Читать книгу Miłość na Gwiazdkę - Colleen Wright - Страница 6

ROZDZIAŁ DRUGI

Оглавление

No, no, no! – upomniała Jeanne swojego męża Tima, gdy sięgnął ponad dużą kuchenną wyspą swoją wielką spracowaną dłonią po jedno z różowych ciastek, które właśnie polukrowała. Były to wyborne pierniki ozdobione polewą według starego rodzinnego przepisu, który przekazała jej babcia. Skrupulatnie tworzyła z nich kolejne róże. – Mówię ci, jesteś gorszy niż ten pies.

Leżąca przed kuchennym kominkiem na ręcznie tkanym dywaniku Cassie z nadzieją uniosła łeb, po czym znów się położyła z urażoną miną, gdy stało się jasne, że osoba, która wymieniła jej imię, nie ma nawet na tyle przyzwoitości, by podać jej choć kęs czegoś do jedzenia.

– Daj spokój – mruknął Tim. – Naprawdę zauważą zniknięcie jednego małego ciastka?

Uśmiechnął się szeroko, ale Jeanne stanowczo pokręciła głową.

– Matka panny młodej – odparła – zauważy wszystko.

– Powiem jej, że to pies – zadeklarował Tim, znów sięgając po pierniczek.

– Tim – zawołała Jeanne ostrzejszym tonem. – Mówię poważnie.

Za jej plecami rozległo się pobrzękiwanie obroży Cassie, gdy ta usiadła zaalarmowana zmianą w jej głosie.

Tim uniósł obie dłonie, już bez uśmiechu, i odwrócił wzrok, jakby bał się, że każdy drobiazg może wyprowadzić ją z równowagi.

Jeanne poczuła, że wzbiera w niej frustracja. Próbowała obrócić sytuację w żart, ale nie słuchał. A teraz zachowywał się tak, jakby to z nią trudno było się dogadać.

Od razu poczuła też ukłucie. Widok jego wysokiej sylwetki, kręconych szpakowatych włosów i gęstej szpakowatej brody nadal miał taki wpływ na jej serce.

– Przepraszam – powiedziała. – Rano znów przeglądałam rachunki, te ciastka nie są tanie. W sumie to samo masło.

– Tylko to, co najlepsze – mruknął Tim.

Zerknęła na niego, nie wiedząc, czy to tylko niewinna uwaga, czy może przytyk. Takie obrali sobie motto, gdy przeprowadzili się razem do Vermontu, by założyć pensjonat, zostawiając za sobą korporacyjny wyścig szczurów. Na początku musieli podjąć szereg różnych decyzji, gdy przebudowywali starą farmę na pięciogwiazdkowe miejsca noclegowe.

Gont bitumiczny czy taki prawdziwy?

Pościel z bawełny ze splotem tysiąc czy tysiąc pięćset nici?

Tylko to, co najlepsze.

Oczywiście zachowywali rozsądek. Tim zatrudnił paru nastolatków z okolicznych farm, którzy przez kilka tygodni ręcznie wycinali gonty z drewna, co okazało się znacznie tańsze niż zakup u komercyjnego dostawcy. Jeanne zdołała nawiązać kontakt z egipską babcią w fabrycznej dzielnicy Nowego Jorku, która pomogła jej znaleźć hurtowe ceny, co oznaczało, że kupowali pościel wysokiej jakości za mniej niż na wyprzedażach w sklepach.

Działali na rynku pięć lat i właśnie zaczęli uzyskiwać skromny dochód, kiedy w zasadzie pod ich nosem otworzył się Starlight Lodge – dwieście luksusowych pokojów hotelowych zaledwie dwadzieścia pięć kilometrów dalej, z dostępem do stoków na prywatnym zboczu, z salą balową, dwoma basenami i parkiem wodnym dla dzieci.

Z początku się nie martwili, żartowali sobie nawet z tego, że ktoś może mieć „prywatną górę”. Byli zachwyceni, gdy sami otworzyli pensjonat z możliwością uprawiania narciarstwa. Poza tym trwali w przekonaniu, że opracowane z uczuciem do ostatniego szczegółu, szyte na miarę doświadczenie, które oferowali w Evergreen Inn, tak bardzo różni się od molocha na końcu drogi, że nie będą nawet rywalizować o tych samych gości.

Z biegiem lat jednak, gdy ich obłożenie coraz bardziej się kurczyło, Tim zaczął na każdym kroku kwestionować wybory dokonywane przez Jeanne w pensjonacie.

– Czy wszystko, co podajemy, naprawdę musi pochodzić z organicznych hodowli? – pytał. – A gdybyśmy kupili te małe świeczki LED zamiast zużywać tyle prawdziwych?

Każdy mały szczegół, każdy piękny mały szczegół stał się nagle okazją do kłótni. Czasami Jeanne odnosiła wrażenie, że ich kłopoty muszą być jej winą, ponieważ jest rozrzutna, pomimo iż trzymała się budżetów i nocami szukała nowych sposobów, by wycisnąć z nich jeszcze trochę grosza. Niekiedy czuła się taka wściekła, taka opuszczona i samotna, jakby Tim przebył całą tę drogę z nią aż tutaj tylko po to, by zrezygnować z ich marzenia przy pierwszej przeszkodzie.

Niezależnie jednak od tego, jak się czuli, nic nie było w stanie powstrzymać stopniowego topnienia ich skromnych oszczędności. Dwa lata temu wzięli pożyczkę w nadziei, że kilka ulepszeń i sprytna reklama sprawią, iż los się odwróci. Robili, co mogli, lecz rezerwacji jeszcze ubyło. Wszyscy byli zbyt zaaferowani dojazdem do Starlight Lodge, by chociaż na nich spojrzeć.

W tym roku przez cały sezon z trudem płacili bieżące rachunki i ledwie udało im się terminowo spłacać raty pożyczki. Gdy po raz ostatni zajrzeli razem do ksiąg rachunkowych, stanęli przed druzgocącą decyzją – zwyczajnie nie mogli sobie pozwolić na to, by działać dalej po świętach. Nie mogli już dłużej żyć nadzieją. Postanowili, że z końcem roku zamkną pensjonat, a potem postarają się sprzedać, co się da, by pokryć długi, i wrócą do miasta błagać o posady, które porzucali z nadzieją, że to na zawsze.

Nie zaglądałaby do rachunków tego ranka, gdyby nie chciała popłacić tych ostatnich przed końcem roku. Wypisywanie czeków i wprowadzanie kolejnych strat do odpowiednich rubryk pozostawiło pustkę w jej sercu, jakby każdy wypełniony druczek jakimś sposobem wypływał z jej wnętrza.

A Tim doskonale wiedział, o czym mówiła, gdy poinformowała go, że właśnie przeglądała rachunki. Dlaczego więc wybrał tę chwilę, by czynić jej takie uwagi?

Spojrzała na niego z rękawem cukierniczym w dłoni, próbując wyczytać coś z jego twarzy, ale on obszedł wyspę, by podrapać Cassie za uchem.

– Hej – rzucił przez ramię, gdy pies wił się ze szczęścia. – Naprawiłem rano zepsute drzwi do ogrodowej szopy.

– Do szopy? – powtórzyła.

Pokiwał głową.

– Myślałem, że tylko zahaczają o próg – wyjaśnił – i już miałem go wyrównać, gdy uświadomiłem sobie, że to przez krzywe zawiasy. Dobrze, że zauważyłem, bo gdybym zheblował próg, zostałaby szpara na dwa i pół centymetra po naprawieniu zawiasów.

Spojrzał na Jeanne przelotnie, po czym pogłaskał Cassie po biało-karmelowej grzywie.

Jak zwykle, pomyślała Jeanne, obchodzi go tylko jego zadanie, i nic więcej.

– Mówiłam ci o szopie latem – oświadczyła. Te drzwi doprowadzały ją do szału przez cały sezon. Gdy chciała je otworzyć, nie dawały się otworzyć, a gdy chciała je zamknąć, nie zamykały się.

– Wiem – odparł Tim z nutą irytacji. – Nie zapomniałem.

Ona również poczuła przypływ gniewu. Jego talenty budowlańca i majsterkowicza przyczyniły się do tego, że w ogóle mogli otworzyć pensjonat – i utrzymywać się na rynku tak długo. Ostatnio jednak miała wrażenie, że ilekroć czegoś od niego potrzebowała, on był w stodole albo na podwórzu, karmił zwierzęta lub miał jakiś projekt. Dokonywał napraw w miejscu, którego nie byli w stanie zatrzymać.

– Ale dlaczego dzisiaj? – zapytała. – Dwa dni przed świętami?

– Latem robiłem inne rzeczy – odparł, nie ukrywając już frustracji. – Na przykład budowałem tę altanę, bez której nasi goście podobno nie mogli się obejść.

– To była wyjątkowa prośba – oświadczyła. – Na ślub.

– Czyli miałem w ogóle tego nie robić? – zapytał, wstając.

– Moim zdaniem to była strata czasu – zadeklarowała. – Naprawiać szopę ogrodową, skoro latem nas już tu nie będzie.

Miłość na Gwiazdkę

Подняться наверх