Читать книгу Poza Cieniem - Brent Weeks - Страница 8
3
ОглавлениеKiedy Elene podjechała do małego zajazdu w Zakolu Torras, kompletnie wycieńczona, przepiękna, młoda kobieta o długich rudych włosach związanych w koński ogon i z błyszczącym kolczykiem w lewym uchu, dosiadała właśnie dereszowatego ogiera. Stajenny gapił się na nią, patrząc jak odjeżdża na północ.
Mężczyzna odwrócił się dopiero, kiedy Elene prawie na niego wjechała. Zamrugał, patrząc na nią jak otumaniony.
– Ej, pani przyjaciółka właśnie odjechała – powiedział, wskazując na odjeżdżającą rudowłosą dziewczynę.
– O czym pan mówi? – Elene była tak zmęczona, że nawet nie potrafiła zebrać myśli.
Szła dwa dni, zanim odnalazł ją jeden z koni. Nigdy nie dowiedziała się, co się stało z pozostałymi jeńcami Khalidorczyków ani z Ymmurczykiem, który ją uratował.
– Jeszcze da pani radę ją dogonić – dodał stajenny.
Elene widziała młodą kobietę wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że nigdy się nie spotkały. Pokręciła głową. Musiała kupić zapasy, zanim ruszy do Cenarii. Poza tym, prawie już zapadł zmrok, a po kilku dniach wędrówki z khalidorskimi porywaczami, Elene potrzebowała nocy w łóżku równie desperacko, jak kąpieli.
– Nie sądzę – odparła.
Weszła do zajazdu, wynajęła pokój u rozkojarzonej żony oberżysty, płacąc srebrem, którego całkiem sporo znalazła w jednej z sakw, umyła się, uprała ubranie i natychmiast zasnęła.
Przed świtem włożyła z niechęcią wilgotną jeszcze sukienkę i zeszła do jadalni.
Oberżysta, drobny, młody człowiek, wniósł właśnie skrzynkę umytych dzbanów i ustawiał je do góry nogami, żeby obciekły, zanim wreszcie położy się spać. Przyjaźnie skinął do Elene głową, ledwie na nią zerknąwszy.
– Żona poda śniadanie za pół godziny. A jeśli... O, do diabła. – Znowu spojrzał na nią i najwyraźniej po raz pierwszy naprawdę ją zobaczył. – Maira nic mi nie powiedziała...
Otarł ręce o fartuch, z przyzwyczajenia, bo ręce miał suche i podszedł do stołu, na którym piętrzył się stos bibelotów, papierów i ksiąg rachunkowych.
Wyciągnął list i podał go Elene z przepraszającą miną.
– Nie widziałem pani wczoraj wieczorem, bo od razu dałbym to pani.
Na kartce wypisano imię Elene i podano jej rysopis. Rozłożyła ją i ze środka wypadł mniejszy, pognieciony liścik. Był napisany charakterem pisma Kylara. Data wskazywała na dzień, w którym wyjechał z Caernarvon. Gardło jej się zacisnęło.
Elene – przeczytała – wybacz. Próbowałem. Przysięgam, że próbowałem. Niektóre rzeczy są warte więcej niż moje szczęście. Niektórych rzeczy tylko ja mogę dokonać. Odsprzedaj to panu Bourary i przeprowadź się z rodziną do lepszej części miasta. Zawsze będę Cię kochać.
Kylar nadal ją kochał. Kochał ją. Zawsze w to wierzyła, ale czym innym było ujrzenie takich słów napisanych jego niechlujnym charakterem pisma. Łzy popłynęły jej po policzkach. Nie przejmowała się nawet zaniepokojonym oberżystą, który otwierał i zamykał usta, niepewny, co zrobić z zapłakaną kobietą w swoim zajeździe.
Elene nie chciała się zmienić i zapłaciła za to wysoką cenę, ale Bóg dał jej drugą szansę. Pokaże Kylarowi, jak silna, głęboka i rozległa potrafi być miłość kobiety. To nie będzie łatwe, ale był mężczyzną, którego kochała. Był tym jedynym. Kochała go i tyle.
Minęło kilka minut, zanim przeczytała drugi list, napisany nieznajomym, kobiecym charakterem pisma.
Nazywam się Vi – napisano w liście – i jestem siepaczem, który zabił Jarla i porwał Uly. Kylar zostawił Cię, żeby ratować Logana i zabić Króla-Boga. Mężczyzna, którego kochasz, ocalił Cenarię. Mam nadzieję, że jesteś z niego dumna. Jeśli wybierasz się do Cenarii, to przekazałam Mamie K dostęp do moich rachunków. Bierz, co będzie ci potrzebne. W każdym razie Uly będzie w Oratorium, tak samo jak ja, i myślę, że wkrótce pojawi się tam również Kylar. Jest... coś jeszcze, ale nie mam odwagi o tym napisać. Musiałam zrobić coś strasznego, żebyśmy mogli wygrać. Żadne słowa nie przekreślą krzywdy, którą Ci wyrządziłam. Ogromnie przepraszam. Chciałabym wszystko naprawić, ale nie mogę. Kiedy przyjedziesz, będziesz mogła zemścić się tak, jak zechcesz, nawet mnie zabić. Vi Sovari.
Elene zjeżyły się włosy na karku. Jaka osoba mogłaby uważać się za takiego wroga i takiego przyjaciela jednocześnie? Gdzie są ślubne kolczyki Elene? „Jest coś jeszcze”? Co to znaczyło? Vi zrobiła coś strasznego?
Intuicja podpowiedziała jej, co się stało, i Elene poczuła ołowiany ciężar w żołądku. Kobieta, którą wczoraj widziała, nosiła kolczyk. Pewnie to nie był... to na pewno nie był...
– O mój Boże – jęknęła.
Popędziła po konia.
* * *
Każdej nocy śnił coś innego. Logan stał na podwyższeniu, patrząc na ładną, drobną Terah Graesin. Była gotowa iść po trupach – po całej armii trupów – albo wyjść za mężczyznę, którym gardzi, żeby tylko zrealizować swoje ambicje. Tak samo jak tamtego dnia, i teraz serce zawiodło Logana. Jego ojciec ożenił się z kobietą, która zatruła jego szczęście. Logan tak nie potrafił.
Jak tamtego dnia, Logan poprosił, żeby złożyła mu hołd lenniczy, a okrągłe podwyższenie przypominało mu Dno, na którym gnił w czasie khalidorskiej okupacji. Terah odmówiła. Jednakże zamiast się samemu ukorzyć, żeby nie doszło do rozłamu w armii w przededniu bitwy, we śnie Logan powiedział: „Więc skazuję cię na śmierć pod zarzutem zdrady”.
Jego miecz zadzwonił. Terah zatoczyła się do tyłu, ale zbyt wolno. Ostrze przecięło jej szyję do połowy.
Logan złapał ją i nagle trzymał w ramionach inną kobietę i był w innym miejscu. Z rozciętego gardła Jenine lała się krew na jej białą koszulę nocną i na jego nagą pierś. Khalidorczycy, którzy włamali się do ich poślubnej sypialni, śmiali się.
Logan rzucał się we śnie i w końcu się obudził. Leżał w ciemności. Potrzebował chwili, zanim przypomniał sobie, gdzie się znajduje. Jego Jenine nie żyła. Terah Graesin była królową. Logan złożył jej przysięgę lenniczą. Dał jej słowo, a to było coś więcej niż przysięga – to oznaczało całkowitą uczciwość. Zatem, gdy jego królowa rozkazała mu pozbyć się khalidorskich niedobitków, podporządkował się. Zawsze z przyjemnością zabije paru Khalidorczyków.
Siadając w mrocznym namiocie, Logan zobaczył kapitan swojej straży przybocznej, Kaldrosę Wyn. W czasie okupacji burdele Mamy K były najbezpieczniejszym miejscem dla kobiet. Mama K przyjmowała tylko najpiękniejsze i egzotyczne kobiety. To one pierwsze w tej wojnie przelały khalidorską krew w ramach obejmującej całe miasto zasadzki, którą nazwano później Nocta Hemata – Noc Krwi. Logan uhonorował je publicznie i wtedy stały się jego sojuszniczkami. Te, które potrafiły walczyć, walczyły i wiele zginęło, ratując mu życie. Po bitwie pod Gajem Pavvila Logan odprawił wszystkie kobiety, które były kawalerami Orderu Podwiązki, z wyjątkiem Kaldrosy Wyn. Jej mąż był jednym z dziesięciu łowców czarowników, a że byli nierozłączni, powiedziała, że równie dobrze może dalej służyć Loganowi.
Kaldrosa nosiła swoją podwiązkę na lewej ręce. Uszyta z zaczarowanych khalidorskich chorągwi skrzyła się nawet w ciemności. Rzecz jasna, Kaldrosa była ładna. Miała oliwkową sethyjską cerę, gardłowy śmiech i setki historii na podorędziu – niektóre z nich były nawet prawdziwe, jak twierdziła. Nosiła niedopasowaną kolczugę i kasak z białozorem, którego skrzydła wychodziły poza czarny krąg.
– Już czas – powiedziała.
Generał Agon Brant zajrzał do namiotu i wszedł. Nadal chodził o dwóch laskach.
– Zwiadowcy wrócili. Nasz elitarny oddział Khalidorczyków myśli, że urządza zasadzkę. Jeśli nadejdziemy z północy, południa albo od zachodu, będziemy musieli iść przez gęsty las. Możemy przejść tylko przez Las Łowcy. Jeśli on naprawdę istnieje, wybije nas co do nogi. Gdybym miał tylko setkę ludzi przeciwko tysiącu czterystu, to nie sądzę, żebym to lepiej obmyślił.
Gdyby do takiej sytuacji doszło miesiąc temu, Logan by się nie wahał. Poprowadziłby wojsko przez względnie otwartą przestrzeń Lasu Łowcy i chrzanić legendy. Ale pod Gajem Pavvila zobaczyli legendę na własne oczy – pożarła tysiące. Umór wstrząsnął przekonaniem Logana, że potrafi odróżnić zabobon od rzeczywistości.
– Są Khalidorczykami. Dlaczego nie poszli na północ do Przełęczy Quoriga?
Agon wzruszył ramionami. Od tygodni wałkowali to pytanie. Ścigany pluton nie był nawet w przybliżeniu tak niedbały jak Khalidorczycy, których znali. Nawet uciekając przed wojskiem Logana organizowali wypady. Cenaria straciła setkę ludzi. Khalidorczycy ani jednego. Agon zgadywał, że to oddział elitarny wywodzący się z jakiegoś plemienia khalidorskiego, z którym Cenaryjczycy nigdy wcześniej się nie zetknęli. Logan miał wrażenie, że natrafił na zagadkę.
– Nadal chcesz uderzyć na nich ze wszystkich stron? – spytał Agon.
Zagadka nadal stała przed Loganem, kpiąc sobie z niego. Odpowiedź się nie pojawiła.
– Tak.
– Nadal upierasz się, że sam poprowadzisz kawalerię przez Las?
Logan pokiwał głową. Jeśli miał prosić ludzi, żeby narazili się na śmierć z rąk jakiegoś potwora, to sam też musi się poświęcić.
– To bardzo... odważne – powiedział Agon.
Służył arystokratom wystarczająco długo, żeby, mówiąc komplement, wyrazić tysiąc obelg.
– Dość tego – powiedział Logan, biorąc hełm od Kaldrosy. – Chodźmy zabić paru Khalidorczyków.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.