Читать книгу Ukochany wróg - Diana Palmer - Страница 3

ROZDZIAŁ DRUGI

Оглавление

Przy stole zapanowała przyjemna atmosfera. Teddi na palcach jednej ręki mogła policzyć wspólne posiłki z udziałem także Kingstona, podczas których nie wbijał jej szpilek, i to śniadanie do nich należało. Miała niejasne wrażenie, że ich napięte relacje zmieniły się na skutek ostatniej rozmowy. W pewnym momencie spojrzała mu w oczy i zaczerwieniła się, na co zareagował nieznacznym uśmiechem.

– Dziewczyny, jak szybko możecie się spakować? – spytał, gdy dopijali kawę.

Teddi zauważyła, że siedzące przy sąsiednim stoliku studentki wręcz pożerają wzrokiem przystojnego brata jej przyjaciółki.

– Mam bilet na popołudniowy lot do Nowego Jorku – odparła pospiesznie.

Kingston uważnie popatrzył na Teddi i najwyraźniej trafnie zorientował się w jej stanie ducha.

– Tego lata oboje postaramy się naprawić naszą relację – zadeklarował. – Na razie nie widzę powodu, abyś pozbawiała Jennę swojego towarzystwa tylko dlatego, że chcesz mi zrobić na złość.

Przyznała mu w duchu rację, ale nie pozbyła się obaw dotyczących pobytu na ranczu, a ściślej, zapowiedzi zmiany nastawienia Kingstona. Zadała sobie w duchu pytanie, do czego mogłoby to doprowadzić, ponieważ nadal źle wspominała to, co wydarzyło się pomiędzy nimi podczas świąt wielkanocnych.

– Mam liczne zobowiązania i… – zaczęła.

– Z pewnością potrafisz wytrzymać bez świata mody przez kilka tygodni – wszedł jej w słowo Kingston i autorytatywnym tonem dodał: – Należy ci się solidny odpoczynek. Jenna wyjawiła mi, że nie tylko nie opuszczasz żadnych zajęć, ale także dorabiasz sobie, i to nawet do bardzo późna. Nawiasem mówiąc, o ile pamiętam, wciąż obowiązuje was ścisły regulamin, który zakazuje przebywania w nocy poza terenem kampusu.

– Teren jest otwarty do północy – zauważyła Teddi, posyłając przyjaciółce karcące spojrzenie.

Jenna przybrała minę niewiniątka.

– Uważam, że powinnaś skorzystać z możliwości odpoczynku podczas wakacji – podsumował Kingston i dodał: – Naturalnie, pod warunkiem że nie będziesz się we mnie wgapiać.

Teddi przeniosła wzrok na Kingstona, żeby ostrą ripostą odpowiedzieć na ostatnią uwagę, ale powstrzymała się na widok jego błyszczących rozbawieniem oczu i łobuzerskiego uśmieszku. Rozbrojona, pozwoliła sobie na uśmiech, który rozjaśnił jej twarz i podkreślił jej piękno. Kingston wpatrzył się w nią tak intensywnie, że zażenowana Teddi odwróciła głowę.

– A zresztą – kontynuował – gdzie poza tym miałabyś je spędzać? Z ciotką nimfomanką czy sama w pustym apartamencie?

– Jeszcze pół godziny temu nie obeszłaby cię informacja, że będę musiała w zoo dzielić klatkę z niedźwiedziem – odparowała Teddi, wyzwalając się z chwilowego zauroczenia Kingstonem.

– Panienko z okładki, przypominam sobie, że kiedyś sprawa niedźwiedzi doprowadziła między nami do arcyciekawej sytuacji.

Teddi poczerwieniała jak burak i unikając zaciekawionego wzroku przyjaciółki, sprostowała:

– Do arcygłupiej sytuacji.

– Proszę cię, zgódź się – powiedziała błagalnie Jenna, włączając się do rozmowy. – Jeśli będziemy razem, to możesz wystąpić w charakterze przyzwoitki, a wtedy Kingston nie zaprotestuje, gdy będę uganiać się po ranczu za Blakelym – dodała ze śmiechem.

– Blakelym? – powtórzył pytająco jej brat. – Chyba nie mówisz o moim brygadziście?

Jenna rzuciła mu ukośne spojrzenie spoza rzęs.

– Owszem, bo interesuje mnie prowadzenie rancza, a od niego mogłabym się dużo dowiedzieć – powiedziała obronnym tonem.

– Ostrzegam, nie interesuj się nadmiernie Blakelym. Mam wobec ciebie inne plany – oznajmił Kingston.

– Niezmiennie próbujesz kierować życiem innych, prawda? – spytała prowokująco Teddi.

Spojrzał jej głęboko w oczy i oznajmił prosto z mostu:

– Uważaj, bo mogę wpaść na pomysł, by wpłynąć na koleje twojego losu.

– Nie warto zaprzątać sobie głowy kimś takim jak ja – zauważyła z przekąsem Teddi, wciąż pamiętając poprzednio wyrażoną opinię Kingstona. – Sierota bez koneksji, z biednej rodziny, modelka o wątpliwej reputacji.

– Do licha, zamilknij wreszcie! – rzucił niecierpliwie i zerwał się na równe nogi. – Muszę dopilnować przeglądu samolotu przed startem. Zabierzcie się do spakowania bagaży.

Wyszedł pospiesznie, jakby go ktoś gonił. Jenna zwróciła się do przyjaciółki:

– O co mu poszło? Wcześniej nie można było tak łatwo wyprowadzić go z równowagi.

– Zaczęłam uprawiać czarną magię – wyznała złowieszczym szeptem Teddi. – Kiedy nie patrzył, dolałam mu do kawy kilka kropli eliksiru. Twój wysoki, złotowłosy brat przemieni się w ropuchę.

Jenna zaniosła się śmiechem, łzy rozbawienia pokazały się w kącikach jej oczu.

– Nie mogę się doczekać Kingstona ze skórą pokrytą zielonymi brodawkami!

Teddi roześmiała się, wtórując przyjaciółce, bo tak absurdalne było wyobrażenie schludnego Kingstona dotkniętego taką przywarą. Nawet gdy pomagał pracownikom, miał nienaganną fryzurę.

Kilka godzin później siedziały w samolocie pasażerskim marki Piper Navajo, zmierzającym do Calgary.

– Nie mogę się doczekać, żeby pokazać ci Blakely’ego, oczywiście dyskretnie – zwróciła się Jenna do przyjaciółki. – Kingston zatrudnił go kilka miesięcy temu, a ja go poznałam, gdy przyjechałam do domu na długi kwietniowy weekend.

– Musi być kimś wyjątkowym – zauważyła Teddi.

– O tak – potwierdziła z westchnieniem Jenna. – Brązowe oczy, rude włosy, zbudowany jak gwiazdor filmowy – z pewnością ci się spodoba. Oby nie za bardzo – dodała nie całkiem żartobliwym tonem. – Jeśli chodzi o wygląd, to nie mogę się z tobą równać.

– Daj spokój, co ty mówisz! – zaprotestowała Teddi. – Jesteś śliczna!

– Kłamczucha z ciebie, ale wcale mi to nie przeszkadza – odrzekła Jenna. Umościła się wygodnie w wyściełanym fotelu. – Kingston bardzo cię uraził? – spytała po chwili, przepraszająco patrząc na przyjaciółkę. – Myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy wygłaszał te obrzydliwe uwagi, a ty stałaś w drzwiach i musiałaś ich wysłuchiwać.

– Nie mam pojęcia, co takiego nagannego, jego zdaniem, uczyniłam, że mnie nie znosi. Zresztą od początku demonstrował wobec mnie niechęć – przypomniała jej rozżalona Teddi.

– To jest zastanawiające, ponieważ wobec innych osób zachowuje się w miarę przyzwoicie – powiedziała z namysłem Jenna. – Cóż, jest arogancki, to prawda, ale w gruncie rzeczy łagodny i życzliwy. Po śmierci ojca pracował dniami i nocami, aby utrzymać nas na przyzwoitym poziomie. Gdyby nie on, majątek mógłby przepaść – podkreśliła i dodała: – Jednak nic nie tłumaczy wrogości Kingstona wobec ciebie. Znając jego nastawienie, zdumiałam się, gdy rano po tym nieszczęsnym incydencie poszedł za tobą.

– Byłam nie mniej od ciebie zdziwiona i zaskoczona – odparła Teddi i wyjawiła: – O mało go nie spoliczkowałam.

– Coś podobnego! I co się stało? Jak on zareagował?

Teddi nie zamierzała wyjawić przyjaciółce, że przez całą drogę powrotną do akademika pozwoliła jej bratu prowadzić się za rękę.

– Uchylił się – wykręciła się.

Jenna roześmiała się perliście.

– Pomyśleć, że chciałaś uderzyć władczego Kingstona! Wcześniej ani razu mu się nie postawiłaś. Jak byłyśmy młodsze i powiedział ci coś nieprzyjemnego, odchodziłaś z płaczem, a on wyżywał się na swoich pracownikach. W rezultacie nerwowo reagowali na twój przyjazd na ranczo.

Teddi poruszyła się niespokojnie na siedzeniu.

– Wiem. Muszę przyznać, że odrzucałam ostatnio twoje zaproszenia, aby uniknąć przebywania w pobliżu Kingstona i niechcący nie przyczyniać się do powstania zamieszania na ranczu. Prawdopodobnie nie pojechałabym z wami na Wielkanoc, gdybym za wszelką cenę nie chciała się pozbyć towarzystwa znajomego Dilly, który mi się narzuca.

– Zdradzisz mi wreszcie, co takiego wydarzyło się w tę nieszczęsną Wielkanoc?

– W twojego brata rzuciłam wiadrem na paszę! – wypaliła Teddi.

Jenna zrobiła wielkie oczy.

– Żartujesz.

Teddi wbiła wzrok we własne kolana.

– To była zwyczajna sprzeczka – skłamała. – Och, spójrz! – wykrzyknęła, wyglądając przez okno. – Chyba przelatujemy nad Albertą.

Jenna wyjrzała przez okno, ale zobaczyła jedynie warstwę chmur. Zerknęła na zegarek. – Być może, ale lecimy już dość długo. Założę się, że to Saskatchewan. Zapytam Kingstona.

Wstała i przeszła do kabiny pilota. Teddi przez chwilę śledziła ją wzrokiem, po czym przywołała wspomnienia wiosennego dnia, kiedy to Kingston wygłosił pod jej adresem o jedną kąśliwą uwagę za dużo, czym ją sprowokował.

Tego dnia Jenna spała dłużej niż zwykle, a Teddi obudziły jasno świecące słońce i odgłosy aktywności dochodzące z podwórza przed stajnią. Włożyła strój jeździecki i pospieszyła do stajni. Zamierzała zwrócić się do Happy’ego, żeby osiodłał dla niej konia. Ten jeden z najstarszych zatrudnionych na ranczu pracowników zawsze trzymał jej stronę. Nauczył ją jeździć konno, ponieważ Kingston stanowczo odrzucił jej prośbę o pomoc w przyswojeniu sobie umiejętności jazdy na koniu.

Niestety, tamtego ranka w dobrze utrzymanej stajni nie zastała Happy’ego, natomiast natknęła się na Kingstona. W chwili, gdy go zobaczyła, ogarnęło ją złe przeczucie. Przybrał charakterystyczną postawę, wskazującą na to, że jest zły. Przechylił głowę na bok i wpatrywał się w nią przez na wpół przymknięte powieki, najwyraźniej z trudem panując nad sobą. Teddi nie była w najlepszym humorze i lekkomyślnie zignorowała te znaki.

– Umiem jeździć konno – oznajmiła kłótliwie. – Happy mnie nauczył.

– Guzik mnie to obchodzi – odparł opryskliwie Kingston. – Moi pracownicy znaleźli świeże ślady niedźwiedzia. Nie będziesz jeździć samotnie po ranczu, zrozumiałaś?! – podniósł głos.

Podczas tego pobytu na ranczu Teddi po raz pierwszy w ciągu ich burzliwej znajomości spróbowała zwrócić na siebie uwagę Kingstona. Odważyła się na nieśmiałe próby nawiązania flirtu, szczególnie zadbała o wygląd. Ku jej zawodowi pozostało to bez echa. Poczuła się wzgardzona i dała upust nagromadzonej złości.

– Nie boję się niedźwiedzi! – wykrzyknęła.

– A powinnaś. – Obrzucił ją wymownym spojrzeniem. – Nie zdajesz sobie sprawy z tego, co niedźwiedź zrobiłby z tym twoim idealnym młodym ciałem.

Zaskoczyły ją te słowa. Wreszcie zyskała jego uwagę, ale paradoksalnie to ją przestraszyło. Odstąpiła krok do tyłu, bo wyraźnie wyczuła, że Kingston jest coraz bardziej zły.

– Przestraszona? – spytał szyderczo. – Pewnie wiesz o seksie więcej niż ja, więc po co udawać? Ilu mężczyzn zaliczyłaś?

To była ta kropla, która przelała czarę goryczy. Tuż koło niej stało wiadro na paszę. Niewiele myśląc, złapała je, aby cisnąć nim w Kingstona. Uchylił się zgrabnie, zanim zdążyło ją zdziwić własne zachowanie, i złapał za nadgarstki. Bezceremonialnie wykręcił jej ręce do tyłu, unieruchamiając ją tuż przy sobie.

– To było głupie – stwierdził groźnie. – Co chciałaś udowodnić? Że nie podoba ci się, kim jesteś?

– Nie wiesz, kim jestem! – wykrzyknęła, patrząc na niego z pretensją w wielkich brązowych oczach.

– Nie? – spytał szyderczo i przyciągnął ją do siebie tak, że jej piersi rozpłaszczyły się na jego torsie okrytym niebieską bawełnianą koszulą.

Wdychała zapach świeżo upranego materiału i męskiej wody kolońskiej. Nigdy dotąd nie znalazła się tak blisko Kingstona.

– Chodzisz koło mnie jak bezdomny kociak – powiedział. – Bluzki z głębokim dekoltem, obcisłe ubrania. Robisz słodkie oczy, kiedy tylko się pojawię. – Puścił jej nadgarstki, śmiało wsunął dłonie pod rąbek bluzki i przeciągnął nimi po jedwabistej skórze. – Chodź do mnie, mała. – Wpatrywał się w nią badawczo, czego zemocjonowana Teddi nie zauważyła.

Kolana się pod nią uginały, piersi nabrzmiały. Zadrżała pod dotykiem dłoni Kingstona, a on przesuwał je po jej plecach, jakby rozkoszował się gładkością skóry.

– Chcę cię całować – wyszeptał gorączkowo, jego oddech owiewał jej usta. – A ty mnie, kochanie? Tak? Pragnęłaś tego przez całe tygodnie, przez lata, odkąd się spotkaliśmy. – Wargi Kingstona poruszały się drażniąco tuż przy jej ustach, dłonie pieściły plecy, zapomniała o dumie, o kontrolowaniu siebie. – Chcesz tego, Teddi?

– Kingston… – wypowiedziała błagalnie, wspinając się na palce.

Odsunął lekko głowę, dłonie zuchwale zsunął na jej pośladki, po czym ponownie przesunął je na plecy.

– Chcesz, żebym cię całował, Teddi? – spytał z krzywym uśmieszkiem.

– Tak – wyszeptała tęsknie. – Proszę…

Zgodziłaby się na wszystko, byle tylko ją pocałował, byle ziściło się to, o czym marzyła – o poznaniu smaku jego pięknie wykrojonych ust.

– Jak bardzo tego pragniesz? – dręczył ją. Pochylił głowę i delikatnie kąsał jej górną wargę, rozpalając ją jeszcze bardziej. – Tęsknisz za tym, kochanie?

– Tak – jęknęła z półprzymkniętymi powiekami, jej ciało omdlewało, kolana się pod nią uginały. – Kingston… proszę… – Była bliska płaczu.

Uniósł głowę i wpatrzył się w jej piękne rysy. Wyraz bólu przebiegł przez jego twarz. Odwrócił się, a ona nie wiedziała z jakiego powodu. Czy walczył o odzyskanie nad sobą kontroli? – zadała sobie w duchu pytanie, ale szczerze w to wątpiła. W każdym razie gdy ponownie się do niej zwrócił, jego twarz nie odzwierciedlała emocji.

– Może na twoje urodziny – rzucił aroganckim tonem – albo na Gwiazdkę. Teraz jestem zajęty – dodał ze śmiechem.

Teddi stała nieruchomo, zdezorientowana i zawiedziona.

– Jesteś nieludzki, zimny jak…

– Tylko przy kobiecie, która nie potrafi mnie rozpalić – wpadł jej w słowo. – Nie do wiary! Tak bardzo tego potrzebujesz, że byłabyś gotowa oddać się mężczyźnie, który budzi w tobie nienawiść.

Bezradna, patrzyła za nim, jak odchodził. Zranił jej dumę i tamtego dnia przysięgła sobie, że więcej nie pozwoli mu się upokorzyć. Udało się jej unikać go do końca pobytu, a gdy wraz z Jenną wchodziły na pokład samolotu, którym obie miały polecieć do Connecticut, nawet na niego nie spojrzała.

Westchnęła, patrząc na chmury za oknem. Wielokrotnie wspominała moment dotkliwego upokorzenia i zastanawiała się, czy kiedykolwiek potrafi o nim zapomnieć. W dodatku obudziły się upiory z przeszłości, prawdziwy powód jej oziębłości wobec mężczyzn. Jak na ironię, Kingston był jedynym, któremu pozwoliła się do siebie zbliżyć, a spotkała się z odrzuceniem i pogardą. Nie miał pojęcia o tym, że dla Teddi inni mężczyźni byli odstręczający.

– Saskatchewan – oznajmiła z zadowoleniem Jenna, siadając z powrotem obok przyjaciółki. – Zachodnia część, więc niedługo powinniśmy dotrzeć do domu – dodała i uważnie przyjrzała się przyjaciółce.

– Szukasz ukrytych zalet? – sprowokowała ją Teddi.

– Spytałam Kingstona o wiadro, którym w niego rzuciłaś – odparła z wahaniem.

– No i? – ponagliła ją Teddi, starając się, aby jej głos zabrzmiał neutralnie.

– Byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie otworzyła ust – odrzekła z westchnieniem Jenna. – Czasami przychodzi mi do głowy, że on nie śpi po nocach, aby wymyślać nowe słowa, którymi mógłby mnie zaszokować.

Teddi przeniknął zimny dreszcz. Splotła dłonie na kolanach i zamknęła oczy. Najwyraźniej Kingston, podobnie jak ona, nie życzył sobie, aby mu przypominano o tamtym wydarzeniu. W sumie to dobrze, skoro jasno sformułował, jak bardzo jej nie znosi, a wręcz nią pogardza.

Gray Stag, posiadłość rodziny Devereaux, rozciągała się w dolinie u podnóża Gór Skalistych, niedaleko Calgary. Dom utrzymany w stylu francuskiego château, był obszerny i rozłożysty. Prowadził do niego długi, kolisty podjazd, po którego obu stronach rosły dorodne jodły. Łąki z obficie kwitnącymi polnymi kwiatami kontrastowały z majestatycznymi górami o szczytach pokrytych śniegiem. Na terenie posiadłości znajdował się kort tenisowy, basen z podgrzewaną wodą, a także wypielęgnowany ogród, przedmiot dumy starego ogrodnika.

Kingston posadził samolot na prywatnym pasie do lądowania w pobliżu hangaru, obok którego stał zaparkowany biały mercedes. Drobna siwowłosa kobieta w modnym szarym spodnium zaczęła machać do nich ręką, gdy tylko pojawili się w drzwiach samolotu.

– Mama! – wykrzyknęła Jenna i puściła się pędem, aby jak najszybciej się znaleźć w szeroko rozłożonych ramionach, zostawiając za sobą brata i przyjaciółkę.

– Pomyślałby ktoś, że nie było jej dwa lata, a tymczasem minęły tylko dwa miesiące – zauważył zgryźliwie Kingston.

– Miło mieć matkę, do której można się przytulić – powiedziała Teddi, która niezmiennie odczuwała brak rodziców. W jej głosie zabrzmiała nuta żalu.

Niespodziewanie Kingston położył jej delikatnie dłoń na karku.

– Niewiele zaznałaś miłości w swoim życiu, prawda? – spytał łagodnie. – Jennie jej nie zabrakło, oboje z matką postaraliśmy się o to.

– To widać – zgodziła się, myśląc o ciepłym, szczerym uśmiechu przyjaciółki. – Jest bardzo otwartą osobą.

– Moje przeciwieństwo – orzekł Kingston, zwężonymi oczami spoglądając przed siebie. – Nie obchodzą mnie ludzie.

– Zwłaszcza ja – mruknęła pod nosem Teddi.

– Nie wkładaj mi w usta słów, których nie wypowiedziałem. Na dobrą sprawę wcale mnie nie znasz. Nie zbliżyłaś się na tyle, aby mieć tę możliwość.

– Raz podjęłam próbę – przypomniała mu z goryczą.

– Tak – przyznał, spoglądając na zwróconą do niego profilem Teddi. – Zostawiło blizny, co?

Wzruszyła ramionami, żałując, że jej się to wymknęło.

– Każdy ma prawo czasem się wygłupić.

– Wiele razy od tamtego czasu zastanawiałem się, co by się wydarzyło, gdybym wtedy się nie wycofał – wyjawił cicho, zwalniając kroku, bo zbliżyli się do Jenny i pani Devereaux.

Serce Teddi zabiło trwożnie.

– Walczyłabym z tobą – oznajmiła z prowokującym spokojem.

Na ustach Kingstona pojawił się krzywy uśmieszek.

– Zdobyłaś wystarczające doświadczenie, by wiedzieć, co dzieje się z mężczyzną, gdy opiera mu się kobieta, której pożąda, prawda?

– Czy nie dawałeś mi do zrozumienia, że spałam z połową mężczyzn w Nowym Jorku? – odgryzła się. – Może jednak ty mi powiedz, co takiego się dzieje.

– Doprawdy nie wiem, co o tobie myśleć – przyznał. – Kiedy sądzę, że cię rozszyfrowałem, dajesz mi do rozwiązania kolejną zagadkę. Powinienem ci się uważniej przyjrzeć, misiaczku.

Spojrzała na niego z gniewem.

– Nie nazywaj mnie tak.

– Nie podoba ci się? Jesteś milutka jak dziecięca przytulanka – zauważył ironicznie.

Zaczerwieniła się jak nastolatka i zezłościła na samą siebie, że reaguje na jego kpiny i złośliwości, okazując bezradność. Jak zazwyczaj dążył do tego, aby ją upokorzyć i onieśmielić. Podczas tego pobytu nie pozwoli mu na to, nie tym razem, obiecała sobie w duchu.

– Nie łudź się, że mnie kiedykolwiek przytulisz – odpaliła.

– Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien. – Wyciągnął papierosa i zapalił go, nie spuszczając z niej wzroku. – Błagałaś mnie o to tamtego ranka w stajni.

Zżymając się, że znowu przypomina jej o chwili słabości, zamknęła na moment oczy.

– Jesteś doświadczony w tych sprawach…

– A czego się spodziewałaś? Potrafię obchodzić się z kobietami, mała Teddi, i byłaś bardzo bliska, żeby się o tym przekonać. Mogę stracić głowę, gdy kobieta mnie kusi. O mało do tego nie doprowadziłaś, wiemy to oboje. Te prowokacyjne spojrzenia, głębokie dekolty, obcisłe ciuszki mówiące: jestem gotowa.

– Nie umiem powiedzieć, jak bardzo mi przykro z powodu tego, co się wydarzyło – oznajmiła Teddi. – Czy moglibyśmy o tym zapomnieć? Nic ci z mojej strony nie grozi. Nie będę z tobą flirtować.

– Szkoda – stwierdził sucho. – Pomyśleć, że żyję w ciągłym strachu, czy któraś z was, bezwzględnych miejskich dziewcząt, mnie nie uwiedzie.

Czy on ze mną flirtuje? – zadała sobie w duchu pytanie Teddi. Nie zdążyła się tego dowiedzieć, ponieważ zbyt blisko podeszli do Jenny i jej matki, wyraźnie szczęśliwej z widoku córki.

– Koniec świata musi być bliski – zauważyła ze śmiechem Mary Devereaux – skoro wygląda na to, że wy dwoje po raz pierwszy się nie kłócicie. – Przyjrzała się bystro synowi. – Naprawdę widziałam, jak się do niej uśmiechałeś?

Kingston zrobił ponurą minę.

– To był skurcz mięśni – odparł.

– Oczywiście. – Mary roześmiała się i uściskała z czułością Teddi. – Cieszę się, że tu jesteś. Kingston poza domem przez większość czasu, Jenna nieoczekiwanie zainteresowana prowadzeniem rancza. – Pani Devereaux rzuciła córce wymowne spojrzenie. – Już się bałam, że spędzę to lato samotnie. Mam nadzieję, moja droga, że nie odkryjesz w sobie żyłki ranczera?

– Och, nie zanosi się na to – odrzekła ze śmiechem Teddi.

– Bogu dzięki – odparła z westchnieniem Mary. – Pojedziemy? Mam ochotę na filiżankę kawy. Kingston, poprowadzisz?

– A kiedy ostatnio ty mnie gdzieś zawiozłaś? – zapytał, przekomarzając się z matką.

– Niech się zastanowię. – Mary ściągnęła brwi. – Miałeś sześć lat i musiałam zabrać cię do dentysty, bo wdałeś się w bójkę z małym Sammym Blainem.

Teddi skryła uśmiech i objęła przyjaciółkę, podchodząc do tylnych drzwi samochodu. Przyjemnie było czuć się częścią rodziny, nawet przez złudną chwilę.

Ukochany wróg

Подняться наверх