Читать книгу Kod Leonarda da Vinci - Дэн Браун - Страница 14

Rozdział 8

Оглавление

Langdon nie mógł oderwać oczu od jaśniejącego purpurą tekstu napisanego pisakiem na parkiecie. Ostatni przekaz od Jacques’a Saunière’a w niczym nie przypominał przedśmiertnego przesłania i przekraczał granice wyobraźni Langdona. Brzmiał on:

13-3-2-21-1-1-8-5

Miano czorta li dolina na video.

Chociaż Langdon nie miał najmniejszego pojęcia, co to mogło oznaczać, zrozumiał przeczucie Fache’a, że pentagram ma coś wspólnego z kultem szatana.

Miano czorta?

Saunière wręcz przywołuje postać szatana. Równie dziwaczny jest ten ciąg liczb.

– Część tego ciągu wygląda jak szyfr numeryczny.

– Tak – potwierdził Fache. – Nasi kryptolodzy już nad tym pracują. Uważamy, że te liczby mogą stanowić klucz i dać odpowiedź, kto go zabił. Może to numer do jakiejś centrali telefonicznej albo identyfikator ubezpieczenia zdrowotnego. Czy liczby te mają dla pana jakieś znaczenie symboliczne?

Langdon raz jeszcze spojrzał na liczby, czując, że musiałby posiedzieć nad nimi kilka dobrych godzin, aby wyciągnąć z tego jakiś symboliczny sens. O ile Saunière w ogóle pisał z taką intencją. Dla Langdona liczby te wyglądały na zupełnie przypadkowe. Był przyzwyczajony do progresywnie rosnących ciągów symbolicznych, które miały choć cień sensu, ale wszystko tutaj – pentagram, tekst, liczby – wydawało mu się zupełnie rozbieżne na poziomie najbardziej podstawowym.

– Wysunął pan wcześniej przypuszczenie – powiedział Fache – że to, co Saunière tutaj zrobił, było próbą przesłania nam jakiejś wiadomości… Na temat kultu Wielkiej Bogini czy coś w tym guście… Jak ta wiadomość wpisuje się w pańską hipotezę?

Langdon wiedział, że pytanie jest retoryczne. Ten dziwaczny komunikat najwyraźniej nie pasował do żadnego scenariusza Langdona dotyczącego kultu Wielkiej Bogini.

Miano czorta li dolina na video.

– Ten tekst wydaje mi się jakąś wskazówką – ciągnął Fache. – Może oskarżeniem. Zgodzi się pan z tym?

Langdon próbował wyobrazić sobie ostatnie minuty życia kustosza Luwru w pułapce, samotnie umierającego w Wielkiej Galerii muzeum. To wydawało się logiczne.

– Przypuszczam, że może to być oskarżenie wysunięte pod adresem mordercy.

– A moim zadaniem jest przypisać tej osobie nazwisko. Pozwoli pan, że spytam, panie Langdon. Pańskim zdaniem, oprócz tych liczb, co jest w tej wiadomości najdziwniejsze?

Najdziwniejsze? Umierający mężczyzna zabarykadował się w galerii, narysował na swoim ciele pentagram i wypisał na podłodze tajemnicze oskarżenie. Co w tym scenariuszu nie jest dziwne?

– Słowa „czort” i „dolina”? – zaproponował nieśmiało pierwszą myśl, która mu przyszła do głowy. Był niemal pewny, że wzmianka o czorcie i jakiejś dolinie raczej nie były ostatnimi myślami umierającego człowieka. „Czort” i „dolina” – to bardzo dziwny zestaw słów.

– Czort i dolina? – W głosie Fache’a słychać było teraz zniecierpliwienie. – Nie wydaje się, by zestaw słów, których użył Saunière, był tu kwestią podstawową.

Langdon nie wiedział, co dla jego rozmówcy jest kwestią podstawową, ale zaczął podejrzewać, że Fache’owi z czortem byłoby całkiem po drodze.

– Saunière był Francuzem – odezwał się Fache sucho. – Mieszkał w Paryżu. A jednak uważał, że tę wiadomość należy napisać…

– Po angielsku – dokończył Langdon, zdając sobie teraz sprawę, o co chodziło kapitanowi.

Fache skinął głową.

– Précisément. Ma pan jakiś pomysł dlaczego?

Langdon wiedział oczywiście, że Saunière mówił bezbłędnie po angielsku, jednak powód, dla którego wybrał ten język, żeby napisać ostatnie w życiu słowa, był dla Langdona absolutnie zagadkowy. Wzruszył ramionami.

Fache raz jeszcze wskazał pentagram na brzuchu Saunière’a.

– To nie ma nic wspólnego z kultem szatana? Wciąż jest pan tego pewny?

Langdon nie był już pewny niczego.

– Nie wydaje się, by istniała jakaś zbieżność między symbolem a tekstem. Przykro mi, ale nie mogę panu więcej pomóc.

– Może to coś nam wyjaśni. – Fache cofnął się do ciała i znów podniósł latarkę świecącą czarnym światłem, a jej promień zatoczył szerszy krąg. – A teraz?

Ku zdziwieniu Langdona wokół ciała kustosza zajaśniał kształt koła. Widocznie Saunière położył się i obrysował kilkoma ruchami dłoni, tak że łuki połączyły się w kształt okręgu.

Jeden błysk i wszystko stało się jasne.

– Człowiek witruwiański. – Langdona wprost zatkało. Saunière stworzył replikę najsłynniejszego szkicu Leonarda da Vinci w naturalnych wymiarach.

Człowiek witruwiański, rysunek Leonarda da Vinci, który uważano za anatomicznie najbardziej poprawny w jego czasach, stał się współczesną ikoną kultury, na całym świecie pojawiał się na plakatach, podkładkach pod myszy komputerowe i T-shirtach. Ten wysoko ceniony rysunek przedstawiał figurę nagiego mężczyzny wpisaną w koło i kwadrat – z rękami i nogami ułożonymi w kształt pozbawionego piór orła z rozpostartymi skrzydłami.

Da Vinci. Langdon zdumiał się. Nie sposób zaprzeczyć, że intencje Saunière’a były jasne. W ostatnich chwilach życia kustosz Luwru zdjął z siebie ubranie i ułożył ciało tak, by tworzyło wyraźny obraz Człowieka witruwiańskiego Leonarda da Vinci.

Okrąg był brakującym ogniwem. Kobiecy symbol ochrony – okrąg wokół nagiego ciała mężczyzny – dopełniał intencji przekazu Leonarda da Vinci – harmonii między pierwiastkiem męskim i kobiecym. Teraz rodziło się pytanie, dlaczego Saunière chciał odtworzyć ten słynny rysunek?

– Panie Langdon – powiedział Fache – taki człowiek jak pan niewątpliwie jest świadom, że Leonardo da Vinci interesował się czarną magią.

Langdon był zdziwiony, że Fache ma taką wiedzę o malarzu; tu z pewnością należało szukać wyjaśnienia podejrzliwości kapitana w odniesieniu do kultu szatana. Da Vinci nigdy nie był wygodnym tematem dla historyków, szczególnie tych związanych z tradycją chrześcijańską. Mimo całego geniuszu tego renesansowego wizjonera był on jawnym homoseksualistą i czcicielem Natury. Ponadto przedziwna ekscentryczność artysty wytwarzała wokół niego aurę demoniczności – da Vinci ekshumował zwłoki, by studiować na nich anatomię człowieka; pisał tajemnicze dzienniki nieczytelnym pismem wspak; wierzył, że ma alchemiczną moc zamieniania ołowiu w złoto, a nawet że potrafi oszukać Boga i stworzyć eliksir życia; wśród jego wynalazków były też przerażające, niewyobrażalne dotąd machiny wojenne i narzędzia tortur.

Niezrozumienie rodzi nieufność, pomyślał Langdon.

Niezliczone prace Leonarda da Vinci, zapierające dech w piersiach dzieła sztuki o tematyce chrześcijańskiej utrwaliły tylko opinię, że artysta był duchowym hipokrytą. Przyjmował setki lukratywnych zleceń papieskiego Rzymu, malował sceny biblijne, lecz traktował je nie jako wyraz własnych przekonań religijnych, lecz jako usługę – sposób zdobywania środków na rozrzutny styl życia. Niestety, Leonardo da Vinci był również żartownisiem, który często robił kawały tym, którzy go żywili. W treść wielu obrazów o tematyce religijnej wplatał ukryte symbole, które nie miały nic wspólnego z chrześcijaństwem – były hołdem dla jego własnych przekonań i subtelnym graniem na nosie Kościołowi. Langdon wygłosił kiedyś wykład w Galerii Narodowej w Londynie na temat: „Sekretne życia Leonarda: symbolika pogańska w sztuce chrześcijańskiej”.

– Rozumiem pańskie obawy – powiedział teraz Langdon – ale Leonardo da Vinci w gruncie rzeczy nigdy nie oddawał się praktykom czarnoksięskim. Był człowiekiem niezwykle uduchowionym, choć w nieustannym konflikcie z Kościołem. – Kiedy wypowiedział te słowa, przez głowę przemknęła mu dziwna myśl. Spojrzał raz jeszcze na litery wypisane na podłodze. Miano czorta li dolina na video.

– Tak? – odezwał się Fache.

Langdon dokładnie ważył słowa.

– Pomyślałem, że duchowo i intelektualnie Saunière’a i Leonarda wiele łączyło, między innymi troska, że Kościół usunął ze współczesnej religii sakralność kobiecą. Może naśladując rysunek Leonarda da Vinci, Saunière chciał dać wyraz łączącemu go z artystą niezadowoleniu, że współczesny Kościół demonizuje Wielka Boginię.

Spojrzenie Fache’a spoważniało.

– Uważa pan, że Saunière określa Kościół „mianem czorta”?

Langdon musiał przyznać, że może posunął się zbyt daleko, a jednak pentagram na jakimś poziomie uprawniał taką myśl.

– Chcę tylko powiedzieć, że pan Saunière poświęcił życie badaniu historii Wielkiej Bogini, a nikt nie zrobił więcej, by wymazać tę historię z pamięci ludzkości niż Kościół katolicki. Wydaje się rozsądne, że Saunière, żegnając się ostatecznie ze światem, mógł chcieć wyrazić swoje rozczarowanie.

– Rozczarowanie? – powtórzył Fache, teraz wyraźnie zły. – W tym przekazie słychać raczej wściekłość, nie rozczarowanie, nie sądzi pan?

Langdon czuł, że jego cierpliwość powoli się wyczerpuje.

– Panie kapitanie, poprosił mnie pan, żebym podzielił się swoimi wrażeniami na temat tego, co Saunière chciał przekazać. I to właśnie czynię.

– Że jest to oskarżenie Kościoła? – Fache zacisnął zęby i mówił, prawie nie otwierając ust. – Panie Langdon, widziałem już niejedną śmierć i coś panu powiem: kiedy człowieka morduje inny człowiek, to na pewno jego ostatnią myślą nie jest wypisanie jakiegoś przedziwnego duchowego credo, którego nikt nie zrozumie. Sądzę, że mordowany człowiek myśli tylko o jednym. – Syczący szept Fache’a ciął powietrze jak nóż. – La vengeance. Uważam, że Saunière napisał to, co napisał, żeby nam powiedzieć, kto go zabił.

Langdon spojrzał na niego ze zdziwieniem.

– Przecież to nie ma żadnego sensu.

– Nie?

– Nie – odparował Langdon zmęczony i sfrustrowany. – Powiedział pan, że Saunière’a napadł ktoś w jego biurze, ktoś, kogo on sam zaprosił.

– Tak.

– Wynika stąd rozsądny wniosek, że kustosz znał swojego napastnika.

Fache skinął głową.

– Proszę mówić dalej.

– A więc jeżeli Saunière znał osobę, która go zabiła, co tu ma być oskarżeniem? – Pokazał na podłogę. – Kod numeryczny? Miano czorta? Dolina na video? Pentagram na brzuchu? To jest zbyt głęboko zaszyfrowane.

Fache zmarszczył brwi, taka myśl nie przyszła mu do głowy.

– Ma pan rację.

– W tych okolicznościach – ciągnął Langdon – powiedziałbym, że jeżeli Saunière chciał przekazać panu, kto go zabił, powinien był napisać czyjeś nazwisko.

Kiedy Langdon wymawiał te słowa, przez usta Fache’a przemknął chytry uśmieszek. Uśmiechnął się po raz pierwszy tego wieczoru.

– Précisément – powiedział. – Précisément.


– Obserwuję pracę mistrza – mówił do siebie z rozbawieniem porucznik Collet, dostrajając sprzęt audio i słuchając głosu Fache’a przez słuchawki. Le agent supérieur. Wiedział, że to właśnie takie momenty jak ten wyniosły kapitana na szczyty francuskich stróżów prawa.

Fache zrobi to, czego nikt inny nie ośmieliłby się zrobić.

W dzisiejszym świecie prawniczym odeszła już w zapomnienie subtelna sztuka cajoler; wymaga wyjątkowego spokoju w napiętej sytuacji. Bardzo nieliczni potrafili zachować zimną krew potrzebną dla tego rodzaju działań, a Fache sprawiał wrażenie, jakby był wprost do tego stworzony. Jego opanowanie i cierpliwość niemalże przekraczały granice możliwości człowieka.

Tego wieczoru wydawało się, że jedyną emocją, która rządzi Fache’em, jest nieustępliwość w dążeniu do rozwiązania, jakby to aresztowanie było jego sprawą osobistą. Odprawa, którą odbył z agentami godzinę temu, była krótka i bezdyskusyjna jak nigdy.

– Ja wiem, kto zamordował Jacques’a Saunière’a – powiedział. – A wy wiecie, co robić. Dzisiejszej nocy nie życzę sobie żadnych błędów.

Jak dotąd żadnych błędów nie było.

Collet nie był wprawdzie w pełni przekonany co do dowodów, które utwierdzały Fache’a w przekonaniu, że ich podejrzany jest winny, ale wiedział, że lepiej nie kwestionować instynktu Byka. Niekiedy wydawało się, że intuicja Fache’a jest niemal nadprzyrodzona. „Bóg szepcze mu na ucho”, orzekł kiedyś jeden z agentów po szczególnie imponującym pokazie szóstego zmysłu Fache’a. Collet musiał przyznać, że jeśli jest w tym ręka Boga, to Bezu Fache musi być na czele jego listy. Kapitan uczęszczał na mszę i do spowiedzi z regularnością neofity – znacznie częściej, niż wynikałoby to z jego obowiązków urzędnika państwowego, który chodzi do kościoła w dni świąteczne w imię dobrych relacji publicznych. Kiedy przed kilkoma laty papież odwiedził Paryż, Fache wykorzystał wszystkie swoje wpływy, by uzyskać zaszczyt audiencji. Zdjęcie z papieżem wisiało teraz w jego gabinecie. „Papieski Byk”, mówili o nim za plecami agenci.

Collet widział w tym ironię losu, że jednym z bardzo nielicznych wystąpień publicznych Fache’a w ostatnich latach była jego ostra reakcja na skandal pedofilii wśród księży katolickich. „Ci księża powinni zawisnąć dwa razy! mówił Fache. Raz za zbrodnie przeciwko dzieciom. I drugi raz za zbrukanie dobrego imienia Kościoła katolickiego”. Collet miał dziwne wrażenie, że drugi zarzut wzbudzał większy gniew Fache’a.

Rzucając spojrzenie na laptopa, Collet poświęcił się teraz drugiej części zadania, które mu zlecono na dzisiejszy wieczór – skupił się na systemie śledzenia GPS. Obraz na ekranie pokazywał szczegółowy plan piętra skrzydła Denona, był to schemat strukturalny ściągnięty z bazy danych biura ochrony Luwru. Prześledził labirynty galerii i korytarzy i znalazł to, czego szukał.

Gdzieś w głębi, w samym sercu Wielkiej Galerii zapalał się i gasł mały czerwony punkcik. La marque.

Fache trzymał dzisiaj swoją ofiarę na krótkiej smyczy. Mądrze. Robert Langdon udowodnił, że jest graczem o pokerowej twarzy.

Kod Leonarda da Vinci

Подняться наверх