Читать книгу Uniwersum Metro 2033 - Denis Szabałow - Страница 2

Оглавление

Prolog

Brudnoszarą ulicą miasteczka, mijając zakurzone widmowe pudełka domów z popękanymi sypiącymi się elewacjami, złowieszczymi ciemnymi wyrwami okien, mijając rozbite zniekształcone i od lat rdzewiejące wraki samochodów, mijając pochylone w różne strony słupy ulicznych latarni ze smętnie kołyszącymi się na wietrze przewodami, posuwała się karawana.

Potężne ciężarówki, rycząc mocnymi dieslami, jechały ostrożnie, sondując drogę między stertami śmieci, kawałków cegieł, które wykruszyły się ze ścian domów, zerwanych przez wiatr łupkowych dachówek.

Z przodu, w patrolu bojowym, jechał transporter opancerzony, kolumnę zamykał tigr z wielkokalibrowym karabinem maszynowym na dachu, a na flankach uwijały się ruchliwe quady z uzbrojonymi po zęby jeźdźcami – podróże przez bezkresne przestrzenie niegdyś wielkiego i potężnego imperium od wielu już lat nie były bezpieczne. Chętnych do złupienia karawany mogłoby się znaleźć aż za dużo, gdyby ta nie miała tak imponujących środków ochrony.

Handel zajmował ważne miejsce na liście dochodów organizacji, do której należała karawana, ta jednak tym razem przyjechała do miasta nie w celach kupieckich.

W naczepach ciężarówek nie było niczego przeznaczonego na sprzedaż, choć to, co leżało w zielonych skrzyniach z różnokolorowymi oznaczeniami, było teraz najcenniejszym i najbardziej chodliwym towarem na rozległych terenach pokrytego promieniotwórczymi ruinami kraju. Broń i amunicja, ciężkie kamizelki kuloodporne i hełmy, środki ochrony indywidualnej – tego wszystkiego karawana miała pod dostatkiem, ale za sprzedaż choćby jednego naboju winnego czekała natychmiastowa i okrutna kara – w organizacji panowała surowa dyscyplina.

Gwarant jej przestrzegania, człowiek, od którego słowa zależało w karawanie wszystko, jechał w ostatnim samochodzie. Ciężkie spojrzenie, uparte fałdy na czole, opuszczone kąciki ust – wszystko świadczyło o tym, że jego charakter był zdecydowany, twardy i nieugięty. Bo jaki mógł być dowódca Pierwszej Brygady Uderzeniowej Bractwa Przybrzeżnego, brygady wykonującej zadania, które były ponad siły pozostałych oddziałów ugrupowania?

A zadania te były poważne i postawił je przed nim osobiście sam Naczelny, i dlatego trzeba było je wykonać w dowolny, skuteczny sposób – w tym przypadku cel całkowicie uświęcał środki.

– Do punktu docelowego pójdziesz okrężną drogą. Zrobisz łuk, współrzędne poznasz w sztabie. – Człowiek, który siedział w gabinecie Naczelnego, słuchał jego poleceń wydawanych w cztery oczy. – Jest tam jedna mała… wspólnota. Nie wiem, czy jeszcze żyją, czy dawno wymarli, sprawdzisz. Powyzdychali, i pięknie. No, a jeśli nie… – Naczelny podniósł się ciężko z masywnego mahoniowego krzesła, opierając się zbielałymi kłykciami o zielone sukno stołu. – To im pomożesz. Skutecznie. W pień, żeby nikogo nie zostało. Rozumiesz zadanie?

Człowiek zerwał się, wyciągając się jak struna pod mrocznym spojrzeniem, podniósł rękę do daszka czapki.

Naczelny kiwnął głową.

– Wykonać. I jeszcze jedno… jeśli to zrobisz, gwarantuję ci stanowisko mojego zastępcy. Nie zrobisz… – jego wzrok zrobił się cięższy – to sam wiesz.

Człowiek wiedział. Niewykonanie rozkazu bojowego było w Bractwie karane okrutnie i bezlitośnie. Śmiercią. A to było polecenie samego Naczelnego! Ogromna odpowiedzialność, ale też niebywała nagroda w razie sukcesu.

Naczelny zawsze działał jednocześnie za pomocą kija i marchewki. Jako wytrawny psycholog rozumiał pewnie, że człowieka trzeba postawić przed wyborem. Albo idziesz w górę, na szczyt, albo spadasz w dół. Trzeciej możliwości nie ma. Bo jeśli wybierzesz trzecią drogę – cichą, spokojną wegetację bez walki, bez dążenia do wznoszenia się w swoim rozwoju coraz wyżej – nie będziesz już Brygadzie potrzebny. Pod leżącym kamieniem woda nie płynie.

Człowiek zgadzał się z tą mądrą maksymą. I ani trochę nie wątpił, że postawione przed nim zadania były na jego siły, w końcu właśnie w takich misjach specjalizowała się Pierwsza Uderzeniowa.

Wykonać rozkaz i otrzymać zasłużoną nagrodę.

Za wszelką cenę.

Innego wyjścia po prostu nie miał.

I dlatego karawana przybyła do miasta.

Żeby zabijać.

Uniwersum Metro 2033

Подняться наверх