Читать книгу Dłużniczka milionera - Dani Collins - Страница 3

ROZDZIAŁ DRUGI

Оглавление

Pieczenie babeczek wydawało się niezłym sposobem na poprawę humoru po bezsennej nocy, spędzonej na użalaniu się nad sobą. Poza tym Cami i tak musiała opróżnić szafki kuchenne z resztek zapasów.

Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, założyła, że to jej sąsiadka Sharma. Z uśmiechem otworzyła drzwi… i powitanie zamarło jej na ustach.

To nie była Sharma. To był on.

W drzwiach jej kawalerki stał sam Dante Gallo w wilgotnej od deszczu granatowej koszuli, podkreślającej potężne barki. Jego szyte na miarę spodnie kończyły się tuż nad brązowymi skórzanymi butami, które musiały kosztować czterocyfrową sumę.

Cami chciała go nienawidzić. Naprawdę. Chciała zamknąć mu drzwi przed nosem… ale mimo kipiącego w niej gniewu coś ją powstrzymało. Pożądanie, którego nienawidziła, ale któremu nie potrafiła pozostać obojętna.

Dante zmierzył ją takim wzrokiem, jakby myślach rozbierał ją z i tak skąpego stroju. Piekarnik rozgrzał jej kawalerkę do iście tropikalnej temperatury, więc przebrała się w bluzkę na ramiączkach i sportowe szorty. Ale teraz, mimo gorąca, Cami poczuła na odkrytych ramionach i udach gęsią skórkę.

Zajrzała Dantemu w oczy, szukając w nich odbicia kłębiących się w niej emocji. Na jego twarzy malowała się jednak wyłącznie pogarda. Rozczarowana, zapragnęła zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Jednak zanim zdążyła to zrobić, głośno zabrzęczał minutnik. Odwróciła się na pięcie i na drżących nogach pomknęła do kuchni, by wyjąć z piekarnika kolejną porcję babeczek.

Zdjęła rękawicę i zamknęła piekarnik. Westchnęła. Co on tu w ogóle robił? Ich wczorajsze spotkanie było dostatecznie nieprzyjemne. Nie życzyła sobie, żeby naruszał jej przestrzeń osobistą, oceniając i krytykując.

Obróciła się i odkryła, że Dante stoi w drzwiach kuchni. Serce zabiło jej jeszcze mocniej, ale nie ze strachu – co samo w sobie było przerażające. Jak to możliwe, że jakaś jej część cieszyła się, że go widzi? Był okrutnym egoistą i szczerze go za to nienawidziła.

Położyła ręce na biodrach.

– Nie jesteś tu mile widziany – oświadczyła.

Dante przerwał krytyczne oględziny jej prawie pustego mieszkania. Cami zauważyła, że ma lekko podkrążone oczy; wątpiła jednak, by to jej zawdzięczał bezsenną noc. Poruszyła się niespokojnie, aż nadto świadoma, że jej sutki są doskonale widoczne pod cienką bluzką.

– Co ty tu robisz? – dodała po chwili milczenia.

– Moja babka chciałaby ci podziękować. – Nie dało się tego powiedzieć z większą niechęcią.

– Czy… – zająknęła się Cami, nagle domyślając się przyczyny jego bezsenności. – Czy wszystko u niej w porządku?

– Owszem, już opuściła szpital.

– To dobrze. – Cami odprężyła się nieco. – Co się stało?

– Astma. Od lat nie miała ataku, więc nie wzięła inhalatora.

Z Cami stanowczo działo się coś niedobrego. Mimo że Dante najwyraźniej nią gardził, w jego głosie pobrzmiewała opiekuńczość, która wydała jej się czarująca. Seksowna.

– Cóż, cieszę się, że wszystko jest już w porządku. Nie wiedziałam, że jest twoją babcią.

– Doprawdy?

Co teraz? Cami zdała sobie sprawę, że jakaś jej część aż do teraz miała nadzieję, że Dante przyszedł ją przeprosić. Cóż za naiwność!

– Nie – odpowiedziała, siląc się na spokój. – Nie wiedziałam. I, zanim zapytasz… Pomogłabym jej, nawet gdybym wiedziała, że jesteście spokrewnieni. W odróżnieniu od ciebie nie uznaję odpowiedzialności zbiorowej.

Powiedziawszy to, Cami odwróciła wzrok. Prawdę mówiąc, sama nie wiedziała, czy jej ojciec jest winny zarzucanych mu czynów. Przyznał się do winy na piśmie, ale jej bratu powiedział, że jest niewinny. A gdyby był winny, to czy ona stawała się współwinna jego kradzieży? Nie miała pojęcia. Ta niewiedza dręczyła ją każdego dnia.

– Skąd miałabym wiedzieć, że jesteście spokrewnieni? – szepnęła, patrząc na swoje bose stopy. – Nawet nie macie tak samo na nazwisko.

– Sycylijki zachowują swoje panieńskie nazwisko – odparł Dante, takim tonem, jakby to była oczywistość. – Poza tym sporo udziela się w mediach. Wystarczyłoby, żebyś wpisała jej nazwisko w wyszukiwarkę, żeby się dowiedzieć o naszym pokrewieństwie.

– A dlaczego miałabym to robić?

– Ty mi powiedz. Dlaczego twój ojciec postanowił mnie zdradzić? Z zazdrości? Dla pieniędzy? Wczoraj mnie rozpoznałaś. Musiałaś sprawdzić, jak wyglądam.

Cami zawstydziła się jeszcze bardziej. Czy już wtedy ją fascynował? Ale jak mogła nie zapragnąć dowiedzieć się czegoś więcej o mężczyźnie, który miał nad nią taką władzę, a zarazem pozostawał tak nieuchwytny?

– Hm, możliwe. – Cami zamierzała nonszalancko potrząsnąć głową, ale udało jej się tylko sprawić, że gumka zsunęła się z luźno spiętych włosów. Sięgnęła, żeby ją poprawić, co zwróciło jego uwagę na jej piersi. To jeszcze bardziej ją onieśmieliło.

Wchodzenie w dyskusję z Dantem było pozbawione sensu. Przekonała się o tym już kilka razy, kiedy była dostatecznie zdesperowana, żeby spróbować się z nim skontaktować… bez rezultatu.

Teraz i tak było lepiej niż kiedyś. Jej brat sam się utrzymywał, choć musiał w tym celu wziąć kredyt studencki. Nawet jeśli nie miała pracy ani miejsca do życia, nie pociągnie go na dno za sobą. Więcej; miała miejsce, w którym mogła się schronić, kiedy los po raz kolejny pokrzyżował jej plany. To znaczyło, że buntując się przeciw Dantemu, nie ma nic do stracenia. Wyprostowała się i uniosła podbródek.

– Oskarżasz mnie, że w jakiś sposób wywołałam u twojej babci atak astmy, żebym mogła jej pomóc?

– Nie. Ale sądzę, że ją rozpoznałaś i postanowiłaś wykorzystać okazję.

– Okazję, żeby uratować jej życie? Tak. Przejrzałeś mnie!

– Okazję, żebym ci wybaczył.

– Nie wydajesz się kimś skłonnym do wybaczania.

– Nie masz pojęcia, kim jestem… Cami.

Słysząc swoje imię z jego ust, Cami zamarła. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Dante uśmiechnął się drwiąco, dowodząc, że jest całkowicie świadom jej reakcji.

W tym momencie zapukała Sharma. Cami z ulgą odwróciła wzrok i poszła otworzyć drzwi.

– Cześć! – przywitała ją z uśmiechem sąsiadka.

Cami zamrugała. Zdążyła już zapomnieć, że spodziewa się jej wizyty.

– Cześć… – bąknęła.

Sharma zmrużyła oczy i przyjrzała jej się uważnie.

– Wszystko w porządku? O, widzę, że masz towarzystwo. – Pomachała do Dantego. – Cześć! Jesteś naszym nowym sąsiadem?

Cami prawie parsknęła śmiechem. Ludzie tacy jak Dante Gallo nie mieszkali w takich miejscach jak to.

– Dante wpadł tylko na chwilę. – Czując, jak się czerwieni, Cami zapakowała babeczki do papierowej torebki i wręczyła Sharmie razem z kluczykami do samochodu.

– Dzięki, że pożyczyłaś mi samochód.

– Nie chcę, żebyś wyjeżdżała. – Shama zrobiła smutną minę. – Co się stało z twoją nową pracą?

– Później ci wytłumaczę – odparła pospiesznie Cami, modląc się w duchu, żeby Sharma nie pytała o szczegóły.

Sharma patrzyła to na Dantego, to na nią, jakby się domyślała, że ma z tym coś wspólnego.

– No dobrze. Miło cię było poznać – rzuciła do Dantego, po czym zwróciła się z powrotem do Cami. – Muszę odebrać Milly z przedszkola. Przyjdziesz się pożegnać, zanim wyjedziesz?

– Jasne.

Kiedy zamknęła drzwi, Cami wróciła myślami do poprzedniej rozmowy z Dantem. Żałowała, że nie może cofnąć tego, co powiedziała. Ale niezależnie od jego gróźb, wciąż była szansa, żeby uratować sytuację. Żeby odwołać się do jego rozsądku. A nawet gdyby jej się nie udało, wciąż chciała mu pokazać, że przynajmniej starała się coś naprawić.


Czekając, aż Cami skończy rozmawiać z sąsiadką, Dante wciąż próbował sobie przyswoić fakt, że jej ojciec nie żyje. Z jakiegoś powodu ta myśl dręczyła go bardziej, niż powinna. Kiedyś, jeszcze zanim ich znajomość przybrała zły obrót, Dante uważał Stephena Fagana za swojego mentora. Jego doświadczenie i wspólna miłość do elektroniki sprawiły, że z czasem zaufał mu bezgranicznie – dlatego tym boleśniej odczuł jego zdradę. Wciąż wierzył, że pewnego dnia usłyszy od niego słowa wyjaśnienia. Że pozna tę historię z perspektywy Stephena… że będzie miał szansę zrozumieć, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej.

To, że Stephen umarł, wcale nie było dobre. Było bolesne, rozczarowujące, niesprawiedliwe. I właśnie wtedy, kiedy próbował pogodzić się z jego śmiercią, ktoś wszedł i oznajmił, że jego babka zasłabła. Wybiegł i kogo zobaczył?

Cami.

Wkrótce potem wymknęła się w ogólnym zamieszaniu, ale przez cały dzień nie przestawał o niej myśleć. A gdy jego babka doszła do siebie, uparła się podziękować młodej damie, która jej pomogła.

Dziesięć lat temu, gdy cała rodzina opłakiwała śmierć jego dziadka, Dante nie odważył się pogorszyć sytuacji, ujawniając przekręt Fagana. To był jeden z powodów, dla których nie podał go do sądu – aby utrzymać babkę i resztę krewnych w nieświadomości co do finansowych kłopotów rodzinnej firmy. Zamiast tego harował w pocie czoła, by przywrócić jej świetność.

Z tego też powodu babka nie mogła wiedzieć, dlaczego nie wierzył w altruizm Cami. Nie mógł jej powiedzieć, że wolałby skręcić jej kark niż zaprosić ją obiad. Z drugiej strony, gdyby nie zgodził się jej odnaleźć, jego babka byłaby zdolna samodzielnie pójść szukać jej po mieście, narażając się na kolejny atak.

Dlatego następnego dnia odnalazł CV Cami i przyjechał pod wskazany adres. Wszedł po schodach zniszczonej kamienicy, zastanawiając się, jak to możliwe, że córka Fagana żyła w takich warunkach, i zapukał do drzwi.

I przepadł! Otworzyła, a jego pole widzenia wypełniła różowa bluzka na ramiączkach, dość kusa, by odsłonić jej dekolt, i dość cienka, by wyraźnie rysowały się pod nią piersi. Czerwone szorty podkreślały zgrabne uda, a kiedy się odwróciła, na widok jędrnych pośladków ślinka napłynęła mu do ust.

Cami z powrotem obróciła się do niego tak, że znów mógł oglądać ją w całej okazałości. Jej uroda była afrontem. Kłamstwem. Zły i sfrustrowany, patrzył, jak krzyżuje ramiona wokół pełnych piersi.

– Nie wiem, jak cię przekonać, że wczoraj nie miałam na myśli nic złego.

– Nie możesz. Mimo to noni chce, żebyś odwiedziła ją w hotelu. Nie w Taborze. W tym, w którym się zatrzymaliśmy.

Cami spojrzała na niego podejrzliwie.

– A ty przyjechałeś wybić mi to z głowy?

– Przyjechałem, żeby cię odwieźć. Ale to prawda, że nie chcę zostawiać jej sam na sam z tobą. Dlatego będę obecny podczas waszego spotkania.

– Ha ha. Bardzo zabawne… – zaczęła, ale umilkła, widząc powagę w jego oczach. Obróciła się i zaczęła wyjmować z piekarnika ostatnią partię babeczek.

– Szkoda, że nie poczekałeś do poniedziałku. Już by mnie tu nie było. Powiedz, że wyjechałam.

Dante obserwował ją bez słowa. Pieczenie babeczek: cóż za swojska, domowa czynność. Ani trochę nie pasowała do tego, jak wyobrażał sobie jej rodzinę: opływającą w luksusy, żerującą na jego własnym pomyśle i ciężkiej pracy. Nic w niej nie odpowiadało portretowi typowego Fagana w jego umyśle. No, prawie nic…

– W odróżnieniu od ciebie, ja nie okłamuję innych ludzi, zwłaszcza moich bliskich.

– Kochasz wbijać mi szpile, co? Kiedy niby cię okłamałam?

Na przykład wtedy, kiedy próbowała mu wmówić, że spłaca dług ojca.

– Nieważne. Nie przyszedłem tu po to, żeby rozdrapywać stare rany. Jestem ponad to.

– Doprawdy? – prychnęła Cami. – To dlaczego mnie zwolniłeś, nie dając mi nawet szansy? Dlaczego powiedziałeś, że to dobrze, że mój ojciec nie żyje? Moja matka zginęła w tym samym wypadku. Czyżby ta informacja też miała sprawić ci radość? – głos załamał jej się lekko.

Dante chciał ją zbyć. Chciał uznać, że dramatyzuje; dowieść, że nie tak łatwo go rozkleić. Mimo to coś ścisnęło go w piersi. Co by nie mówić, utrata rodziców była ogromnym ciosem, na który nie mógł pozostać zupełnie obojętny.

– Nie powinienem był tego powiedzieć – przyznał.

– Nie – zgodziła się Cami. – Nie powinieneś.

Ależ ona miała tupet!

Zgarnęła tacę i szpatułkę i włożyła je do zlewu. Jej brązowe włosy znów wysunęły się z niedbałego kucyka, opadając wokół twarzy w luźnych lokach. Nadało to jej twarzy delikatny, niemal bezbronny wyraz. Dante powtarzał sobie, że to tylko złudzenie. Smutna? Być może. Bezbronna? Na pewno nie. Faganowie zawsze spadali na cztery łapy.

– Słuchaj – powiedział, nieco wytrącony z równowagi. – To miło z twojej strony, że pomogłaś mojej babci, ale nie oddam ci pracy, jeśli o to ci chodziło.

Cami poderwała głowę.

– To był zwykły zbieg okoliczności! – Wrzuciła kilka babeczek do papierowej torebki i podała mu ją. – Masz. Powiedz, że się cieszę, że lepiej się czuje. – Jej ręka wyraźnie drżała.

Dante zignorował podarunek.

– Chce, żebyś przyszła na obiad.

– Mam już plany – skłamała Cami i odłożyła torebkę na blat.

– Nie chcę o tym słyszeć. Załóż jakąś przyzwoitą sukienkę i miejmy to już za sobą.

– Już spakowałam wszystkie sukienki.

– Sugerujesz, że powinienem kupić ci nową? – prychnął ironicznie Dante. Choć, gdyby się nad tym zastanowić, jędrny tyłeczek Cami wyglądałby całkiem nieźle w ołówkowej spódnicy…

– Nie – odparła krótko, przywracając go do rzeczywistości. W jej głosie pobrzmiewała niechęć. Czyżby próbowała udawać urażoną?

– W takim razie czego ode mnie chcesz? Czegoś na pewno.

– A ty masz paranoję. Choć nie, właściwie masz rację. Chcę, żebyś przyznał, że co miesiąc przelewam ci pieniądze.

– Jakie pieniądze?

– Jesteś taki bogaty, że nawet nie zauważyłeś? – Cami minęła go i z rozmachem otworzyła szufladę stojącego pod ścianą biurka. Po chwili zatrzasnęła ją z powrotem. – Hm, zapomniałam, że jest u mojego brata. Facet nazywa się Bernardo, nie pamiętam nazwiska.

– Co jest u twojego brata?

– List! Potwierdzający, że spłacam dług.

– W takim razie dobrze się składa, że nie możesz mi go pokazać.

– Boże, jesteś taki arogancki.

Dante wzruszył ramionami. Słyszał to wiele razy. Po tym, co się stało, odzyskanie wiary w siebie było najtrudniejszym zadaniem. Kwestionował swoją zdolność oceniania ludzi i podejmowania właściwej decyzji, co niemal uniemożliwiło mu dalszą pracę. Doprowadzony do ostateczności, nie miał innego wyboru, jak zaufać swojemu instynktowi. Po latach ciężkiej pracy wyprowadził rodzinną firmę na spokojne wody – i nigdy więcej w siebie nie zwątpił.

– Zostawmy te gierki. Wiem, że masz co do mnie ukryte zamiary. Jakie?

– Nie mam! Naprawdę nie mam. Starałam się o pracę, a ty mi ją odebrałeś. Potem pomogłam miłej starszej pani, która okazała się twoją babcią. A teraz muszę się wyprowadzić i jakoś stanąć na nogi. Znowu.

Dante pokręcił głową.

– Wyglądasz, jakbyś mówiła prawdę, ale twój ojciec też nigdy nie dał mi powodów do podejrzeń. To chyba u was rodzinne. – Powiedziawszy to, całkiem otwarcie otaksował ją spojrzeniem. – Oczywiście, nie miał takich możliwości odwracania uwagi jak ty.

Cami zaczerwieniła się gwałtownie.

– Skąd miałam wiedzieć, że przyjdziesz? Zdaję sobie sprawę, że nie mam za dużo na sobie, ale… nie ubrałam się tak po to, żeby cię uwieść!

– Nie? – Dante zdawał się bawić jej kosztem. Cami aż zaparło dech z oburzenia.

– Jesteś ostatnim mężczyzną, który mógłby mnie zainteresować! – Spróbowała zgromić go spojrzeniem, ale zamiast tego jej wzrok padł na jego umięśniony tors. Gdy z powrotem podniosła wzrok, odkryła, że Dante uśmiecha się lekko. Najwyraźniej jej moment wahania nie umknął jego uwadze.

– Jeśli chcesz porozmawiać o zadośćuczynieniu, zamieniam się w słuch. – Jego głos był niski, chrapliwy.

– Co? – zająknęła się Cami. Serce waliło jej w piersi. Jego głos, zapach, bijące od niego ciepło działały na nią odurzająco.

Zrobiła krok do tyłu, ale napotkała za plecami ścianę. Dante położył ręce po obu stronach jej głowy, nie dotykając jej, ale zamykając ją w potrzasku. Dotknęła jego piersi, chcąc go odepchnąć… ale zamiast tego, zaintrygowana jego ciepłym i silnym ciałem, mimowolnie powiodła rękami po cienkim materiale koszuli.

Jak to możliwe, że tak szybko mu się poddała? Jak do tego w ogóle doszło? Miała ochotę dotykać jego ramion, brzucha, pleców… Wzbierające w niej pożądanie było równie ekscytujące, co niepokojące. Niebezpieczne, ale niemożliwe do powstrzymania.

– Co proponujesz? – Jego głos brzmiał niczym pieszczota.

Cami zadrżała. Miała wrażenie, jakby znalazła się pod wpływem nieznanego narkotyku, który czynił ją bezwolną i pełną euforii. Nie odsunęła się; nie mogła. Jej oddech był krótki, urywany. Mogłaby przysiąc, że czuje na brzuchu jego twardą erekcję. Jego mięśnie były twarde jak stal. Zamiast go odepchnąć, wbiła palce w jego ciało, badając je wbrew własnej woli. Jak to możliwe, że uczynił ją tak bezbronną bez żadnego wysiłku? Nawet jej nie dotykał; to ona dotykała jego, ale i tak nie mogła mu się oprzeć. Czekała z rozchylonymi ustami, aż jego wargi dotknął jej ust. Szorstkie. Gorące.

Gdy nareszcie ją pocałował, przeszedł ją dreszcz. Rozpoznanie. Tak jakby czekała na to przez całe życie. Ta reakcja powinna ją przerazić, ale zamiast tego poddała mu się z westchnieniem ulgi. Pozwoliła, by ich pocałunek trwał i trwał, coraz śmielszy, bardziej namiętny. Nigdy nie posunęła się dalej. Nie chciała. Teraz jednak było inaczej. Czuła się zmysłowa, kobieca… czuła, że żyje.

Zupełnie otwarcie powiodła dłońmi po jego piersi, zachłannie badając kształt muskularnego ciała. Dante warknął i położył dłoń na jej biodrze, przyciskając ją mocniej do ściany. Drugą zacisnął na jej piersi, kciukiem drażniąc wrażliwy sutek. Cami zadygotała, czując w podbrzuszu rozkoszne ciepło. Była boleśnie świadoma jego twardej erekcji, napierającej na nią w najbardziej intymnym miejscu. Kiedy ostatni raz pragnęła czegoś tak pierwotnego i zwierzęcego? Nigdy. Nigdy przed spotkaniem tego mężczyzny, od którego pocałunków kręciło jej się w głowie. Opuściły ją wszelkie opory. Nie przestawaj, błagała w myślach. Chcę więcej.

Dante uszczypnął jej sutki; intensywność tego doznania sprawiła, że ugięły się pod nią kolana. Wsunęła palce w jego włosy i przyciągnęła go mocniej do siebie, sprawiając, że ich pocałunek stał się niemal bolesny. A wtedy on naparł na nią biodrami, z rozmysłem ocierając się o nią, aż zaczęła jęczeć z rozkoszy. Była coraz bliżej. Zamknęła oczy, drżąc z napięcia, w oczekiwaniu na szczyt…

A wtedy Dante odsunął się, zostawiając ją samą pod ścianą.

Cami zamrugała. Jej ciało wręcz błagało o niego. To, co zrobił, było okrutne! Popatrzyła na niego, zdyszana i zdezorientowana; on także był podniecony, ale w jego oczach czaiło się cyniczne rozbawienie, które zapiekło ją do żywego.

– Później skończymy o tym rozmawiać. Ubierz się. Uczesz włosy. Zaraz się spóźnimy.

– Co? – wyjąkała Cami, za wszelką cenę starając się ustać na nogach.

– Twoja propozycja faktycznie jest interesująca, więc myślę, że pozwolę ci się wykazać. Ale moja babka czeka na nas. – Zerknął na złoty zegarek. – Najwyższy czas wychodzić.

– Nigdzie z tobą nie idę.

– Ach, czyli chcesz dokończyć rozmowę teraz? – Wyraz jego twarzy wyraźnie mówił, że będą używali ust w innym celu niż rozmowa.

Dłużniczka milionera

Подняться наверх