Читать книгу Lista życzeń - Devney Perry - Страница 7
ROZDZIAŁ 2
Оглавление26. urodziny: wziąć udział w zajęciach karate
Cole
Poppy Maysen.
Kurwa mać.
Poppy Maysen stoi w moim dojo.
– Cześć, sensei.
– Cześć.
Odwróciłem wzrok od Poppy, by odpowiedzieć mijającemu mnie uczniowi, ale już po chwili moje spojrzenie powędrowało w jej kierunku. Stała zmartwiała przy ścianie naprzeciwko, wpatrywała się we mnie, jakby zobaczyła ducha.
Ile czasu minęło? Pięć lat? Kiedy widziałem ją ostatnim razem, spała na sofie w salonie, trzęsąc się w szponach koszmaru, który sprowadziłem do jej domu.
A teraz stoi tutaj. Ubrana w strój sportowy, czeka na rozpoczęcie zajęć. Moich zajęć.
– Hej, Cole. – Danny, nastolatek z czarnym pasem, klepnął mnie w ramię na powitanie.
Stałem na drodze osób wchodzących do przebieralni i z nich wychodzących, gapiąc się na Poppy jak głupek.
– Hej, Danny.
Oderwałem od niej wzrok i przesunąłem się na bok. Gdy spojrzałem na nią znowu, trwała w zdrętwiałym osłupieniu.
Co dzieje się w jej głowie? Czy chce uciec? Moja twarz pewnie spowodowała napływ złych wspomnień. A to, że stoję i się na nią gapię, w niczym nie pomaga.
Cholera. Zmusiłem się, żeby pójść do szatni. Przechodząc, kiwnąłem głową w stronę Poppy. Nie miałem większych nadziei, że zastanę ją w poczekalni, gdy tam wrócę. Gdyby jednak została, postanowiłem, że podejdę się przywitać. Może te kilka minut pozwoli jej (i mnie) ochłonąć po niespodziewanym spotkaniu.
– Cześć, Cole sensei.
– Cześć, chłopcy. – Przywitałem kilku młodszych uczniów, którzy zawiązywali buty. – Nauczyliście się dziś czegoś nowego?
Jeden przez drugiego zaczęli opowiadać o nowych ciosach, które poznali na zajęciach, choć żaden nie pamiętał ich japońskich nazw. Wyłączyłem się, rzuciłem torbę na ławkę i przeczesałem ręką włosy.
Poppy Maysen.
Co robiła przez ostatnie pięć lat? Co stało się z jej życiem? Nie sprawdzałem, co się z nią działo po tej strasznej nocy, ale teraz tego żałowałem.
Wciąż jest piękna.
Luźne długie miedzianoczerwone fale. Skóra tak nieskazitelna i kremowa niczym roztopione lody, pozbawiona typowych dla rudzielca piegów – poza kilkoma na mostku nosa. I te chabrowe oczy. Absolutnie zniewalające, jak wtedy na ganku. Nigdy nie zapomnę chwili, w której płonący w nich ogień zgasł.
– Cześć, sensei!
– Cześć! – zawołałem za wychodzącymi chłopcami. Miałem nadzieję, że nie powiedzieli nic ważnego, bo nie zarejestrowałem ani słowa.
Cholera. Poppy Maysen.
Co i raz wpadałem na ludzi z przeszłości, ale żadne z tych spotkań nie wstrząsnęło mną tak bardzo. Jeśli się nie opanuję, dam ciała podczas zajęć.
Potarłem twarz, zdjąłem okulary przeciwsłoneczne i szmyrgnąłem je na ławkę. Otworzyłem torbę i pospiesznie zrzuciłem z siebie dżinsy i czarne polo, założyłem gi i przewiązałem się czarnym pasem. Wciągnąłem w płuca powietrze. W szatni przebierało się jeszcze kilku innych facetów, ale stałem odwrócony do nich plecami, potrzebowałem minuty, żeby zebrać myśli.
Czy znalazła sposób na to, by rozpalić ogień, który niegdyś buzował w jej oczach? Bardzo chciałem się tego dowiedzieć. Oczywiście jeśli nie zdążyła uciec, by nigdy już tutaj nie wrócić.
– Do zobaczenia na sali. – Skinąłem głową i otworzyłem drzwi.
Poppy wciąż stała w tym samym miejscu pod ścianą. Obserwowała tłum w poczekalni. Było głośno, bo wszyscy schodzili się przed zajęciami, nie zauważyła, że wyszedłem z szatni. Mimo wyraźnego zdenerwowania miała na twarzy spokojny uśmiech.
Powabna siła.
Poppy wręcz promieniowała powabną siłą. To samo pomyślałem lata temu. Nigdy nie widziałem, by ktoś tak zrozpaczony był jednocześnie tak opanowany. Nie krzyczała, nie płakała, nie oskarżała mnie o nic. Po prostu… trzymała fason. Odkąd pracuję w Bozeman, nie widziałem nikogo innego – gliny czy cywila – kto radziłby sobie z traumą w ten sposób.
Poppy jeszcze mnie nie zauważyła, więc wykorzystałem to i ukradkiem zająłem miejsce obok niej, nachyliłem się i szepnąłem:
– Cześć.
Spojrzała na mnie, przełknęła ślinę i zamrugała. Podczas gdy ja się przebierałem, ona najwyraźniej przygotowała się na nasze spotkanie.
– Cześć.
Cześć. Nawet jej głos robił na mnie wrażenie. Pięć lat temu emanowała bólem. Ale teraz? Brzmiał tak czysto. Nie słychać w nim było miękkości czy lęku. Ani znużenia albo szorstkości. To był najczystszy głos, jaki kiedykolwiek słyszałem.
Nonszalancko wytarłem spocone dłonie i wyciągnąłem do niej rękę.
– Jestem Cole Goodman.
– Poppy Maysen.
Pokiwałem głową.
– Pamiętam.
Wzrok Poppy powędrował w kierunku mojej wyciągniętej ręki i z powrotem do twarzy. Potem, powoli, jej delikatne palce wsunęły się w moje. Gdy poczułem dotyk jej miękkiej skóry, po ramieniu przebiegł mi dreszcz.
Zamarłem, oddech Poppy uwiązł w gardle.
Patrzyliśmy na siebie, nie zwalniając uścisku. Pewnie w oczach otaczających nas ludzi wyglądaliśmy jak wariaci, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Dłoń Poppy wciąż dotykała mojej, a ona nie zrobiła nic, by ją cofnąć.
– Cole! Masz chwilę? – Robert zawołał z biura.
– Jasne! – Przytrzymałem rękę Poppy jeszcze sekundę, a potem ją puściłem i poszedłem w jego kierunku.
Nie cierpiałem każdego kroku, który mnie od niej oddalał.
Robert, mój instruktor i właściciel dojo, siedział przy biurku i przeglądał stos wiadomości. Na nosie chybotały mu się okulary do czytania. Jego włosy zaczęły się przerzedzać w zeszłym roku i w tym tygodniu zszokował nas wszystkich, przychodząc do dojo ogolony na zero. Robert uczył mnie karate od niemal dwóch dekad, zacząłem jeszcze w szkole średniej, jego nowy wygląd wciąż zbijał mnie z tropu.
– Co jest? – Usiadłem na krześle przed biurkiem.
– Możesz zająć się tą nową dziewczyną? Dzwoniła, że chce wypróbować zajęcia dla początkujących, ale jakoś wypadło mi z głowy. A muszę popracować dziś z brązowymi pasami, sprawdzić, kto jest gotowy podejść do egzaminu.
– Nie ma sprawy. – Miałem nadzieję, że nie będzie to dla Poppy zbyt niekomfortowe, bo chciałem spędzić z nią trochę więcej czasu, dowiedzieć się, co porabiała przez ostatnie pięć lat. Zobaczyć, jak podniosła się po tej nocy. A może nawet wykombinować, dlaczego zareagowałem na nią tak mocno po zaledwie trzydziestu sekundach.
– Jak w pracy? – zapytał Robert, odrywając moje myśli od Poppy.
– Zapieprz. W końcu ruszyła nowa jednostka specjalna do spraw narkotyków.
– Dobrze. Najwyższy czas.
Właściwie o wiele za późno. Jako były glina Robert zdawał sobie sprawę, że problem z narkotykami w okolicy staje się nie do rozwiązania. Z biura szeryfa hrabstwa odszedł lata temu, na pełen etat poświęcając się karate, ale handel narkotykami narastał nawet wtedy, kiedy jeszcze służył.
– Czy przynajmniej ten skretyniały komendant mianował cię szefem jednostki?
Wyszczerzyłem zęby.
– Mianował.
Robert uśmiechnął się szeroko.
– Może twój ojciec nie jest jednak taki głupi.
Zachichotałem. Robert i tata nigdy nie przepuścili okazji, żeby z siebie pożartować, nawet jeśli tego drugiego nie było w pobliżu. To ich przyjaźń była powodem, dla którego zacząłem ćwiczyć karate w wieku siedmiu lat – tata lubił zabierać mnie ze sobą na treningi z Robertem.
– Robert sensei? Mogę? – Olivia weszła do biura, ale widząc mnie, zawahała się. – Och, um, cześć, Cole sensei. – Założyła za ucho zabłąkany kosmyk włosów i wlepiła wzrok w podłogę, usiłując ukryć zaczerwienione policzki.
– Czego potrzebujesz, Olivio? – zapytał Robert.
– Ja, uch… – Powierciła się przez chwilę, popatrując to na podłogę, to na drzwi.
Gdy jej oczy spotkały moje, odwróciła się na pięcie i wyszła.
– Jezu – mruknął Robert. – Tylko nie kolejna.
Podniosłem ręce.
– Hej, to nie moja wina.
Nie mogłem nic poradzić na to, że w ciągu ostatniego roku Olivia się we mnie zadurzyła. Ona i jej siedemnastoletnie przyjaciółki. To było cholernie dziwne – część z nich uczyłem od małego – a w dodatku wkurzało Roberta, bo dziewczyny nieustannie zbierały się na tyłach dojo i chichotały.
– Mógłbyś mi pomóc. – Robert wstał z krzesła.
– Jak? Przestać przychodzić? – Nie mogłem nic zrobić z tym, jak działam na kobiety, a za cholerę nie zamierzałem przestać o siebie dbać z powodu kochliwych nastolatek. – Ignoruję je. Ale przecież nie zacznę zachowywać się w stosunku do nich jak fiut…
– No nie – mruknął. – Ale mógłbyś przyprowadzić od czasu do czasu Aly, żeby zobaczyły, że jesteś zajęty.
Nierealne. Nie chciałem jednak na razie informować Roberta, że długo nie zobaczy Aly w dojo, a przynajmniej nie ze mną.
Wstałem i udałem się za nim do poczekalni. Ukłonił się i wszedł do dojo, a ja zatrzymałem się przed Poppy.
– No to zaczynamy.
Kiwnęła głową i uśmiechnęła się nerwowo.
– Świetnie.
– Dziś będziesz ćwiczyć ze mną.
Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Okej.
Bała się mnie czy tylko niepokoiła zajęciami? Zapewne jedno i drugie, ale nie chciałem, żeby czuła się jeszcze bardziej niekomfortowo, więc od razu przestawiłem się na tryb nauczania.
– Kłaniamy się przed wejściem do dojo i przed wyjściem.
– Jasne. – Skinęła głową i odepchnęła się od ściany.
Poszedłem pierwszy, demonstrując odpowiednią technikę. Poppy ruszyła za mną, zachowując jakiś metr odstępu i rozglądając się wokół.
– Stań tam, żeby się pokłonić. – Wskazałem ścianę z tyłu. – Po prostu postępuj zgodnie z instrukcjami Roberta sensei. Potem będzie rozgrzewka. Rób tyle, ile możesz, ale staraj się nie przeholować. Na koniec będziemy ćwiczyć indywidualnie. W porządku?
Pokiwała głową, ale nie spojrzała mi w oczy.
– Poppy. – Podniosła wzrok, kiedy szepnąłem jej imię. – Będziesz się lepiej bawiła, jeśli się odprężysz.
– Właściwie nie jestem tutaj dla zabawy, jestem tutaj… To nie dla mnie. – Energicznie gestykulowała, jej nadgarstki zdawały się kręcić w kółko.
Poppy Maysen mówiła rękami.
Nigdy nie widziałem nic bardziej uroczego.
Nie mogąc ukryć uśmiechu, podszedłem do niej blisko, napawając się zmianą w rytmie jej oddechu. Czuła energię przepływającą między nami tak samo mocno jak ja.
– Jeśli stwierdzisz, że coś jest za trudne, daj mi sygnał. Może zakręć rękami, jak przed chwilą. – Rzuciła mi gniewne spojrzenie, a ja uśmiechnąłem się szerzej. – Spokojnie, tylko się z tobą drażnię.
Podniosła brew.
– Drażnisz się ze wszystkimi uczniami?
– Może. – Nie przestawałem się uśmiechać. – Więc, co…
– Do szeregu! – zawołał Robert.
Poppy zakręciła się i pobiegła ustawić się w linii z innymi uczniami, ja dołączyłem do stojących z przodu instruktorów. Przez cały czas nie spuszczałem z niej wzroku. Poppy bardzo starała się to ukryć, ale też na mnie zerkała.
A w każdym razie do czasu rozgrzewki.
Zanim Robert wrócił do biura, poprosił młodszego instruktora, Danny’ego, żeby poprowadził rozgrzewkę. Gnojek zrozumiał, że dostał wolną rękę, by nas wszystkich torturować. Nie było mi trudno dotrzymać mu kroku – cholera, nawet za bardzo się nie spociłem – ale Poppy i inni po drugiej stronie dojo przedstawiali sobą obraz nędzy i rozpaczy.
Nie dało się zaprzeczyć, że Poppy jest w formie – obcisłe legginsy i równie opięty top nie pozostawiały wiele dla wyobraźni – ale rozgrzewki karate to nie zabawa. Tyle że Danny cisnął zdecydowanie za mocno, nie wytrzymywali nawet niektórzy bardziej zaawansowani uczniowie.
– Wystarczy – mruknąłem, kiedy zapowiedział kolejną serię pięćdziesięciu pompek. Już zdążyliśmy zrobić sto.
– Nie nadążasz, Cole sensei? – Gówniarz wypiął pierś.
– Wystarczy! – zawołałem, obrzucając Danny’ego ostrym spojrzeniem. – Przerwa na łyk wody.
Poppy wstała z podłogi i podeszła do źródełka. Miała zarumienioną twarz, na jej czole perlił się pot, ale, niech mnie diabli, jeśli nie wydawała się przez to jeszcze piękniejsza. Oczami wyobraźni zobaczyłem, jak leży obok mnie w łóżku, zarumieniona po innym treningu.
Kurwa.