Читать книгу Lekarz wojenny - David Nott - Страница 5
Przedmowa
ОглавлениеZjeździłem cały świat, szukając guza. To jak uzależnienie, coś, czemu nie potrafię się oprzeć. Częściowo wynika to z potrzeby wykorzystania mojej wiedzy medycznej i chęci niesienia pomocy ludziom w tak okrutny sposób doświadczonym przez los, a po części z ekscytacji, jakiej dostarcza mi życie na krawędzi i przebywanie w tych potwornych miejscach, w których większość z nas nigdy nie była ani nie chciałaby się znaleźć.
Wojny, najczęściej między sąsiadami, zdarzają się od niepamiętnych czasów, ale odkąd wojenne rzemiosło stało się sposobem na życie, ryzyko śmierci lub odniesienia obrażeń na polu bitwy podejmowali w odległej przeszłości właściwie tylko zawodowi żołnierze. Podczas serii bitew, odbywających się z reguły na jakichś niezamieszkanych terenach, na linii frontu spotykali się wyłącznie uczestnicy starcia. Zmieniło się to w czasie drugiej wojny światowej i od tamtej pory największą grupą poszkodowanych w konfliktach zbrojnych są niewinni cywile.
Wraz ze wzrostem liczby potencjalnych ofiar zaczęto też doskonalić sposoby zadawania im szkód cielesnych lub śmierci. Na szczęście zniszczenia na skalę tych, do których doszło ponad siedemdziesiąt lat temu wskutek zrzucenia dwóch bomb atomowych na Japonię, kiedy setki tysięcy ludzi zginęły od pojedynczej broni masowego rażenia, nigdy się nie powtórzyły. Zamiast tego mamy jednak dziś coraz potężniejsze wyrzutnie rakietowe, broń dalekiego zasięgu, bomby i pociski, powodujące potworne obrażenia. Tak się składa, że wojny zwykle najbardziej dotykają tych, którzy są na nie najgorzej przygotowani – biednych, pozbawionych podstawowych dóbr, żyjących w nieodpowiednich warunkach sanitarnych i bytowych, bez udogodnień uważanych za oczywiste w cywilizacji zachodniej. Wojna często sprawia, że egzystencja, która już jest trudna, staje się wręcz niemożliwa.
Na całym świecie są naprawdę świetni lekarze, pielęgniarze oraz pielęgniarki i na szczęście zawody związane z opieką medyczną są wciąż chętnie wybierane przez przedstawicieli niemal każdej populacji. Jednak sytuacje ekstremalne, takie jak wojny czy klęski żywiołowe, wymagają przekraczania pewnych granic, zarówno tych narzucanych przez okoliczności, jak i wynikających po prostu z ludzkich możliwości. Obrażenia, z którymi ma się wówczas do czynienia, są poważniejsze niż zwykle, trudniej jest udzielać pomocy, ma się do dyspozycji o wiele skromniejsze zasoby. Personel medyczny pracuje wtedy pod znacznie większą presją i w warunkach bezpośredniego zagrożenia nie tylko cudzego, ale i własnego życia. Nawet najlepiej wykształceni chirurdzy, stykający się w normalnej rzeczywistości z trudnymi przypadkami, doznają, tak jak ja, szoku pod wpływem tego, czego doświadczają w strefie wojny. Wypracowanie umiejętności i zdobycie niezbędnego doświadczenia, by poradzić sobie z wyzwaniami, przed którymi staje chirurg urazowy w takich warunkach, zajmują sporo czasu.
Postaram się w tej książce wyjaśnić, dlaczego od ponad dwóch dziesięcioleci zupełnie dobrowolnie podróżuję w bardzo niebezpieczne miejsca, aby pomagać ludziom okrutnie doświadczonym przez wydarzenia, na które najczęściej nie mają wpływu. Pracując między innymi w Afganistanie, Sierra Leone, Liberii, Czadzie, na Wybrzeżu Kości Słoniowej, w Demokratycznej Republice Konga, Sudanie, Iraku, Pakistanie, Libii, Gazie i Syrii, stałem się uczestnikiem konfliktów, które toczyli pomiędzy sobą zupełnie obcy mi ludzie. Czasem miałem do dyspozycji dobrze wyposażone ambulatoria, oddalone od pola walki, a czasem operowałem w skromnie zaopatrzonych szpitalach polowych tuż przy linii frontu, w tak zwanych „surowych warunkach”, gdzie brakuje podstawowych narzędzi i aparatury do prześwietleń rentgenowskich czy tomografii komputerowej.
Zapewne zadajecie sobie pytanie, dlaczego wciąż wracam do miejsc naznaczonych niedolą i cierpieniem. Odpowiedź jest bardzo prosta: aby pomagać ludziom, którzy – tak jak ja i wy – powinni mieć prawo do odpowiedniej opieki w najgorszym momencie swego życia.
Gdy małe dziecko przytrzaśnie sobie palec w drzwiach i płacze, a my jesteśmy jedyną osobą znajdującą się w pobliżu, instynktownie bierzemy je w ramiona i łącząc się z nim w bólu, pocieszamy i zapewniamy, że wszystko będzie dobrze, okazujemy mu miłość oraz czułość. Dzięki uściskowi dziecko zaczyna się czuć bezpiecznie, tak jakby ktoś mu powiedział: „jestem tu, zaopiekuję się tobą i sprawię, że poczujesz się lepiej”.
Pacjentów, którzy w ciężkim stanie trafiają do szpitali znajdujących się na terenach objętych konfliktami zbrojnymi, należy traktować z taką samą empatią, potrzebują oni bowiem pociechy i ochrony przed tym, co się wokół nich dzieje. Podczas pierwszego kontaktu lekarz powinien swoją postawą przede wszystkim wzbudzać zaufanie i pewność, że im pomoże i uśmierzy ich ból.
Nawet codziennej pracy w szpitalu często towarzyszą emocje, a kiedy wokół toczy się wojna, wszyscy stajemy się jeszcze bardziej wrażliwi. Opanowanie i pewność siebie są więc niezwykle pożądane. Dziś rozumiem to lepiej niż kiedyś. Ale należy też pamiętać, że gra idzie o naprawdę wysoką stawkę – w takich warunkach użycie broni jest na porządku dziennym, atmosfera bywa napięta, a prawo pięści często bierze górę nad ustalonymi zasadami. Zdarzało mi się być uczestnikiem wielu bardzo niebezpiecznych sytuacji i mam niewątpliwie dużo szczęścia, że nadal żyję.
Konwencje genewskie zostały ustanowione w celu zapewnienia ochrony zarówno rannym na skutek działań wojennych, jak i tym, którzy niosą im pomoc. W 2016 roku zorganizowałem w Londynie demonstrację przeciwko masowym bombardowaniom szpitali w Syrii i na innych obszarach objętych wojną. Placówki medyczne należy chronić i traktować z szacunkiem. Atakowanie ich i niszczenie nie są zwykłymi występkami – to prawdziwa potworność, popełniane z pełną premedytacją zło, choć jego sprawcy najczęściej uważają je za usprawiedliwione. W pierwszych sześciu latach konfliktu w Syrii dokonano ponad 450 zamachów na szpitale, z czego dziewięć na dziesięć przeprowadzono z inicjatywy rządów Syrii lub Rosji. W niektórych okresach ataki na placówki medyczne odbywały się tam niemal codziennie. Dokonywanie tych okropnych aktów jest oczywistym złem, ale jest nim również zaprzeczanie im.
Kiedy byłem młodym lekarzem, na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, do głowy by mi nie przyszło, by organizować demonstracje, udzielać wywiadów telewizyjnych i apelować o otwieranie korytarzy humanitarnych lub założyć fundację zajmującą się popularyzacją specjalistycznej wiedzy na temat chirurgii urazowej. Jako młody mężczyzna nie zdawałem sobie sprawy z wagi tych problemów. Tym, co nadal łączy mnie z młodszą wersją samego siebie, jest moje walijskie wychowanie i cały szereg innych czynników, które ukształtowały moją osobowość.
Zaangażowanie w prowadzenie kampanii i edukowanie, które stanowią dzisiaj moją siłę napędową, wynikają z wszystkich doświadczeń, ale ostatecznego kształtu nabrały podczas kilku ostatnich lat, kiedy podejmowałem misje humanitarne w Syrii. Od 2012 roku spędziłem tam trzy dłuższe okresy i kilka krótszych, głównie na terenach przygranicznych. Pod wpływem tych wyjazdów moje życie gruntownie się zmieniło. Wreszcie zabrałem się do spisywania wiedzy zdobytej podczas mojej kariery zawodowej i zacząłem dzielić się nią z kolegami po fachu, szczególnie z lekarzami z krajów objętych wojną. Fakt, że w warunkach wojennych budynki szpitalne i personel medyczny nie mogą liczyć na ochronę, stał się dla mnie w tym czasie wyjątkowo irytujący, ale przydarzyło mi się także coś naprawdę cudownego – zaręczyłem się z kobietą, z którą pragnąłem spędzić resztę swojego życia, ożeniłem się i zostałem ojcem.
Od 2012 roku odbyłem misje humanitarne jeszcze w kilku innych miejscach objętych konfliktem zbrojnym, lecz to Syria odcisnęła na mnie w tamtym okresie największe piętno i nieustannie wracam do niej myślami. Wyjazdy do tego kraju za każdym razem niezmiernie mnie ubogacały, ale były też wyjątkowo trudne i niebezpieczne.