Читать книгу Latarnik - Camilla Lackberg - Страница 9
Fjällbacka 1870
ОглавлениеGdy Karl poprosił Emelie o rękę, nie posiadała się z radości. Nigdy by nie pomyślała, że to możliwe. Pewnie, że marzyła. Pięć lat służyła w gospodarstwie jego rodziców. Zasypiając, często miała pod powiekami jego twarz. Zdawała sobie jednak sprawę, że jest dla niej nieosiągalny, a ostre uwagi Edith pozbawiły ją resztki złudzeń. Gospodarski syn nie ożeni się z dziewką służebną, nawet po wpadce.
Karl jej nie tknął. Służył na latarniowcu. Kiedy odwiedzał rodzinny dom podczas urlopu, ledwie mówił do niej kilka słów. Odsuwał się z uprzejmym uśmiechem, gdy przechodziła, w najlepszym razie pytał, co u niej słychać. Absolutnie nie dawał do zrozumienia, że odwzajemnia jej uczucia. Edith nazwała ją wariatką, kazała wybić sobie z głowy takie pomysły i przestać bujać w obłokach.
Ale marzenia mogą się spełniać, a modlitwy bywają wysłuchiwane. Pewnego dnia podszedł i poprosił o chwilę rozmowy. Przestraszyła się, że zrobiła coś głupiego i że każe jej pakować manatki. Tymczasem on stał i wpatrywał się w podłogę. Ciemna grzywka opadła mu na oczy. Musiała się powstrzymać, żeby jej nie odgarnąć. Jąkając się, spytał, czy wyobraża sobie, że mogłaby za niego wyjść. Nie wierzyła własnym uszom. Omiotła go spojrzeniem od stóp do głów, upewniając się, czy nie stroi sobie z niej żartów. Mówił dalej. Powiedział, że chciałby ją pojąć za żonę, i to już jutro. Uprzedził rodziców i pastora, więc jeśli się zgodzi, wszystko zostanie załatwione natychmiast.
Chwilę się zastanawiała, w końcu wyszeptała: tak. Karl pochylił się w ukłonie, podziękował i tyłem wyszedł z pokoju. Dłuższą chwilę stała bez ruchu. Czuła błogie ciepło w piersi i dziękowała Bogu, że wysłuchał cichych modlitw, które zanosiła co wieczór. Potem pobiegła rzucić się w objęcia Edith.
Ale wbrew jej przewidywaniom Edith nie okazała ani zdziwienia, ani zazdrości. Ściągnęła tylko czarne brwi i potrząsając głową, powiedziała, że powinna uważać. Zza zamkniętych drzwi słyszała dziwne rozmowy, głosy raz się podnosiły, raz cichły. Tak było, odkąd Karl wrócił z latarniowca. Był to powrót niespodziewany. W każdym razie nikt spośród zatrudnionych w gospodarstwie nie słyszał, żeby najmłodszy syn gospodarzy miał wracać do domu. Edith przekonywała, że to dziwne. Emelie jej nie słuchała, a jej słowa uznała za znak, że jej zazdrości, że ją spotkało takie szczęście. Odwróciła się do niej plecami i więcej z nią nie rozmawiała. Nie będzie słuchać głupich plotek. Wyjdzie za Karla.
Od ślubu minął tydzień, od dwudziestu czterech godzin mieszkali w nowym domu. Emelie złapała się na tym, że nuci pod nosem. Jakie to wspaniałe zajmować się własnym domem, nawet tak małym i zwyczajnym. Od chwili kiedy przyjechali, bez przerwy sprzątała albo pucowała, wszystko aż lśniło, wszędzie pachniało szarym mydłem. Nie mieli jeszcze zbyt wielu okazji być we dwoje, ale wszystko przed nimi. Najpierw musiał wszystko urządzić. Przyjechał również pomocnik, Julian. Od pierwszej nocy pracowali na zmianę w latarni.
Nie wiedziała, co myśleć o człowieku, który miał z nimi mieszkać na Gråskär. Od chwili gdy przypłynął i wysiadł z łodzi, prawie się nie odzywał. Patrzył tylko na nią. Patrzył tak, że zaczynała się czuć nieswojo. Może jest nieśmiały. Trudno nie być, gdy człowiek nagle się znajdzie w towarzystwie zupełnie obcej osoby. Z Karlem znali się z czasów służby na latarniowcu, tyle się domyśliła, ale będzie potrzebował trochę czasu, żeby się oswoić z nią. A czego jak czego, ale czasu na tej wyspie nie zabraknie. Emelie krzątała się po kuchni. Karl nie będzie żałował, że pojął ją za żonę.