Читать книгу Doktor Przybram - Bruno Winawer - Страница 4
I.
SŁOWO ZACHĘTY DLA CZYTELNIKA.
ОглавлениеLudzie uskarżają się na to, że Nauka jest nudna. Stawiamy — utartym zwyczajem — na naszych placach publicznych pomniki wybitnym uczonym, ale w skrytości ducha uważamy ich za plagę naszych lat szkolnych, za widziadła straszne i bezcielesne, które zjawiają się w pewnej epoce naszego życia, podniósłszy palec do góry mówią tonem grobowym: kategoryczny imperatyw! albo zachowanie energji! albo e pur si muove! albo kwadrat przeciwprostokątnej! — i to rzekłszy, znikają.
Rzecz dziwna! Nawet trzeciorzędny literat jest nam bliski, znamy go doskonale z podręczników i wykładów, wiemy, w kim się kochał, gdzie spędzał wakacje, policzyliśmy jego westchnienia i kichnięcia. Wywlekamy ze starych szuflad pożółkłe skrawki papieru i dorzucamy wciąż jeszcze do skarbnicy naszych wiadomości nowe dokumenty; list liryka, Igrekały do praczki, autentyczny przepis powieściopisarza, Iksicza, na sztukę mięsa przy kości... O odkrywcach i wynalazcach wiemy natomiast tylko tyle, że jeden chciał jechać do Indyj, a trafił do Ameryki, inny obmyślił czcionki, ów mówił sanskrytem, a tamten pisał logarytmami.
Ludzie nauki nie mają poprostu szczęścia. Znamy tylko jeden utwór, którego bohaterem jest nawigator, Vasco de Gama (1469—1524), człowiek dużych zasług w dziedzinie geografji. Niestety — utwór ten to opera, Vasco de Gama śpiewa tu barytonem po włosku i znowu nikt nie rozumie, o co mu chodzi. A jednak...
Przeczytaliśmy w ubiegłym tygodniu wszystkie popularniejsze powieści sensacyjne, ogołociwszy do szczętu pewien stragan przy ulicy Marszałkowskiej. Nie pojmujemy! Nie rozumiemy, dlaczego np. żywot znakomitego Przybrama miałby być mniej zajmujący od biografji dorożkarza Nr. 13, włamywacza Manolescu, Ludwiki Saskiej, Adolfa, Teresy, Nany, ex-cesarzowej Zyty, hrabiego Monte Christo, Pinkertona. Nie rozumiemy też, dlaczego o pewnym mopsie i o pannie służącej rozprawiają nam długo i szeroko na 160 stronicach bitego druku, kiedy o twórcy największego przewrotu w dziejach tego globu pisze Larousse:
Przybram H. I. odkrył zimne płomienie. Urodził się. Umarł. Zresztą zob. płomienie (zimne).
W artykule płomienie (zimne) znajdziemy kilka suchych faktów z fizyki, kilka nazwisk, kilka dalszych odsyłaczów — ale napróżno szukalibyśmy tam tego polotu, tego natchnienia, tego ognia poetyckiego, który bije z każdej karty powieści o dorożkarzu.
Ktoś najwidoczniej skrzywdził Przybrama. Źle dlań usposobił publiczność, wmówił w czytelnika, że mała Fifi jest ciekawszym tematem, niż wielki odkrywca.
Nieprawda! Veto! Przekonamy się niebawem, jak dalece romantyczny był żywot tego człowieka, jak bardzo obfitował w momenty dramatyczne.
Co prawda — pewne szczegóły musieliśmy ubarwić i dostosować do smaku łaskawych czytelników i zwolenników kina; niektóre luki — wypełnić fantazją własną, na inne narzucić wzorzysty, że tak powiemy, kobierzec wyobraźni naszych kolegów po piórze.
Sądzimy, że naogół nie popełniliśmy nic zdrożnego i ożywieni najlepszemi zamiarami przystępujemy do dzieła.