed wysokim lustrem w swoim pokoju. Obróciwszy się w lewo i w prawo, uznała, że strój akolitki rzeczywiście wygląda trochę jak przebranie na Halloween, ale nie jest tandetny. Szatę uszyto z doskonałego materiału, dzięki czemu była jedwabista w dotyku i wygodna, delikatnie połyskiwała, jakby w ciemnoszary materiał wpleciono srebrne nitki. Lekka i obszerna zapewniała zadziwiająco dużo chłodu, zważywszy ile ciała zakrywała.

Rachel zrzuciła szatę, złożyła ją i zaczęła wkładać strój do podróży. Chociaż strój od Amar Kabal nie był tak jedwabisty, był równie wygodny. Szata akolitki doskonale nadawała się do wędrówek po zamkniętych korytarzach, ale ograniczała swobodę ruchów przy bieganiu czy jeździe konnej. Surowszy strój Amar Kabal bardziej nadawał się do podróży.

Usłyszawszy ciche pukanie do drzwi, Rachel się odwróciła.

– Proszę.

Drzwi do sypialni otworzyły się i weszła Ulani w szarym stroju akolitki, ze srebrną opończą przeznaczoną dla przyszłej wyroczni. Przy niewielu ludziach Rachel czuła się wysoka, a Ulani należała do tych nielicznych wyjątków. Niska i szczupła wyglądała na kobietę około czterdziestki, chociaż Rachel wiedziała, że tak naprawdę była bliżej setki. Jej głowę okalał diadem z fioletowych kwiatów.

Ulani wypowiedziała krótką edomicką frazę. W pierwszym odruchu Rachel się wzdrygnęła, ale słowa wyrażały prośbę, żeby Rachel została, i niosły ze sobą wiele subtelnych niuansów. Tu było miejsce Rachel, tu czekała ją obiecująca przyszłość. Jej odejście zrani wiele serc i narazi ją na niebezpieczeństwo. Czasem Rachel wolałaby, żeby edomicki nie był tak bogaty w znaczenia.

– Nie chcę odchodzić – odparła po angielsku. – Z radością studiowałam tu i ćwiczyłam. Ze wszystkich ludzi ty powinnaś najlepiej rozumieć, dlaczego muszę odejść.

Ulani pokiwała głową.

– O twoim odejściu zadecydowała wyrocznia. W głębi ducha pragnęła też, żebyś tu wróciła.

Rachel się zawahała.

– Może wrócę.

Ulani zmrużyła oczy.

– Nie widzę tego w przyszłości.

– Ty... Patrzyłaś w przyszłość?

– Nie w sensie proroczym. Nigdy nie będę w stanie sięgnąć wzrokiem poza nadchodzący konflikt z Maldorem. Po prostu zdaję sobie sprawę, że bardziej tęsknisz za domem niż pragniesz służyć tu z nami.

– Nie należę tak naprawdę do tego świata. Wiem, że rodzice martwią się o mnie. Mogli już stracić nadzieję.

– Przez wiele dekad trudziłam się, żeby rozwinąć swoje talenty – powiedziała Ulani. – Byłam zdyscyplinowana. Wyrocznia osobiście mnie uczyła. A w kilka krótkich miesięcy ty przewyższyłaś mnie we wszystkich moich osiągnięciach. Masz wrodzony talent. Mogłabyś zostać prawdziwą prorokinią, może nawet większą niż Esmira.

– Za bardzo mnie wychwalasz – odpowiedziała Rachel. – Nigdy nie sprawdzono, czy mogę spojrzeć poza teraźniejszość.

– Tylko dlatego, że Galloran tego zabronił. Nie bez powodu. Próba może być śmiertelna. Jednakże wszystko wskazuje na to, że poradziłabyś sobie doskonale. Sama wyrocznia wyczuła w tobie potencjał. Już po mistrzowsku opanowałaś wszystko, czego mogłyśmy cię nauczyć.

– Nie jestem mistrzynią.

– O wiele lepiej opanowałaś nasze sztuki niż te z nas, które studiowały je przez całe życie – upierała się Ulani. – Myślę, że już radzisz sobie lepiej niż kiedyś wyrocznia.

Ta pochwała sprawiła, że Rachel się zarumieniła.

– Jestem wam wdzięczna za wszystko, czego się tu nauczyłam.

– To był dla nas zaszczyt gościć cię tutaj. – Ulani spuściła wzrok. – Bardzo mi przykro z powodu Kalii. Przyniosła nam wstyd. To miał być dla ciebie raj.

– To nie wasza wina – powiedziała Rachel. – Maldor znajduje sposoby, żeby zranić każdego, kogo zechce, niezależnie od tego gdzie się znajduje.

– Naszym obowiązkiem było cię chronić. A ty musiałaś bronić się sama przeciwko jednej z nas. To niewybaczalne.

– Nie winię cię. – Rachel wzięła Ulani za rękę. – Wszystko poza tym było cudowne. To były najpiękniejsze tygodnie, jakie spędziłam w Lyrianie.

Ulani skinęła głową i uśmiechnęła się przepraszająco.

– Będzie tu bez ciebie pusto.

Rachel wiedziała, że Ulani czuje się schwytana w pułapkę. Daleko jej było do naturalnych zdolności, jakie posiadała poprzednia wyrocznia, a jednak wszyscy oczekiwali, że stanie się następną wielką prorokinią, że przeprowadzi dzieci Certiusa przez nadchodzące trudne lata i utrzyma pokój między różnymi frakcjami drzewnego ludu.

– Czekają cię tu wielkie zadania – powiedziała Rachel. – Nie lekceważ swoich możliwości. Świetnie sobie poradzisz.

Do oczu Ulani napłynęły łzy. Główna akolitka odpowiedziała delikatnym skinieniem głowy, które zdradzało niewielką pewność siebie.

– Każda z nas ma swoje obowiązki.

Rachel oparła palec na skroni.

– Widzę mnóstwo chodzenia w swojej przyszłości.

Ulani się uśmiechnęła.

– Ledwie cię poznaję w tym barbarzyńskim stroju.

– Użyteczność jest ważniejsza od elegancji. Będzie mi ciebie brakować.

Usta Ulani drgnęły. Nie padły żadne słowa. Znowu pokiwała głową i wyszła.

Rachel odwróciła się, by spojrzeć w lustro. Ulani wypowiedziała wreszcie to, co od tygodni sugerowało w półsłówkach wiele akolitek. Po miesiącach wspólnych ćwiczeń widziały, jak szybko Rachel się uczy, i patrzyły na nią z podziwem. Nawet najbardziej zazdrosne dostrzegały, że Rachel je wszystkie przerasta. Nadchodziły niepewne czasy. Akolitki nie chciały jej stracić. Nigdy w życiu nie czuła się tak potrzebna.

Czy ktokolwiek w takim stopniu polegał na niej w domu? Rodzice ją kochali i z pewnością za nią tęsknili, ale czy jej potrzebowali? Nie tak jak potrzebowali jej ludzie z Lyrianu. W miarę jak jej zdolności będą rosły, jej rola w Lyrianie będzie stawać się coraz znaczniejsza.

Jesteś zajęta? – Słowa dotarły do jej umysłu tak wyraźnie, jakby je wypowiedziano na głos.

Wejdź.

Drzwi otworzyły się i weszła Corinne. Jasne jak miód włosy miała związane na karku, jej ubrania leżały tak idealnie, jakby szykowała się do sesji zdjęciowej.

Widziałam, jak wychodziła Ulani.

Pokój Corinne znajdował się kilka kroków dalej w tym samym korytarzu.

Przyszła się pożegnać. Co porabiałaś dzisiaj?

Pomagałam ojcu – przekazała Corinne. Wysyłaliśmy wiadomości do naszych sojuszników. Nie będziemy mieli tak swobodnego dostępu do orłów kurierskich, dopóki nie dotrzemy do Trensicourt. Będzie mi ich brakować. To takie inteligentne, imponujące ptaki. Jak się czujesz?

Byłam spięta – przyznała Rachel. Pogadałam sobie z Jasonem. Pomogło.

Żyjemy w trudnych czasach. Nikt nam nie pozazdrości.

Nie palę się do dzisiejszych pożegnań – przyznała Rachel.

Corinne zamknęła oczy. Napełnione bólem serca słowa dotarły do Rachel wyraźnie.

Rozumiem cię, Rachel. Mnie też będzie cię brakować. I innych. Przyzwyczaiłam się do życia tutaj. Odpoczynku. Treningów. Rozmów. Możliwe, że po dzisiejszym dniu nigdy więcej nie zobaczę ojca.

Nie mogę myśleć o rozstaniu – odpowiedziała współczująco Rachel. To zbyt wiele. Bałam się tej chwili. Nie czuję się gotowa.

Nie dość, że będzie tęskniła za przyjaciółmi, to jeszcze wiele fragmentów przepowiedni napełniało ją niepokojącymi wątpliwościami i pytaniami.

Corinne otworzyła oczy.

Właśnie, też tak mam! Dlaczego wyrocznie muszą być takie tajemnicze?

Nie dzieliłam się tymi myślami celowo – odpowiedziała Rachel. Tak samo jak jej ojciec Corinne coraz lepiej dostrzegała myśli, które nie były do niej kierowane.

Przepraszam. Nie mogłam nie dostrzec twojego nastawienia. Wiem, że ojciec roztrząsał każde słowo. Na przykład, który sługa którego pana zdradzi? To może dotyczyć niemal każdego.

Rachel pokiwała głową.

Nie mogę się oprzeć pokusie, żeby nie szukać wskazówek w jej ostatnich słowach. Powiedziała, że nasza nadzieja będzie szkarłatna jak krew bohaterów, czarna jak wnętrzności ziemi, biała jak rozbłysk orantium. Czy kryje się w tym jakaś ukryta wiadomość, którą powinniśmy rozszyfrować? Czy też po prostu potwierdzała, że niektórzy z nas umrą, a orantium pomoże nam w walce?

Mogło być gorzej – powiedziała Corinne. Niektóre proroctwa są beznadziejnie mgliste. Przynajmniej kilka rzeczy wiemy na pewno. Wiemy, że musimy się rozdzielić. Wiemy, kto dokąd idzie, i ogólnie rzecz biorąc, co trzeba zrobić. A co do reszty? Powodzenia w odgadywaniu, który sekret z przeszłości wykupi przyszłość.

Może się zorientujemy, kiedy na niego natrafimy.

Miejmy nadzieję. Potrzebujesz jeszcze chwili dla siebie?

Rachel rozejrzała się po pokoju i zdała sobie sprawę, że naprawdę myślała o nim jak o swoim pokoju. To jedyne miejsce w Lyrianie, o którym mogła pomyśleć, że rzeczywiście do niej należy. Westchnęła. Plan nigdy nie przewidywał, że tu zostanie. Jej rzeczy były spakowane.

– Jestem gotowa.

***

Rachel i Corinne odnalazły pozostałych na głównym poziomie świątyni. Z ich towarzyszami rozmawiali najróżniejsi przedstawiciele ludu drzewnego. Certius stworzył lud drzewny, humanoidalne rasy pokryte zielenią, najczęściej mchem lub bluszczem, czasem winoroślami lub cierniami. Drzewni przewodnicy przeprowadzą obie grupy przez dżunglę.

Galloran rozmawiał z Nollinem, Kerickiem i Halco. Trzej nasiennicy mieli towarzyszyć grupie Gallorana. Halco oddzieli się i wróci do swoich ludzi, podczas gdy Kerick i Nollin podążą do Trensicourt. Amary należące do Kericka i Halco posadzono w żyznej ziemi wkrótce po przybyciu do Mianamon. Odrodzili się zaledwie dziesięć tygodni później. Sprawiali wrażenie pogodnych, kiedy gawędzili z Galloranem, podczas gdy Nollin stał ponury.

Ze wszystkich członków delegacji, którzy wyruszyli z Siedmiu Dolin, Nollinowi najmniej spodobała się przepowiednia. Chociaż utrzymywał kontakt z wpływowymi nasiennikami, wysyłając za pomocą orłów wiele wiadomości, w których oznajmiał swoje wątpliwości i złe przeczucia, trzeba przyznać, że posępny nasiennik potwierdził, że wyrocznia przewidziała maleńką szansę zwycięstwa, jeśli Galloran i jego pozostali sprzymierzeńcy przypuszczą atak. Ponieważ proroctwo było niezgodne z osobistymi przewidywaniami Nollina i prowadzoną przez niego polityką, jego potwierdzenie wzmocniło wiarygodność raportu.

Galloran zgolił brodę i przyciął krótko włosy. Jego twarz wyglądała młodziej, niż sugerowały to siwe włosy i zarost – wskazywała na mężczyznę w średnim wieku o wyrazistych rysach i mocnym podbródku.

Jason pomachał do Rachel, która podbiegła do niego. Dobrze wyglądał w swoim czystym podróżnym stroju. Na podłodze obok niego stały dwa zakryte wiadra.

– Co tam jest? – spytała Rachel.

– Galloran wysyła nas z większością nadmiarowego orantium – wyjaśnił Jason. – Dwanaście kul. On zabierze tylko trzy, ponieważ Amar Kabal ma w zapasie setki do użycia podczas ataku na Felrook. Nasiennicy obiecali, że szybko uzupełnią jego zapasy, przesyłając pięćdziesiąt sztuk do Trensicourt.

– Zabierzecie kule w wiadrach?

– Sama zobacz – powiedział Jason, uchylając jedną z pokrywek.

W środku sześć kryształowych kul z orantium zanurzało się w przezroczystym żelu.

– Co to za maź?

– Też się nad tym zastanawiałem – powiedział Jason. – Czarnoksiężnik Certius wymyślił ją specjalnie do przewożenia kul orantium. Najwidoczniej nadal mają tu tego spory zapas.

– Myślałam, że nie zachowały się prawie żadne kule poza tym, co znaleźliśmy na bagnie.

– Racja, ale Mianamon to stare miejsce. Zostało im tutaj więcej kul, niż gdziekolwiek indziej poza Ziemiami Zatopionymi. Jakieś dwadzieścia sztuk.

Rachel zanurzyła palec w mazi. Kiedy go wyjęła, lśnił jak umoczony w błyszczącym syropie.

– Czyli maź zabezpiecza kule przed uderzaniem o siebie i pęknięciem?

– Po części. Poza tym, jeśli kula pęknie, minerał podobno nie wybucha.

Rachel potarła kciukiem o mokry palec.

– Jasne. Orantium wybucha tylko w zetknięciu z powietrzem lub wodą, jednak nie w zetknięciu z tym czymś.

– To umożliwi nam transport orantium, zmniejszając ryzyko, że sami się wysadzimy.

Rachel wytarła rękę o ubranie.

– Ciekawe, czy posługiwano się czymś podobnym przy wydobywaniu orantium.

– Możliwe. Ludzie, którzy by to wiedzieli, dawno odeszli razem z kopalniami.

– Zawsze możesz sprawdzić w Celestynowej Bibliotece – zasugerowała Rachel.

– Koniecznie się tym zajmiemy w bibliotece. Szukaniem starożytnych kopalni. A jak nie tym, to szukaniem miejsca pobytu Dariana Jasnowidza i ratowaniem świata.

Galloran podniósł zachrypnięty głos:

– Domyślam się, że zebraliśmy się już wszyscy.

Rozmowy ucichły. Wiele akolitek i przedstawicieli drzewnego ludu zebrało się, żeby zobaczyć ich odejście.

– Chciałbym podziękować mieszkańcom Mianamon za ich szczodrą gościnność w minionych miesiącach. Okazaliście się przyjaciółmi i sojusznikami w tych trudnych czasach.

Za komplement podziękowano oklaskami.

– Teraz wyruszamy w misje zalecone przez waszą niedawną wyrocznię – mówił dalej Galloran. – Dziękuję drzewnemu ludowi za zapewnienie nam bezpiecznego przejścia przez dżunglę. Kłopoty czekają na nas wszystkich. Będziemy kontaktować się za pomocą orłów przy każdej możliwej okazji. Nigdy dotąd przyszłość Lyrianu nie była równie niepewna. Pozostańcie czujni. Miejcie nadzieję na najlepsze, ale przygotujcie się na najgorsze. Pozdrawiam Jasona i moich przyjaciół, którzy wyruszą teraz w niebezpieczną misję do miejsca, którego nie ujawnię. Razem stanowią najwspanialszą drużynę, jaka kiedykolwiek zebrała się w historii Lyrianu. Jeśli będą wspomagać się mądrą radą i współpracować, spodziewam się, że niewiele jest rzeczy, których nie dokonają.

Nollin zaśmiał się szyderczo.

– Coś cię rozbawiło? – zapytała Farfalee.

– Po prostu bawi mnie ta odważna mowa o zwycięstwie – powiedział Nollin. – Możemy być odrobinę bardziej realistami?

– Oświeć nas – powiedział Galloran.

Rachel widziała, że nie jest zachwycony faktem, że mu przerwano.

– Niczego nie dokonamy – oznajmił zwyczajnie Nollin. – Zrobię, co w mojej mocy, wspierając was, ale podążamy za ułudą zwycięstwa. Mirażem. Wyrocznia jasno powiedziała, że zwycięstwo jest niemal niemożliwe.

– A co chciałbyś, żebyśmy zrobili? – zapytał wyzywająco Drake.

– Powiedziałbym dobrym ludziom z Mianamon, żeby spodziewali się wieści o klęsce – odpowiedział Nollin. – Zachęciłbym ich, żeby wycofali się w głąb puszczy, żeby rozmnażali dzikie bestie, przygotowali wszelkie formy obrony. Jeśli nasze narody padną, to będzie ostatnia pozostałość wolnej cywilizacji na kontynencie. Powinni bronić jej ze wszystkich sił.

– Nie możesz tak po prostu spisać nas na straty – sprzeciwił się Jason.

– Nie mogę? – zapytał niewinnie Nollin. – Wyrocznia to zrobiła. Wyraziła się aż nadto jasno, oznajmiając, że to przedsięwzięcie w zasadzie nie ma szans na powodzenie. Zakończy się naszą klęską.

– Dlaczego więc bierzesz w tym udział? – zapytała Farfalee.

Nollin spojrzał jej w twarz.

– Już jesteśmy skazani na klęskę, dlaczego więc nie gonić za ostatnią przyjemną iluzją? To decyzja mojego ludu i będę jej wierny. Jednak reszta Lyrianu powinna przygotować się na katastrofę.

Rachel zauważyła, że drzewni ludzie mamroczą między sobą i kręcą się niespokojnie.

– Jeśli będziemy myśleć w ten sposób, to pewnie zawiedziemy – oznajmił stanowczo Jason. – Wyrocznia powiedziała nam, że nadal mamy szansę pokonać Maldora. Na tym musimy się skoncentrować.

– Możesz marzyć o czym tylko zechcesz – droczył się z nim Nollin. – Nie oczekuj jednak, że pozostali będą podzielali twoje nierealistyczne...

– A ty nie proś, żeby podzielali twoją słabość! – wszedł mu w słowo Jason.

To zaskoczyło nasiennika.

Jason brnął dalej.

– To nie jest tak naprawdę moja walka. To nie mój świat. Nie pomagam, bo zobowiązali mnie do tego moi ludzie. Pomagam, bo Lyrian potrzebuje ratunku. To dobre miejsce z dobrymi ludźmi. Istnieje tu tyle potencjału, który przepadnie, jeśli Maldor wygra! Poznałem go. On pragnie kontroli nad całym Lyrianem. Chce władać nim niepodzielnie, tak długo jak zdoła, a ponieważ może żyć setki lat, jego rządy mogą potrwać naprawdę bardzo długo. Jeśli wygra, Lyrian stanie się strasznym miejscem. On właściwie nawet nie próbuje tego ukrywać. Trzeba go powstrzymać.

– Nikt nie sprzeciwia się temu, że należy zająć się Maldorem – uspokajał go Nollin.

– Upierasz się, że powstrzymanie go jest nierealistyczne – odpowiedział Jason. – Nie rozumiesz jednak, co mówi Galloran? Jesteś z ludźmi, którzy dokonują nierealnych rzeczy. Pokonał trzech torivorów! Ja wypowiedziałem Słowo przed Maldorem i uciekłem z Felrook. Rachel zabiła Orrucka i zabraliśmy jego orantium. Przeszliśmy Eberę. Dokonaliśmy mnóstwa niemożliwych rzeczy. Dlaczego nie spróbować jeszcze kilku?

Zebrani urządzili Jasonowi owację. Rachel chciała go objąć. Nastrój w sali z ponurego zamienił się w radosny w ciągu kilku chwil. Nollin popatrzył po zebranych z protekcjonalnym uśmiechem. Pokręcił głową i uniósł ręce na znak, że się poddaje. Tym gestem dawał wbrew sobie pozwolenie, żeby inni zachowali swoje złudzenia. Zostało ono skwapliwie przyjęte.

– Dobrze powiedziane, lordzie Jasonie – pochwalił Galloran, dając znać tłumowi, żeby się uciszył. – To nie jest godzina na zwątpienie czy strach. – Król z przepaską na oczach wyciągnął miecz. Smukła klinga błysnęła jak lustro. – Mam w swojej pieczy cztery miecze torivorańskiej roboty zdobyte w walce z czatownikami. Miałem jeszcze dwa inne, ale przepadły, kiedy pojmał mnie Maldor. Zatrzymam jeden z tych mieczy. Moja córka Corinne weźmie drugi. Trzeci wyruszy w niebezpieczną misję z lordem Jasonem z Caberton.

– Ze mną? – zdziwił się Jason.

Rachel zerknęła na jego zaszokowaną twarz.

– Chciałbym dać ci coś więcej – powiedział przepraszającym tonem Galloran.

– Przecież nie jestem najlepszym szermierzem w mojej grupie – zaprotestował Jason. – Daleko mi do tego. A Jasher? Albo Drake?

– Według wyroczni musisz przeżyć, żeby dotrzeć do Dariana Piromanty – powiedział Galloran. – Musisz przeżyć, żeby otrzymać kluczową informację. Dlatego powinieneś zostać najlepiej wyekwipowany z całej drużyny.

Jasher szturchnął Jasona.

– Idź po miecz – szepnął.

Rachel skinęła głową.

– Dobrze – powiedział Jason, podchodząc do Gallorana. – Dziękuję, choć nie mogę w to uwierzyć. Zrobię co w mojej mocy.

Przypasał miecz do boku. Mimo wzrostu wyglądał młodo.

Tark zaczął wiwatować. Inni się przyłączyli i wiwaty stały się tak gorące i głośne, że Rachel aż się zdziwiła. Złapała się na tym, że dała się porwać chwili i sama gwiżdże i klaszcze.

Jason uśmiechnął się nieśmiało. Wiwaty ucichły. Jason odsunął się od Gallorana, który wyjął kolejny miecz torivorów.

– Czwarty miecz uda się razem ze mną do Trensicourt, a nieść go będzie Ferrin, syn Baldora.

W tłumie rozległy się pomruki, nie wszystkie zadowolone. Rachel zerknęła na rozsadnika. Jego twarz wyrażała najczystsze zdumienie i niedowierzanie. Podszedł do Gallorana i uklęknął przed nim.

– To zbyt królewski dar.

– To ostrze ma swoją cenę – powiedział Galloran. – Musisz dzierżyć je w obronie naszej sprawy. Jeśli tak uczynisz, zrobisz więcej niż trzeba, by na nie zasłużyć.

Ferrin pochylił głowę.

– To dla mnie ogromny zaszczyt, Wasza Królewska Mość.

– Więcej zaszczytów cię czeka, jeśli przejdziesz tę próbę – wyszeptał Galloran.

Io wręczył Ferrinowi miecz. Rozsadnik przypasał broń.

Rachel uznała, że Galloran mądrze postąpił, powierzając Ferrinowi broń torivorów. Wiedziała, że Ferrin patrzy na te miecze niemal z nabożną czcią. Każdy gest, który pomoże umocnić jego lojalność, zwiększy ich szansę na sukces.

Galloran znowu podniósł głos.

– Nedwin wyruszył wiele tygodni temu, żeby przygotować nam drogę do Trensicourt. Nia zrobiła podobnie z myślą o drużynie Jasona. Dzień ucieka. Godzina pożegnań niemal upłynęła. Przygotujmy się do drogi. Pamiętajcie, że każdą chwilę życia, jaka mi jeszcze pozostała, każdą okazję, jaka mi się nadarzy, i każdy środek, jaki zdobędę, poświęcę, żeby obalić cesarza!

To wywołało ostatni wybuch aplauzu wśród zebranych. Rachel złapała się na tym, że znowu klaszcze i pokrzykuje razem z pozostałymi. Jednocześnie czuła się trochę oderwana od rzeczywistości. Niedługo ta chwila stanie się wspomnieniem, tak samo jak obronne mury Mianamon. Wkrótce rozstanie się z dwójką najlepszych przyjaciół w Lyrianie i może nigdy więcej ich nie zobaczy. Koniec z wiwatami. Koniec z wypoczynkiem. Koniec z żartami. Zostanie tylko parada nieprzewidywalnych trudności i niebezpieczeństw.

Corinne wzięła ją za rękę. Rachel spojrzała na nią.

Jesteś w moim umyśle?

Spotkamy się jeszcze.

Naprawdę tak myślisz?

W takich chwilach to jedyna rzecz, w jaką możemy pozwolić sobie wierzyć.

Cyniczna cząstka Rachel zastanawiała się, ile Corinne może wiedzieć o takich czasach.

Kiedy przebywałam poza drzewem na bagnie – przekazała delikatnie Corinne – trzymałam się kurczowo nadziei, że ojciec wróci po mnie. Długo po tym, kiedy mogłam już przestać wierzyć, on wreszcie się zjawił. I oto jestem.

Rachel ją objęła.

Uważaj na siebie. Pilnuj Jasona.

Będę go bronić własnym życiem.

Rachel spojrzała na nią, zdumiona powagą, z jaką Corinne przekazała to zdanie.

I zrobię też co w mojej mocy, żeby samej przeżyć – zapewniła ją Corinne.

– Do widzenia, Corinne.

– Szerokiej drogi.

Wszyscy sprawdzali sprzęt i zakładali pakunki. Naprawdę wyruszali! Rachel podbiegła do Jasona i go objęła.

– Uważaj na siebie.

– Ty też.

Odwróciła się do półolbrzyma, Arama, który był mały i niepozorny do zachodu słońca, a potem zamieniał się w wysokiego, potężnie umięśnionego wojownika.

– Dbaj o siebie.

– O mnie się nie martw – powiedział Aram. – Zrobię co w mojej mocy, żeby pilnować pozostałych.

Drake odchodził za drzewnym człowiekiem spowitym w winorośle. Rachel podbiegła i położyła dłoń na jego łokciu. Nasiennik przystanął, odwrócił się, ale nie spojrzał jej w twarz. Z profilu rysy jego twarzy wydawały się jeszcze bardziej płaskie.

– Cóż, wiedziałem, że nie da się przed tobą uciec.

– Co? Chciałeś odejść bez słowa?

– Tak byłoby łatwiej.

– Nie wygłupiaj się. Wrócisz. Przeżyjesz. Chcę, żebyś o to zadbał. Chcę, żebyś mi pokazał swoją prywatną dolinę w górach.

– Wtedy nie będzie już taka prywatna.

Drobny uśmieszek wykrzywił mu usta, kiedy Drake pomasował kark, miejsce, w którym jego amar nie wykształcił się prawidłowo po ostatnim odrodzeniu.

– Myślę jednak, że jakoś to przeżyję. Trzymaj się blisko Gallorana. Nie pozwoli cię skrzywdzić.

Rachel go objęła. Nie rozstawali się, odkąd Drake wyprowadził ją z dala od torivora na długie tygodnie w dziczy.

– Uważaj na siebie.

– Spróbuję. Bezpiecznej podróży, Rachel.

– Będę tęskniła.

Skinął sztywno głową i odszedł. Rachel pomyślała, że niewiele brakowało, a okazałby jakieś uczucia. Serce zacisnęło jej się boleśnie na myśl o rozstaniu z nim i innymi przyjaciółmi. Próbowała zebrać siły, biorąc z niego przykład.

Dogoniła Jasona, który już miał pakunek na plecach i wiadro orantium w ręku. Odstawił wiadro i objął Rachel. Poczuła jego siłę. Opłaciło się kilka miesięcy dobrego jedzenia i intensywnego treningu.

– Próbujesz mówić do mnie umysłem? – zapytał po chwili. – Ja tak nie potrafię.

Wysunęła się z jego objęć i spojrzała mu w oczy.

– Nie poddawaj się.

– Taki mam plan.

– Mówię poważnie. Nawet jeśli sprawy przybiorą zły obrót, znajdź sposób. Jesteś w tym dobry. Wyrocznia dostrzegła drogę do naszego zwycięstwa. Znajdź ją.

– Ty też. W granicach rozsądku. Nie próbuj jakiegoś potężnego edomickiego rozkazu i nie wysadź się w powietrze.

– Taki mam plan.

– Ukradłaś mi mój tekst. – Jason zerknął na pozostałych, którzy już ruszali.

– Wiem, że musimy się śpieszyć – powiedziała Rachel – ale nadeszła chwila, w której nasze drogi się rozchodzą. – Odetchnęła głęboko i powiedziała z całym przekonaniem: – Zobaczymy się jeszcze.

Podszedł do nich Tark.

– To źle, lordzie Jasonie, że pozwalamy, żeby nas rozdzielono.

Jason odwrócił się do krępego muzyka.

– Przykro mi, Tark. Wyrocznia podyktowała nam warunki.

– Nadal będę twoim człowiekiem – oświadczył Tark, dotykając pięścią piersi. – Jakie są twoje rozkazy?

– Zrób co w twojej mocy, żeby pomóc Galloranowi zwyciężyć w tej wojnie.

– Przysięgam.

– Miej oko na Rachel. Sprawdź, czy możesz coś zrobić, żeby przestała mi mówić, że jeszcze mnie zobaczy. Zaraz coś zapeszy.

Rachel szturchnęła Jasona w rękę.

Tark zerknął na nią niepewnie. Dostrzegła cień dezaprobaty w jego spojrzeniu i odrobinę nieufności.

Jason się uśmiechnął.

– To atak, Tark, załatw ją!

Muzyk wyszczerzył zęby w uśmiechu, ale jego oczy pozostały poważne.

– Tą sprawą lepiej sam się zajmij, lordzie Jasonie.

Śmiejąc się, Jason wziął wiadro z kulami.

Rachel poczuła, że chwila ucieka. Chciała mu tyle powiedzieć. A jeśli coś mu się stanie? Jeżeli nigdy mu nie powie, jak bardzo docenia fakt, że wrócił dla niej do Lyrianu? Jak bardzo jej na nim zależy? Zbyt wiele emocji próbowała przełożyć na słowa.

– Do zobaczenia – wykrztusiła w końcu.

– To się zobaczy – odpowiedział Jason, idąc w stronę głównych drzwi świątyni.

Patrzyła, jak odchodzi. To miały być ostatnie słowa, jakie jej powie? Pobiegła za nim.

– Nie możesz odejść, żartując.

Zerknął przez ramię.

– Dlaczego nie?

– A jeśli umrę?

– To przynajmniej rozbawię cię przed końcem.

– To nie był wesoły żart. Droczyłeś się ze mną. To nie był nawet udany żart.

– W porządku. Dlaczego dziecko przeszło przez ulicę?

– Żadnych żartów – żachnęła się Rachel, idąc obok niego.

– Myślę, że lepiej będzie, jeśli się pożegnamy kłótnią.

– Miałam tylko na myśli to, że w pewnych sytuacjach żarty są niestosowne.

– Przez co są tym bardziej potrzebne i zabawne.

Złapała go za rękę i zmusiła do przystanięcia.

– Ty masz swoje sposoby radzenia sobie, a ja mam swoje. Jesteś niesamowity. Jesteś inspiracją. Jesteś taki odważny. Będzie mi ciebie brakować. Bardzo cię podziwiam. Wszystko w tobie podziwiam.

– Nawet moje poczucie humoru?

– Prawie wszystko. Nie umrzyj.

– No to lepiej skończ z tą mową pogrzebową. I też nie umrzyj. Mnie ciebie też będzie brakować. Mam jedno ostatnie pytanie.

– Co?

– Zabierasz swój pakunek?

Rachel zdębiała. Zostawiła go tam, gdzie rozmawiała z Corinne.

– Mniejsza z tym – powiedział Jason, zerkając przez ramię. – Twoje fanki-akolitki już go za ciebie niosą. Masz długopis? Naprawdę powinnaś zostawić im parę autografów.

Rachel uderzyła się dłonią w czoło.

– Wiesz co mam? Aparat fotograficzny! Przez całą zimę zamierzałam zrobić zdjęcie grupowe.

Pobiegła do akolitek, wyjęła aparat z pakunku, podbiegła z powrotem do Jasona, który stał i czekał.

– Naprawdę optymistka z ciebie – powiedział. – Zdajesz sobie sprawę, że musisz wrócić do domu, zanim wywołasz jakiekolwiek zdjęcia?

– Przynajmniej mogę to zrobić sama – powiedziała Rachel. – Wiele razy to robiłam. Gdyby to był cyfrowy aparat, pewnie już padłyby mi baterie.

Jason pomógł jej zebrać wszystkich do zdjęcia grupowego na schodach świątyni. Rachel pokazała Ulani, jak obsługiwać aparat. Jason wyjaśnił, że to urządzenie uchwyci i przechowa ich obraz razem z ich duszami. Rachel wyjaśniła, że żartował. Kiedy Ulani zrobiła parę zdjęć, Rachel pozwoliła, żeby Tark przejął rolę fotografa, a Ulani stanęła z resztą. Na wszelki wypadek Rachel zrobiła jeszcze kilka zdjęć sama.

Po schowaniu aparatu objęła Jasona po raz ostatni na pożegnanie. A potem ruszyli oddzielnymi ścieżkami w parną dżunglę.

W pogoni za proroctwem

Подняться наверх